Życie układa się różnie. Moje nie toczyło się tak, jak bym sobie tego życzył. Po prawie dwudziestu latach rozpadło się nasze małżeństwo. A wcześniej wydawało się to niemożliwe. Dopiero teraz okazało się, że zupełnie nie pasujemy do siebie i – poza dzieckiem – właściwie nic nas nie łączy. To żona wystąpiła o rozwód, a jeszcze wcześniej po prostu mnie zostawiła. Dosłownie i w przenośni, bo opuściła nasz dom (inna rzecz, że odziedziczony przeze mnie po dziadkach, a więc i tak nie miała do niego żadnych praw). Okazało się, że już od pewnego czasu jest z kimś związana. 

O wszystkim dowiedziałem się ostatni, jednak nie toczyłem z nią zażartych bojów w sądzie. Dlaczego? Właściwie z jednego powodu: Emilii, naszej córki, która postanowiła zostać ze mną. 

Szczerze mówiąc, bardzo mnie to zaskoczyło, a zarazem podbudowało. Choć z drugiej strony jej zachowanie wcale nie było takie dziwne. Od zawsze mieliśmy dobre relacje, nie było między nami większych spięć (drobne są przecież nie do uniknięcia). Poza tym dobrze mieszkało jej się w swoim małym królestwie – pokoiku na poddaszu domu. Nie chciała tego zostawiać. Zresztą nie była już małym dzieckiem, spragnionym matczynej opieki, tylko młodą, siedemnastoletnią kobietą. Miała swoje poglądy na życie i widziała, że to nie przeze mnie rozpadła się nasza rodzina. 

Nie miałem romansu ani nałogów. Dzięki decyzji żony rozwód przyjąłem jako coś nieprzyjemnego, ale do przeżycia. Zwłaszcza że nasz związek od pewnego czasu i tak był fikcją. Miałem tylko nadzieję, że zdołam się otrząsnąć i jeszcze ułożyć sobie życie – przecież niedawno przekroczyłem czterdziestkę!

Myślałem, że w niedalekiej przyszłości znajdę pokrewną duszę

Niestety, moje nadzieje okazały się płonne. Wszystko z powodu Emilii. Córka absolutnie nie chciała – tak to przynajmniej odbierałem – przyjąć do wiadomości, że w moim (i jej) życiu mogłaby pojawić się jakaś nowa kobieta. Zauważyłem to już od pierwszych chwil, gdy zostaliśmy we dwójkę. Ilekroć wychodziłem na jakieś spotkanie towarzyskie, ona okazywała niezadowolenie. Starałem się rozumieć jej obawy, ale też nie chciałem zamykać się w domu 
i izolować od świata i ludzi.

Zresztą moja córka, która tak mi żałowała kontaktów z ludźmi, sama miała grono znajomych, z którymi spędzała dużo czasu. Ufałem jej i nie próbowałem jej w żaden sposób ograniczać, za to ona mnie – owszem. Uważała, że powinienem już tylko pilnować pracy i domu. Na tym tle doszło między nami nawet do kilku sprzeczek, właściwie pierwszych od wielu lat.

– Ledwo mama się wyniosła, a ty już rozglądasz się za jakąś babą! – oskarżała mnie w wielkim wzburzeniu.

Zobacz także:

– Dziecko, o czym ty mówisz? Jeszcze nawet o tym nie myślałem!

I była to prawda, bo na razie nie wybiegałem myślami w przyszłość. Chciałem się tylko od czasu do czasu rozerwać... Żyłem w kieracie: praca, prowadzenie domu, i sporadycznie jakieś wyjście niczym łyk świeżego powietrza. Dłuższy czas tak właśnie wyglądała moja codzienność. 

Wszystko zmieniło się z chwilą, gdy na jakiejś imprezie u mojego starego znajomego poznałem Lidkę. Też była czterdziestolatką, obecnie wolną jak ptak. Z miejsca wpadła mi w oko. Jednak ważniejsze było dla mnie to, że ona również była kobietą „po przejściach”, więc liczyłem z jej strony na zrozumienie mojej niełatwej sytuacji. W końcu ojciec wychowujący nastoletnią córkę, w której buzują hormony, nie jest wymarzonym kandydatem na partnera... 

Zaczęliśmy się spotykać. Nie traktowałem tego zbyt poważnie, po prostu dobrze mi się z nią spędzało czas. Lecz w pewnej chwili zorientowałem się, że czuję do Lidki coś więcej. Z tą chwilą zacząłem snuć plany dotyczące naszej wspólnej przyszłości.

Niestety, ta przyszłość rysowała się w ponurych barwach z powodu Emilii. Już pierwsza wizyta Lidki w naszym domu okazała się porażką. Moja córka demonstracyjnie siedziała obrażona przed telewizorem i nawet nie podniosła się, żeby się z gościem przywitać. Potem, przy stole, na którym wylądowała przygotowana przeze mnie kolacja, córka zachowywała się wobec Lidki z otwartą niechęcią czy wręcz wrogością. Pozwalała sobie nawet na różne kąśliwe uwagi. 

– Emilko, daj spokój, czemu się tak zachowujesz? Nie znasz jej przecież. Czy zrobiła ci jakąś krzywdę, czy co? – studziłem emocje, korzystając z tego, że Lidka akurat  wyszła do toalety.

– Jeszcze nie, ale nie chciałabym, żeby to się stało. A, jak widzę, na to się właśnie zanosi. Masz na nią ochotę, co?

– No wiesz?! Jak ty się wyrażasz? – oburzyłem się. – Mogłabyś okazać nam trochę więcej szacunku… 

– Ach! Powiedziałeś „nam”, czyli myślisz o niej poważnie!

Dalszą wymianę zdań przerwał powrót Lidki. Dokończyliśmy kolację w sztywnej atmosferze. Stało się dla mnie jasne, że Emilia jest zdecydowanie przeciwna mojej nowej znajomości

Miałem pewność, że ktoś mnie wrabia

Ja z kolei byłem pod coraz większym urokiem Lidki i mimo wrogiego nastawienia mojej córki coraz częściej myślałem, że to kobieta mojego życia. 
Tak było aż do pewnego incydentu. Tamtego dnia zadzwoniłem do Lidki, żeby ją wyciągnąć na wieczorny seans filmowy. Zareagowała dziwnie, obco. Wykręcała się kiepską formą, ale nie brzmiała przekonująco. Coś się musiało stać. Tylko co?

Pojechałem do niej, by to od razu wyjaśnić. Przywitała mnie z dystansem. Oczy miała czerwone od płaczu. 

– Co się stało? – zaniepokoiłem się.

– Nic…

– Przecież widzę, że coś się wydarzyło!

– Widzisz… – plątała się trochę – doszłam do wniosku, że to nie ma sensu…

– Co nie ma sensu? 

– No, po prostu my. Nie ma co tego ciągnąć, jeśli się gra na dwa fronty

– Nadal nie rozumiem, o co ci chodzi. Możesz to jakoś wyjaśnić? – poprosiłem. 

Po chwili wahania sięgnęła do szuflady i podała mi... jakieś zdjęcia! Gdy przyjrzałem się im bliżej, zdębiałem. Przedstawiały mnie na jakiejś imprezie. Przytulałem się do jakichś odlotowo wymalowanych kobiet.

– Co to jest? Możesz mi wytłumaczyć? – pytałem gorączkowo.

– No wiesz! – zaśmiała się nerwowo 

– Chyba ty powinieneś mi to wytłumaczyć!

– To nieporozumienie! Skąd to masz?

– Przyszło pocztą…

Przyjrzałem im się uważniej. Poza swoją twarzą nie rozpoznawałem nikogo. Nic mi się tu nie zgadzało. Ani miejsce, ani ludzie. Zdjęcia wyglądały autentycznie, ale przecież nie mogły być prawdziwe! To musi być jakiś fotomontaż! Bezczelny fotomontaż! Ktoś mi zrobił kawał!

– To jakiś fotomontaż. Nie wiem, co to za miejsce i nie znam tych ludzi!

– Jak to? Komu chciałoby się bawić w coś takiego? – Lidka patrzyła na mnie z niedowierzaniem, ale też z cieniem nadziei. – Nie chce mi się w to wierzyć…

Ja byłem równie zaskoczony jak ona, jednak w przeciwieństwie do Lidki miałem pewność, że ktoś mnie wrabia. Tylko kto i dlaczego? Musiałem to wyjaśnić, a potem przekonać Lidkę, że jestem niewinny! 

Zadzwoniłem do znajomego, który był biegły w sprawach komputerowych. Na spotkanie z nim jechaliśmy we dwoje. Wolałem, żeby Lidka przy tym była, bo zależało mi na szybkim wyjaśnieniu tej afery i jeszcze bardziej na naszych relacjach. 

– Stary, mam do ciebie może dziwną prośbę, ale liczę na twoje umiejętności. Mam tu kilka zdjęć – wyjąłem nieszczęsne fotki z teczki. – Podejrzewam… Nie, jestem o tym przekonany, że to fotomontaże. Czy możesz to jakoś sprawdzić?

Kolega przez chwilę przyglądał się zdjęciom w skupieniu, po czym na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.

– No stary, nie marnujesz czasu – z uznaniem pokiwał głową. – Jak widzę, jakaś szalona imprezka się odbyła…

Wolałem nie patrzeć na minę Lidki, ale usłyszałem jej ciężkie westchnienie.

– Nie żartuj sobie! – zgrzytnąłem zębami i zgromiłem go wzrokiem.

– Dobra, dobra… Zobaczymy, co da się zrobić – chyba załapał, że to nie był najlepszy żart w tym momencie.

Zajął się zdjęciami, a my usiedliśmy obok. Można powiedzieć – patrzyliśmy mu na ręce. Najpierw zeskanował zdjęcia, potem przepuścił je przez nieznany mi program graficzny. Nie trwało to długo, a efekt był niezwykły. Wydrukował kolejne wersje zdjęć i wówczas to, co podejrzewałem, okazało się prawdą. Na wydrukach widać było podwójną strukturę zdjęć, każde z wyraźną „nakładką”. A tą nakładką była… moja głowa, nałożona na kolejnych odbitkach.

A więc to tak… Teraz było już oczywiste, że w tych kilku miejscach najzwyczajniej zostałem dodany. Bez żadnych wątpliwości… Kamień spadł mi z serca.

Podziękowałem kumplowi  serdecznie i wyszliśmy.

– Przepraszam… – wykrztusiła Lidka i pocałowała mnie. – Chyba rozumiesz moją pierwszą reakcję? Ty w takich sytuacjach… To dla mnie było prawdziwym szokiem! Możesz sobie wyobrazić, co poczułam, co pomyślałam…

– W porządku – oddałem jej pocałunek. – Sam pewnie też bym zareagował podobnie… Nie mogłaś przecież przypuszczać, że ktoś zadał sobie tyle trudu. Naprawdę trudno to zrozumieć... Ale najważniejsze, że mamy to za sobą, nie sądzisz? 

Zamiast odpowiedzieć przytuliła się do mnie i roześmiała. 

– Wojteczku, co za ulga! – niemal zaszczebiotała radośnie. 

Ja też się cieszyłem, że sprawa została wyjaśniona. Jednak nie do końca… Bo autorką tych fotomontaży nie mógł być nikt inny niż… moja córka!
Emilia była pasjonatką fotografii. Robiła tysiące zdjęć, które później archiwizowała w komputerze, przetwarzała, robiła jakieś kolaże, czym wielokrotnie się chwaliła. Taki fotomontaż to dla niej z pewnością bułka z masłem! 

Bałem się, że niezależnie od tego, jak postąpię, którąś z nich stracę

Pożegnałem się z Lidką, nadrabiając miną, a potem całkiem straciłem humor. Wróciłem do siebie. Chciałem jak najszybciej porozmawiać na ten temat z Emilią, ale córki nie było jeszcze w domu… 

Zacząłem nerwowo przeglądać pliki na pulpicie jej komputera. Znalazłem sporo naszych wspólnych zdjęć, a potem nawet moje „wypreparowane” główki! Nie mogłem znaleźć gotowych „przeróbek”, ale to, co miałem, w zupełności wystarczało do potwierdzenia moich podejrzeń

Czy rzeczywiście myślała, że w ten sposób dopnie swego?!

W napięciu czekałem na jej powrót do domu. I bez słowa pokazałem jej zdjęcia. Wytrzymała mój wzrok i obojętnie spojrzała na odbitki.

– Po co mi to pokazujesz? – spytała.

– Znalazłem w komputerze… 

– Co?! – teraz już przestała być tak opanowana. – Włączyłeś mój komputer? Jak mogłeś?! Tego się nie robi! – krzyczała.

– To ty nie powinnaś tego robić! Nie wiem, co chciałaś przez to osiągnąć...

– Jak to co? Miałam nadzieję, że ta baba wreszcie zostawi cię w spokoju!

– Zwariowałaś?! Nie będziesz chyba urządzać mi życia!

– Nie chcę rozmawiać na ten temat. Idę do siebie! Mam tego dość…

Chciałem jeszcze coś jej odpowiedzieć i nie zostawiać tak tej sprawy, ale dałem sobie spokój. Nie zamierzałem z nią toczyć wojen. W końcu miałem ją tylko jedną… 

Długo łamałem sobie głowę, jak wybrnąć z tej sytuacji. Zależało mi, i to bardzo, na nich obu: i na córce, i na Lidce… Nie miałem pojęcia, co robić, jaką obrać taktykę. Bałem się, że niezależnie od tego, jak postąpię, którąś z nich stracę. 

Jednak w tym przypadku – paradoksalnie – pomoc przyszła z niespodziewanej strony. Od mojej córki! Wieczorem wysłała mi SMS-a z informacją, że co najmniej przez kilka dni zostanie u swojej matki. Odetchnąłem z ulgą. 

Gdy jednak wróciłem po pracy do domu, zastałem w nim… Emilię. Siedziała w kuchni i coś jadła. Na mój widok wstała z niepewną miną i podeszła do mnie.
Dosłownie oniemiałem.

Przepraszam… tatku… – wyszeptała i pocałowała mnie w policzek.

– Słucham? – nie mogłem uwierzyć własnym uszom.

– Przepraszam – powtórzyła. 

– Miałaś zostać trochę u mamy – nie rozumiałem, co się dzieje.

– Tak, ale zmieniłam zdanie. Głupio wyszło z tymi zdjęciami, bo wtedy miałam nadzieję, że może jednak ty i mama… że wrócicie do siebie. Teraz już nie…

– Dlaczego zmieniłaś zdanie?

– No, jak to? Nie wiesz? Mama wychodzi za mąż.

Zdumiałem się, bo rzeczywiście o niczym nie miałem pojęcia. Usiedliśmy z Emilią przy stole i zaczęliśmy ze sobą rozmawiać jak dwoje dorosłych ludzi. Moja córka mnie zaskoczyła. Dotąd zdawało mi się, że wciąż jest jeszcze dzieckiem, zazdrosnym i trochę zagubionym. I stąd ten pomysł ze sfabrykowanymi zdjęciami. 

– Wiem, że zakochałeś się w Lidce… Już się z tym pogodziłam. Widocznie tak musi być – stwierdziła córka, dopijając herbatę. 

Bez słowa przytuliłem ją.

– Och, córciu, córciu… Mam nadzieję, że następnym razem wykorzystasz lepiej swój talent, bo te zdjęcia – tak między nami mówiąc – były całkiem niezłe…
Roześmialiśmy się jednocześnie. Głośno i serdecznie, w niewymuszony sposób.  Pierwszy raz od bardzo dawna…