Reklama

Synowa, która miała wejść do naszej rodziny wyglądała zjawiskowo – długie, hebanowe włosy okalały jej drobną sylwetkę, a na twarzy malowała się autentyczna radość i życzliwość. Uśmiechnęła się. Przytuliłyśmy się. Bywa tak, że już w pierwszej chwili czujesz, że osoba którą obejmujesz to ktoś wyjątkowy – dobry człowiek, któremu możesz zaufać i otworzyć przed nim serce... Siedząc przy kawie gadałyśmy ze sobą tak swobodnie, jakbyśmy były starymi znajomymi. Ucieszyło mnie, gdy wyszło na jaw, że Beatrycze pasjonuje się tymi samymi tematami co ja – zgłębia nauki Wschodu, praktykuje wróżby z kart Tarota i wierzy w kolejne wcielenia... Adrian tylko siedział z boku i obserwował naszą rozmowę. Te sprawy nigdy go nie interesowały.

Reklama

Miałam tylko odwiedzić znajomą

Po ich wyjściu opadłam bezwładnie na fotel. Pamięć zaczęła podsuwać obrazy z przeszłości. Ten cały dzień był dla mnie pełen niepokoju. Wszędzie szarość i mgła... Patrzyłam się w lustro, nie mogąc podjąć decyzji – mała czarna czy może lepiej jeansy plus biała góra. Kasia próbowała mnie uspokoić, tłumacząc, że nie ma żadnych wymogów co do ubioru i że nie muszę ubierać się jakoś wyjątkowo. Ale jedno to wyglądać wyjątkowo, a drugie pokazać się w ciuchach, które ona i jej znajomi oglądali na mnie już setki razy.

Zauważyłam, że moja najbliższa kumpela zachowywała się dziwnie w ostatnim czasie. Choć zapewniała, że wszystko w porządku, było widać, że rozpiera ją jakaś wiadomość. W końcu nie wytrzymała i zdradziła mi swój sekret! Połączyła pieniądze z małej pożyczki bankowej, z tym co dostała w spadku od cioci oraz własne zaskórniaki i spełniła marzenie o własnym mieszkaniu. Po paru tygodniach usłyszałam w słuchawce jej podekscytowany, radosny głos.

– Już wszystko przygotowane. Zapraszam cię jutro na parapetówkę. Musisz wpaść!

Założyłam dżinsy, bo wydawały mi się najwygodniejsze. Dom nie był duży, ale za to kuchnia robiła wrażenie, przestronna i z kompletnym wyposażeniem. Moją uwagę przykuły ściany pokryte kremowymi kafelkami, na których widniały subtelne ciemniejsze wzory. Jednak poczułam coś dziwnego, gdy mój wzrok powędrował ku podłodze. Trudno mi było sprecyzować to uczucie. Byłam tylko pewna, że ten wzór na terakocie skądś znam. W pamięci miałam dokładny obraz podłogi – beżowo-brązowe trójkąty tworzące okręgi, które zdawały się ciągnąć bez końca. Przypominało to bizantyjskie motywy. Tak intensywnie wpatrywałam się w podłogę, że Kaśka w końcu spytała, czy coś mi w niej nie pasuje. Od razu zapewniłam, że wręcz przeciwnie – jest naprawdę piękna.

Ten sen był bardzo realistyczny

Pewnej nocy przyśnił mi się pewien sen, w którym widziałam wyłącznie posadzkę. Coś nie pozwalało mi spojrzeć wyżej, jakby niewidzialna siła przyciskała moją głowę ku dołowi. Kiedy się obudziłam, dotarło do mnie, że ten wzór pojawiał się w moich snach już wcześniej. Od razu chwyciłam za telefon, by opowiedzieć o tym wszystkim mojej najbliższej koleżance.

Pracując jako kierowniczka w domu dziecka, Kasia wracała do miejsca, które znała aż za dobrze. Choć większość wychowanków starała się jak najszybciej zapomnieć o czasie spędzonym w placówce, ona zdecydowała inaczej. Postanowiła wspierać kolejne pokolenia dzieci w radzeniu sobie z pustką i niepewnością, które sama kiedyś czuła. Nigdy tam nie zaglądałam, widok maluchów wypatrujących ciepła i akceptacji byłby dla mnie zbyt przytłaczający. Po ostatnim związku, który się rozpadł, żyłam sama i szczerze mówiąc, odpowiadało mi to. Nie szukałam zmian w swoim poukładanym świecie.

– Wiesz, miałam sen o kafelkach w twojej kuchni – zaczęłam.

– No tak, pewnie przypadły ci do gustu.

– Są ładne – potwierdziłam. – Szkoda tylko, że cały sen był jakiś niepokojący. Miałam takie dziwne, niedobre przeczucie.

– Daj spokój – machnęła ręką.

Kolejnej nocy ten sen powrócił

Gdy podniosłam oczy, zobaczyłam tę samą podłogę rozciągającą się w przestronnej sali, kończącą się przy drzwiach z metalową zasuwą. Przez cały dzień nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Może to przez tę nieprzyjemną pogodę – szare niebo i drobny deszcz. Byłam roztrzęsiona bez wyraźnego powodu. Wszystko mi wypadało, gubiłam rzeczy. Właściwie nie miałam żadnych problemów – zdrowie dopisywało, pensja nadal była nietknięta, nic nie wskazywało na to, żebym miała się czym denerwować czy czuć się niekomfortowo. W końcu to tylko sen – nie powinien aż tak wytrącać człowieka z równowagi.

Postanowiłam zaczerpnąć świeżego powietrza, ale mój spacer nie potrwał zbyt długo, bo zaczął padać deszcz. Później włączyłam muzykę, zrobiłam sobie kawkę i spędziłam trochę czasu przed telewizorem. Szczerze mówiąc, tak słabo się skupiałam na tym filmie, że nawet nie potrafię powiedzieć, o czym był. Długo odwlekałam moment pójścia spać. W końcu zdecydowałam się łyknąć tabletki uspokajające – więcej niż zwykle biorę na swoje chandry. Niestety, tym razem to nic nie dało.

Wyrwałam się ze snu cała rozdygotana. Ta podłoga znów się pojawiła, choć teraz stanowiła tylko tło. Moim oczom ukazała się ogromna komnata. Chyba znajdowałam się na jakimś podium albo może królewskim siedzisku? Czułam złość, ale nie wiedziałam skąd się wzięła – może ktoś przerwał mi coś miłego? Zobaczyłam grupkę osób, które żywo wymachiwały rękami i wskazywały na małego chłopaczka. Malec był przytrzymywany za ucho przez jakiegoś grubasa. W wielkich, ciemnych oczach dziecka dostrzegłam strach i niemą prośbę o pomoc.

Po krzykach na targu domyśliłam się, że mały znowu podwędził coś handlarzowi przy straganie. Gapie, którzy to widzieli, robili straszną awanturę, żądając kary dla małego złodziejaszka. Dzieciak stał cicho, z opuszczonym wzrokiem. Nagle ktoś przy mnie mruknął:

– Wychłostać gówniarza.

Bez zastanowienia powtórzyłam:

– Pod bat – i wykonałam gest ręką, zerkając w jego kierunku. Wtedy dostrzegłam w jego spojrzeniu pioruny złości, a przez zaciśnięte zęby wydobyło się:

Wiedźma...

To jeszcze bardziej mnie rozsierdziło i wykrzyknęłam:

– Podwoić mu karę! Nauczy się szanować cudzą własność!

To było przedziwne

Poderwałam się z łóżka cała spocona. Byłam kompletnie wkurzona. Co za idiotyczny sen się mi przyśnił! Nigdy w życiu nie zachowałabym się tak wobec dziecka. Choć nie zostałam matką, bo tak się życie ułożyło, to uwielbiałam maluchy. Bratankowie zawsze powtarzali, że jestem ich najwspanialszą ciocią, a znajomi podziwiali, jak świetnie sobie z nimi radzę. Więc dlaczego nawiedził mnie taki koszmarny sen? To jakieś szaleństwo... Musiałam się jakoś z tego otrząsnąć. Od razu po zjedzeniu śniadania chwyciłam za telefon i wybrałam numer do Kaśki.

Przyjedź do mnie, to pogadamy. Niestety nie dam rady się wyrwać, bo jestem na dyżurze, a później czeka mnie wizyta u dentysty – powiedziała.

Po długim wahaniu zdecydowałam się w końcu zajrzeć do niej w ośrodku. Wybiegła na moje spotkanie, objęła mnie i spytała ze szczerym niepokojem:

– Coś cię martwi?

Ta podłoga w twoim domu – odpowiedziałam cicho i zrelacjonowałam mój nocny koszmar.

– Kurczę – tylko tyle była w stanie powiedzieć.

– No właśnie. Myślisz, że powinnam skonsultować to z jakąś jasnowidzką?

– Najpierw chodźmy do kuchni na kawę, tam będziemy mogły spokojnie pogadać. Koleżanka przejmie moje obowiązki na moment.

W pomieszczeniu, gdzie stał stół zastawiony jedzeniem dla podopiecznych placówki, zobaczyłyśmy małego chłopca. Właśnie sięgał po coś z talerza.

Adrian, co ty tutaj robisz? – odezwała się Kasia.

Chłopczyk przygarbił się, jakby spodziewał się kary. Przyjrzałam mu się dokładnie. Mój Boże! Jego opalona skóra, przerażający wzrok i te czarne oczy, w których malował się paniczny strach. Malec próbował się schować, zrobić mniejszym, niemal rozpłynąć w powietrzu. Bezsilnie rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu możliwości ucieczki. Kiedy nasze oczy się spotkały, zamarłam. Wykorzystał moment zawahania i przemknął pod blatem stołu, wybiegając z kuchni.

– Wszystko w porządku? – spytała koleżanka, widząc jak ciężko oddycham i jak bardzo się trzęsę.

Nie wierzę, to niemożliwe...

Podsunęła mi kompot w szklance.

– Wypij łyk. Co jest niemożliwe?

Ten dzieciak, znam go.

– Ale skąd?

Z moich snów!

Opadłam na krzesło i zrelacjonowałam jej całą historię. Opisałam dokładnie każde nocne widzenie. Słyszała wszystko, niedowierzająco potrząsając głową.

Odparła dokładnie to samo:

– To niemożliwe.

Myślałam o nic cały czas

Gdy emocje już opadły, spytałam:

– Kim jest ten chłopiec?

– To Adrian, biedne dziecko bez rodziców. Zupełnie dziki malec. Los go okrutnie potraktował. Rodzice umarli w pożarze, bo zasnęli po piciu. Miał wtedy ledwo pięć lat. Przetrwał tylko dlatego, że schował się w szopie przed kolejnym laniem. Jego ojciec regularnie bił go specjalnie przygotowanym pasem, który pociął na wąskie paski. Podczas gdy dom płonął, chłopaczek siedział nieruchomo przed wejściem do szopy, obserwując kłęby dymu i ogień. Ani drgnął.

Załamałam ręce.

– O rany!

– Mieszka tutaj od dwóch lat. Kilka rodzin chciało go przygarnąć, niektórzy nawet adoptować, ale ciągle wracał do ośrodka. Wszędzie gdzie go umieszczali, milczał jak zaklęty. Teraz też niewiele z niego wyciągniemy. Odzywa się tylko gdy musi. Głównie słychać jego: „mhm”.

– Brak mi słów.

– Nie musisz nic mówić. Każde dziecko to osobna historia cierpienia. Myślałam kiedyś, żeby spisać to wszystko, nawet coś tam nabazgrałam, ale w końcu zrezygnowałam. Po pierwsze – żadne słowa nie oddadzą rozmiaru tragedii, które się tu dzieją. Po drugie – zwariowałabym, gdybym oprócz codziennego patrzenia na te nieszczęścia, miała je jeszcze przelewać na papier...

Opuściłam miejsce pracy Kaśki cała rozdygotana. Nie mogłam spać przez całą noc. Łykałam kolejne filiżanki kawy, byleby nie odpłynąć w sen, żeby uniknąć widoku tego małego i siebie, wydającej rozkaz jego podwójnego wychłostania.

Z samego rana pobiegłam ponownie do domu dziecka. Kaśka była zaskoczona moją wizytą, a gdy przyjrzała mi się uważniej, zapytała:

– Co jest? Znowu miałaś koszmar?

– Nie, to rzeczywistość. Przez całą noc oko mi się nie zamknęło. Poradź mi, co powinnam zrobić?

– A ty sama czego byś chciała?

Uniosłam bezradnie ramiona i rozpłakałam się niczym małe dziecko.

Sama już nie wiem...

– Zaryzykuj – odparła.

Starałam się nawiązać kontakt

Prawie każdego dnia przychodziłam popatrzeć na tego małego chłopca z ciemnymi oczami. Widziałam, jak stoi z boku i patrzy na bawiące się dzieci, zamiast do nich dołączyć. Zdarzało się, że zerkał w moją stronę, a czasem miałam wrażenie, że chce ze mną porozmawiać, ale brakuje mu śmiałości. Te nieśmiałe spojrzenia stopniowo niwelowały dystans dzielący nasze odmienne rzeczywistości. W końcu pewnego dnia zebrał się na odwagę i odezwał.

Śniła mi się pani.

Zamarłam. Nie potrafiłam wykrztusić ani jednego pytania.

– U pani.

Gdzie... dokładnie? – wydusiłam z trudem.

– W mieszkaniu u pani.

Obserwowałam go uważnie.

Zabrała mnie pani ze sobą.

– Dokąd cię zabrałam?

– Do domu – odpowiedział i poszedł w swój ulubiony kąt.

Pewnego razu Katarzyna, nie do końca zgodnie z regułami, zgodziła się wziąć małego do siebie, byśmy mieli szansę zobaczyć się w neutralnym miejscu. O ustalonej porze zadzwoniła i przekazała mi:

– Zapomnij o tym. Lepiej nie przychodź. Jak tylko przekroczył próg kuchni i zobaczył tę podłogę z twoich snów – od razu stamtąd zwiał. Dogoniłam go dopiero na klatce schodowej, cały się trząsł przerażony. Musieliśmy wrócić do domu dziecka. Sporo czasu zajęło mi uspokojenie go, ale w końcu zdecydował się powiedzieć, co mu się przyśniło. Miał podobną wizję do twojej, tylko że patrzył na nią z innej perspektywy. Ale to nie ty byłaś bohaterką jego snu. Na tym tronie zasiadał jego tata. Jakaś kobieta pomogła mu uciec i dzięki niej uniknął kary. Zapamiętał tylko, że wyglądała tak jak ty...

W końcu, po załatwieniu sterty dokumentów i odbyciu niezliczonych spotkań, mogłam zaprosić go do mojego domu. Rozglądał się z niedowierzaniem po mieszkaniu, jakby oglądał coś niezwykłego. Jego palce wędrowały po każdym przedmiocie, meblach i ozdobach. Kiedy rozejrzał się po salonie, usłyszałam jego cichy szept:

– Dom...

Reklama

Sylwia, 57 lat

Reklama
Reklama
Reklama