„Po suto zakrapianej imprezie obudziłem się w obcym łóżku bez żony. Pokłóciliśmy się tak, że na pewno tego nie zapomnę”
„Zaledwie parę dni temu moja żona i ja byliśmy najbardziej udanym małżeństwem pod słońcem. A teraz wszystko jest inaczej. Edyta uznała, że muszę przenieść swoją pościel na sofę w salonie. Powiedziała mi, że zanim się nie zastanowi nad całą tą sytuacją, nie pozwoli mi wrócić do wspólnego łóżka”.
- Piotr, 31 lat
Nie wiedziałem, o co chodzi
– Ale przecież nie zrobiłem nic złego – próbowałem ją przekonywać.
– Serio? Przepraszam cię bardzo, mój drogi, ale na ten moment mamy co do tego różne poglądy – warknęła i trzasnęła drzwiami sypialni, zamykając je tuż przed moim nosem.
Jeżeli bym rzeczywiście coś odwalił, to jasna sprawa, bez gadania pokornie przyjąłbym karę. Ale naprawdę nic nie zrobiłem! Cała sytuacja zaczęła się w miniony weekend. Zdecydowaliśmy, że razem ze znajomymi pojedziemy na wycieczkę na Mazury. Wreszcie poprawiała się pogoda, zaczynało być ciepło, więc mogliśmy zacząć sezon żeglowania i grillowania. Wyruszyliśmy w naszym stałym towarzystwie: Kaśka z Andrzejem, ja z Edytą i oczywiście Robert, mój przyjaciel z pracy, który jest singlem i nie ma zamiaru tego stanu rzeczy zmieniać.
Od wielu lat pracujemy razem, jesteśmy przyjaciółmi, a on często do nas przychodzi na obiad. Ma już ponad trzydzieści lat, ale unika małżeństwa jak ognia. Uważa, że za bardzo ceni sobie swoją wolność i nie chce, aby ktoś go ograniczał. Ja go rozumiem, ale moja żona już nie. Według niej każdy mężczyzna w tym wieku powinien mieć rodzinę. A jeśli jej nie ma, to coś z nim jest nie w porządku.
– Posłuchaj, a może on jest gejem? Tylko się tego wstydzi i dlatego nic nam nie powiedział? – zapytała pewnego razu.
– Gejem? Chyba oszalałaś. Gwarantuję ci, że on woli kobiety – powiedziałem z przekonaniem.
Często zauważałem, że Robert na różnych imprezach niejednokrotnie flirtował z jakąś dziewczyną. A później odchodzili razem, mocno się przytulając. Na pewno nie szli sobie na zwykły spacer, co nie?
Przesadziłem nieco z ilością alkoholu...
No ale dobrze, wróćmy do głównej historii... Wyprawa na Mazury. Dojechaliśmy do Pisza bez większych problemów. Pozostawiliśmy nasze bagaże w hotelu, tam, gdzie zawsze się zatrzymujemy, i ruszyliśmy w kierunku przystani. Żeglowaliśmy aż do zmierzchu, a potem zorganizowaliśmy sobie piknik z grillem. Na ruszt poszły kiełbaski, a my rozłożyliśmy się wygodnie na leżakach i korzystaliśmy z pogody.
Grill, jak to grill, to głównie impreza, więc dużo rozmawialiśmy, bawiliśmy się i oczywiście piliśmy. Na początku tylko piwo, później wpadło coś mocniejszego. Dziewczyny trochę zaczęły narzekać, że pijemy za dużo, ale ostatecznie też wzięły sobie kieliszki i łyknęły z nami, aby lepiej strawić jedzenie. Później, jak to zwykle bywa, jakoś to już poszło. Musieliśmy z chłopakami polecieć do nocnego sklepu, bo skończył się alkohol. Na szczęście był blisko.
Najpierw odpadła Kaśka, a tuż po niej moja żona. Obie zasnęły na leżakach. Nie było nawet mowy o tym, aby je obudzić. Początkowo planowaliśmy tylko przykryć je kocami i zostawić do rana na dworze, ale ostatecznie postanowiliśmy przenieść je do pokoi. Andrzej zajął się swoją kobietą, a ja swoją.
– Macie zamiar jeszcze wrócić? – zapytał Robert.
– Oczywiście, przecież mamy jeszcze sporo do wypicia – zaśmiałem się.
Byłem wciąż pełen energii i nie planowałem iść spać. Tym bardziej że na stole wciąż stała niewypita butelka.
– Nie jestem pewien. Zobaczymy, ogarnę tę sytuację i potem się zastanowię – powiedział niepewnie Andrzej i poszedł do pokoju, nieco się chwiejąc.
Kiedy po chwili do niego zajrzałem, spał już mocno, przytulony do Kaśki. Nie byłem pewien, czy to przenoszenie żony go tak zmęczyło, czy może alkohol zrobił swoje. Położyłem Edytę do łóżka i wróciłem do Roberta.
Nie pamiętam dobrze, jak dużo wtedy wlałem w siebie. Chyba jednak dość sporo, bo pamięć mi zaczęła szwankować. Na początku wszystko wydawało się w porządku. Rozmawialiśmy o pracy, dziewczynach, autach. Typowe takie męskie pogaduchy. A potem nagle... nic, ciemność, totalna pustka.
Jak do tego doszło?
Obudziłem się po wschodzie słońca, w łóżku. Byłem tym nieco zaskoczony, ponieważ nie mogłem sobie przypomnieć, jakim cudem trafiłem do pokoju. Strasznie, ale to strasznie chciało mi się pić, a w głowie mi dudniło. Pomyślałem, że jest tak źle, że chyba zaraz umrę. Chciałem poprosić Edytę o coś do picia. Obróciłem się na łóżku, żeby ją obudzić i... przeżyłem szok. Obok mnie leżał Robert. Był rozebrany do samej bielizny. Cały czas spał. Na jego twarzy widziałem pełne zadowolenie.
Na początku pomyślałem, że to tylko jakiś senny koszmar. Zajęło mi kilka sekund, zanim zdałem sobie sprawę, że jednak nie, jednak już się obudziłem. I dotarło do mnie, że ja też jestem w samych bokserkach... Wystrzeliłem z łóżka, jakby mnie ktoś uderzył.
– Eee... Robert, czemu jestem w twoim pokoju? – zacząłem potrząsać kolegą gwałtownie.
Z trudem udało mu się otworzyć oczy.
– Nie krzycz tak głośno, bo mam kaca – wydusił z siebie.
– Dobra, dobra... Tylko mi wyjaśnij, co się tu dzieje – zniżyłem ton i czekałem na odpowiedź.
Usiadł na łóżku.
– Ech, wczoraj naprawdę dałeś czadu, grubo się działo, wóda się lała... Chciałem cię odstawić do twojego pokoju, ale drzwi były zamknięte na klucz. Stukałem i stukałem, ale Edyta nie odpowiadała. Co miałem zrobić? Przygarnąłem cię do siebie. Przecież nie mogłeś spać na korytarzu – powiedział z westchnieniem.
– Okej, rozumiem – odpowiedziałem.
– Hm, co tak patrzysz na mnie? Coś ci chodzi po głowie? – rzucił mi podejrzliwe spojrzenie.
– Nie, nic specjalnego. Po prostu taka dziwna myśl przemknęła mi przez głowę – zaczerwieniłem się.
Na moment się zamyślił.
– Ha, dobra, obaj jesteśmy prawie nago w jednym łóżku... Mmm, ciekawe pomysły ci przychodzą do głowy, ciekawe – zaśmiałem się.
– Przepraszam, ale musisz sam to przyznać. Jeśli by ktoś teraz do nas wszedł, mógłby pomyśleć różne rzeczy, zgadza się...?
– Racja, to wygląda dość dziwnie – potwierdziłem. – Więc chyba powinieneś się już zbierać, leć, zanim nas ktoś zauważy.
– Taaa, masz rację, lepiej już idę – zaśmiałem się i zacząłem szukać swoich ubrań.
Zamierzałem najpierw sprawdzić, czy Edyta nadal śpi, a następnie poszukać jakiejś ogromnej butli z wodą. Ciągle ogromnie chciało mi się pić.
Tylko osoby winne się tłumaczą
Czy myślicie, że można coś powiedzieć w niewłaściwym momencie i sprowadzić na siebie nieszczęście? Do niedawna nie byłem o tym przekonany. Ale teraz już tak! Właśnie wciągałem spodnie, kiedy drzwi do pokoju Roberta gwałtownie się otworzyły. W drzwiach stała moja żona. Była wyraźnie zdenerwowana.
– Wybacz, Robert, że tak gwałtownie wbijam ci się do pokoju, ale czy wiesz może, gdzie jest Piotrek? Szukałam go przez ostatnią godzinę i… – nie skończyła zdania, bo dostrzegła mnie i teraz wbijała we mnie wzrok ostry jak żyletka.
– Hej, kochanie, no to już go odnalazłaś. Wczoraj trochę przesadziliśmy z alkoholem, no i wyszło, jak wyszło – odpowiedziałem, czując się nieco zakłopotany.
– Właśnie widzę. Jak mogłeś! – wycedziła.
Byłem w kompletnym szoku. Nie rozumiałem, o co chodzi. A potem nagle to do mnie dotarło.
– Ale skarbie, chyba nie sądzisz, że my... Wiesz... Już ci wszystko wyjaśniam... – zacząłem się jąkać.
Zrobiła się cała czerwona z wściekłości.
– Nie musisz mi nic wyjaśniać! O mój Boże, jak mogłam być taka naiwna i kompletnie nic nie dostrzegać! Wasze wspólne wypady na ryby, służbowe wyjazdy, wieczory z piłką nożną tylko dla facetów. Myślałam, że jesteście zwykłymi przyjaciółmi. A wy... Jak choćby o tym pomyślę, chce mi się wymiotować!
– Przestań już. Przecież nic się nie wydarzyło! – chciałem podejść i ją przytulić.
– Nie dotykaj mnie! Jesteś świnią! Nienawidzę cię! – krzyknęła i wściekła wybiegła z pokoju.
Miałem w planach, że jak wreszcie się ubiorę, wyjaśnię jej wszystko, ale niestety nie zdążyłem. Po wyjściu od Roberta dostrzegłem tylko, jak odjeżdża naszym autem. Do domu dotarłem późno. Kaśka i Andrzej zabrali mnie ze sobą. Liczyłem na to, że wyjadą wcześniej, ale oboje obawiali się, że nadal są pod wpływem alkoholu i chcieli poczekać.
Do popołudnia próbowali dojść do siebie. Początkowo tego żałowałem, bo chciałem jak najszybciej porozmawiać z Edytą, ale później doszedłem do wniosku, że w sumie to może i lepiej się stało. Miałem okazję dobrze sobie to wszystko przemyśleć. Zastanawiałem się długo, intensywnie i doszedłem do wniosku, że nie mam się z czego tłumaczyć.
Okej, tak, to prawda, że nie poszedłem spać do naszego pokoju, a ja i Robert byliśmy u niego tylko w bieliźnie. No i co z tego? Ktoś, kto nas nie zna, mógłby może pomyśleć, że jesteśmy parą. Nawet sami się z tego śmialiśmy. Ale przecież Edyta jest moją żoną już od pięciu lat, powinna mi zaufać. A ona? Zrobiła z tego wielką aferę i nawet nie dała sobie nic wytłumaczyć. Nie chciała mnie słuchać. A do tego obraziła mnie i mojego przyjaciela. W końcu zdecydowałem, że jak tylko wrócę do domu, to zwyczajnie nie będę się do niej odzywał. A na pewno już nie będę próbował na siłę jej wyjaśniać tej sytuacji. Przecież tylko osoby, które mają coś na sumieniu, próbują się tłumaczyć.
Chciała mnie ukarać
Tak zdecydowałem i tak zrobiłem. W domu otworzyłem butelkę z piwem i jakby to było najnormalniejszą rzeczą na świecie, usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor. Edyta była tym mocno zdenerwowana. Prawdopodobnie oczekiwała, że będę ją przepraszać, okazywać skruchę. A ja? Nic z tych rzeczy. Spoglądała w moją stronę, patrzyła i w końcu nie dała rady dłużej milczeć.
– Nie zamierzasz mi nic powiedzieć?
– Przecież masz już swoją teorię. Dość głupią, nawiasem mówiąc – wzruszyłem ramionami.
– Tak? To może spróbujesz mi wytłumaczyć, że się mylę?
– A dasz mi szansę się wypowiedzieć?
– Dam – zgodziła się bez problemu.
Uznałem więc, że wyjaśnię jej krótko, dlaczego nie spałem w naszej sypialni. Muszę przyznać, że słuchała ze stoickim spokojem.
– Upiłem się. Robert w nocy dobijał się do drzwi jak szalony, a ty spałaś twardo jak kamień. W końcu zabrał mnie do swojego pokoju. Koniec historii – skończyłem.
Spojrzała na mnie uważnie.
– Załóżmy, że ci wierzę. Ale tylko częściowo – oznajmiła w końcu lodowatym głosem i dodała, że dopóki nie przemyśli całej sytuacji, będę musiał spać na sofie.
I tak właśnie robię. Mam tylko nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo…