To było dla mnie wyzwanie

Nie zdarza mi się zbyt często przyjmować dwie osoby naraz. Praktycznie zawsze unikam takiej sytuacji. Trudno jest jednocześnie zrozumieć i poczuć sprzeczne uczucia, oddzielić różne wrażenia, wejść w głąb różnych myśli. Ale w tym przypadku uległam namowom. I nie żałuję.

Zastanawiałam się, jak będą prezentować się na żywo. Męski głos, który usłyszałam przez słuchawkę, brzmiał niezwykle dojrzale. Dziewczyna, która przerwała mu rozmowę, nie mogła być starsza niż 20 lat. Mieli zamiar wziąć ślub... No cóż, nie jest rzadkością, że ludzie przed takim ważnym krokiem w życiu chcą uzyskać poradę od wróżki. Zwykle to jednak przyszłe panny młode pojawiają się częściej. Chcą usłyszeć, że ich decyzja jest właściwa, że ich wybranek będzie dobrą partią, że ją kocha, nie pije i nie zdradza...

Również niejednokrotnie rozkładałam karty niezdecydowanym panom. Zwykle próbowali wymyślić jakiś powód do rezygnacji, chcieli się czegoś dowiedzieć o przeszłości swojej ukochanej. Ale dzisiaj było to coś więcej. 

– Dziękujemy, że tak szybko znalazła pani dla nas chwilę – niewielka brunetka usadowiła się na krańcu sofy, wyglądała na spiętą.

– I że mogliśmy stawić się tu razem... – mężczyzna w marynarce z tweedu zajął miejsce obok swojej narzeczonej, natychmiast rozsiadł się wygodnie.

Byli nietypową parą zakochanych

Zdecydowanym ruchem objął ukochaną. Różnica wieku pomiędzy nimi z pewnością była duża. Wydawało mi się, że przekracza dwadzieścia lat. Dziewczyna nie mogła mieć z pewnością więcej niż 20 lat. Na jego dłoni zauważyłam mały złoty sygnet. „Oznaka bogactwa czy rodzinnego dziedzictwa?” – zastanawiałam się.

– Proszę, czujcie się jak u siebie i zrelaksujcie – zaproponowałam po krótkiej chwili ciszy. W tym czasie udało mi się rzucić wzrokiem na mowę ciała gości i wyczuć subtelne drgania. – Co chcielibyście wiedzieć?

– Dotyczy to naszego ślubu – mężczyzna odezwał się jako pierwszy. – Wygląda na to, że Ewunia się boi – rzucił czułe spojrzenie na postać skuloną obok siebie. – Chciałbym ją przekonać, przy pani pomocy, że nie ma powodów do obaw.

– Co budzi pani niepokój? Skąd pochodzą te wątpliwości? – zapytałam.

– Boję się śmierci.

– Słucham? – nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.

– Strasznie boję się śmierci – powiedziała trochę głośniej. – Mam wrażenie, że nad rodziną Ryszarda ciąży jakaś klątwa

Zerknęłam na mężczyznę pytającym wzrokiem.

– To dlatego, że moje dwie ostatnie żony nie żyją – wytłumaczył ze spokojem. – Jestem wdowcem. Po raz drugi. 

– Rozumiem… Czy mogę was poprosić, żebyście dali mi wasze dłonie? Mam wrażenie, że wasze myśli do mnie docierają. Chciałabym to odczuć.

Ryszard od razu wyciągnął do mnie rękę, tę, na której znajdował się sygnet. Wkrótce poczułam również delikatne i chłodne palce Ewy.

– Teraz poproszę was, żebyście zamknęli oczy, uspokoili się i pozwolili swoim myślom bujać bez przeszkód – wskazałam moim klientom.

Po chwilowej ciszy ich oddechy stały się spokojniejsze, tętno zaczęło bić w jednym rytmie, a dłonie przybrały podobne położenie. Byli w sobie zakochani – to mogłam powiedzieć na pewno. Byli dla siebie stworzeni. Czułam przepływającą przeze mnie doskonałą harmonię. Ciepło. Spokój.

Wyraźnie to odczuwałam

Zamierzałam już otworzyć powieki i zapewnić ich, że wszystko jest dobrze, że powinni szybko pójść i wziąć ślub. Następnie jednak przebiegł mnie dreszcz. Pomyślałam, że to przez dziewczynę. Przecież była strasznie zdenerwowana. Jednakże ten impuls wypływał od Ryszarda. Skoncentrowałam się na nim. Młoda dziewczyna w koronkowej sukni powoli kierowała się w stronę ołtarza. Białe orchidee miały słodki zapach. Trzymała je w swojej dłoni. Ryszard stał plecami do mnie, więc dopiero po chwili go zidentyfikowałam. Wyglądał na dużo młodszego. Starannie ułożone, lśniące włosy miały kolor hebanu.

Przez moment otworzyłam powieki. Byli skoncentrowani, siedząc naprzeciwko mnie. Ulegli mojej czarodziejskiej sile. Zdecydowałam więc wrócić do kościoła... Kapłan w złotej szacie prowadził nowożeńców po marmurowej podłodze sakralnego budynku. Urocze jak aniołki małe dziewczynki rzucały płatki kwiatów. Zapach kadzidła mieszał się z intensywną wonią luksusowych perfum i ekskluzywnej wody po goleniu. Wytwornie ubrani mężczyźni. Kobiety w kapeluszach. „Ave Maria” delikatnie płynące z górnych partii chóru. Idealna ceremonia zaślubin. Idealna para młoda. Idealni goście. 

Niespodziewanie, gwałtowne dźwięki organów zakłóciły spokojną atmosferę. Wstrząsnęło mną. To diabelski dysonans. Jęki, gdzie powinny być wyrazy radości. Łzy. A potem delikatne zapachy orchidei, aromat kadzidła i luksusowych kosmetyków. Ryszard w ciemnym garniturze. I ona. Na katafalku, z zamkniętymi oczami. Tak urocza jak w dniu zaślubin, ale nieruchoma. Obok niewielka trumna. Ich najcenniejszy skarb. I zarazem klątwa.

– Czy to prawda, że pana pierwsza żona zmarła podczas narodzin dziecka?

– Tak, niestety. Ona i nasze dziecko. Ale to były inne czasy. W dodatku... Pochodzę z bogatej rodziny z długą historią. Do niedawna nasze kobiety nie rodziły w szpitalach. Teraz to się zmieniło. Wiem, że gdyby byli w specjalistycznym ośrodku, oboje mieliby szansę. Ale już za późno. W każdym razie, na pewno nie powtórzę tego błędu – mocniej ścisnął dłoń Ewy.

– Dobrze, czy możemy jeszcze raz chwycić się za ręce i skoncentrować? – zapytałam.

W gigantycznej sali bankietowej panował półmrok. Na stolikach przykrytych białymi serwetami płonęły świeczki. Zespół muzyczny grał walca. Nagle wszyscy skierowali wzrok na parkiet. Jaskrawy promień światła ujawnił z mroku sylwetkę kobiety z twarzą zasłoniętą welonem. Jej rude, kręcone włosy i urocze dołeczki na policzkach były zachwycające. Towarzyszył jej atrakcyjny mężczyzna w eleganckim fraku. To był Ryszard, jednak o dekadę starszy. Na jego opalonej twarzy zaczęły pojawiać się pierwsze zmarszczki, ale jego spojrzenie nadal było pełne młodości.

Dama chwyciła za kant koronkowego ubrania i oddała się rytmom tańca. Otoczenie zaczęło kręcić się wokół niej. Widok zaczął się rozmazywać. Jej strój przybrał odcień purpury. Promienie słońca, które właśnie zachodziło, oświetliły ponownie twarze obecnych. Każdy z nich płakał. Ryszard wrzucił do otwartej trumny bukiet czerwonych róż. Następnie, kolejne porcje czarnej ziemi z głośnym dźwiękiem padały na pokrywę trumny.

– Jak to się stało, że stracił pan drugą małżonkę? – zapytałam, próbując opanować emocje.

– Cierpiała na raka. Podobnie jak jej mama i babcia. Jak widzi pani, to nie jest żadne przekleństwo. Po prostu nie miałem farta. Straciłem dwie żony, ale każda z nich umarła z innej przyczyny. Jedna z nich zmarła na skutek krwotoku w trakcie porodu, a druga miała nieuleczalną chorobę. Czy jestem przeklęty?

– Nie, na pewno nie. Myślę, że z panem wszystko jest w porządku...

Suknia ślubna była przeklęta

Uśmiechy. Płacz. Kolejna świątynia i następny grobowiec. Połączenie radości i smutku. Okrzyki na cześć nowożeńców i przygnębione miny osób na pogrzebie. Wszystko to przemknęło mi przed oczami, jak sen pełen koszmarów. I koronki. Początkowo białe jak śnieg, później pokryte znamionami upływu czasu. Nadal piękne.

– Czy już pani wybrała suknię na ślub? – zapytałam Ewę.

– No cóż... Mniej więcej tak. Ale...

– Ewa będzie miała na sobie suknię ślubną mojej prababki – Ryszard przerwał jej. – Tak nasza rodzina ma w zwyczaju. Suknia jest niezwykle wartościowa. Oryginalne koronki z Wenecji.

– Czy to właśnie suknia budzi pani obawy? Czy to ona jest źródłem pani strachu?

– Skąd pani to wie? – Ewa nagle podskoczyła z sofy.

– Ponieważ tak jak ty, droga, mam przeczucie, że to nie Ryszard jest przeklęty. To ta suknia. Sądzę, że już zbyt wiele razy była zalaną krwią. Pana prababka też zmarł młodo, czyż nie?

– Tak – Ryszard zaczął się zastanawiać. – Rzeczywiście. Miała tylko 22 lata. Ale wtedy trwała wojna i... Choć moja babcia również niespodziewanie odeszła. A moja matka doznała udaru. Miałem wtedy jedynie 5 lat...

– I te wszystkie kobiety miały na sobie te przeklęte koronki podczas ceremonii! – Ewa po raz pierwszy podniosła ton. – Zobaczyłam to na zdjęciach. Ja nienawidzę koronek. Zawsze marzyłam o innej sukience. Zrobionej z atłasu. Musi mieć gorset i duże wycięcie na plecach. To przecież mój ślub!

– Skarbie, dlaczego nic o tym nie wspomniałaś? – Ryszard klęknął przed nią. – Gdybyś tylko powiedziała. Tradycje są ważne, ale najważniejsza jesteś ty. I twoje marzenia.

Wyszli z salonu, trzymając się za ręce. Obserwowałam przez okno, jak Ryszard delikatnie poprawia kosmyki włosów Ewy, które opadły na jej czoło. Jak ją przytula. Jak co jakiś czas całuje jej dłonie. Byłam szczęśliwa, że mogłam ich przyjąć... Ta noc przyniosła mi dziwny sen. Biała koronka tańczyła na wietrze. Czarne pyły pokryły strzępy falbanek. I nikt nie wydawał z siebie łez.