Reklama

Kiedy rozpadło się moje drugie małżeństwo, postanowiłam już nigdy nie wiązać się z żadnym mężczyzną. Jednak samotność szybko zaczęła mi doskwierać, gdy więc mój dobry przyjaciel oświadczył mi się, to mocne postanowienie nieco osłabło.

Reklama

– Jestem sam, chciałbym mieć rodzinę, mieć dla kogo żyć. Chcę się z tobą ożenić. Wyjdziesz za mnie? – spytał wprost.

W pierwszej chwili parsknęłam śmiechem, sądząc, że żartuje, ale potem… „Właściwie czemu nie? – pomyślałam po kilku nieprzespanych nocach. – Syn będzie miał tatę, ja oparcie w starszym ode mnie, dojrzałym mężczyźnie. I nie będę już ryczeć w poduszkę, że jestem sama”.

Niby ideał, ale...

Małżeństwem jesteśmy już od ponad dziesięciu lat. Od pierwszego dnia Tadeusz z ogromnym oddaniem zajął się wychowywaniem mojego synka.

– Twojego? To przecież nasze dziecko, to jest też mój synek! – oburza się, ilekroć wyrwie mi się określenie „mój syn”.

Zobacz także

Obaj zaprzyjaźnili się serdecznie. Tadeusz w sposób bardzo naturalny umiał podejść do Miśka i w krótkim czasie stanowiliśmy już prawdziwą, kochającą się rodzinę. Byłam szczęśliwa. Wreszcie znalazł się ktoś, kto zdjął z moich barków odpowiedzialność za los dziecka.

Ale nie tylko. Ponieważ Tadek świetnie gotuje, sam robi zakupy, których ja nie znoszę, chętnie odkurza i prasuje…
No i wszystko byłoby świetnie, gdyby nie kilka denerwujących drobiazgów.

Kiedy wchodzę do kuchni po Tadzikowej „zabawie w kucharza”, panuje w niej taki bałagan, że ręce mi opadają! Bułka tarta chrzęści pod nogami, mąka porozsypywana po szafkach, naczynia niby umyte, ale lepią się od tłuszczu. Popołudniowa drzemka Tadeusza też już mnie zaczyna doprowadzać do białej gorączki. Leży na kanapie w dużym pokoju, chrapie i wszystko ma w nosie. Poza tym łazi po domu w takich ohydnych kraciastych kapciach jak ostatni łachmyta. I kto to widział, żeby tyle czasu spędzać przed telewizorem i bez przerwy latać po kanałach?

– Może obejrzelibyśmy w końcu jakiś film od początku do końca? – pytam podniesionym głosem.

– Eee tam – odpowiada Tadek.

– Tylko ty się tu liczysz czy co?! – wkurzam się i awantura gotowa.

No i te porozciągane spodnie dresowe! Niby taki strój domowy, ale wygląda w nich jak jakiś bezdomny. Mógłby sobie sprawić coś lepszego… A jak wychodzi się z toalety, to wypadałoby zamknąć za sobą drzwi. Nie wszyscy muszą wiedzieć, co tam robił!

Zdecydowałam, co jest ważniejsze

Wczoraj tak mnie wkurzył, że musiałam wyjść. Siedząc na ławce pod domem, zadzwoniłam do swojej siostry:

– Słuchaj, Iwona, ja już tego dłużej nie wytrzymam! – zaczęłam, ledwo odebrała. – Normalnie wszystko mnie w Tadeuszu denerwuje! To flejtuch i leń! To już nie jest ten sam człowiek co kiedyś! Ja chyba się z nim rozwiodę!

– Zwariowałaś? – fuknęła Iwona. – Popatrz lepiej na siebie. Wczoraj, jak do was wpadłam, wcale nie wyglądałaś lepiej od niego. Łazisz naburmuszona, a ta twoja domowa sukienczyna to co, od Chanel niby? Uważaj, żeby Tadzik się nie odwinął i ciebie nie zostawił. Już dawno ci powtarzam, że za bardzo się go czepiasz.

– Przesadzasz – spuściłam nieco z tonu, ale wracając do mieszkania, wciąż czułam buzującą w żyłach adrenalinę. Faktycznie, ja w domu też często byłam rozmemłana i stawiałam na wygodę zamiast urodę. A Tadeusz nigdy nie narzekał, nie miał pretensji, gdy wolałam wieczorami rozwiązywać krzyżówki niż szykować mu kolacje.

Na schodach niemal zderzyłam się z Michałem, który właśnie biegł na dół.

– Idziemy z tatą pokopać piłkę! – oznajmił podekscytowany i poleciał dalej.

Z mieszkania wychodził Tadzik. W czystym dresie i adidasach wyglądał nieźle. A może to mnie się wzrok poprawił?

– Gabrysiu, wrócimy za jakąś godzinkę, wtedy zrobię nam dobrą kolację – powiedział, całując mnie w policzek.

– Nie, kochanie, kolacja będzie już na was czekała – obiecałam z uśmiechem.

Reklama

Przydało mi się tych kilka słów gorzkiej prawdy, jakie usłyszałam od siostry.

Reklama
Reklama
Reklama