Zakochałem się po uszy

Wciąż pamiętam swój pierwszy pocałunek. Miałem wtedy czternaście lat, a Regina, piętnastolatka, była córką hipnotyzera i wróżki. Wesołe miasteczko o osobliwej nazwie Borealis przybyło do N. w połowie upalnego lipca. Rozłożyło się na peryferiach miasta, blisko starej cegielni. W cudowny sposób, w ciągu jednej nocy na pustym polu pojawiły się karuzele, strzelnice, dom grozy, gabinet luster oraz namioty hipnotyzera i wróżki. Następnie, przez kolejne dwa tygodnie, z miasta i okolicznych miejscowości przybywały tłumy ludzi z dziećmi, by za niewielką opłatą doświadczyć chwili zabawy i ekscytacji.

Byłem jednym z najbogatszych dzieciaków w N., co pozwalało mi na korzystanie z wszelkiego rodzaju rozrywek każdego dnia. Ale wszystko zmieniło się, gdy zobaczyłem występ magika i hipnotyzera w jednym. Od tego momentu to właśnie tylko na to show kupowałem bilety. Powód? Asystentka czarodzieja, Regina. Za dnia, zapatrzony w nią jak w obraz, obserwowałem jak w kostiumie pokrytym błyszczącymi cekinami spełnia polecenia hipnotyzera. W nocy zaś o niej śniłem. Trzeciego dnia, kiedy siedziałem w pierwszym rzędzie, zauważyłem jej spojrzenie i uśmiech. Po skończonym pokazie zebrałem się na odwagę, podszedłem do niej i zagaiłem.

Później były skryte spotkania nad brzegiem rzeki, nasze pierwsze pocałunki i czułości. Byłem totalnie zauroczony. Zakochany takim pierwszym, młodzieńczym uczuciem, które wydawało mi się tak niekończące jak kosmos. W oczach Reginy dostrzegałem odbicie moich własnych uczuć. Podjąłem decyzję o wyjeździe z dziewczyną, ponieważ nie potrafiłem sobie wyobrazić bez niej życia.

Dzień przed wyjazdem wesołego miasteczka z N., Regina zaprowadziła mnie do przyczepy, w której mieszkała wraz z rodzicami – hipnotyzerem i wróżką Aurorą – właścicielami całego przedsięwzięcia. Mogłem nie prosić swoich rodziców o pozwolenie, ale ich musiałem. Ojciec dziewczyny przyglądał mi się enigmatycznym wzrokiem, podczas gdy jej mama układała karty. Następnie przyjrzała się wnętrzu moich dłoni. Porównała je z dłońmi swojej córki. Po czym ponownie rozłożyła karty.

– No cóż – wymamrotała w końcu. – Wasze dusze są ze sobą splątane, przeznaczone dla siebie, ale nie jesteś jeszcze gotowy, młodzieńcze.

– Jestem – odparłem.

Nie zwracała na mnie uwagi. Miałem wrażenie, że patrząc na rozłożone na stole kolorowe karty, ona ogląda jakiś fascynujący film, który odtwarza się tylko w jej umyśle.

– Najpierw musisz zdać egzaminu. Wasze życie – spojrzała najpierw na córkę, a potem na mnie – zależy tylko od waszych wyborów. Ale jeszcze nie nadszedł czas.

Rodzice mnie nie rozumieli

Nie miałem ochoty jej słuchać. Po powrocie do mieszkania i zjedzeniu kolacji, jak to zazwyczaj robiłem, udałem się do swojego pokoju. Zapakowałem torbę tylko niezbędnymi rzeczami – ulubioną powieścią, zdjęciami bliskich, kilkoma ubraniami, oszczędnościami. Gdy nastał świt, po cichu zszedłem na parter. Tam czekał na mnie mój tata.

Jak się domyślił? Pierwszym moim odruchem było przypuszczenie, że poinformował go ojciec Reginy, obawiając się, że zostaną oskarżeni o uprowadzenie małoletniego. Przecież moja rodzina to najważniejsi ludzie w N., ojciec pełnił funkcję sędziego, a kuzyn był szefem lokalnej jednostki policji. Lepiej z nimi nie zadzierać. Ale nie doceniłem ojca i jego sieci informatorów. On wiedział o wszystkim od początku. Stałem przed nim, buntowniczy, wzburzony, trzymając w zimnych od napięcia dłoniach, pasek od plecaka.

– Przeżyłeś swoją szczeniacką miłość. To jest potrzebne, naturalne doświadczenie. Ale to już koniec, synu. Nie pozwolę ci odrzucić naszego rodowego dziedzictwa dla pięknych oczu.

Ojciec uniósł ramiona.

– Co to za rodzina? Tułający się kuglarze bez przeszłości – podszedł do mnie, położył swoją ciężką dłoń na moim ramieniu, popatrzył mi prosto w oczy i wyciągnął ostatnie argumenty. – Jesteś moim następcą, Julian. Postępuj zgodnie z godnością spadkobiercy – skinął głową w stronę zdjęcia na ścianie.

W tym momencie moje poczucie radości i nadziei zniknęło. Miłość przegrała ze zobowiązaniem.

– Aby coś zdobyć, musisz być nieugięty. Serce jest podatne na ludzkie narzekanie, smutne spojrzenia, lamentacyjne prośby i usprawiedliwienia. W związku z tym, jeśli do czegoś dążysz, nie wolno ci zwracać uwagi na serce, ale na rozum, a przede wszystkim, mój kochany, na o–bo–wiąz–ek.

Nauczono mnie szacunku do rodziców i przodków, dlatego kiedy mój ojciec przypomniał mi o obowiązku, poczułem się zawstydzony, że go zawiodłem. Park rozrywki zniknął w kurzu drogi, a ja przez następne lata udowadniałem, że jestem godzien naszego nazwiska. A szczenięca miłość, jak to ojciec określił, stała się jedynie odległym wspomnieniem.

Zrobiłbym dla niej wszystko

Wedle tradycji rodu i oczekiwaniami rodziny, ukończyłem studia prawnicze i powróciłem do N., gdzie podjąłem pracę w miejscowym sądzie. Zawarłem związek małżeński z kobietą, którą wybrali mi moi rodzice. Przez kolejne dwie dekady, stałem się jednym z kluczowych elementów lokalnej społeczności, obok mojego brata i kuzynów. Nasza generacja ludzi w wieku czterdziestu i pięćdziesięciu lat przejęła stery zarządzania w tej nowej rzeczywistości.

Miałem wrażenie, że odłożyłem na półkę wspomnienia z tamtego upalnego lata sprzed blisko trzydziestu lat. Jednak z czasem, wspomnienia wracały w nieoczekiwanych przebłyskach. Niekiedy pojawiały się we śnie – Regina tańcząca na środku polany z rozwianymi kasztanowymi włosami, czy gorące pocałunki, które budziły mnie, mokrego i spragnionego. Innym razem, w odbiciu lustra dostrzegałem kartę tarota przedstawiającą kochanków i oczy o ciemnych tęczówkach pełne emocji, które wywoływały we mnie dreszcz i falę tęsknoty. W końcu w chwilach, kiedy atmosfera w N. stawała się dla mnie zbyt dławiąca, a konieczność ciągłych kompromisów męczyła, siadałem wygodnie w fotelu, zamykałem oczy i świadomie przenosiłem się myślami do tamtego lata.

Tego samego dnia, kiedy wsiadałem do auta i miałem wracać do domu, dostrzegłem na słupie lampy ogłoszenie o wesołym miasteczku. Ostatnie show przed przerwą jesienno-zimową! Żonglerzy, karuzele, Dom Grozy, strzelnice. Zabawa zarówno dla ciebie, jak i dla twoich dzieci! Borealis. Tak brzmiała nazwa tego wesołego miasteczka.

Zamiast wracać do domu, skierowałem się na pola, znajdujące się za granicami miasta, gdzie zatrzymali się wędrujący kuglarze. Miałem poczucie, jakby każdy przejechany kilometr rzucał mnie wstecz w przeszłość. Kiedy stanąłem przed namiotem Madame Aurora, znowu miałem czternaście lat. Aurora okazała się być Reginą. Kiedy wszedłem, spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. Była inna, a zarazem taka sama. Zasiadłem przy stoliku, nie wypowiadając słowa, a ona równie milcząco rozłożyła karty. W środku ukazała mi się karta Kochankowie.

– Mama powiedziała, że po trzydziestu latach mam po ciebie przyjechać. Twierdziła, że dopiero wtedy będziesz gotowy podjąć odpowiednią decyzję. I gdy odejdziesz, nie będziesz czuł żalu ani poczucia winy.

Poczułem zawroty głowy. Byłem zaskoczony, osłupiały. Niespodziewanie zdałem sobie sprawę, że mówi prawdę. Byłem gotów porzucić wszystko i wyjechać z wesołym miasteczkiem, z Reginą, w świat.

– Skąd miałaś pewność, że będę cię pamiętał – zapytałem zachrypniętym głosem. – To było przelotne lato trzydzieści lat temu. Skąd miałaś pewność, że tym razem pójdę z tobą?

Regina westchnęła i spojrzała na mnie swoimi orzechowymi oczami. To było jak obietnica. To serce przyciągnęło ją tutaj. Nie mogłem już dłużej zwlekać. Te 30 lat to przecież ogromnie dużo zmarnowanego czasu. Wróciłem do domu, poinformowałem wszystkich, że wreszcie chcę zrobić coś dla siebie. Chcę walczyć o coś, co brutalnie mi zabrano w młodości. Miłość. Następnie spakowałem się i o świcie opuściłem dom, aby wraz z Reginą rozpocząć nowy rozdział życia. I nigdy nie żałowałem tej decyzji.