W Jurku zakochałam się właściwie od pierwszego wejrzenia. Mimo że był raczej spokojny i niezbyt rozmowny, zaciekawił mnie. A dodatkowo był niesamowicie przystojny! I bez marudzenia spełniał moje kaprysy. Wkrótce uznałam więc, że jest idealny. Zaczął się wokół mnie kręcić i ostatecznie wzięliśmy ślub.

Mąż słuchał się ojca

Teraz mogę już stwierdzić, że nie widziałam niektórych rzeczy, bo Jurek od zawsze był pod wpływem swojego dominującego ojca. Zauważyłam to niemal natychmiast, ale myślałam, że dam radę to jakoś zmienić. Roman rządził w swojej rodzinie twardą ręką i oczekiwał absolutnego posłuszeństwa. Nawet od swoich dorosłych synów, którzy pracowali w jego firmie. Prowadził sklep z roślinami ogrodowymi i uważał, że cała rodzina powinna być mu wdzięczna za pracę i utrzymanie.

Czułam, że to jest po prostu niedopuszczalne. To było nie do pomyślenia, że mój teść miał decydujący głos w kwestiach mojej rodziny. Dlaczego miałby tak być? Jestem osobą niezależną, więc sama potrafię zadbać o siebie. Poza tym jesteśmy dorośli. Zdecydowałam jednak, że zamiast konfrontować się z teściem, pokażę mężowi, że może prowadzić swoje życie w zupełnie inny sposób niż do tej pory. Samodzielnie, jak prawdziwa głowa rodziny. Bardzo chciałam, aby stał się prawdziwym mężem.

Zainwestowałam w jego biznes

Zainwestowałam w Jerzego nie tylko całą swoją miłość, ale także całe moje oszczędności. Mówiąc konkretnie – cały spadek po dziadkach.

– A co powiesz na to, żebyś otworzył swój własny sklep ogrodniczy? – zasugerowałam mężowi pewnego dnia. – Przecież wiesz wszystko o tym biznesie.

Byłam pewna, że to jedyna droga, by mógł się uwolnić od wpływu ojca i zacząć w końcu w pełni samodzielne życie. Namówienie go na mój plan nie zajęło mi wiele czasu, choć na początku naprawdę bał się pomysłu otwarcia własnej firmy. Nie wierzył, że sobie z tym poradzi. Ale przecież miał mnie, prawda? Poza tym, że dałam mu pieniądze i pomogłam mu w załatwieniu wszystkich papierów, starałam się go codziennie motywować, by czuł, że jest w stanie pokonać każdą przeszkodę. W ten sposób razem pchaliśmy nasz małżeński wózek, z dala od szkodliwego teścia.

Szwagierka męża była inna niż ja

Maria była żoną Maćka, młodszego brata mojego męża. I była moim przeciwieństwem. Już od pierwszego dnia w tej rodzinie pozwoliła im się zdominować. Bez większych sprzeciwów przyjęła rolę uległej i skromnej żony. Nie miała żadnego wpływu na decyzje podejmowane w swoim domu. Co więcej, zdecydowała się na wspólne mieszkanie z teściami!

Sposób, w jaki postąpiła, sprawił, że całkowicie utraciła kontrolę nad tym, co działo się jej małżeństwie. Maciek, mieszkając ciągle pod jednym dachem z rodzicami, nie dorósł do założenia rodziny. Przecież co tak naprawdę się zmieniło w jego życiu po zawarciu małżeństwa, jeżeli w domu wciąż rządziła jego matka, a w pracy ojciec? Podobnie jak przed ślubem, każdego dnia szedł do sklepu i bez sprzeciwu wykonywał wszystkie zadania, a później wracał do domu, gdzie również nie miał żadnego wpływu na sytuację. Czemu potrzebował żony? Wygląda na to, że jedynie do spraw łóżkowych. Ale Maria szybko zauważyła, że kiedy Maciej wypełnił swoje małżeńskie zadanie i stał się ojcem, zwrócił się bardziej ku innemu rodzajowi zabawy niż sypialnianym figlom.

Teściowie udawali, że nie ma problemu

Mówiąc konkretniej – upijaniu się. Nikt nie wie, dlaczego sięgał po alkohol. Czy to możliwe, że w alkoholu szukał poczucia swojej wartości? Tak czy inaczej, nawet nie starał się specjalnie ukrywać, że codziennie się upija.

Rodzice zupełnie na to nie reagowali. Nie przyszło im nawet do głowy, że mogliby pomóc Marii wyciągnąć jej męża z uzależnienia od alkoholu! Mam wrażenie, że jego picie im nawet odpowiadało. Ojciec mógł być pewien, że nie będzie żadnego buntu, bo syn będący pod wpływem alkoholu nie wpadnie na pomysł, aby przejąć władzę w firmie czy domu. A matka była zadowolona, że mogła doglądać swojego Maciusia, jak gdyby nadal był małym chłopcem.

– Biedactwo, on jest chory! – mówiła, kiedy pijany jak bela potykał się w ogródku tuż przy drzwiach do domu, bo nie mógł samodzielnie wejść nawet po kilku stopniach.

Kiedy Maria mówiła, że Maciek powinien szukać specjalistycznej pomocy, rzucała jej spojrzenia pełne wrogości. Teściowie niezmiennie nie zgadzali się na to, żeby ich młodszy syn leczył swoją alkoholową chorobę. Uważali, że nikt nie powinien o tym wiedzieć, nawet lekarz, bo "Co ludzie powiedzą?!". Moja szwagierka więc od początku była skazana na porażkę w tej walce z problemem, któremu musiała stawić czoła sama. Bez względu na to, jak bardzo prosiła, przekonywała czy tłumaczyła. Wszystko to było na próżno. Jej słowa były jak rzucanie grochem o ścianę. Ostatecznie pozostał jej tylko rozwód, choć nie było to wcale łatwe.

Pomogłam jej 

Wprawdzie pracowała, ale zarabiała mało, a rodzina od razu dała jej do zrozumienia, że nie ma co liczyć na wsparcie finansowe, jeśli postanowi się im przeciwstawić. Postanowiłam jej pomóc i zapewniłam jej stałą pracę, która nareszcie pozwoliła jej i dziecku godnie żyć. Moralnie ją podtrzymywałam, próbowałam poprawić jej samopoczucie, aby nie obawiała się wprowadzić zmian w swoim życiu. Postępowałam z nią dokładnie tak samo, jak w przypadku mojego męża. Gdy w końcu zdecydowała się na rozwód, stanęłam po jej stronie mimo sprzeciwu ze strony innych. Nie miałam przecież absolutnie nic do stracenia. I tak byłam już w tej rodzinie czarną owcą.

Mówili, że zrobią wszystko, by odebrać Marii jej dziecko. Maria naprawdę wtedy się bardzo bała! Ale ja powiedziałam w sądzie, że Maria to niesamowita matka i że trudno znaleźć taką drugą. Teściowie nie mieli szans wygrać walkę o prawa do wnuka i złośliwie przestali się do mnie odzywać. Nie przejmowałam się tym. Zawsze jeździłam do nich z niechęcią. Przecież założyłam swoją rodzinę, więc po co miałam odwiedzać teściów?

Maria zdołała wywalczyć całkiem wysokie alimenty. Było ją teraz stać na to, by wynająć niewielką kawalerkę i bez zmartwień wychować swojego syna. Byłam z niej naprawdę dumna. Cieszyło mnie, że w końcu uwolniła się z tego ciężaru. Stałyśmy się przyjaciółkami.

Mąż chciał rozwodu

Była pierwszą osobą, która zorientowała się, że coś zaczyna się dziać w moim związku. Jerzy nagle stał się nerwowy i bardzo skłonny do kłótni. Takie zachowanie było u niego niespotykane. Wszystko co się działo, traktował jako powód do awantury, a później nastawał okres milczenia, który zdawał się nigdy nie kończyć. Nie wiedziałam, co się dzieje, więc przypisywałam to kryzysowi wieku średniego, który niewątpliwie przechodził. Starałam się być spokojna i trzymać się rutyny. Troszczyłam się o dom, dzieci, naszą firmę i Jerzego. Ale on tego nie docenił. Nagle uznał, że chce rozwodu!

– Zawsze dyktowałaś mi, co mam robić – rzucił mi w twarz. – Uciąłem wszelkie kontakty z rodzeństwem, ponieważ ciągle dochodziło między nami do kłótni! Nie będę tego więcej tolerować.

Szybko zdałam sobie sprawę, że za tym wszystkim stoi inna kobieta. Przeglądając pocztę męża na komputerze, odkryłam, że od kilku miesięcy mnie zdradzał. Nigdy bym nie pomyślała, że ten spokojny i posłuszny mężczyzna potrafi tak manipulować. Zdecydowałam się zatem walczyć. Chodziło mi o pół firmy, którą założyłam i prowadziłam wspólnie z mężem, a także o wysokie alimenty dla dzieci.

Teściowie się cieszyli

Rodzice mojego męża z niecierpliwością czekali na pierwsze trudności w naszym związku, aby natychmiast stanąć po stronie swojego syna i rzucić się na mnie jak na wroga. Nazywali mnie "zgniłym jabłkiem" w rodzinie i krzyczeli na mnie. Próbowali mnie zastraszyć i twierdzili, że w przypadku rozwodu nie otrzymam ani złotówki, ponieważ to oni założyli firmę za swoje pieniądze i to dzięki swoim kontaktom. Oczywiście, to były kompletne bzdury. Przecież firma była wspólną własnością moją i męża, co potwierdzały dokumenty. Nie mogli mi więc niczego zabrać. Ponadto do firmy dołożyłam również mój spadek, co również mogłam udowodnić.

Nie bałam się więc rozprawy rozwodowej. Najcenniejszym wsparciem dla mnie była Maria. To ona była świadkiem mojego małżeństwa od początku i mogła ujawnić przed sądem prawdę. Znała na wylot całą sytuację, wiedziała, chodzi tu o inną kobietę! Miała być moja tarczą i ja jej ufałam. W końcu to ja kiedyś pomogłam jej w podobnej sytuacji. Nie martwiłam się zatem. Byłam przekonana, że wygraną w sądzie mam jak w banku.

Bardzo mnie zawiodła

I dodatkowo razem z moją prawniczką przegadałyśmy całą sprawę od deski do deski. Wiedziałam na wyrywki, co Maria ma zamiar powiedzieć podczas sądu, a także znałam wszystkie "drobiazgowe" pytania, które moja adwokatka planowała jej zadać. Dlatego, kiedy Maria zaczęła składać zeznania, nie od razu zdałam sobie sprawę, że coś jest nie w porządku. Słuchałam jej niezbyt uważnie. Dopiero po chwili zaczęłam dostrzegać znaczenie jej słów.

Klaudia zawsze była autorytarna – mówiła. – Od samego początku traktowała swojego męża z góry, podobnie jak resztę rodziny.

Nie mogłam zrozumieć, co się dzieje! Co ona robi?! Później było tylko gorszej... Według tego, co mówiła Maria, rodzina mojego męża to istne anioły! Z jej zeznań dowiedziałam się między innymi, że jestem niewdzięczna, ponieważ oni zawsze chcieli dla mnie tylko dobrze, a ja nie potrafiłam tego docenić.

– To rodzice Jurka wpadli na pomysł z tym sklepem – kłamała Maria, a żaden mięsień nawet nie drgnął jej na twarzy – Pomogli im go otworzyć, dali kasę na start i nawet udostępnili swoje kontakty z branży.

Kłamała prosto w oczy

Zeznała, że to co udało mi się zgromadzić, było wynikiem pomocy rodziny mojego męża! Ale to nie koniec. Maria, składając im jakiś hołd, nie zapomniała mnie przy tym oczernić... Podobno nieustannie wywoływałam konflikty w domu, zaniedbałam obowiązki wobec dzieci i generalnie nie dało się ze mną żyć. Nie dziwi więc, że mój mąż w końcu stwierdził, że nie wytrzyma tego dłużej i zdecydował się odejść!

Byłam w szoku, że ktoś mógł tak bezczelnie kłamać i nawet się nie zająknąć... Spojrzałam na moich teściów. Wyglądali na zadowolonych i pewnych swojego zwycięstwa. Najbardziej bolało mnie jednak to, jak zachowywał się Jerzy. Zakochałam się w nim, myśląc, że jest miłym człowiekiem. A teraz siedział cicho jak myszka i nie powiedział ani słowa, mimo że wiedział, że wszystko, co mówi Maria, to głupoty! Wydawało się, że wygranie sprawy rozwodowej było dla niego ważniejsze niż szacunek do mnie.

Sędzia wyraźnie był zaskoczony. Zwrócił się do Marii z pytaniem, na czyją korzyść tak naprawdę zeznaje. Dla mnie czy dla mojego męża? Odpowiedziała, że choć to ja prosiłam ją, aby była moim świadkiem, to nie będzie przecież kłamać.

Następnie teściowie i szwagier jedynie dolali oliwy do ognia swoimi zeznaniami, przedstawiając mnie jako okrutnego potwora. I tak właśnie przepadła moja szansa na rozwód z winy męża i ledwo uniknęłam rozwodu... z mojej winy! Opućciłam salę sądową całkowicie zszokowana. Adwokatka tylko wzruszyła ramionami, bo co więcej mogła zrobić?

Maria się sprzedała

Długo zastanawiałam się, jak to możliwe, że Maria tak mnie zawiodła i w jaki sposób jej rodzice zdołali ją do tego przekonać. Nie zamierzałam jednak rozmawiać z nią na ten temat. Po tym, jak "wynagrodziła" mi moją pomoc w taki sposób, nie chciałam nawet na nią patrzeć, nie mówiąc już o prowadzeniu z nią jakiejkolwiek dyskusji.

Ale już parę miesięcy później wszystko stało się jasne. Moja znajoma dowiedziała się, że Maria kupiła mieszkanie. To dwupokojowe lokum z kuchnią na peryferiach miasta. Kupione za gotówkę, ponieważ nie była zaciągnięta żadna pożyczka bankowa. Wiedziałam, że nie była w stanie sama zebrać takiej sumy. Więc to oczywiste, że to rodzice Jerzego musieli zapłacić za to mieszkanie. "Zdradziła mnie dla pieniędzy" – pomyślałam ze smutkiem.

Aktualnie jestem po rozwodzie, a także po sprawie dotyczącej podziału majątku. Spłaciłam męża i teraz samodzielnie prowadzę biznes. Jerzy nie potrafił znaleźć wspólnego języka z nową partnerką. Wygląda na to, że była inteligentna, bo szybko zorientowała się, jakie są intencje jego rodziny... Wrócił zatem do sklepu swojego ojca. Dzięki temu Roman ma obecnie obu swoich synów pod swoim okiem i znów może nimi kierować.

Zawsze sądziłam, że Maria jest moim sojusznikiem. Obie znalazłyśmy się w podobnie kłopotliwej sytuacji i to tylko dzięki wzajemnej pomocy mogłyśmy z niej wyjść. Przez długi czas uważałam, że jest to godna zaufania kobieta, na której mogę polegać. Jak się jednak okazuje – każdy ma swoją cenę...