Mówią o mnie, że poluje na mężczyzn. Zakładam sidła na tych, którzy są niby niedostępni – mężczyzn zaangażowanych w swój związek. Świetnie. Ale co powiedzieć o tych, którzy nie tylko chcą zostać złapani, ale sami zakładają sidła na łowców? Właśnie w taką pułapkę wpadłam ostatnio.

Możecie myśleć, że próbuję oczyścić swoje imię, że się tłumaczę. Ale nie, naprawdę nie chciałam nikomu podebrać męża. Tak jak zając złapany przez myśliwego, najpierw włożyłam głowę w szeroką i na pozór niewinną pętlę, a potem zrobiłam krok dalej. A potem kolejny i jeszcze jeden... Aż w końcu zdałam sobie sprawę, że nie mogę oddychać.

Nie zamierzałam się w to pakować

– Powiedz mi Magda. Wszystkie kobiety są takie? – zapytał mnie pół roku temu, Marek, kumpel siedzący biurko obok.

– Jak to? – zapytałam, ledwo odrywając wzrok od komputera, bo akurat robiłam istotną prezentację.

– Ach, nieważne. Po prostu... z moją żoną jest chyba coś nie tak.

Nie zważając na to, czy jestem ciekawa jego wyznań, kontynuował:

– Dbam o nią, spełniam wszystkie jej fantazje – na przykład kupiłem jej nowy samochód. Każdy weekend jedziemy na wycieczki poza miasto, a Elka... Ciągle na mnie narzeka, traktuje mnie jak... jak dżina z lampy, którego jedynym zadaniem jest spełnianie jej poleceń. Ale sama nic od siebie nie daje. Nie chce nawet mieć ze mną dzieci – w tym momencie Marek mocno westchnął. – Mam przeczucie, że... ma kogoś.

Zdziwiło mnie to, co mi powiedział, bo do tej pory nasze rozmowy ograniczały się tylko do krótkich uwag na temat pogody czy nastroju szefa.

– Eee... no... Może źle odczytujesz jej zachowanie? – wydukałam, czując się niezręcznie z powodu jego szczerych wyznań.

– Że co?! – wrzasnął. – Przejrzałem jej telefon. Elka jest tak pewna siebie, że nawet nie usuwa wiadomości od tego gościa! "Czekam", "Tęsknię", "Kocham" – takie smsy tam znalazłem. – I co ja mam teraz zrobić?

Marek uważał, że żona go oszukuje

Aż mnie zatkało. To, co opowiadał Marek, to było... moje życie. Przecież właśnie niedawno się rozwiodłam. Powodem było to, że zobaczyłam, że mój mąż pisze maile do jakiejś "Myszki". Właśnie miałam jakieś kłopoty z moją skrzynką mailową, a musiałam szybko coś wysłać.

Zdecydowałam się więc zalogować do jego prywatnej skrzynki i natknęłam się na miłosne wiadomości i ostre zdjęcia jakiejś dziewczyny. Jak ja wtedy płakałam.

Nie mogłam uwierzyć, że chłopak siedzący ze mną w tym samym pokoju miał niemalże takie same doświadczenia jak ja.

– Słuchaj... – zaczęłam, ciągle niepewna, czy poruszać ten delikatny temat. – Nie jestem w stanie ci powiedzieć, co powinieneś zrobić. Ale mogę ci opowiedzieć, co ja zrobiłam, kiedy znalazłam się w podobnej sytuacji – powiedziałam, czując nagle, że muszę się komuś zwierzyć, kto, podobnie jak ja, został oszukany.

Siedzę teraz, pół roku później i zastanawiam się, dlaczego zdecydowałam się na romans z Markiem? Przecież jestem atrakcyjną kobietą w średnim wieku. Czy naprawdę nie mogłam znaleźć kogoś wolnego i budować z nim życia?

Nie jest tak, że Marek jakoś szczególnie mi się podobał, a rozmowy z nim były czymś więcej niż tylko wspólnym narzekaniem na niewiernych partnerów.

Wydaje mi się, że przede wszystkim poszłam z nim do łóżka, aby sprawić przykrość mojemu byłemu mężowi. Aby udowodnić sobie, że nie jestem jakąś ofiarą losu.

Nie czułam wyrzutów sumienia z powodu żony Marka. Przecież zafundowała mu takie samo piekło, jak mój były małżonek.

Nie był super kochankiem

Spotykaliśmy się u mnie. Nie był wyjątkowym kochankiem. Co więcej, zawsze po od razu chciał wracać do domu. To mnie zastanawiało. Dlaczego ukrywał romans przed swoją żoną?

Przecież mówił, że decyduje się na rozwód. Ale Marek tłumaczył, że nie chciał dać jej powodu do wniesienia o ustalenie jego winy za rozpad małżeństwa...

– Przykro mi, ale nie dam rady dziś do ciebie wpaść – powiedział, na dzień przed walentynkami. – Elka wpadła na pomysł, żeby zorganizować imprezę u nas, muszę jej pomóc w przygotowaniach.

Właśnie wtedy, po raz pierwszy, poczułam ukucie w sercu. Nie składaliśmy sobie żadnych obietnic, ale myśl o tym, że spędzę dzień zakochanych sama, sprawiła, że zaczęłam płakać jak małe dziecko.

Zaczęłam za nim coraz bardziej tęsknić

Od tamtej pory coś we mnie pękło. Nie mogłam się doczekać każdego z naszych spotkań, tęskniłam za tym, jak mnie dotyka. Czy była to miłość? Nie, to nie to. To bardziej przypominało uzależnienie. Jakby ktoś zacisnął pętlę na szyi zająca.

Nie jestem głupia. Wiedziałam, że on nigdy nie zerwie z tą Elką. Ona nim manipulowała, a on nie miał odwagi powiedzieć: dość. Ja byłam tą, która miała więcej odwagi. Dlaczego więc nadal trzymałam się tego tchórza? No właśnie...

Byłam pewna, że ten układ mnie niszczy, lecz nie umiałam go ostatecznie przerwać. Tak, próbowałam. Dwa razy. „To już koniec” – deklarowałam. Ale potem dostawałam od niego wiadomość: „Tęsknię, czekam. Kocham”. I znowu zostawałam „tą drugą”.

– Przepraszam, to jest biuro kadr? – zapytała mnie na korytarzu stylowa blondynka.

– A o co chodzi? – zapytałam.

– Przywiozłam L–4 mojego męża. Marka.

No dobrze, więc to jest ona, moja konkurencja.

– Jestem... znajomą Marka – powiedziałam z uśmiechem. – Zabiorę to do działu personalnego – wyciągnęłam dłoń po kartkę.

– Dzięki – odpowiedziała i odwróciła się na pięcie.

Nie mogłam pozwolić, żeby tak sobie odeszła bez żadnych konsekwencji. Musiałam ją jakoś zranić...

– Znalazła pani już jakąś pracę? – zapytałam z niewinnym uśmiechem. – Marek wspominał, że ma pani z tym kłopot...

Zdziwiła się moim pytaniem.

– Marek mówił, że jestem bez pracy?

– Powiedziałam coś nie tak? – starałam się wyglądać na niewinną. – Nie miałam takiego zamiaru...

– Nie – przerwała mi. – Po prostu jestem zdziwiona, że mówi takie rzeczy. Przecież od wielu lat mam swoją firmę. Ktoś musi przecież zarabiać na spłatę kredytu. Planujemy budowę domu. Może w końcu uda mi się go przekonać do posiadania dzieci? – zaśmiała się.

Rozmowa z jego żoną otworzyła mi oczy. Ten typ mnie zwodził. Czyli wszystko, co mi o sobie opowiadał, to była ściema, zaplanowana tak, aby mnie wpakować w pułapkę. Wykorzystał moje własne przeżycia, lęki, doświadczenia przeciwko mnie. Ale skąd on o nich wiedział? Nagle przypomniałam sobie o zwolnieniu lekarskim Marka, które trzymałam w łapie. Poszłam do działu personalnego, rzuciłam L–4 na biurko Oleńki i... Wtedy mnie olśniło.

– To od ciebie się dowiedział – wyszeptałam. – Tylko tobie o tym mówiłam.

– Przykro mi – wydusiła z siebie. – To było na tym pamiętnym przyjęciu. Trochę mi się w głowie zakręciło, gadałam jak pokręcona. Myślałam, że on na mnie leci, a jemu... chodziło o ciebie...

Kiedy wyszłam z pokoju Oleńki, miałam już plan. Wyciągnęłam od jednej z dziewczyn numer stacjonarny Marka. Zadzwoniłam tam wieczorkiem. Odebrała Elka.

– Cześć, to ja, Magda. Musimy sobie wyjaśnić parę rzeczy...

Następnego dnia, siedząc w kafejce, opowiedziałam jej wszystko o naszym związku. Bez owijania w bawełnę. Gdy skończyłam, Elka nic nie powiedziała. Współczułam jej, ale wiedziałam, że muszę to zrobić. Dla mojego dobra. Dla jej dobra. Chciałam w ten sposób odpędzić cienie przeszłości.