Od ponad 10 lat pracuję w przedsiębiorstwie, które sprowadza włoskie produkty spożywcze. Do moich obowiązków należy dbanie o kwestie finansowe oraz wynagrodzenia. Zarobki naszych pracowników są znane wyłącznie mi i właścicielce firmy. Reszta zespołu ma surowy zakaz dzielenia się między sobą informacjami o tym, ile zarabiają.

Już po miesiącu dostała premię

Po pierwsze, nie wypada wściubiać nosa w cudze finanse, a po drugie, nic tak nie niszczy przyjaznej atmosfery w robocie, jak zawiść o kasę. Jeszcze całkiem niedawno nikt nie robił z tego afery. Ludzi nie interesowało, ile kto ma na koncie, bo każdy cieszył się z własnej wypłaty.

Nie da się ukryć, że nasza przełożona do oszczędnych osób nie należy. Kieruje się regułą, że uczciwy wysiłek powinien iść w parze z odpowiednim wynagrodzeniem. Ba, nawet z dodatkową premią! Ta babka zna się na biznesie jak mało kto i przede wszystkim ciągle się rozwija. Nie przerzuca swoich obowiązków na podwładnych i nie obija się, tylko bez przerwy poszukuje we włoskich regionach kolejnych kontrahentów oraz nieznanych na naszym rynku produktów.

Firma nieustannie się powiększa i z tego powodu wciąż rośniemy. Nasi wieloletni klienci pozostają z nami na dobre i na złe, a do tego regularnie zgłaszają się nowi, którzy chcą nawiązać współpracę. Żeby zapewnić im wszystkim należytą obsługę, jakieś sześć miesięcy temu do naszego zespołu dołączyła czwórka nowych handlowców, wśród nich Sandra.

Sprawiała wrażenie wymarzonej kandydatki. Była zdecydowana i elokwentna. Stawiła się na rozmowę kwalifikacyjną perfekcyjnie przygotowana. Orientowała się w naszym asortymencie, potrafiła wymienić niemal każdy artykuł. Co więcej, mogła pochwalić się sporym stażem zawodowym. Choć była dość młoda, pracowała w trzech przedsiębiorstwach.

Odpowiedź Sandry na pytanie skąd te częste zmiany była dla kierowniczki dość niespodziewana. No bo przecież kto w dzisiejszych czasach przeskakuje z firmy do firmy niczym pionek na szachownicy? Nasza nowa koleżanka wyjaśniła jednak, że nie przepada za stagnacją i zależy jej na ciągłym poszerzaniu horyzontów. Jest jednak pewna, że u nas znajdzie idealne warunki do rozwoju. Zdecydowaliśmy się ją zatrudnić. Nie da się ukryć, że dziewczyna dawała z siebie wszystko. Wyniki, które osiągnęła w sprzedaży, były po prostu pierwsza klasa. Nic dziwnego, że błyskawicznie wskoczyła do grona najlepszych handlowców w naszym zespole.

Kierowniczka od razu to zauważyła. Sandra już po miesiącu dostała premię. Uważam, że wszyscy zatrudnieni u nas ludzie na jej miejscu podskakiwaliby w euforii. Ale ona doszła do wniosku, że dotknęła ją niesprawiedliwość.

Nie zamierzała dochować tajemnicy

Jakiś czas po tym, jak dostałam pensję z bonusem, usłyszałam przypadkiem pewną niepokojącą rozmowę. Akurat szłam w stronę ekspresu, żeby zrobić sobie kawę, gdy dostrzegłam Sandrę. Rozmawiała z Jagodą, stojąc obok ksero.

– Ja nie mogę, co to w ogóle jest? – narzekała. – Zasuwam jak głupia od bladego świtu do późnej nocy, wywracam się na lewą stronę, żeby dogodzić klientom. I jaki mam z tego pożytek? Dostaję za to jakieś psie pieniądze. Ten świat to jedno wielkie bagno – skarżyła się.

– Daj spokój, nie ma co tego drążyć – Jagoda starała się uciąć temat, ale nasza nowa koleżanka nie dawała za wygraną.

– Słuchaj, a jaka jest twoja pensja netto? Myślisz, że to adekwatna kwota do twoich umiejętności i zaangażowania? Przecież jeszcze niedawno narzekałaś, że w ostatnich tygodniach prawie nie widziałaś się z bliskimi. I powiedz, czy ktokolwiek ci za to podziękował? Zauważył twój trud? – Sandra kontynuowała przesłuchanie.

Jagoda odparła, że kasa jest w porządku i generalnie nie narzeka, ale jakoś tak niepewnie, bez mocnego przekonania. Zupełnie jakby miała wątpliwości co do uczciwości szefowej. Na pewno spowodowała to rozmowa z Sandrą. Tydzień gonił za tygodniem, a nowa koleżanka wchodziła na coraz wyższe obroty.

Każdemu żaliła się na zarobki. Usiłowała wszystkich przekonać, że osiąga rewelacyjne rezultaty, ale nikt tego nie zauważa i czuje się po prostu wykorzystana. Żałowała, że zdecydowała się do nas dołączyć. Mówiła to takim tonem, jakby naprawdę spotykała ją jakaś ogromna niesprawiedliwość. Co gorsza, wymieniała dokładne kwoty, które rzekomo dostają inni. Wspominała na przykład, że Paweł zarabia trzysta złotych więcej od niej, Kacper o pięć stówek, a Iwona to już w ogóle najwięcej!

Nie miałam pojęcia, skąd czerpie te rewelacje i czemu w ogóle narzeka. W końcu spośród całego działu sprzedaży to ona zarabiała najwięcej. Podczas rozmowy o pracę sama określiła swoje oczekiwania, a szefowa przystała na jej warunki. Miałam ochotę głośno jej o tym przypomnieć przy całym zespole, ale w ostatnim momencie pohamowałam się i utrzymałam język za zębami. Przypomniałam sobie, że byłam tak samo zobligowana do zachowania dyskrecji jak i ona. Zaprosiłam ją więc na rozmowę w cztery oczy i przypomniałam o tym obowiązku. Poprosiłam ją uprzejmie, ale zdecydowanie, żeby przestała gadać głupoty, bo wprowadza ludzi w błąd, psuje atmosferę w zespole i przynosi szkodę naszej firmie. nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia. Parsknęła tylko, że jest wolną osobą i ma prawo wyrażać swoje zdanie oraz poglądy.

Dodała, że jeśli sądzę, że gada głupoty, to mam to wyprostować publicznie. Wiedziała, że nie zdradzę nikomu ani jednej informacji na temat wysokości moich dochodów.

Przeszła samą siebie

Żeby nadać swoim kłamstwom pozory prawdy, odwołała się do mojej osoby. Zabrała Jagodę do toalety i zaczęła węszyć. Akurat byłam w kabinie obok, o czym nie miały pojęcia, więc doskonale słyszałam całą ich rozmowę.

– Ale wiesz, ile Małgosia zgarnia na miesiąc? Cztery koła na czysto. Przecież wykonuje identyczną robotę jak my! – relacjonowała Sandra.

– Bez żartów, na pewno dobrze widziałaś? – upewniała się Jagoda.

– Jasne, mam to info z pierwszej ręki.

– Od Edyty z rachunkowości?

– Tak jest! Zwierzyła mi się, ale to ściśle tajne. Niech to zostanie między nami, bo jak ktoś doniesie szefowej, to biedna dziewczyna wpadnie w tarapaty – odrzekła.

Tym razem już nie mogłam się powstrzymać. Wyskoczyłam z kabiny niczym z katapulty, a zanim Sandra zdążyła cokolwiek powiedzieć, zaciągnęłam ją na korytarz i wrzasnęłam na cały głos, tak, aby każdy w biurze usłyszał, że jest podłą kłamczuchą, bo nigdy z nikim nie rozmawiałam o pensjach innych pracowników.

– Jeśli nie skończysz rozpowiadać bzdur, to sama pójdę do szefowej i będę ją namawiać, żeby z miejsca wykopała cię na bruk! – darłam się przy całej załodze.

Nie starałam się w żaden sposób tłumaczyć czy bagatelizować sprawy albo robić z tego sensacji. Moim celem było to, by inni dostrzegli, że ta dziewczyna opowiada niestworzone historie. Żeby przestali dawać wiarę temu, co mówi i przestali jej słuchać. Niestety, chyba mi się to nie udało.

Sytuacja w naszej firmie robi się z każdym dniem coraz bardziej napięta. Sandra na ten moment przycichła, ale jestem pewna, że lada chwila znów zacznie rozsiewać plotki. Zresztą chyba nie musi już tego robić. Przedstawiciele handlowi są przekonani, że za taką samą robotę dostają mniejszą kasę niż ich kumple. No i czują się przez to skrzywdzeni. Spoglądają na siebie nieufnie i nie potrafią razem pracować.

Ledwo są w stanie osiągnąć minimalne założenia i zaraz potem zwijają się do domu. Zaczyna też między nimi iskrzyć coraz częściej. Choćby zupełnie niedawno, kiedy Iwona musiała pozałatwiać pilne kwestie związane z rodziną. Zdaje się, że miała umówione jakieś badania z dzieckiem. Planowała wziąć wolne do południa. Zwróciła się do Łukasza z prośbą, aby zajął się jej klientami.

Jeszcze jakiś czas temu przystałby na propozycję bez zbędnych dyskusji. Ale teraz? W ogóle nie zamierzał tego rozważać.

– Znajdź sobie kogoś innego do pomocy. Albo po prostu wyłóż kasę i wynajmij kogoś za siebie. Przy twoich zarobkach nie powinno stanowić to problemu! – rzucił ze zniecierpliwieniem.

Biedna Iwonka rozpłakała się na dobre. Zapewne nie miała pojęcia, o co mu tak naprawdę chodzi.

W moim pokoju służbowym nieustannie ktoś się zjawia. Ledwo jedna osoba opuści pomieszczenie, a już następna staje w drzwiach. Teoretycznie interesują ich rachunki albo chcą sprawdzić, czy kontrahenci, aby nie spóźniają się z opłatami, ale w rzeczywistości próbują wyciągnąć ze mnie ile zarabiają ich współpracownicy.

Nie docierają do nich żadne wyjaśnienia ani to, że mam zakaz rozmawiania o pewnych sprawach. Kiedyś kompletnie się tym nie interesowali. Odchodzą z poczuciem urazy. Parę dni temu Jagoda stwierdziła wprost, że jestem okropna i postępuję niesprawiedliwie, bo Sandrze ze wszystkiego się zwierzam, a innym nie chcę zdradzić ani słowa. Nie mogę już tego znieść. Musimy szybko coś zaradzić z tą dziewczyną, bo inaczej dojdzie do jakiejś tragedii.

Teraz chyba rozumiem, z jakiego powodu ciągle zwalniała się z roboty. Zapewne w poprzednich miejscach pracy również siała ferment, rozpowszechniała nieprawdziwe pogłoski i z tego względu po krótkim czasie kazano jej odejść. Uważam, że powinniśmy postąpić tak samo. Gdy tylko dyrektorka wróci z Włoch, od razu przeprowadzę z nią szczerą rozmowę.

Oby jak najszybciej pogoniła tę podłą jędzę gdzie pieprz rośnie. Być może wówczas uda nam się poprawić nastroje w przedsiębiorstwie i ponownie staniemy się zgranym, przyjaznym zespołem…

Edyta, 39 lat