Reklama

Ania zawsze była moją dumą. Wrażliwa, bystra, uparta – jak każda dziewiętnastolatka, chciała być niezależna. Czasem miałam wrażenie, że ta niezależność to mur, który buduje przede mną i Piotrem. Próbowałam to zrozumieć, pamiętając siebie w jej wieku. Tyle że kiedyś świat wydawał się prostszy, a błędy mniej kosztowne.

Reklama

Stałam w kuchni, krojąc kanapki na jej wielką wyprawę. Mówiła, że jedzie z grupą znajomych – Kasia, Marek, jeszcze kilka osób, których imiona rzuciła mimochodem. Wszystko brzmiało zwyczajnie. A jednak coś w sposobie, w jaki odwracała wzrok, gdy pytałam o szczegóły, budziło mój niepokój.

– Mamo, naprawdę nie musisz się tak starać – powiedziała, wchodząc do kuchni. Jej uśmiech był lekki, jakby próbowała mnie uspokoić.

– Wolę mieć pewność, że nie będziesz głodna. – Odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał naturalnie.

Chciałam, by wiedziała, że może mi ufać. Ale czy ja mogłam ufać jej? Ta myśl nie dawała mi spokoju, odkąd zaczęła dorastać. Patrzyłam, jak bierze kanapki i torbę, a w głowie kłębiły mi się pytania, których bałam się zadać. Nie wiedziałam jeszcze, że odpowiedzi nadejdą szybciej, niż bym chciała – w postaci plotek, które na zawsze zmienią naszą relację.

Sąsiadka zaczęła plotkować

To miała być spokojna niedziela. Wróciliśmy z Piotrem od znajomych, wciąż rozmawiając o tym, jak dobrze nam się spędziło czas. Zatrzymałam się na chwilę przy bramce, gdy zza płotu wychyliła się Halina.

– Magdo, dzień dobry! – zaczęła, jak zawsze nadgorliwie uprzejma. – Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale... coś muszę ci powiedzieć.

Poczułam lekki niepokój, widząc jej minę. Halina uwielbiała plotki, ale rzadko przekazywała je bez „ważnego powodu”.

– Co się stało? – zapytałam, choć wcale nie byłam pewna, czy chcę znać odpowiedź.

– No bo widzisz… twoja Ania, taka grzeczna dziewczyna… – zaczęła kręcić palcem w powietrzu, jakby szukała odpowiednich słów. – Widziałam ją w piątek wieczorem. Wsiadała do samochodu Roberta, tego od Elki.

Zamarłam. Robert? Sąsiad z końca ulicy, żonaty, z gromadką dzieci?

– Jesteś pewna? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie.

– Na sto procent. Byłam akurat na spacerze z psem. Stała na rogu, a on podjechał. Wsiadła i odjechali. Nie chcę się wtrącać, ale… no, dziwnie to wyglądało.

Mąż nie chciał w to uwierzyć

Podziękowałam Halinie i szybko wróciłam do domu, gdzie Piotr czytał coś na kanapie. Czułam, że nie mogę tego zignorować.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam, siadając obok niego.

– Co znowu? – westchnął, odkładając gazetę.

– Halina mówi, że widziała Anię, jak wsiadała do samochodu Roberta.

Spojrzał na mnie zdziwiony.

– Roberta? Naszego sąsiada?

– Tak, tego samego. W piątek wieczorem.

– Może podwiózł ją gdzieś? – Piotr próbował zachować spokój.

– A może coś przed nami ukrywa? – rzuciłam ostro. – Zauważyłeś, jak ostatnio jest tajemnicza?

Piotr potarł twarz dłonią, wyraźnie zaniepokojony. – Nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Porozmawiamy z nią, kiedy wróci.

Próbowałam się uspokoić, ale myśli nie dawały mi spokoju. Co, jeśli Ania naprawdę wplątała się w coś, czego nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić?

Zapytałam córkę wprost

Ania wróciła w niedzielę późnym wieczorem. Siedziałam przy stole w kuchni, udając, że kończę przeglądać rachunki. Piotr, jak zwykle, zaszył się z gazetą w salonie.

– Cześć, mamo – rzuciła Ania, wchodząc do środka z torbą przewieszoną przez ramię. Jej głos był lekki, jakby chciała uniknąć rozmowy.

– Cześć, kochanie. Jak wyjazd? – zapytałam, próbując brzmieć swobodnie.

– Fajnie. Było spokojnie – odpowiedziała, wyciągając coś z torby i kierując się do lodówki.

– A co z Kasią? – zapytałam niby od niechcenia, choć serce biło mi szybciej.

– Kasia? Zostawiłam ją w centrum, miała coś do załatwienia – rzuciła, nie patrząc na mnie.

Zajrzał do kuchni Piotr. Odłożył gazetę, spoglądając na nas uważnie. Wymieniliśmy spojrzenia. Wiedziałam, że to ten moment.

– Aniu, mogę o coś zapytać? – zaczęłam, starając się mówić spokojnie.

– Co takiego? – Jej ton stał się nieco bardziej ostrożny.

– Halina mówiła, że widziała cię w piątek, jak wsiadałaś do samochodu Roberta. To prawda?

Przez chwilę na jej twarzy pojawiło się coś, co wyglądało na zaskoczenie. Szybko jednak zniknęło, zastąpione złością.

– Że co?! Serio? Już słuchacie plotek Haliny? – jej głos podniósł się o oktawę.

Chcemy tylko wiedzieć prawdę – odezwał się Piotr spokojnie, ale stanowczo.

– Prawdę? – parsknęła Ania, odkładając z hukiem butelkę wody na stół. – Prawda jest taka, że Robert podwiózł mnie na dworzec, bo Kasia miała problem z autem. To wszystko. Ale nie, lepiej od razu podejrzewać najgorsze!

Zamilkliśmy. Ania odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni, trzaskając drzwiami swojego pokoju. Piotr spojrzał na mnie z wyraźnym napięciem.

– I co teraz? – zapytał cicho.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jej wybuch wyglądał na autentyczny, ale gdzieś w środku czułam, że to jeszcze nie koniec.

Musiałam to sprawdzić

Nie mogłam spać. Słowa Ani wciąż dźwięczały mi w głowie. Niby wyjaśniła wszystko, ale jej reakcja – ten gniew, ta złość – coś w tym mnie nie przekonywało. Piotr twierdził, że powinniśmy odpuścić, ale ja nie potrafiłam.

Następnego dnia, kiedy Ania była na uczelni, wzięłam telefon i weszłam na Instagram. Zaczęłam przeglądać zdjęcia jej znajomych. Kasia, jej najbliższa przyjaciółka, zawsze dokumentowała każdy wyjazd – zdjęcia z samochodu, zachody słońca nad jeziorem, wspólne selfie. Tym razem? Nic. Nawet najmniejszego śladu, że w ogóle gdziekolwiek była.

Serce zaczęło mi mocniej bić, kiedy zadzwoniłam do Kasi. Odebrała po kilku sygnałach, a jej głos brzmiał dziwnie spięcie.

– Cześć, Kasiu. Jak tam po weekendzie? – zapytałam, starając się brzmieć naturalnie.

– A, dobrze… Wszystko w porządku – odpowiedziała z wyraźnym wahaniem.

– To fajnie. Ania mówiła, że byłyście nad jeziorem. Jak było?

W słuchawce zapadła chwila ciszy. – Yyy, no tak. Byłyśmy... Tylko, wie pani, pogoda trochę popsuła plany.

– A nie zrobiłyście żadnych zdjęć? Zawsze wrzucasz coś na Insta.

– Eee… Jakoś nie było okazji. Muszę kończyć, przepraszam! – rzuciła szybko i się rozłączyła.

Zostałam z telefonem w ręce i jeszcze większym niepokojem. Kasia wyraźnie coś ukrywała. Ale co? I dlaczego? Wiedziałam, że muszę dowiedzieć się prawdy, choć zaczynałam się bać, co może się za nią kryć.

Nie podobało mi się to

Kilka dni później czekałam na Anię, aż wróci do domu, czując, jak napięcie rozsadza mi klatkę piersiową. Gdy tylko weszła, zrzucając torbę w korytarzu, weszłam prosto do akcji.

– Gdzie byłaś? – zapytałam ostro.

– Na zajęciach, gdzie miałabym być? – odpowiedziała, nie patrząc na mnie.

– Naprawdę? A może na parkingu z Robertem? – rzuciłam, krzyżując ręce.

Zatrzymała się w pół kroku. Jej twarz zmieniła wyraz – z obojętności na coś między złością a strachem.

– Co znowu wymyśliłaś? – rzuciła z wyraźną irytacją.

– Widział was tata. Nie wymyślam niczego. Teraz powiedz mi prawdę, zanim stracę cierpliwość.

– Prawdę? – Ania wybuchła śmiechem, ale było w nim coś histerycznego. – Co mam ci powiedzieć? Że Robert mnie podwiózł? Że rozmawialiśmy? Tak, rozmawialiśmy, i co z tego?

– Co z tego?! On jest żonaty, Ania! – wykrzyknęłam. – To nie jest normalne, że widujesz się z nim w tajemnicy!

– Nie rozumiesz niczego! – krzyknęła, robiąc krok w moją stronę. Jej oczy błyszczały od łez. – Wszędzie węszycie jakiś skandal, zamiast po prostu mi zaufać!

– Bo twoje zachowanie nie daje nam powodów do zaufania! – Piotr wszedł do przedpokoju, najwyraźniej usłyszawszy nasze krzyki.

– A może po prostu chcę żyć swoim życiem! – wrzasnęła Ania. – Czy to takie trudne do zrozumienia?

– Żyć swoim życiem? Kosztem czyjegoś małżeństwa? Kosztem naszego zaufania? – Mój głos drżał, ale starałam się być stanowcza.

– Nie macie pojęcia, co się dzieje. I może wcale nie chcę, żebyście wiedzieli! – odwróciła się, wbiegła do swojego pokoju i trzasnęła drzwiami z taką siłą, że aż zabrzęczały szyby w oknach.

Zostałam z Piotrem w korytarzu. Oboje milczeliśmy, próbując zrozumieć, kiedy tak bardzo się od siebie oddaliliśmy.

Córka się przyznała

Nie mogłam tego dłużej znosić. Wszystkie te półsłówka, niedopowiedzenia – musiałam wiedzieć prawdę. Kiedy Piotr wyszedł do sklepu, weszłam do pokoju Ani.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam, nie zważając na jej wyraźne przewrócenie oczami.

– O czym? – rzuciła obojętnie, siedząc na łóżku z telefonem w ręce.

– O tobie i Robercie. Chcę usłyszeć wszystko. Teraz.

Przez chwilę patrzyła na mnie w milczeniu, a potem odłożyła telefon i oparła się o ścianę. Jej twarz była zaskakująco spokojna. – Dobrze. Chcesz wiedzieć? Tak, widuję się z Robertem.

To, co powiedziała, uderzyło mnie jak cios w brzuch. Czułam, jak nogi uginają się pode mną. – Aniu… jak mogłaś? On jest żonaty. Ma dzieci!

Wzruszyła ramionami, jakby to nie miało znaczenia.

– To nie wasza sprawa. Nie rozumiecie mnie, a on tak.

– Nie wasza sprawa?! – wybuchłam. – Zniszczysz jego rodzinę! Swoje życie! Czy ty w ogóle myślisz o konsekwencjach?

– Myślę. I wiem, czego chcę – jej głos był stanowczy, wręcz zimny. – Nie żałuję tego, co się stało. Robert daje mi coś, czego nigdy nie dostałam od was.

Zrobiłam krok w jej stronę, ale Ania wstała i spojrzała na mnie z wyzwaniem.

Nie zamierzam tego kończyć – powiedziała twardo. – Może powinnaś wreszcie zaakceptować, że nie jestem idealna.

Patrzyłam na nią, czując, jak serce mi pęka. Byłam wściekła, rozczarowana, przerażona – wszystko naraz. – Nie wiem, kim się stałaś, ale to nie jest moja córka.

– Może nigdy mnie nie znałaś – odpowiedziała cicho, ale jej słowa ciążyły jak kamienie.

Nie powiedziałam nic więcej. Wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami, czując, że między nami właśnie coś się skończyło.

Dam jej lekcję życia

Siedziałam w kuchni z głową w dłoniach, czując, jak gniew i bezradność rozrywają mnie od środka. Słowa Ani wciąż brzmiały w mojej głowie: „Nie żałuję” i „Nie zamierzam tego kończyć”. Jak mogła być tak ślepa, tak egoistyczna?

Wstałam gwałtownie, przewracając krzesło. Myśl, która kołatała mi się w głowie od chwili, kiedy opuściłam jej pokój, teraz była jasna i wyraźna: może musi poczuć, co to znaczy naprawdę być na swoim.

Weszłam do salonu, gdzie Piotr oglądał telewizję. Spojrzał na mnie, widząc moją minę.

– Magda, co ty kombinujesz? – zapytał ostrożnie.

– Nie mogę już na to patrzeć, taki wstyd przed wszystkimi sąsiadami, jeśli to się wyda – wyrzuciłam z siebie. – Skoro chce żyć po swojemu, to proszę bardzo. Niech spakuje swoje rzeczy i wynosi się z tego domu.

Piotr wstał, wyraźnie zaniepokojony. – Chyba nie mówisz poważnie?

– A właśnie, że mówię – powiedziałam stanowczo. – Może wtedy zrozumie, ile kosztuje dorosłość. I co to znaczy podejmować decyzje, które rujnują innych.

Nie czekałam na jego odpowiedź. W mojej głowie wszystko już było jasne. Wiedziałam, że to decyzja, która może złamać naszą rodzinę, ale czułam, że inaczej Ania nigdy nie zrozumie, jak bardzo się zagubiła.

Reklama

Magda, 45 lat

Reklama
Reklama
Reklama