Reklama

Nie było żadnych złudzeń po ogłoszeniu wyników za trzeci kwartał. Obroty spadły na łeb na szyję. W firmie zaczęły się zwolnienia. Prezes zorganizował spotkanie dla najważniejszych osób w firmie w połowie grudnia. Chciał nam tam zaprezentować nowego szefa sprzedaży. Nikt nie mówił nic, tylko Iwona, wiceprezes, była pełna optymizmu.

Reklama

– Dorotko, zobaczysz. On naprawdę wie, co robi, jest pełen energii i ma dużo pomysłów – jej oczy wyrażały czysty zachwyt. – Szczerze, to jestem zadowolona, że prezes posłuchał mojej rady.

Byliśmy razem przez całe trzy lata

Nie zdążyłam zadać Iwonie pytania o to, gdzie znalazła taki talent, bo drzwi się otwarły i nasz pulchny szef zaprosił do pokoju wysokiego faceta. Przyjrzałam się mu i zastygłam. Nie myślałam, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę Irka.

Szef zaprezentował nam nowego kierownika działu sprzedaży. Ten z kolei okrążył stół i uścisnął rękę każdemu z nas. Kiedy podszedł do mnie, bez zastanowienia powiedziałam swoje imię i nazwisko.

– Cześć, miło Cię poznać – powiedział, mocno ściskając moją rękę.

Po tych słowach wszystko stało się jasne; udawaliśmy, że się nie znamy. Przebiegło mi przez głowę mnóstwo myśli, ale najbardziej zastanawiało mnie jedno: czy fakt, że Iwona poleciła Irka na stanowisko kierownika, oznacza, że są parą? Spojrzałam na koleżankę z niedowierzaniem.

Zachowanie Iwony, które polegało na nieustannym zachwycie nad Ireneuszem i uważnym przyglądaniu się każdemu jego ruchowi, a także jej jednoznaczny sposób, w jaki się do niego uśmiechała, mówił wyraźnie – mój były chłopak podbił serce dobrej i trochę naiwnej Iwony!

Ireneusza poznałam w mojej poprzedniej firmie. Kiedy tylko tam przybyłam, natychmiast mnie zauroczył. Muszę przyznać, nawet nie starał się o to szczególnie. Pasuje do mojego gustu i... gustu wielu innych kobiet. To prawdziwy facet: prawie dwa metry wzrostu, lekko siwiejące włosy, zgrabne rysy twarzy, błękitne oczy i uśmiech pełen śnieżnobiałych zębów.

Zawsze ubrany na tip top, idealnie do danej sytuacji, i zawsze super uprzejmy. Miły dla dziewczyn, ale surowy dla tych, którzy dla niego pracują, sprawny i dobry w rozmowach, w których chodzi o coś ważnego.

Wszystkie dziewczyny z pracy na samą myśl o nim wręcz krzyczały z radości.

Również tak miałam, choć robiłam to w tajemnicy. Byłam wówczas całkowicie początkująca w tej branży. Gdy Irek dał mi szanse na stanowisko niezależnego specjalisty, aż mną wstrząsnęło. Szczerze mówiąc, nie zabiegałam o to. Myślałam, że na awans będę musiała poczekać kilka lat. A tu proszę – zostałam szefem sekcji produkcji, mając zaledwie 29 lat!

– Powinnaś mu podziękować, Dorota – pani Krysia z HR-u, szepnęła mi kiedy tylko miała okazję. – Bardzo się o to starał dla ciebie.

Udałam się do jego biura. Podziękowałam mu za to, że przekonał głównego specjalistę do powierzenia mi tak istotnego zadania... Pan Ireneusz nie chciał jednak słyszeć o mojej wdzięczności. Po prostu zauważył, że jestem kompetentna, mam wiedzę i jestem odpowiedzialna. Powtarzał, że to stanowisko mi się po prostu należało.

Niespodziewanie zmienił temat i oznajmił, że w czasie pomiędzy świętami a Nowym Rokiem zasługuję na odpoczynek, i zaproponował mi tydzień w Karpaczu. Oczywiście, nie chodziło z jego strony o żadne zamiary względem mnie. Zarezerwuje dla mnie tani pokój, a sam zamieszka w hotelu.

Zadał mi pytanie, czy dam radę dotrzeć tam sama. On sam musi odwieźć swoją siostrę, która ma jakieś problemy ze zdrowiem, do rodziców na święta i nie zamierza wracać do stolicy.

Czy dam radę? Jeszcze pytasz!?

Wpadłam, jak śliwka w kompot

Zakochałam się po uszy, zupełnie zapominając o rzeczywistości. Irek nie tylko był fantastycznym kochankiem. Zawsze troszczył się o mnie, podpowiadał mi, co robić dalej w mojej karierze, a na koniec sprawił, że stałam się ważnym kierowniczką, kiedy poprzedni główny specjalista poszedł na emeryturę.

Nie tylko to: pomógł mi się przygotować do egzaminu przed szwedzką komisją, od którego zależały szanse na otrzymanie w korporacji kierowniczego stanowiska. Byliśmy parą przez trzy lata. Irek mieszkał w moim jednopokojowym mieszkaniu przez cały tydzień, a w sobotę rano odjeżdżał do swojej siostry do Poznania.

Któregoś dnia jeden z moich niemieckich klientów zaproponował spotkanie w Poznaniu.

Nie miałam zbyt dużo czasu, żeby się zastanawiać. Po prostu wyszłam z biura, wsiadłam do samochodu i po południu siedziałam z klientem z Niemiec nad dokumentami w restauracji na starym rynku w Poznaniu.

Planowałam wrócić tego samego dnia, ale zmieniłam plany. Irek był w Poznaniu od ostatniego weekendu. Miał anginę i nie wrócił jak zazwyczaj do Warszawy. To była dobra okazja, żeby go odwiedzić i spotkać się z Marią, jego siostrą.

Wiedziałam, gdzie mieszka. Parę razy opłacałam w banku za mojego mężczyznę różne rachunki dla jego siostry i znałam jej adres. Była na wózku, a on cały czas miał mnóstwo zajęć, więc chętnie pomagałam... Stałam przez chwilę przed furtką, zanim drzwi domu się otworzyły. Irek był zaskoczony i nie zaprosił mnie do środka. Nawet pomimo tego, że lał deszcz, rozmawialiśmy na zewnątrz. W środku domu, na wózku inwalidzkim siedziała jego żona.

Irek nie miał żadnych braci czy sióstr... Szkoda, że nie powiedział mi prawdy, ale przecież mnie kochał i dobrze nam było razem. Opuściłam firmę. Bez problemu znalazłam nową pracę. Miałam dobre umiejętności i rekomendacje...

– Pan Ireneusz zaczyna pracę od stycznia, ale już teraz chce się zaznajomić z naszą organizacją, aby od początku nowego roku dać z siebie wszystko – mówił szef. – Proszę więc, aby każdy z was umówił się na spotkanie z panem Irkiem jeszcze przed świąteczną przerwą.

Zignorowałam polecenie szefa, a nowy kierownik też jakoś nie wydaje się chętny do spotkania ze mną. Właśnie teraz prowadzę rozmowy w innej firmie. Co prawda trochę na tym stracę pod kątem finansowym, ale po tym co przeszłam trzy lata temu, nie byłabym w stanie pracować razem z nim.

Reklama

Zanim się stąd zwolnię, muszę pogadać z Iwoną. Nawet jeśli przez to mnie znienawidzi, musi znać prawdę. Niech tylko wrócić z Karpacza.

Reklama
Reklama
Reklama