Słońce grzało każdego dnia ciut mocniej. Powoli i nieśmiało nadchodziła wiosna. Brudny śnieg zniknął z ulic, zrobiło się jaśniej i czyściej. „Cudownie, po prostu cudownie, żyć nie umierać”, pomyślałam, i zabrałam się do wyciągania prania z pralki. „Wiosna, czas radości i miłości”, kpiłam w myślach bez litości. Bo też po raz pierwszy od wielu lat nie umiałam cieszyć się tą najpiękniejszą porą roku. Dla mnie w tym roku nie była piękna.

Od lutego pracowałam na wypowiedzeniu. I choć upłynął już kolejny tydzień takiej sytuacji, nie umiałam się z nią pogodzić. Pracowałam w firmie piętnaście lat. Piętnaście lat mojego dorosłego życia oddałam korporacji! Wypruwałam sobie żyły, zarywałam popołudnia i wieczory, a nierzadko weekendy. Wszystko, żeby tylko „firma” była zadowolona – bo wtedy i ja byłam zadowolona.

Zaczęłam pracę jeszcze na studiach. Nie sądziłam, że tak długo zostanę w tamtej firmie; nie miałam takiego zamiaru, chciałam tylko nabrać doświadczenia. Ale niepostrzeżenie tymczasowe zajęcie stało się całym moim światem. Praca w tej firmie była jak nałóg. A dzisiaj? Zagraniczny właściciel postanowił zamknąć kilka oddziałów; również ten, w którym pracowałam. Dostałam wypowiedzenie, godną odprawę i klepnięcie w plecy na do widzenia. Właściwie nawet jeszcze nie rozpaczałam. Jeszcze to do mnie w pełni nie dotarło. Jakaś część mnie nie przyjmowała do wiadomości tego, co się stało. Nie zdążyłam nawet zacząć się bać, czy znajdę coś nowego; po prostu trwałam w jakimś letargu.

Byłam lojalna tylko wobec jednego: korporacji

Tyle lat w ciągłym biegu! Wydawało mi się, że jestem szczęśliwa, że wszystko mam. Dobra praca, jeszcze lepsza płaca, zagraniczne wyjazdy, faceci na zawołanie; jak byli potrzebni, to się pojawiali, jak stawali się zbędni albo zbyt wymagający, to ich spławiałam. Na wszystko miałam czas, poza stałym związkiem, emocjonalnymi zobowiązaniami, dbaniem o przyjaciół, bo do tego trzeba wierności, oddania, zaangażowania, a ja byłam lojalna tylko wobec jednej rzeczy: korporacji.

Dźwięk telefonu wyrwał mnie z rozmyślań. Ruszyłam do torebki po komórkę.

– Halo? – rzuciłam do słuchawki, nie sprawdzając nawet, kto dzwoni. 

Prawdę powiedziawszy, od kiedy dla firmy stałam się zbędna, mogła dzwonić tylko jedna osoba. Znałyśmy się z Hanką ze studiów. Ona jedna nie zraziła się ciągłym konkurowaniem z moją pracą. Nawet rodzice i brat mieli mi za złe, że ich olewam, że omijam rodzinne spotkania, że nie wiem, jak wygląda mój najmłodszy bratanek. Jako siostra, ciotka i córka poległam na całej linii. Ale Hanka była jak ze spiżu. Nie wiem, co zrobiłam w poprzednim wcieleniu, że zasłużyłam na taką przyjaciółkę.

Zobacz także:

– Joasia?

– No, a niby kto mógłby odbierać mój telefon? – Klapnęłam ciężko na kanapie.

– Tego nigdy nie wiadomo, zawsze lepiej się upewnić. Zaczęłabym gadać o naszych tajemnicach, a tu proszę… ktoś obcy. I co wtedy? – roześmiała się.

– Fakt, to byłaby wtopa – odpowiedziałam bez entuzjazmu, którego nie umiałam z siebie wykrzesać. 

– Oj, słyszę, że nic się nie zmieniło, od naszej ostatniej rozmowy…

– Nie bardzo wiem, o co ci chodzi! – warknęłam. 

Złość, owszem, mogłam w sobie wzbudzić. Najlepiej na Bogu ducha winną Hankę. Bo na kogo innego? 

– Cały czas o to samo, kochana! Powoli moja cierpliwość się kończy. Ile można przeżywać? Albo bierzesz się w garść, albo wykopię cię do specjalisty!

– Czemu mnie tak męczysz? Po co wciąż dzwonisz i głowę zawracasz? Ktoś cię prosił? – warczałam dalej.

W słuchawce na chwilę zapadła cisza.

– Wiesz co, Aśka, gdybyś nie była dla mnie tak ważna, już dawno przestałabym do ciebie dzwonić! Już nie mam siły! Mija drugi miesiąc, odkąd cię zredukowali, a ty się zachowujesz, jakby twoje życie się skończyło!

– Bo się skończyło! Mój świat runął. 

– Wiesz, gdzie się kończy życie? Na cmentarzu! A ty mimo ciągłego stresu jakimś cudem jesteś zdrowa jak koń. Dziewczyno, opamiętaj się! Dobra, zwolnili cię, to przykre, frustrujące, ale to nie koniec świata! Osobiście jestem im wdzięczna. Sama byś nigdy nie odeszła. I skończyłabyś jako zgorzkniała stara panna, bezdzietna i samotna. Już jesteś na najlepszej drodze, by stać się zołzą. Potraktuj więc to zwolnienie jak szansę! Harowałaś latami, budując cudzy sukces. Teraz wreszcie zyskałaś czas dla siebie! I masz kasę na nowy początek. Możesz robić, co chcesz, o czym zawsze marzyłaś…

– Co ty tam wiesz? – przerwałam Hance. – Sama masz swoją posadkę, nikt cię nie wyrzuca, znasz swoje miejsce. A ja? Czy ty nie rozumiesz, że ja straciłam swoje miejsce?

– Co ty pleciesz!? Biurko w korporacji to twoje miejsce? Boże, boję się, że za późno cię zwolnili. Dziewczyno, bądź ze sobą szczera! Ty byłaś jedynie dobrze naoliwionym trybikiem w gigantycznej maszynie. Gnałaś do przodu i nawet nie miałaś okazji zastanowić się nad tym, gdzie jest twoje miejsce. Gdzie powinno być.

– Ależ ty jesteś męcząca… Głowa mnie boli, daruj mi te filozoficzne wynurzenia.

– Nikt inny ci tego nie powie, bo kto? – Hania była bezwzględna. – Pamiętam nasze rozmowy, jeszcze na studiach. Miałaś takie plany, tyle pomysłów. Zawsze chciałaś być szefem sama dla siebie. Kiedy, jak nie teraz? To ostatni dzwonek…

– Czy ty mi mówisz, że jestem przegrana?! – zdenerwowałam się.

– Jeszcze nie… ale możesz być. Tyle ci umyka… Ostatnie 15 lat życia oddałaś obcej firmie. Teraz cię zwolnili, nawet dobrze zapłacili za poświęcony czas, ale co, prócz kasy, z tego masz? Pusty dom, zabagnione stosunki rodzinne, zero znajomych spoza roboty.

– Muszę kończyć – szepnęłam i wcisnęłam przycisk czerwonej słuchawki. 

Rzuciłam telefon na kanapę i wpatrywałam się w niego ze złością. 

Może to zwolnienie jest szansą na nowy początek?

Hanka miała rację. Dlatego tak mnie drażniły jej słowa, bo powiedziała na głos to, co od dawna sama wiedziałam, ale wolałam się nad tym nie zastanawiać. Pędziłam do przodu? Raczej uciekałam. Z wygody i ze strachu. Bałam się stanąć, pomyśleć, przyjrzeć samej sobie. Bałam się tego, co odkryję. Tego, że stałam się dokładnie taka, jaka nigdy nie chciałam być. Produkt konsumpcyjnego świata. Trybik w maszynie. Teraz trybik wyleciał i umierałam ze strachu, że sama sobie nie poradzę! A przecież był czas, kiedy miałam zupełnie inny pomysł na życie.

Chciałam pracować na własny rachunek, rozsądnie łącząc karierę z życiem rodzinnym. Kiedy z tego zrezygnowałam? Mój młodszy brat dorobił się trójki dzieci. A ja? Ani męża, ani dzieci, ani prawdziwego domu… Żadnego poważnego związku na koncie. Jedna przyjaciółka. Może to zwolnienie faktycznie jest szansą na nowy początek? Przecież mam dopiero 38 lat! Jeszcze dużo mogę! Nawet dzieci urodzić, jeżeli właśnie tego pragnę. Chodzi tylko o to, żebym odkryła, czego tak naprawdę chcę, i żebym przestała się bać po to sięgnąć.

Chwyciłam telefon do ręki i wystukałam SMS-a do Hani: „Przepraszam, że się wyłączyłam. I dziękuję. Masz rację, to nie koniec. To wiosna, która zapowiada piękne lato!”. Nie wiedziałam jeszcze, co zrobię, ale jednego byłam pewna. To nie był koniec świata. Świat otwierał przede mną nowe możliwości. Jakie? To się okaże.