„Mąż z uśmiechem zdemolował nasz wymarzony domek letniskowy. Przez jego durne fanaberie nasze małżeństwo wisi na włosku”
„Proppersi to ludzie, którzy uważają, że trzeba przygotować się na ewentualną apokalipsę – budują schrony, gromadzą żywność. Gdy okazało się, że mam jednego takiego w domu, pomyślałam, że to po prostu czysty obłęd”.
- Katarzyna, lat 38
Domek nad jeziorem kupiliśmy w zeszłym roku od znajomych, którzy zdecydowali się na emigrację. Nie, żebyśmy opływali w miliony, ale to była prawdziwa okazja, a po pandemii każdy chyba już wiedział, że własny kawałek natury to skarb nie do przecenienia. Dzieciakom się niesamowicie podobało, choć kiedy pojechaliśmy pierwszy raz jako szczęśliwi posiadacze, woda w jeziorze była już za chłodna na kąpiele. Huśtawka przed domem, kawałeczek lasu, w którym Nikola wypatrzyła sarenkę… Piotruś wręcz nie mógł uwierzyć, że to wszystko teraz jest nasze.
A co będzie, jak zabraknie prądu?
– To był strzał w dychę – cieszył się mąż. – Mały remont i mamy doskonałą metę, Kasiu. Koszty zwrócą się bardzo szybko, tym bardziej że większość prac zamierzam wykonać sam.
Tymczasem powoli, bo powoli, ale nadeszła wiosna, a mój mąż każdą wzmiankę o wyjeździe na działkę zbywał nerwowym burczeniem. Najpierw, że nie dokończył remontu, potem, że wciąż jest za zimno, w końcu przyłapałam go, jak opowiadał Nikoli o myszach, które chroboczą w ścianach, i to jest strrraszne!
– Strasznie to będzie, jeżeli będziesz wciąż sabotował – oświadczyłam wreszcie. – W majowy weekend jedziemy do domku.
– Długi weekend odpada – spłoszył się. – Udało mi się po znajomości załatwić firmę, która robi studnie.
– A po co? – zapytałam. – Przecież jest pompa głębinowa.
– Pompa! – prychnął. – A co będzie, jak zabraknie prądu, nie pomyślałaś o tym, co?
– Przecież jest generator!
– Tak – przewrócił oczami. – A ropę skąd weźmiesz, gdy wszystko padnie?
Niby się ucieszył, ale był jakiś nieswój
Odkąd jakiegoś czasu Jurek całkiem wsiąkł w apokaliptyczne klimaty. Z dwojga złego wolałam, żeby siedział na forach dla proppersów, niż zabijał potwory w grach, ale chyba patrzyłam na to ze zbytnim optymizmem. Kiedy wygadałam się przed mamą, ta nie wahała się ani chwili.
– Musisz zobaczyć, co on tam robi, Kasiu – oświadczyła. – Zajmę się dziećmi, a ty jedź razem z Jurkiem. Jeśli będzie wszystko w porządku, przynajmniej zaliczysz romantyczny weekend. Należy ci się.
Jurek niby się ucieszył, ale był jakiś nieswój. W końcu przyznał się, że nie przerobił jeszcze kuchni w domku, tak jak obiecywał.
– Miałeś tylko obniżyć blaty, żebym nie musiała się wspinać przy gotowaniu. To takie trudne?
– Zajmowałem się tym, co wydawało mi się ważniejsze – nadął się.
– Jasne, w końcu nie ty będziesz gotował po koszykarce!
– Byłoby wszystko gotowe, gdybyś zaczekała. Ale i tak jestem pewien, że ci się spodoba. Odwaliłem kawał dobrej roboty, Kaśka, sama zobaczysz.
Spakowaliśmy się w piątek wieczorem i w sobotę, gdy tylko mama się zjawiła, ruszyliśmy.
Nie no, zupełnie się mu we łbie pomieszało
Od frontu wszystko wyglądało tak, jak zostawiliśmy jesienią: huśtawka, piaskownica, placyk do grilla i zabawy dla dzieci, ale kawałek z tyłu był zaorany.
– Tu będzie ogród – oświadczył mąż z dumą, pokazując dłonią. – Miesiąc temu posadziłem żywopłot, który będzie chronił zasiewy przed zimnem, zwierzętami i złodziejami.
Nie miałam sumienia przypominać, że jesteśmy kilometry od cywilizacji i raczej nikt się nie zjawi, żeby nam kraść marchewki.
– Fajnie to wymyśliłeś – pochwaliłam. – Dzieciom się będzie podobać.
Jurek wyjął klucz, otworzył domek i weszliśmy do salonu.
– No i jak? – stanął za mną. – Widzisz jakieś zmiany?
Rozejrzałam się.
– Wydawało mi się, że to pomieszczenie jest większe i jaśniejsze… – postąpiłam krok naprzód.
Zrobił tajemniczą minę.
– Chyba nie zamurowałeś żadnego okna, co? – zapytałam skołowana.
Dałabym sobie rękę uciąć, że poprzednio na ścianie były dwa. Mina Jurka wskazywała na to, że trafiłam.
– Odbiło ci, człowieku?!
To się już kwalifikuje do leczenia
Pociągnął mnie za rękę i podprowadził do dużej biblioteczki stojącej przy ścianie. Otworzył drzwiczki, a potem nacisnął jakąś dźwignię i półka z książkami uchyliła się, ukazując wejście do małego pomieszczenia. Z oknem na jezioro, a jakże. Zatkało mnie.
– Będziemy tu ukrywać marchewki przed złodziejami?
– To dla nas, Kasiu. Tajna skrytka. Tu zrobię piętrowe łóżka, tu półki na konserwowaną żywność… Ocieplę ścianę i na zewnątrz nie zostanie śladu po oknie.
Kompletnie mi chłop ześwirował od siedzenia w internetach, a ja się cieszyłam, że nie gra w głupie strzelanki… I jeszcze ma się za wybawcę!
– Kompletnie ci odbiło, Jurek – stwierdziłam, gdy udało mi się wydostać ze schowka. – To się już kwalifikuje do leczenia.
Nawet nie zapytała, jak się nam udał romantyczny wyjazd
– Ale, Kasiu… – złapał mnie za rękę, ale się wyszarpnęłam.
– Co „Kasiu”? – syknęłam. – Sądzisz, że przy dwójce dzieci i pracy w księgowości potrzebuję jeszcze twojego straszenia apokalipsą? Gdybym wiedziała, że rujnujesz nasz dobytek, zagoniłabym cię do pomocy w domu. Od jesieni praktycznie wszystko jest na moich barkach!
– Myślę o naszej przyszłości, kobieto!
– Myślisz głównie o sobie – rzuciłam mu w twarz. – I folgujesz swojej chorej wyobraźni.
– A ty prezentujesz karygodną beztroskę… I to matka dzieciom!
– Miło, że zauważyłeś, iż jestem dorosła – powiedziałam. – Idź krok dalej, mój drogi, i nie decyduj za mnie. Dom jest tak samo mój, jak i twój. Nie życzę sobie, żebyś bez konsultacji wprowadzał w nim zmiany. Mówię poważnie, Jurek.
– Sorry, nie sądziłem, że dla głupiego widoku na jezioro zaryzykujesz życie własnych dzieci.
– Podobnie jak ty, bo ci się ubzdurała prawdziwa studnia.
– Idiotka!
– Świr!
W drodze powrotnej żadne z nas nie odezwało się słowem. W domu mama popatrzyła na nasze miny i nawet nie zapytała, jak się nam udał romantyczny wyjazd i byłam jej za to wdzięczna. Wygląda na to, że mamy pat, ale ja ustępować nie zamierzam.