Pamiętam pierwsze spotkanie z Krzyśkiem – na podwórku naszej kamienicy. Miał 16 lat, ja 15. Stanął i gapił się na mnie jak sroka w gnat. Pochlebiło mi to, więc zgodziłam się iść z nim na lody. Wkrótce zaczęliśmy ze sobą chodzić. Od tej chwili wśród kolegów zyskał przydomek Otello. Oczywiście dlatego, że był zazdrosny i pilnował mnie jak pies ostatniej kości na świecie. Jeśli szliśmy po ulicy, musieliśmy trzymać się za ręce, jakby bał się, że ktoś porwie mnie i wciągnie do zamaskowanego samochodu. Każdy chłopak, który spojrzał na mnie z uśmiechem, stawał się potencjalnym wrogiem.

Na prywatkach mogłam tańczyć tylko z nim

Wszystkie dziewczyny zazdrościły mi tak zakochanego we mnie chłopaka. Ja też byłam dumna, że jestem tą jedyną. A że i ja kochałam Krzysia, więc ta zazdrość wcale mi nie przeszkadzała.

Oczywiście poszliśmy na ten sam kierunek studiów, polonistykę, choć Krzysiek marzył o psychologii. Prosiłam, żeby się nie wygłupiał, bo przecież marzenia trzeba spełniać, ale on odpowiedział:

– Jedynym moim marzeniem jesteś ty.

– Kocham cię. Pozostanę twoja.

Uśmiechał się tylko i łagodnie kręcił głową. Byłam bezradna, ale i szczęśliwa. Zaraz po studiach wzięliśmy ślub. Wynajęliśmy niewielkie mieszkanie od mężczyzny, który niedawno owdowiał i wyprowadził się do syna. W mieszkaniu nie było mebli, z wyjątkiem wielkiego, barokowego lustra w sypialni. Było naprawdę piękne.

Zaczęło się nasze wspólne życie. Krzysiek miał okazję wyjechać do pracy za granicę, ale postanowił zostać. Tłumaczył mi, że w Polsce też można zarobić, jeśli ma się głowę na karku, wiedziałam jednak, że został tu tylko dla mnie. Nie narzekałam.

Zobacz także:

Po pewnym czasie zaczęłam się śmiać, że mój Otello zaraził mnie swoją zaborczością. A może, jak to sobie w duchu tłumaczyłam, wreszcie pokochałam męża tą wielką miłością, która zawsze czekała w przedpokoju, jakby wciąż niegotowa na rozgoszczenie się w moim sercu na dobre.

Jednak powoli zaczęło się coś psuć. Nie w naszym związku, ale tak w ogóle, dookoła. Znajomi zaczęli mówić, że chyba przesadzam z zaborczością. Przesadzam? Nie sądzę. Byłam normalną kobietą, która kocha męża i nie wyobraża sobie bez niego życia. Czy to takie dziwne? Po prostu wszyscy się sprzysięgli wobec mnie. Nie mówiąc o tym, że kobiety patrzyły na Krzyśka łakomym wzrokiem. Nie podobało mi się to!

Następnego dnia poszłam pod jego firmę

Kilkanaście miesięcy po ślubie przyśniło mi się, że Krzysiek zdradził mnie z koleżanką z podwórka. Widziałam to – a drań mówił do niej takimi samymi słowami jak do mnie. Obudziłam się w środku nocy i miałam wrażenie, że cały świat wokół mnie wali się z hukiem. Czułam tak przejmujący, straszliwy żal, że mi nie wyszło, że zostałam oszukana, że związałam się z tak podstępnym i podłym człowiekiem… Kiedy nastała cisza po tej katastrofie, usłyszałam tylko miarowy oddech mojego męża. Przyszło otrzeźwienie, ale i myśl, że drań powinien zapłacić za swoją zdradę.

Dziś ogarnia mnie przerażenie na myśl, co mogłoby się stać, gdyby wtedy na szafce nocnej obok łóżka leżał nóż. Po godzinie, kiedy wreszcie się uspokoiłam, zaczęłam sobie tłumaczyć, że to był tylko sen, Krzysiek mnie kocha, jesteśmy szczęśliwi i nie mam żadnych podstaw, żeby podejrzewać go o zdradę. A jednak następnego dnia przy śniadaniu zaczęłam wypytywać go o koleżanki z pracy.

– Co ty mnie tak podpytujesz? – Krzysiek cmoknął mnie w policzek.

Jak dziś pamiętam moje wrażenie i tę pewność, że mąż zaledwie mnie „cmoknął”, a nie pocałował. Czyżby już nie kochał mnie tak mocno jak dawniej?

– Jestem ciekawa, z kim pracujesz.

Zastanowił się i wzruszył ramionami.

– Z takimi tam… Dziewczyny, ale jakie one są? Nie mam czasu się nad tym zastanawiać.

– Więc nie ma u was ładnych dziewczyn?

Krzysiek znowu spojrzał na mnie tym swoim roztargnionym spojrzeniem.

– Są, ale żadna się do ciebie nie umywa – znowu cmoknął mnie w policzek.

Coś wtedy szepnęło mi z tyłu głowy, że na pewno ma chętkę na skok w bok. Od tylu lat jest tylko ze mną, i właściwie nigdy nie miał innej kobiety, a przecież każdy mężczyzna z natury jest poligamistą. Następnego dnia poszłam pod pracę Krzyśka. Usiadłam w kawiarni po drugiej stronie ulicy. Kupiłam gazetę i zaczęłam sączyć kawę. O 16.20 wyszedł w towarzystwie dwóch kobiet. A przecież mówił, że nie zwraca uwagi na koleżanki! Jedna się pożegnała, on poszedł z drugą. Razem wsiedli do jego samochodu. 

Miałam dowód na zdradę. I znów poczułam ten straszny żal, jak wtedy w nocy.

Wróciłam autobusem do domu. Krzysiek pojawił się w domu jakieś dwadzieścia minut po mnie.

– Co tak długo? – udałam zdziwienie i postawiłam przed nim obiad.

– Musiałem zostać kilka minut w pracy, żeby podgonić robotę.

Gdyby nie kłamał, gdyby powiedział, że… No właśnie, co on mógł robić w samochodzie z tamtą kobietą? 

Całowali się? Dotykali?

Ogarnęła mnie furia. Strąciłam talerze z obiadem na podłogę. Zaczęłam krzyczeć, że nie pozwolę się oszukiwać, że widziałam go z jakąś lafiryndą, że jest ostatnim draniem. Na twarzy Krzyśka zobaczyłam zdumienie. Próbował mnie uspokoić, jednak coraz bardziej pogrążał się w kłamstwie. 
Tego było już dla mnie za wiele. Rzuciłam się na niego z pazurami. Chciałam, by dostał za swoje, żeby poczuł, jak boli moje cierpienie z powodu jego zdrady.

Chwilę potem straciłam przytomność. Kiedy otworzyłam oczy, pochylał się nade mną lekarz. W nogach naszego łóżka stał Krzysztof z przerażoną miną. Czułam, że w żyłach krąży mi jakiś uspokajający lek. Kiedy lekarz wyszedł, zaczęliśmy rozmawiać. Przeprosiłam męża za swój wybuch gniewu.

– Nie wiem, jak to się stało  – łzy potoczyły się z moich oczu. – Nie wiem, skąd ten napad złości. Przepraszam.

Znowu w moim sercu rozlała się gorycz. Teraz byłam już pewna, że Krzysztof odejdzie i zostawi mnie samą. Nie dla innej, ale dlatego, że jestem taka podstępna, śledziłam go, no i ten obiad, rozbite talerze… Jak ja się wtedy strasznie wstydziłam!

Krzyś pocałował mnie, powiedział, żebym się nie martwiła, bo nic się nie stało („Kłamie!” – pomyślałam).

– Prześpij się – poprosił łagodnym tonem. – Wkrótce wszystko minie.

Zamknęłam oczy, jednak nie mogłam spać, w głowie kłębiły się złe myśli, dziwne obrazy. Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi. Uchyliłam powieki. Do pokoju weszła tamta kobieta, z którą Krzysiek wsiadał do samochodu. Niedawny żal minął, a do gardła zaczęła podchodzić żółć nienawiści. Obok młodej zjawiła się starsza kobieta. Ją również znienawidziłam w jednej chwili.

Narysowała krzyż i od razu coś się zmieniło… 

Nim jednak zdołałam cokolwiek powiedzieć, starsza kobieta zaczęła coś szeptać. Rozejrzała się po pokoju. Nagle podbiegła do lustra i na tafli namalowała białą szminką krzyż. Usłyszałam, jak jakieś odległe drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Nienawiść, która jeszcze sekundę wcześniej wypełniała moje serce, nagle zniknęła. Jednocześnie odniosłam wrażenie, że ktoś zdjął mi z nosa okulary, które wykrzywiały rzeczywistość.

Znów straciłam przytomność. To, czego się dowiedziałam następnego dnia, przewróciło mój świat o 180 stopni. Nie uwierzyłabym, gdybym tego nie przeżyła. Otóż w mieszkaniu, które wynajęliśmy z Krzysztofem, przez lata mieszkała pewna kobieta ze swoim mężem. Wyszła za niego z wielkiej miłości, która przerodziła się w obsesję, chorą zazdrość, a ta w końcu doprowadziła ją do szaleństwa. W ataku furii próbowała zabić męża, a na koniec targnęła się na własne życie.

Dowiedziałam się, że ostatni rok przeżyłam jakby we śnie. Atak zazdrości, który zapamiętałam, miał miejsce… jedenaście miesięcy wcześniej! Po czym pustka. Co się wtedy ze mną działo? Dręczyłam męża coraz bardziej koszmarnymi podejrzeniami. Doszło do kilku awantur. Moja zazdrość rosła z tygodnia na tydzień, aż rzuciłam się na męża. Ranny w rękę, zdołał uciec na klatkę schodową. Ja zabarykadowałam się w domu. 

Bywały też okresy spokoju, kiedy wydawało się, że jestem normalna.

– Ale wciąż miałem wrażenie, że coś jest nie tak – opowiadał Krzyś.

Dwa dni temu pojechałam pod pracę Krzysia i widziałam, jak wsiada z koleżanką do samochodu. To ona podpowiedziała mężowi, że moje zachowanie, którego lekarze nie są w stanie ani wytłumaczyć, ani opanować, być może jest skutkiem opętania. Pojechali do jej matki, która zajmuje się egzorcyzmami – Krzyś wcześniej skontaktował się z właścicielem mieszkania i od niego poznał historię zazdrosnej żony.

Do naszego domu wrócił dawny spokój i miłość. Jestem wdzięczna losowi, że za męża dał mi Krzyśka.