– Nieważne, jakie studia skończysz, ważne, żebyś miał magistra – słyszałem po maturze. Nie chciało mi się uczyć po nocach na studiach technicznych. Magister to magister, praca miała na mnie czekać, tak uważali rodzice, dziadkowie i cała rodzina. Wybrałem więc łatwy i przyjemny kierunek. Po co się przemęczać? Tylko że po skończeniu studiów już nie było tak kolorowo…

– Możemy pana przyjąć na bezpłatny staż – słyszałem w kolejnych firmach.

Dziewczyny mnie podrywały

Na początku byłem oburzony. Jak to: bezpłatny? Uważałem, że to wykorzystywanie młodych ludzi i cwaniactwo dużych firm szukających darmowej siły roboczej. Tyle że rynek pracy nie oferował ludziom z moim wykształceniem wiele więcej. Za którymś razem przyjąłem ofertę.

– Tu jest pokój pocztowy – poinformowała mnie sekretarka szefowej. – Będziesz zajmował się wysyłaniem listów, kserowaniem, laminowaniem i generalnie wszystkim, co ci zlecą inni pracownicy. Jak będziesz miał pytania, to zawsze możesz do mnie przyjść.

Ostatnie zdanie dodała z zalotnym uśmiechem. Byłem przyzwyczajony, że dziewczyny mnie podrywają. I nie tylko dziewczyny, bo komplementy słyszałem także z ust dojrzałych kobiet. Cóż, odziedziczyłem urodę po mamie, a o muskulaturę walczyłem sam, więc miałem z czego być zadowolony. Kobiety okazywały mi zainteresowanie na każdym kroku. Szkoda tylko, że nie przekładało się to na zatrudnienie…

Z Ewą z recepcji umówiłem się, że wpadnę do niej wieczorem. Powiedziała, że ugotuje kolację, i to mnie skusiło bardziej niż jej dość przeciętna uroda.

– Świetne spaghetti – pochwaliłem, kończąc drugą dokładkę. – Naprawdę będzie jeszcze deser?

Wiedziałem, że Ewa czegoś ode mnie oczekuje. W sumie nie miałem nic przeciwko temu.

Chodziliśmy ze sobą miesiąc. Ona dla mnie gotowała, ja sprawiałem, że czuła się szczęśliwa, choć zupełnie mi na niej nie zależało. Ale pieczony schab, kurczak w cieście czy absolutnie fantastyczna zupa pomidorowa były wystarczającym wabikiem, bym codziennie odwoził ją do domu i zostawał na kilka godzin.

W końcu mój staż się skończył i uznałem, że to dobry pretekst, by zakończyć także związek z Ewą. Obawiałem się, że się we mnie zakocha i będzie chciała czegoś więcej niż seks i wspólne kolacje. A ja do niej zupełnie nic nie czułem.

Jak mogłem odmówić?

Kiepsko przyjęła moją decyzję. Jej płaczliwe pretensje słyszało pół biura… Uciekłem stamtąd zażenowany. Tego samego dnia odebrałem telefon z nieznanego numeru. Zdziwiłem się, bo dzwoniła koleżanka z pracy, no, z byłej pracy.

– Słyszałam, że rozstałeś się z Ewą, więc pomyślałam, że może się spotkamy? – zaproponowała Majka.

Była szefową działu marketingu, starszą ode mnie o jakieś piętnaście lat. Już miałem jej odmówić, gdy dodała: – Mam na dzisiaj rezerwację w Giannim. Uwielbiam ich owoce morza! Będę tam o dwudziestej, wpadnij, jeśli masz ochotę.

Przyznaję, że załatwiła to z klasą. Nie nalegała i dała mi wybór. Oczywiście poszedłem. W domu miałem jedynie ryż z majonezem, a ona zaprosiła mnie na owoce morza!

Przy kolacji wyznałem jej, że jestem zmartwiony, bo nie mam ani pracy, ani widoków na pracę.

– Rachunki za mieszkanie opłacają mi rodzice, ale tylko do końca miesiąca – wyjaśniłem. – Muszę szybko coś znaleźć, bo nie mam nawet za co kupić kurtki na zimę.

Uśmiechnęła się i poprosiła, żebym się nie martwił, tylko jadł krewetki. Po deserze zaproponowała mi wspólne zakupy. Stwierdziła, że doradzi mi, jaką kurtkę kupić, i z przyjemnością za nią zapłaci.

– Co miałbym za to zrobić? – zapytałem, chociaż nieco lubieżny uśmieszek na jej ustach dał mi pewną wskazówkę.

Maja nie na darmo była specjalistką od marketingu. Potrafiła tak ubrać propozycję „seks za pieniądze” w słowa, iż miałem wrażenie, że od dawna tego właśnie chciałem.

O dziwo, świetnie się z nią bawiłem. Maja była bardzo zajętą osobą, a kiedy wreszcie wyrywała się z pracy, chciała jadać w drogich restauracjach, pić dobre wino i robić zakupy. Towarzyszyłem jej wszędzie, a po męczącym popołudniu lądowaliśmy u niej w sypialni, gdzie dbałem o to, by nie żałowała wydawanych na mnie pieniędzy. Oczywiście przez cały czas szukałem pracy. Maja nie dawała mi gotówki, tylko prezenty.

Zajęła się mną

W końcu znalazłem coś w kancelarii adwokackiej. Nic ambitnego, praca w recepcji. Już od pierwszego dnia widziałem, jak przygląda mi się starsza wspólniczka. Kobieta koło czterdziestki, zawsze na szpilkach i skrojonych na miarę garsonkach, ani ładna, ani brzydka.

– Hubert, przyjdź do mnie za pięć minut – poprosiła raz.

Kiedy wszedłem, zapytała, czy lubię operę. Na wszelki wypadek odpowiedziałem, że tak. Byłem ciekaw, co się dalej stanie. Dalej był bilet do loży, który ponoć dostała od klienta i nie chciała zmarnować.

– Ja też będę – wspomniała, kiedy dziękowałem za bilet.

W loży byliśmy tylko we dwoje. Jeszcze podczas pierwszego aktu jej dłoń spoczęła na moim kolanie. Wciąż spotykałem się z Mają, ale to nie przeszkadzało mi umówić się z Joanną. Był tylko jeden problem.

– Nie mogę randkować z pracownikiem kancelarii – oznajmiła. – Dlatego jutro dostaniesz wypowiedzenie.

– Co?! – wykrztusiłem.

– Nie martw się, kochanie – pogładziła mnie po klacie. 

– Zrekompensuję ci tę marną pensyjkę. Ile u nas miałeś?

Dotrzymała słowa. Właściwie to zyskałem finansowo po tym nagłym zwolnieniu. Joanna była hojniejsza od Mai. Przekazywała mi pieniądze, zawsze w eleganckiej kopercie, a do tego obsypywała mnie podarunkami. Nie sprawiło to jednak, że skończyłem sprawę z Majką. Przez pewien czas dzieliłem mój czas między obie panie. Potem poznałem jeszcze Iwonę, właścicielkę wielkiej firmy. Miała prawie pięćdziesiąt lat, ale temperament dwudziestolatki. Miała też gest. Była moją najhojniejszą „dziewczyną”. Zostawiała mi pliki banknotów pod spodeczkiem z kawą, którą mi przygotowywała rano, jak gdyby to były serwetki. Klasa i dyskrecja.

Nie jestem prostytutką!

Iwona poznała mnie ze swoją koleżanką Zuzanną. Zuza była niezwykle konkretna, chciała ustalić stawkę za godzinę moich usług. To mnie uraziło.

– Ej, nie jestem męską prostytutką – żachnąłem się.

– Nie? – zdziwiła się teatralnie. – Zaraz, może coś pomieszałam… Moja przyjaciółka mówi, że płaci ci za seks i towarzystwo. Domyślam się, że nie jest jedyna. Powiedz mi, czym to w takim razie jest, jeśli nie prostytucją? I dlaczego nie możemy ustalić po prostu ceny za godzinę?

To było jak uderzenie w twarz. Niby wiedziałem, że chodzę z kobietami do łóżka w zamian za gotówkę i prezenty, ale zawsze jakoś to sobie umiałem wytłumaczyć. One były zamożne, ja bezrobotny, więc po prostu dzieliły się ze mną pieniędzmi, prawda? A seks z nimi nie był jakimś okropnym przymusem, potrafiłem wyciągnąć z tego maksimum przyjemności. No i nie chodziło tylko o łóżko, z każdą z nich dużo rozmawiałem, spędzałem czas, towarzyszyłem im przy posiłkach.

– Nie jestem męską dziwką! – warknąłem do Zuzanny. – I nie potrzebuję twoich pieniędzy!

Nie obraziła się, co mnie zabolało. Zupełnie jakby ktoś taki jak ja nie mógł jej dotknąć. Zmusiło mnie to do zastanowienia się, kim właściwie jestem. I czy Zuza przypadkiem nie miała racji…

Próbowałem z tym skończyć. Rozstałem się z Mają, ale to były działania pozorowane. Tak naprawdę Maja mi się już nie opłacała. Miałem dwie bogate „dziewczyny”, niedługo potem w nocnym klubie poznałem kolejną.

Szukałem normalnej pracy, ale proponowane stawki wydawały mi się śmieszne w porównaniu z tym, co dostawałem od moich kobiet. Zdałem sobie sprawę, że ja już nie potrafiłbym żyć za dwa tysiące miesięcznie.

Problem w tym, że niedawno poznałem Melę. Jest w moim wieku, to instruktorka tańca w fitness klubie, do którego chodzę na siłownię. Zakochałem się w niej… Mela myśli, że pracuję na wysokim stanowisku, podziwia mnie za inteligencję, oczytanie i poczucie humoru. Wiem, że ona też się we mnie zakochuje. I to sprawia, że wpadam w coraz większą panikę.

Jak mam żyć w związku z Melanią, czego pragnę najbardziej na świecie, jednocześnie uprawiając seks za pieniądze z innymi kobietami? Z drugiej strony wiem, że jeśli odetnę się od moich „dziewczyn”, stracę całe moje wygodne, wręcz luksusowe życie. Co mam zrobić?  Na razie po prostu to ciągnę, mając nadzieję, że Mela o niczym się nie dowie. Najgorsze, że nawet nie wiem, kiedy to się stało. Kiedy zostałem męską prostytutką… Bo wiem, że tak właśnie nazywa się to, co robię. Tylko co z tego, że wiem, skoro nie umiem z tym zerwać?