Szybko wszystko się popsuło

Kiedy mój syn ogłosił, że planuje wziąć ślub, poczułam radość. Przekroczył już trzydziestkę, a z jego dziewczyną byli parą od długiego czasu.

– To wspaniały pomysł – odparłam, bo szczerze mówiąc, bardzo chciałam mieć wnuki.

– Czy moglibyśmy po weselu zamieszkać na górze? – zapytał Krzyś.

Nie miałam nic przeciwko, w końcu od wielu lat mieszkałam w sporym domu tylko z nim.

– Jeśli nie będzie problemem dla was, że jest tylko jedna kuchnia i łazienka, to oczywiście, że tak – odparłam z uśmiechem.

Krzysiek zapewnił, że Alina na pewno będzie zadowolona.

– Dużo zaoszczędzimy na czynszu – stwierdził i mocno mnie przytulił.

Początkowe dni naszego wspólnego życia biegły bez problemów, ale po jakimś czasie zaczęły się pojawiać pierwsze napięcia. Zaczęło mnie denerwować, że Alina wieczorami przesiadywała w łazience. Musiałam czekać do późna, aby móc z niej skorzystać! Dodatkowo, zaczęła dyktować warunki w kuchni: kolorowe kubki, które traktowałam jak dekoracje, schowała w szafkach, a jedzenie w lodówce układała według jakiegoś niezrozumiałego dla mnie systemu.

Nie zwracała uwagi na to, że masło jest koło brokułów, a marchewki obok wędlin. Takie rzeczy wywoływały u mnie frustrację i zawsze, kiedy otwierałam naszą lodówkę, przewracałam oczami i następnie porządkowałam wszystko po swojemu. Nie podobało mi się też, kiedy to moja synowa robiła pranie. Z uporem wrzucała kuchenne ściereczki do prania z bielizną, co uważałam za mało higieniczne.

Do wszystkiego chciała się mieszać

Alina często mówiła o planach wprowadzenia zmian w naszym małym ogródku. Twierdziła, że dobrym pomysłem byłoby zbudowanie tam altanki.

– Chciałabym mieć więcej przestrzeni do uprawy warzyw w naszym ogródku, Krzyś – wyjaśniałam mu, sugerując, że nie jestem zadowolona z obecnej sytuacji.

Krzyś kiwnął głową, jak gdyby rozumiał moje obawy, ale po kilku dniach wrócił do tej kwestii. Tym razem bez ogródek wyraziłam swoje zdanie na ten temat.

– Naprawdę chcę hodować własne pomidory i marchewki, więc nie zmienię zdania – oznajmiłam stanowczo.

To nie był jej jedyny pomysł.

– A gdybyśmy mieli swoją osobną kuchnię i łazienkę? – zasugerował kilka dni później, zdając sobie sprawę z tego, że nasze wspólne mieszkanie zaczyna nam wszystkim poważnie doskwierać.

Noc wcześniej moja synowa znowu długo zasiedziała się w wannie, a ja, siedząc w fotelu, demonstracyjnie przeglądałam strony książki, raz po raz rzucając okiem na drzwi do łazienki. Moje dziecko najwidoczniej miało już dość tych milczących konfliktów. Jego propozycja wydała mi się absurdalna, bo nie mieliśmy pieniędzy na coś takiego. Krzysztof zarabiał niewiele jeżdżąc autobusem miejskim, a jego małżonka miała posadę w urzędzie miasta. Bez mojej renty, którą otrzymuję po zmarłym mężu – górniku – nie mielibyśmy na rachunki. A odnowienie domu na taką skalę wymagało dużych wydatków.

Nie musiałam rozmawiać z budowlańcami, żeby sobie wyobrazić, jak dużo kosztowałoby remont piętra, poprowadzenie wszystkich tych rur oraz zmiana rozmieszczenia pokoi.

– Nie mamy na to pieniędzy – powiedziałam stanowczo i kolejny raz z poważną miną zabrałam się za sprzątanie w lodówce, w której Alina znowu wszystko przestawiła po swojemu.

Już kiedyś to przerabiałam

Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki wieczorem, żeby ponarzekać na to, co mi się przydarzyło. Opisałam jej, jak Alina robi co chce w kuchni i że nie mogę normalnie skorzystać z łazienki, bo albo tam farbuje włosy, albo maluje paznokcie, albo po prostu leży w wannie z gazetą. Opowiedziałam jej również o jej pomysłach na zmiany w naszym ogrodzie. Wanda tylko się roześmiała, słuchając moich narzekań.

– Kochana, pamiętam, jak trzydzieści lat temu dzwoniłaś do mnie z podobnym problemem – powiedziała.

Pamiętam, jak ciężko mi było mieszkać w jednym domu z moją teściową. Często opowiadałam o tym Wandzie. Moja teściowa nie była łatwą osobą do życia. Miała zwyczaj kładzenia się spać bardzo wcześnie i zawsze denerwowało ją, kiedy wieczorami buszowaliśmy po kuchni, próbując zrobić sobie kolację. Dodatkowo denerwowało ją, że suszyłam pranie w łazience, a nie na balkonie. Ja natomiast wolałam na balkonie mieć mały kącik zieleni i dwa krzesełka z małym stolikiem, przy którym lubiłam w ciepłe dni po pracy usiąść z filiżanką kawy.

Za każdym razem, kiedy między nami wybuchał konflikt, sytuacja w naszym domu stawała się nie do wytrzymania. Kiedy pojechała do swojej córki w Niemczech, poczułam ulgę.

– Myślę, że nie chcesz, żeby twoja synowa miała podobne wspomnienia jak ty? – spytała Wanda z przebiegłością w głosie.

Zdenerwowałam się. Przysięgam, że nie miałam złych zamiarów! Szczerze mówiąc, naprawdę polubiłam Alinę.

– Muszę to wszystko sobie przemyśleć – odpowiedziałam zaskoczona i odłożyłam telefon.

Nie chciałam, by mnie znienawidziła

To, co powiedziała Wanda, uderzyło we mnie jak prysznic z lodowatą wodą. Moja bliska przyjaciółka bardzo trafnie zauważyła: zachowuję się jak niegdyś moja teściowa! Przy najmniejszym problemie wpadam w panikę i dla tej młodej kobiety pewnie jestem tak samo irytująca, jak kiedyś dla mnie była matka mojego zmarłego męża.

– Krzysztofie, musimy pogadać – rozpoczęłam następnego dnia, kiedy mój jedyny syn wrócił z pracy do domu.

Zaprosiłam go do stołu i podałam świeżo ugotowaną kawę.

– Przemyślałam wszystko dokładnie. Jesteście młodą parą, potrzebujecie swojego miejsca.

Krzysiek na mnie spoglądał, nie bardzo łapiąc, co mam na myśli.

– Twoja żona może sobie kąpać w wannie, jak długo ma na to ochotę, zajmować się swoimi sprawami w kuchni i liczyć na to, że w ogródku będzie mogła odpocząć – powiedziałam na głos.

Mój syn słuchał moich słów z zaskoczeniem.

– Mam trochę pieniędzy, które miały służyć na tak zwane czarne dni – kontynuowałam – ale uważam, że lepiej je wydać na remont, zanim wszyscy będziemy mieli dosyć siebie nawzajem.

Krzysiek wyraził uznanie dla mojej pomysłowości, wstając nagle z krzesła i mocno mnie przytulając.

– Uspokój się, głuptasie, chcesz mi, starej kobiecie, złamać kości? – ze śmiechem uwolniłam się z jego uścisku.

Każdy z nas ma trochę więcej przestrzeni

Po niedługim czasie w naszym mieszkaniu zaczęły się prace remontowe. Z dużego pokoju na górze, który do tej pory był zajmowany przez Krzyśka i Alinę, zrobiliśmy małą sypialnię z niewielką, ale funkcjonalnie urządzoną łazienką obok. Przeprowadziłam się tam, dając młodym dostęp do mojego salonu, gdzie urządzili pokój dla gości.

Alina była bardzo zadowolona ze starej kuchni, która po przemalowaniu i dodaniu kilku nowych elementów wyglądała rewelacyjnie. A ja nie miałam żadnych zastrzeżeń do kuchni, którą stworzono dla mnie w miejscu dawnego pokoju Krzyśka. Cieszyłam się z niej bardzo, szczególnie dlatego, że miała mały balkon. Umieściłam na nim skrzynki z pięknymi kwiatami. To na nie spoglądałam, kiedy piekłam ciasto, gotowałam czy przyrządzałam kolację.

Na moim balkonie udało mi się wygospodarować przestrzeń na spore donice, w których zasadziłam pomidory. Zainspirowana słowami mojej przyjaciółki Wandy, zdecydowałam się na pewne kompromisy i zgodziłam się nawet na postawienie altany tam, gdzie wcześniej rosły moje warzywa.

– Teraz twoja synowa na pewno nie zarzuci ci, że jesteś straszną teściową – skwitowała to moja bliska przyjaciółka.

Byłam pewna, że Alina mówiła prawdę bez najmniejszego przekłamania. Pokazywała mi swoją radość z wprowadzonych zmian i ja też, muszę to uczciwie przyznać, poczułam ulgę, że nie muszę już nerwowo wiercić się przed drzwiami do łazienki czy stresować, kiedy otwieram lodówkę i na półce obok żółtego sera leży brukselka.

Co więcej, cały remont nie okazał się zbyt drogi, a z moich oszczędności udało mi się jeszcze zostawić trochę pieniędzy. Prawdopodobnie wydam je na rzeczy dla wnuka, bo wczoraj wieczorem, dowiedziałam się, że moje największe marzenie się spełni: zostanę babcią!