Opuszczałem Polskę, choć nie pragnąłem mieszkać za granicą. Potem zaś nie potrafiłem sobie wyobrazić powrotu do ojczyzny. Teraz jednak borykam się z dylematem... Wyemigrowałem do Niemiec jako dorosły mężczyzna, choć nie planowałem tego. Lubiłem Polskę, miałem tu rodzinę, wielu przyjaciół i znajomych, z którymi łączyły mnie wspomnienia. Jednak brakowało mi tu perspektyw. Możliwości były ograniczone do pracy na umowę o pracę za skromne wynagrodzenie lub nielegalnej pracy za nieco lepszą stawkę. Gdy pewnego dnia mój znajomy powiedział mi, że za granicą poszukują takich specjalistów jak ja, hydraulików, natychmiast spakowałem się i wyjechałem.

Żona została z dzieckiem w kraju

Niemcy nie były daleko, więc spotykaliśmy się co najmniej raz w miesiącu. Gdy już tam się zadomowiłem, podpisałem umowę i wynająłem mieszkanie, to sprowadziłem rodzinę. Moja córka miała wtedy sześć lat i właśnie zaczynała szkołę. Rozpoczęła więc naukę bezpośrednio w Niemczech. Żona na początku pracowała jako sprzątaczka, zajmowała się dziećmi, a potem ukończyła kurs opieki nad seniorami. Tam są poszukiwani tacy specjaliści, więc dostała pełnoetatową pracę. Nasze drugie dziecko urodziło się, kiedy już byliśmy dobrze ustawieni w Niemczech. I wiedzieliśmy, że nie wrócimy do Polski. Po co?

Rodzice pozostali w ojczyźnie. Naturalnie, odwiedzaliśmy się, bo przecież droga nie trwała więcej niż kilka godzin! Mama zawsze witała nas ze łzami w oczach i tak samo się żegnała, ale jestem przekonany, że nie czuła większego smutku z powodu rozłąki niż wtedy, kiedy mieszkaliśmy w Polsce. Wtedy również rzadko mieliśmy okazję się spotykać – czasem ciężko było przejechać te 200 kilometrów niż 400 z Niemiec do Polski. Raczej chodziło o samo myślenie – mieszkaliśmy za granicą! To sprawiało, że wydawało jej się, że jesteśmy daleko, że spotykamy się zbyt rzadko. W Polsce bym tak nigdy nie postąpił...

Nie planowałem wracać

Nigdy nie odczuwałem tęsknoty za krajem. Szybko zrozumiałem, co oznacza godne wynagrodzenie za moją pracę, gwarantowane świadczenia socjalne, możliwość podróżowania na wakacje jak normalny człowiek... Zawsze byłem nauczony oszczędzania, więc nie musiałem obawiać się o przyszłość, niepokoić się o to, co będzie. Po prostu żyłem. Mój ojciec doskonale wiedział, że nie planuję powrotu do Polski. Kiedyś mi to powiedział.

– Młody, nigdy nie robiłem ci scen, nie było takiej potrzeby – stwierdził, gdy do mnie przyjechał i spędziliśmy wieczór tylko we dwóch, przy butelce piwa. – Ale muszę ci coś powiedzieć. Jeśli kiedykolwiek zmarnujesz to, co tu osiągnąłeś, jeśli wpadnie ci do głowy powrót do Polski, to zapewniam cię, że dojdzie do kłótni.

– Ależ tato – byłem zdziwiony. – Ty, zagorzały patriota, mówisz takie rzeczy? Przecież walczyłeś za ojczyznę...

– Walczyłem – przerwał mi. – Ale nie jestem ani głupi, ani niewidomy. Bądź patriotą. Tak powinieneś postępować. Ale teraz żyjesz w kraju, który pozwoli ci utrzymać twoją rodzinę. Jesteś hydraulikiem – u nas ludzie bez wyższego wykształcenia nie są doceniani. Tutaj jesteś szanowany.

Moja matka reagowała na to bardziej uczuciowo, lecz również akceptowała mój wybór. Nigdy nie namawiała mnie do rezygnacji. Jedynym, co ją niepokoiło, był dom.

Z siostrą mało mnie łączy

– Obawiam się, że kiedy nas już nie będzie, Kaśka zdecyduje się sprzedać ziemię – mówiła, potakując. – W końcu to nasze dziedzictwo, wiele pokoleń pracowało na tym terenie.

Moja siostra Kaśka jest znacznie młodsza ode mnie. Urodziła się, gdy ja uczęszczałem już do technikum. To sprawia, że nasz kontakt nie jest najlepszy. Gdy wchodziłem w dorosłe życie, biorąc ślub i decydując się na wyjazd za granicę, ona była jeszcze małym dzieckiem. Oczywiście kocham ją, ale nie mogę powiedzieć, że dobrze się znamy.

Jest rozpieszczona, co jest prawdopodobnie spowodowane faktem, że jest dziewczynką i urodziła się rodzicom dość późno. Tak mi się wydaje, ponieważ zawsze dostawała to, czego chciała, niezależnie od tego, co to było. Możliwe, że to powód, dla którego jest trochę nieodpowiedzialna. I na pewno nie jest zainteresowana takimi tematami jak rolnictwo czy ekonomia!

Mama niepokoiła się

 – Ziemi przecież nie musi sprzedawać – próbowałem uspokoić mamę, choć sam nie byłem pewien. – To przecież majątek. Może wyjść za mąż, potem wydzierżawić ją. Albo zasadzić las... Nie martw się. Przecież widzisz, jak bardzo tata kocha tę ziemię, a jednak nic na ten temat nie mówi.

 – Ale on jest pewny, że Kaśka tu zostanie – mama uśmiechnęła się. – Kocha ją tak bardzo, że nie dostrzega, iż ta dziewczyna nie zamierza mieszkać na wsi. Ciągnie ją do miasta, do wielkiego świata. Prędzej czy później zdecyduje się na wyjazd za granicę, zobaczysz.

Domysły matki były słuszne. Choć jej przypuszczenia potwierdziły się z pewnym opóźnieniem. Moje dziecko już osiągnęło pełnoletność, kiedy moja siostra wychodziła za mąż. Szukała męża przez długi czas, ale kiedy go w końcu znalazła, był on idealny. To zamożny Szwajcar, który tak się w niej zakochał, że nie dostrzegał już innych. Siostra nie musiała pracować. Jej jedynym zadaniem było wyglądać olśniewająco u boku męża. Miała huczne wesele w Polsce. Po nim od razu wyjechali, a rodzice zostali sami na gospodarstwie.

Martwiłem się o rodziców

Wtedy zacząłem się o nich martwić. Byli już blisko siedemdziesiątki i choć radzili sobie doskonale, wiedziałem, że to nie może trwać wiecznie. Zastanawiałem się, czy zaprosić ich do siebie, czy zorganizować im pomoc na miejscu? Miałem przeczucie, że nie zdołam ich przekonać do przyjazdu do mnie.

A co do ziemi... Nie miałem okazji poważnie porozmawiać z nimi na ten temat. Przestali do mnie przyjeżdżać, było im za ciężko, za daleko. Ja zaś byłem zapracowany. Rozmawialiśmy głównie przez telefon. Podczas tych kilku wizyt, które złożyłem w Polsce, nie udało nam się niczego konkretnego ustalić.

– Nie martw się, póki co dajemy radę, wszystko jest w porządku – odpowiadał mój ojciec, machając ręką. – Część ziemi zalesiliśmy, część oddaliśmy w dzierżawę. Mamy co jeść, mamy leki. Ty lepiej troszcz się o swoje dzieci, a nie o nas.

Mówiąc szczerze, to mnie uspokajało. Chyba po prostu lubiłem nie zastanawiać się nad przyszłością. Tak czy inaczej, czas leciał, ja mieszkałem w Niemczech, moi rodzice w Polsce i wszyscy byliśmy zadowoleni. Wiedziałem, że rodzicom pomagają sąsiedzi, nie byli sami. To pozwalało mi uspokoić moje wyrzuty sumienia. A potem... Potem lata mijały, a ja stałem się emerytem. Tutaj, w Niemczech, emeryci żyją jak w bajce. Jest wystarczająco dużo pieniędzy na jedzenie, leki i podróże za granicę. Przez całe życie pracowałem ciężko, a teraz mogłem w końcu odpocząć. Dzieci dawno temu opuściły dom, ale często odwiedzały mnie z wnukami.

Co roku cała rodzina wybierała się do Polski. Ja natomiast wraz z żoną jeździłem na wakacje dwa razy do roku. W Niemczech posiadałem niewielki domek z ogrodem, gdzie spędzałem czas na sadzeniu kwiatów i zastanawianiu się, jak wesprzeć rodziców. Rozmyślałem też, co zrobić z otrzymanym od nich spadkiem. Jednak na tym się skończyło.

Dostałem spadek 

Pewnego dnia moi rodzice odeszli. Tata pierwszy, a dwa dni po jego pogrzebie mama. Moja siostra uważała, że tata zabrał ze sobą mamę, ponieważ zawsze byli razem. Nie zdążyłem im pomóc, ale czy rzeczywiście potrzebowali mojej pomocy? Nie jestem pewien, ale raczej nie. Wydaje mi się, że spędzili spokojnie swoje dni w miejscu, które zawsze kochali. Na swojej ziemi. Teraz ta ziemia należy do mnie! Okazało się, że rodzice przepisali na mnie wszystko. Kaśka nie była zaskoczona ani oburzona.

– Byli świadomi tego, że tutaj nie zamieszkam, nie potrzebuję niczego – odparła, rozejrzawszy się po pokojach w rodzinnym domu. – A ty... Możesz przyjechać tutaj? Z emeryturą z Niemiec będziesz wiódł życie na poziomie.

Zgadza się. Jej słowa były słuszne, ale ja nie miałem ochoty przybywać tutaj! Przez te wszystkie lata, które spędziłem w Niemczech, przywykłem do pewnego standardu. Do sytuacji, w której kiedy czuję się źle, mogę od razu pójść do lekarza i zostanę przyjęty. Że gdy zakupiony przeze mnie przedmiot się zepsuje, zostanie naprawiony. Że nawet w najmniejszym z miast jest klub dla seniorów. Mogę tam uczęszczać na pływanie, różne zajęcia, spotykać się na tanecznych imprezach, wieczorach towarzyskich, przyjęciach.

Nie chcę tu wracać

W skrócie, życie w Niemczech było po prostu normalne. Polska, mimo iż od czasu mojego wyjazdu przeszła wiele zmian, nadal nie stanowiła idealnego miejsca do życia. Szczerze mówiąc, wracanie tu nie było moim marzeniem. Ale jest dom. Dom, w którym się wychowałem. Oczywiście mogę go sprzedać, a ziemię oddać w dzierżawę, ale jakoś nie mam serca. Czuję wyrzuty sumienia, że miałbym oddać ojcowiznę obcym ludziom tylko dla kasy. 

Rozumiałem, że rodzice z pewnością spodziewali się, że kiedy postawią mnie przed faktem dokonanym, otrzymam spadek i zajmę się działką. Tak powinienem postąpić. Moje serce podpowiada mi powrót, ale co miałbym robić? Nie po to ułożyłem sobie życie za granicą, aby teraz wracać na wieś. Nawet polska mentalność zaczyna mi być obca. Dlatego stoję przed dylematem...