Niektóre choroby są naprawdę niebezpieczne, mogą zniszczyć nie tylko zdrowie, ale i życie. Na jedną z nich miałam pecha się natknąć… Bartek nigdy nie chorował, więc kiedy zaczął delikatnie pochrząkiwać i obmacywać sobie szyję, nie zwróciłam na to uwagi. Powiedziałam, żeby przestał się wiercić, oglądaliśmy akurat film, jak zwykle leżąc przytuleni, więc każdy ruch Bartka przekładał się na moje zaburzenia widzenia. Kiedy drugi raz nie uchwyciłam sensu napisów, podniosłam głowę i spytałam, czy film mu się nie podoba, czy może ma owsiki. Normalnie by się uśmiał, ale teraz ledwie zwrócił uwagę na to, co mówię.

Myślałam, że się przeziębił

– Gardło mnie boli – wymamrotał niewyraźnie, kontynuując badanie palpacyjne.

Wyglądało mi to na próbę samoduszenia, Bartek łapał się za szyję, a jego palce pozostawiały na skórze białe ślady, które po chwili robiły się czerwone.

– Co robisz, będziesz miał siniaki – mruknęłam ostrzegawczo. – I jak będziesz wyglądał? Co ludzie powiedzą, wyjdę na sprawczynię domowej przemocy.

– Nie wygłupiaj się – sapnął Bartek – naprawdę mnie boli, chyba mam powiększone migdałki. Mamy coś na gardło?

Nie mieliśmy, oboje nie byliśmy skłonni do przeziębień, więc w domowej apteczce przechowywałam tylko paracetamol na wypadek niespodziewanego bólu głowy. Regularnie wyjadała go nam moja przyjaciółka Hanka, osoba delikatna i skłonna do migren.
Przyniosłam opakowanie Bartkowi, spróbował prewencyjnie zażyć tabletkę, ale okazało się, że ma kłopoty z przełykaniem. Wypluł wszystko do umywalki i spojrzał na mnie z autentycznym przerażeniem.

– Chyba mi gardło spuchło – jęknął. – A jak nie będę mógł oddychać?

Byłam zaniepokojona

Przestraszyłam się, o reakcjach alergicznych każdy słyszał. Co prawda Bartek nie był na nic uczulony, ale czy to do końca wiadomo? Podobno niektóre alergie ujawniają się nawet po czterdziestym roku życia. Nigdy nie umiałam nic przed nim ukryć, teraz też wyczytał z mojej twarzy, że myślę o rzeczach ostatecznych, i od razu gorzej się poczuł.

– Kręci mi się w głowie – oparł się mocno o umywalkę, pewnie było mu słabo, tylko nie chciał się przyznać.

Coś musiałam zrobić, i to natychmiast, przyszło mi do głowy tylko jedno – poleciałam do lodówki i wyciągnęłam opakowanie mrożonych brokułów.

– Przyłóż to do karku – poleciłam Bartkowi.

– Pomoże?

– Nie wiem, ale na pewno nie zaszkodzi. Usiądź i przykładaj, a ja zadzwonię na numer alarmowy.

– Po karetkę? – przestraszył się Bartek. – Nie przesadzajmy, aż tak źle ze mną nie jest. Wolałbym najpierw porozmawiać z Aleksandrem, może on coś doradzi.

Zadzwoniłam po wujka

Aleksander był młodszym bratem mojego ojca, nie pozwalał mówić do siebie „wuju”, twierdził, że jest na to za młody i nie ma wąsów. Lubiłam go, ale w tak dramatycznej chwili całkiem zapomniałam, że jest lekarzem. Co prawda dermatologiem, ale zawsze.
Zadzwoniłam. Na szczęście był w domu i jeszcze nie spał. Zreferowałam, co się dzieje, i poprosiłam o pomoc.

– Wygląda mi to na zwykłą anginę, jednak skoro pacjent panikuje, to nie ma zmiłuj, przyjadę i obejrzę to nieszczęsne gardło. Szczerze mówiąc, bardzo mi się nie chce, będziesz mi wisiała przysługę, bratanico.

– Aleksandrze, lekarz z powołania nigdy by tak nie powiedział – rzekłam z powagą. Zawsze tak gadaliśmy, oboje lubiliśmy się podroczyć.

– Jestem tylko prostym dermatologiem – odparł ze smutkiem Aleksander – ale skoro wzywasz, to pospieszę przez mrok nocy do twojego narzeczonego. A propos, kiedy zamierzacie wziąć ślub? Nie dla siebie pytam, dla nieszczęsnego brata mego.

– Nigdy – warknęłam. – Pośpiesz się, bo Bartek naprawdę źle się czuje.

Pół godziny później witałam Aleksandra w przedpokoju, referując szybko i po cichu wydarzenia wieczoru.

– Dlaczego tak szepczesz? – zainteresował się Aleksander.

– Nie chcę, żeby Bartek słyszał, dopiero co udało mi się go uspokoić i skłonić, by nie sterczał w łazience, tylko położył się do łóżka. Jak ma mdleć, to na leżąco, będzie mniej strat.

Nie patrzył mi w oczy

Alek pogratulował mi zimnej krwi i kazał się prowadzić do chorego. Nie wiem dlaczego nabrałam podejrzeń, że się zgrywa, chociaż minę miał śmiertelnie poważną. Bartek ucieszył się na jego widok i od razu powiedział, że już lepiej się czuje.

– Nic mi nie jest – zapewniał faceta, który późnym wieczorem pokonał dla niego pół miasta. Zapomniał już, jak jęczał i panikował, wróciła mu odwaga.

Nie dałam się wyrzucić z pokoju na czas badania, usiadłam w kącie i patrzyłam. Aleksander kazał powiedzieć Bartkowi „aaa”, obejrzał gardło i pokiwał głową.

– Angina jak złoto, chyba że… Pokaż no się, bracie.

Obmacał Bartka bardzo starannie, sprawdzając stan węzłów chłonnych, również w pachwinach. Wyglądało to zabawnie, a mój chłopak miał bardzo głupią minę.

– Gorączka jest? – spytał Aleksander, przybierając nieprzenikniony wyraz twarzy.

– Jest – odparliśmy.

Aleksander bez słowa poszedł do łazienki, dokładnie umył ręce i oznajmił, że teraz zbada mnie.

– Bartek choruje na mononukleozę zakaźną, mogłaś też to złapać. Wiem, że twoja odporność jest legendarna, ale pozwól, że sprawdzę. A…, wszystko w porządku. Naprawdę jesteś niezniszczalna, ciekawe, skąd ci się to wzięło.

– Mononukleoza to angina? – dopytywał się Bartek, już uspokojony, wyraźnie w lepszej formie. Leżał oparty o poduszki, z policzkami zaróżowionymi od gorączki.

– Nie, ale objawy są podobne. To choroba wirusowa, przenoszona… – Aleksander zerknął szybko na mnie – przez ślinę.

Nic mi to nie powiedziało, byłam zbyt zajęta rozmową z Aleksandrem, a ulga, że Bartek nie jest poważnie chory, przyćmiła mi mózg. Tymczasem nasz domowy doktor zapewnił, że chory najpóźniej za dwa tygodnie wydobrzeje, nie potrzeba nawet leków, organizm sam zwalczy wirusa. Poprosił, żebym uważała i starała się nie zarazić, co miało polegać na unikaniu kontaktu ze śliną Bartka.

– Na przykład w kuchni – rzekł Aleksander.

Wkładając kurtkę, wyraźnie unikał mojego wzroku. Dziwne.

 – Wykluczam picie z tej samej szklanki. Zresztą, wiesz najlepiej, co masz robić.

Mogła go zarazić tylko kochanka

Zmył się tak szybko, że nawet nie pogawędziliśmy w stylu, jaki oboje lubiliśmy. Jego pośpiech złożyłam na karb zmęczenia. Zrobiło się późno, a Alek następnego dnia musiał iść do pracy. W ramach profilaktyki pościeliłam sobie na kanapie, a ponieważ Bartek zasnął, postanowiłam dokończyć oglądanie filmu. Jakoś tak przy napisach końcowych dotarło do mnie, co powiedział Aleksander. Żeby zachorować na mononukleozę, trzeba mieć kontakt ze śliną chorego. Ja byłam zdrowa, więc kto zaraził Bartka?!

Internet usłużnie poinformował mnie, że mononukleoza nazywana jest chorobą pocałunków, bo zwykle w ten sposób się przenosi. Jasne, można pić z jednej szklanki i gryźć wspólnie jedną kanapkę, ale ten sposób wydał mi się naciągany. Pozostawały pocałunki. To dlatego Aleksander tak dziwnie się zachowywał i starał jak najszybciej zejść mi z oczu. Bał się pytań. Dalej przeczytałam, że choroba wylęga się nawet dwa miesiące i zaczęłam przypominać sobie, co robił Bartek w ostatnim czasie. W grę wchodził tylko dwudniowy, obowiązkowy wyjazd integracyjny z pracy, na który pojechał bardzo niechętnie i z którego wrócił tak skacowany, że żal brał patrzeć. 

Twierdził, że zrobiła mu to cholerna, obowiązkowa integracja. Uwierzyłam bez zastrzeżeń, bo Bartek nie należał do facetów wlewających w siebie duże ilości napojów wysokoprocentowych. Wyjazd przeminął, a dwa miesiące później wyskoczyła mononukleoza, widoczne piętno zdrady! Był tak skacowany, że niczego nie pamiętał Nie wiedziałam, co mam zrobić z tą informacją, chodziłam z kąta w kąt, aż nogi same zaniosły mnie do Bartka. Leżał sobie wygodnie, przeglądając informacje na tablecie, umościł się przytulnie i był z siebie tak zadowolony, że zapomniałam o skrupułach i ostrożności.

– Z kim mnie zdradziłeś na wyjeździe?!

Albo był w szoku, albo udawał

Oderwał się od tabletu i zamrugał, jakbym poraziła go światłem.

– Nie udawaj, że nie rozumiesz, dowodem jest mononukleoza. Nie złapałeś jej ode mnie, więc od kogo?!

Powiedział, że nie wie. Przynajmniej szczerze, ale to mnie nie zadowoliło.

– Mam sprawdzić, kto w waszej firmie brał ostatnio zwolnienie na tę samą chorobę?

Nie przestraszył się, nawet jakby zaciekawił.

– A mogłabyś? Albo czekaj, lepiej zadzwonię do Jędrka, on się dowie.

Zrobił to przy mnie, nie dbając o tajemnicę. Chyba naprawdę nie wiedział, z kim się przespał, wrócił tak skacowany, że było to bardzo prawdopodobne. Dwie godziny później zadzwonił Jędrek. Aby uniknąć mataczenia, poprosiłam Bartka, żeby włączył telefon na głośno mówiący.

– Franek poszedł na zwolnienie, chyba ma anginę. Mówił, że boli go gardło.

Bartek zbladł i rozłączył się, nie dziękując kumplowi.

Niedobrze mi – jęknął. – To niemożliwe. Piliśmy razem, więcej nie pamiętam.

Uspokoiłam go, że zawinić musiała wspólna szklanka. Bo jak inaczej? A jeśli…? Nie, to na pewno była wspólna szklanka.