Reklama

Kiedy pierwszy raz spotkałam Łukasza, nie spadł na mnie żaden grom z jasnego nieba ani nie wydarzyło się nic, co by zwiastowało nadejście wielkiej miłości. Siedziałam po prostu ze znajomymi w jednej z tych nadmorskich knajpek, które latem wyrastają jak grzyby po deszczu, a on się do nas przysiadł. Był znajomym znajomego, jednym z tych, którzy przyjeżdżają na weekend do Trójmiasta, aby trochę odetchnąć i się zabawić.

Reklama

Niewiele pamiętam z naszego pierwszego wieczoru, chociaż na moment połączyła nas jakaś gorąca dyskusja.

Nie mogłam wyznać mu prawdy i go stracić

Dwa tygodnie później wpadłam na Łukasza na jednej z uliczek gdańskiego Starego Miasta. Zaskoczona dałam się zaprosić na kawę. Łukasz powiedział, że to, co wygłaszałam tamtego wieczoru, bardzo mu pomogło, bo akurat przygotowywał w pracy jakąś prezentację i mój sprzeciw co do jego wniosków pozwolił mu spojrzeć na nie na nowo.

– Zapunktowałem u szefa – uśmiechnął się zadowolony.

Z jego opowieści wynikało, że jest sporo starszy ode mnie; nie przyznałam mu się więc, że dopiero co zdałam maturę. Tamtego dnia coś się między nami zaczęło dziać…

Zobacz także

Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że zakocham się w mężczyźnie starszym ode mnie o dziewięć lat, tobym mu nie uwierzyła. Przecież kiedy kończyłam gimnazjum, on robił magisterkę. Ale miłość nie patrzy na metrykę. Łukasz mnie zafascynował i mogę śmiało powiedzieć, że pokochałam go tak mocno, jak wcześniej nie kochałam nikogo.

Przez długie dwa miesiące kłamałam na temat swojego wieku, bojąc się, że prawda zakończy nasz związek. Łukasz przyjeżdżał do mnie do Trójmiasta
w każdy weekend. Spacerowaliśmy uliczkami starego Gdańska lub po sopockim deptaku. Całowaliśmy się jak szaleni na plaży i kochaliśmy w jego pokoju hotelowym.

Kiedy w końcu wyznałam mu, ile mam lat, rzucił mi spojrzenie pełne wyrzutu i wyszedł z kawiarni, zostawiając mnie samą przy stoliku. Zjadłam do końca swój deser, chociaż nawet nie czułam jego smaku, i wróciłam do domu. Mieszkałam już wtedy w kawalerce starszej siostry, która wyjechała do pracy za granicę. Łukasz znał ten adres… Łudziłam się więc, że do mnie zajrzy.

Ale zniknął na dobre. Milczał przez kilka tygodni. Ja także nie próbowałam się z nim kontaktować, bo i po co? Uznałam, że się obraził, potraktował mnie jak gówniarę, dla której nie warto tracić czasu.

Cierpiałam katusze, bo pokochałam go do nieprzytomności. Kiedy przypominałam sobie dotyk jego dłoni na moim ciele i smak naszych pocałunków, brakowało mi tchu. Uwielbiałam nasze dyskusje, imponowały mi spokojne sądy Łukasza. Cierpiałam, ale życie biegło dalej.

Daleki kuzyn załatwił mi pracę sprzedawczyni w jednym z butików z biżuterią w galerii handlowej. Ta praca była na zmiany, więc mogłam łączyć ją z nauką w szkole policealnej.

A to niespodzianka! Moje marzenie się spełniło

Tamtej niedzieli odsypiałam zaległości z całego tygodnia i słysząc dzwonek do drzwi, byłam zła, że ktoś mi zawraca głowę. Zamarłam, widząc na progu Łukasza z wielkim bukietem kwiatów.

– Przepraszam, przemyślałem sobie wszystko i doszedłem do wniosku, że chcę być z tobą. A przynajmniej spróbować, jeśli pozwolisz – usłyszałam.
Reszta jego słów utonęła w pocałunku, którym zamknęłam mu usta.

Wiedziałam, że związki na odległość bywają trudne, lecz wierzyłam, że nasz przetrwa. Spędzaliśmy ze sobą każdy weekend, Łukasz czasami robił mi także wzruszające niespodzianki, przyjeżdżając w tygodniu po pracy tylko po to, aby spędzić ze mną noc. Kilka słodkich godzin sam na sam.

Po roku występowałam już jako jego oficjalna dziewczyna. Mój ukochany poznał mnie ze swoimi znajomymi, wśród których znajdowała się także ona, Wioletta. Od razu zauważyłam, że robi maślane oczy do mojego faceta. Wcale się z tym nie kryła, że Łukasz jej się podoba i stanie na głowie, aby go zdobyć.

Sam jej widok podnosił mi więc ciśnienie, jednak zachowanie Łukasza sprawiało, że się uspokajałam. Jakby chciał mi powiedzieć, że żadna baba nie jest w stanie nam zagrozić.

Już ja dobrze znam koleżaneczki w potrzebie!

Ale podobnie jak kropla drąży skałę, tak Wioletta dzień po dniu starała się zainteresować Łukasza sobą. Co gorsza, oni razem pracowali i łączyło ich wiele spraw, o których ja nie miałam pojęcia.

Coraz częściej też ta wstrętna żmija prosiła go o pomoc w codziennych sprawach. A to zepsuł się jej komputer, a to okno przestało się jej domykać.
Co najgorsze, wiedziałam zawsze wcześniej o tych „akcjach ratunkowych”, bo Łukasz mnie pytał, czy może pomóc Wioletcie. Zgadzałam się, bo co miałam powiedzieć? Że ma się od niej trzymać z daleka?

Nie chciałam wyjść na zazdrosną gówniarę, powtarzałam więc, że oczywiście, powinien pomóc koleżance. Tymczasem w głębi duszy zżerała mnie zazdrość. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, gdy on składał wizytę temu babsztylowi. Ciągle do niego dzwoniłam. Chciałam, aby przy Wioletcie nieustannie zapewniał mnie o swojej miłości.

„Niech ta szantrapa słyszy! I niech zna swoje miejsce” – myślałam mściwie.

Oczywiście, kiedy się spotkałyśmy, jasno dałam jej do zrozumienia, że związek mój i Łukasza jest mocny jak skała. I nie ma w nim dla niej miejsca. A to, że jestem sporo młodsza od nich obojga, nie ma najmniejszego znaczenia, bo potrafię walczyć o swoje.

Naturalnie, moje stwierdzenie przyniosło odwrotny skutek, niż oczekiwałam, bo Wioletta tylko podwoiła swoje wysiłki i coraz częściej zaczęła „potrzebować” Łukasza. W zasadzie każdy pretekst był dobry, żeby się z nim spotkała.

Jak śmiała mu przysłać takie zdjęcia!

Kiedyś zauważyłam, że ma w komputerze jej zdjęcia, niezwykle swobodne, bardziej rozebrane niż ubrane.

– Co to jest? – spytałam zimno.

– Wioletta poprosiła, żebym je dla niej obrobił – przyznał się mój spec.

– A co, grafikiem jesteś? – warknęłam.

Zmieszał się, a mnie coś tknęło.

– Spałeś z nią! – wypaliłam.

– Nie, ale… całowaliśmy się… Tylko tyle… – przyznał się.

Poniosło mnie. Urządziłam mu karczemną awanturę zakończoną konkluzją, że nie widzę przyszłości dla naszego związku. Może nawet powinniśmy rozstać się na jakiś czas i zobaczyć, co tak naprawdę dla siebie znaczymy.

Mój ukochany wyglądał na zaskoczonego: przecież okazał skruchę i przeprosił. Ja jednak byłam nieugięta.

Nie wiem, co sobie wyobrażałam… Że wróci po tygodniu i na kolanach będzie mnie błagać o przebaczenie? Z wielkim bukietem kwiatów i jeszcze większym uśmiechem, jak kiedyś?

Przekonana, że za mną tęskni, traktowałam to rozstanie spokojnie. Spotkałam się nawet na kawie z kolegą, któremu wyraźnie się podobałam. Jawnie mnie adorował, co mi sprawiało przyjemność. Trochę schudłam, ścięłam modnie włosy i czekałam na Łukasza.

On jednak nie wrócił… A po jakimś czasie usłyszałam, że się spotyka z Wiolettą. Powinnam była się tego spodziewać! Przecież ona tylko czekała, aż wypuszczę go z rąk, przyczajona jak tygrysica. Mimo to poczułam się tak, jakby mnie ktoś trzasnął obuchem w głowę.

Żałowałam tego, że się rozstaliśmy, i na przemian wściekłam się to na siebie, że uległam emocjom, to na niego, że dał się podejść i tak łatwo ze mnie zrezygnował. Zdecydowanie zbyt łatwo – jak na zakochanego mężczyznę.

Łukasz czasami się jeszcze do mnie odzywał. W moje urodziny przysłał mi kwiaty przez kuriera, dostałam także kartkę na walentynki, w której jednak wyraźnie deklarował nie tyle miłość, co przyjaźń. Czasem też do mnie dzwonił. Rozmawialiśmy wtedy niezobowiązująco o rozmaitych sprawach.
Rok po naszym rozstaniu, latem, zadzwonił po raz ostatni, dając mi jasno do zrozumienia, że już nie będziemy się więcej kontaktować. Dobrze wiedziałam czyja to sprawka. Wioletta potrafiła zadbać o swoje sprawy. Nie była głupia. Nadal widziała we mnie potencjalne zagrożenie dla swojego związku.
Byłam nie tylko wściekła, ale i upokorzona. Zrobiło mi się przykro. Żałowałam jak diabli swojej głupiej decyzji.

W związku dwojga ludzi nie ma urlopów ani wakacji. Bo prawda jest taka, że albo wspólnie mierzymy się z przeciwnościami, albo nie jesteśmy parą. Tyle tylko, że ja zrozumiałam to za późno.

Wioletta była sprytniejsza i silniejsza emocjonalnie ode mnie. Nie zawahała się zabronić Łukaszowi kontaktów ze mną, usuwając w ten sposób rywalkę
z jego otoczenia. Mnie tej odwagi kiedyś zabrakło. Chciałam wydawać się dorosła, pokazać, że mu ufam – i przegrałam.

„Powinnam była tupać nogami i złościć się jak dziecko!” – myślałam teraz.

Tym razem to Wiolka pokpiła sprawę

Przez kilka lat zastanawiałam się, co się dzieje u mojego byłego chłopaka. Nie miałam o nim żadnych wiadomości. Próbowałam w tym czasie wchodzić
w jakieś związki, ale każdemu z moich nowych chłopaków czegoś brakowało.

W piątą rocznicę naszego poznania się, kiedy w letni wieczór siedziałam sama nad brzegiem morza i ze smutkiem wspominałam swoje życiowe błędy, raptem postanowiłam wysłać do Łukasza SMS-a z pozdrowieniami.

Oczywiście nie miałam pojęcia, czy nadal ma ten sam numer telefonu i czy się do mnie odezwie. Dlatego aż podskoczyłam z radości, kiedy wyświetliła mi się wiadomość od niego. Napisał, że także pamięta o naszej rocznicy i właśnie o mnie myślał.

Ucieszyło mnie, że odważyłam się do niego napisać, co nie przyszło mi łatwo. Od tamtej pory zaczęliśmy się wymieniać SMS-ami i mejlami. Najpierw pisaliśmy ogólnie i niezobowiązująco, potem jednak Łukasz pękł i wyznał, że nie może o mnie zapomnieć.

Przyznał także, że stale ma do mnie słabość, chociaż w pewnym sensie kocha Wiolettę, więc nie wie, jak by zareagował, gdybyśmy się spotkali.

W jego szczerym wyznaniu zobaczyłam szansę dla siebie i postanowiłam z niej skorzystać. Nie tylko z chęci zemszczenia się na Wioletcie, ale dlatego, że nadal kochałam Łukasza. A poza tym – to ja byłam pierwsza i miałam do niego większe prawo niż ona.

Wiele się od niej nauczyłam i ta nauka nie poszła w las. Umiejętnie kierowałam każdą wymianę SMS-ów i mejli z Łukaszem na sprawy intymne i seks. Przypominałam mu, jacy byliśmy sobie bliscy i jak nam było razem dobrze.

W jego wiadomościach pojawiały się coraz śmielsze wyznania i fantazje. Wkrótce też zaczęliśmy do siebie dzwonić i budować erotyczne napięcie.
Podtrzymywałam ten ogień, który się w nim rozpalił, licząc na to, że zmieni się w prawdziwy żar, z którym Łukasz będzie mógł poradzić sobie tylko w jeden sposób – wracając do mnie.

I stało się… Jesienią tego roku Wioletta musiała dorwać jego telefon, zobaczyć połączenia i esemesy, a może nawet wejść w jego skrzynkę mejlową, bo wściekła zadzwoniła do mnie z żądaniem, żebym się odczepiła od jej faceta.

Chociaż śmiać mi się chciało, zachowałam dystans i spokój. Bo wiedziałam już, że biedaczka stoi na przegranej pozycji. Wściekła nakazała Łukaszowi wynosić się z jej domu, a więc tak zrobił.

I przeprowadził się do mnie.

Boję się, że gra jeszcze nie jest skończona

Teraz jesteśmy z Łukaszem na etapie organizowania sobie wspólnego życia. On przenosi się do Trójmiasta, bo na to nalegałam, wiedząc dobrze, że tylko wyrywając go z tamtej pracy, będę miała szansę utrzymać go przy sobie.

Cieszę się, że odzyskałam swoją miłość i nie mam najmniejszych wyrzutów sumienia. Bo, po pierwsze, to Wioletta zaczęła kiedyś nieczystą grę i mi go odbiła. Ja tylko nauczyłam się grać jej kartami. A poza tym najwyraźniej Łukasz jednak nie kochał jej na tyle, aby z nią zostać. Jestem też starsza i bardziej doświadczona, więc zdaję sobie sprawę, że to jeszcze może nie być koniec tej rozgrywki. Wioletta wygrała pierwszą rundę, ja drugą. Czy będzie trzecia?

Reklama

Mam jednak nadzieję, że Łukasz jej nie ulegnie, a ja w porę się zorientuję, że żmija coś knuje i odpowiednio zareaguję. Mimo to wciąż się boję powtórki. Nie wiem, czy to uczucie będzie już stale towarzyszyło mojemu związkowi…

Reklama
Reklama
Reklama