„Zakochałam się po same uszy w facecie z sieci. Miałam męża i dzieci, ale to on obudził we mnie prawdziwe pożądanie”
„Cieszyła mnie ta znajomość, bo od dawna nie rozmawiało mi się z nikim tak dobrze. Wiem, głupio to zabrzmi, ale miałam nieodparte wrażenie, że łączy mnie z Maćkiem wspólnota dusz i swoistego rodzaju emocjonalna więź. Chemia, jeśli kto woli. Ale na początku nie było to nic groźnego. Czułam się wtedy bardzo samotna”.
- Dominika, 38 lat
Tamten dzień był bardzo męczący. Rano, skoro świt, wyprawiłam dzieci na kolonie, potem męża w delegację, a po południu odwiozłam rodziców i teściów na działkę, żeby odpoczęli od miasta i dotlenili serducha.
Wieczór też dał mi się we znaki. Najpierw przyleciał sąsiad z wrzaskiem, że zalałam mu sufit w łazience. To było kompletną bzdurą, bo mieszkałam obok, a nie nad nim. Potem wpadła pijana w sztok koleżanka z sensacyjną wieścią, że przyłapała chłopaka na zdradzie. Koło 21 wsadziłam ją do taksówki, wróciłam do domu i padłam na kanapę, ale los nie pozwolił mi cieszyć się długo spokojem.
Kwadrans później zawarczał dzwonek do drzwi
Pomyślałam, że upierdliwy sąsiad postanowił urządzić mi kolejną awanturę, bo ten facet tak już miał, że awanturował się o wszystko i ze wszystkimi.
– Ja ci dam odszkodowanie, kmiocie w dziąsło szarpany! – zapowiedziałam bojowym tonem, wstałam, pobiegłam do przedpokoju, złapałam za klamkę, gwałtownie otworzyłam drzwi i o mały włos nie przewróciłam się z wrażenia.
– To ty? Ale jak? Co…? Przecież… O Jezu… – jedynie tyle zdołałam z siebie wydusić na powitanie.
– Dobry wieczór. W realu wyglądasz jeszcze ładniej. Wybacz, że bez zapowiedzi, ale nie mogłem już dłużej czekać – powiedział Maciek i przepraszająco się do mnie uśmiechnął. – Do naszego spotkania jeszcze miesiąc, a wspominałaś, że mąż i dzieciaki wyjeżdżają, więc wsiadłem w samochód i jestem. Naprawdę pięknie wyglądasz. Witaj, Dominiko.
Chciałam zrewanżować się podobnym komplementem, lecz kolana miałam jak z waty, a w gardle rosnącą kluchę, więc tylko głośno przełknęłam ślinę.
– Mogę wejść? – spytał Maciek.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy w napięciu i milczeniu, potem zaś rzuciliśmy się sobie w ramiona i wpadliśmy w namiętny pocałunek. Ten nagły wybuch pożądania znalazł swój finał w łóżku i nie było siły – ani ludzkiej, ani boskiej – która mogłaby nas w tamtym momencie powstrzymać przed uprawianiem dzikiej, szaleńczej miłości.
Opamiętanie przyszło kilka godzin później, kiedy Maciek zasnął, a ja wymknęłam się do łazienki, żeby wziąć prysznic i trochę pomyśleć. Najpierw zdjął mnie paniczny lęk, że sąsiad zza ściany słyszał nasze krzyki. Chwilę później ogarnął mnie potworny wstyd, że zdradziłam Bogdana przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Tak po prawdzie, to zdradzałam go już wcześniej, ale nie działo się to w realu.
Stanęłam przed lustrem…
– Co ty wyprawiasz, idiotko? – powiedziałam do swojego odbicia. – Opętało cię? Straciłaś rozum?
Lustro nie odpowiedziało, zrobił to za to jakiś głos w mojej głowie.
– Owszem, straciłaś – stwierdził. – Zakochałaś się po same uszy.
Zaczęło się od luźnej wymiany zdań na portalu społecznościowym
Tydzień później napisał na czacie, że przeglądał mój profil, i że też uwielbia gotować. Wspólna pasja do pichcenia i wymienianie się przepisami przerodziły się szybko w zażyłość. Odkryliśmy, że mamy podobne poczucie humoru i poglądy, że lubimy te same książki, że podobają nam się stare piosenki i przedwojenne filmy.
Cieszyła mnie ta znajomość, bo od dawna nie rozmawiało mi się z nikim tak dobrze. Wiem, głupio to zabrzmi, ale miałam nieodparte wrażenie, że łączy mnie z Maćkiem wspólnota dusz i swoistego rodzaju emocjonalna więź. Chemia, jeśli kto woli. Ale na początku nie było to nic groźnego.
Czułam się wtedy bardzo samotna. Małżonek był w ciągłych rozjazdach, dzieciaki weszły właśnie w okres buntu i nie potrafiłam się z nimi dogadać, przyjaciele narzekali na chroniczny brak czasu, więc te wieczory przed komputerem były świetnym lekarstwem na smutek duszy.
Po dwóch miesiącach słowo pisane przestało nam wystarczać, zaczęliśmy więc także rozmawiać przez telefon i Skype'a.
Nie potrafię powiedzieć, kiedy zdałam sobie sprawę, że Maciek jest dla mnie ważny. Bardzo ważny. Wiem natomiast, w którym momencie pojęłam, że moja sympatia do niego nie jest tak do końca niewinna.
Gadaliśmy jak zwykle przez Skype'a. Maciek miał na sobie mocno opięty biały top. Z przyjemnością patrzyłam na jego opalone ramiona, zarysowane mięśnie i zarumienione od wysokiej temperatury policzki. Ten soczysty widok sprawił, że zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco.
Ilekroć prześlizgiwałam się wzrokiem po jego ciele, czułam w dole brzucha przyjemne skurcze, traciłam wątek, zaczynałam się jąkać jak przyłapana na paleniu papierosów nastolatka. Jakbym widziała przystojnego chłopa pierwszy raz w życiu. W dodatku ubranego. Gdyby był bez koszulki, mogłabym nawet się ślinić i byłoby to usprawiedliwione.
Maciek szybko wychwycił moje zmieszanie, ale nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się pod nosem, jakbym zrobiła mu miłą niespodziankę. Ja też byłam zdumiona i nie wiedziałam, co się ze mną dzieje.
Tamtego dnia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zrobiło się między nami intymnie i romantycznie. Zbliżyliśmy się do siebie na każdym poziomie. Znikły tematy tabu i pojawiły się dwuznaczne żarty. On wyznał, że z nikim się nie spotyka, mnie się wyrwało, że przez czternaście lat małżeństwa zdążyłam zapomnieć, czym jest namiętność i pożądanie.
Nie kłamałam, bo naprawdę czułam się stara, samotna i niekochana
Gorące uczucie do Bogdana dawno się wypaliło, sporadyczny seks stał się bardziej obowiązkiem niż przyjemnością, a gonitwa za pieniędzmi, praca, wychowywanie dzieciaków, problemy zdrowotne rodziców i ciągłe scysje z teściową nie skłaniały do romantycznych uniesień. Bywały chwile, gdy przychodziła mi do głowy ponura myśl, że to, co najlepsze, mam już sobą, i że w moim życiu nie wydarzy się już nic niezwykłego. Tęskniłam za motylami w brzuchu, „dotykiem” czyichś roziskrzonych oczu i za pieszczotą dłoni.
Nie sądziłam, że romans w sieci jest możliwy. Bawiły mnie opowieści o związkach przez internet, seksie przez internet, przyjaźniach przez internet, bo byłam święcie przekonana, że potrzebna jest do tego obecność drugiego człowieka. Myliłam się. Można się w ten sposób zadurzyć, można zaprzyjaźnić i można uprawiać miłość. Potrzebne są jedynie: odwaga, odrobina wyobraźni i zaufanie do tego kogoś, kto siedzi po drugiej stronie monitora.
Tak naprawdę to nie Maciek mnie uwiódł. To ja zaciągnęłam go do przysłowiowego łóżka i ten nasz pierwszy internetowy raz był wyjątkowym doznaniem erotycznym, najlepszym, jakie w życiu miałam. Nie będę wdawać się w szczegóły, bo są dość pikantne, ale cudownie było czytać o tym, co mi robi, albo słyszeć, jak o tym mówi, i odkrywać na nowo swoje ciało…
A swoją drogą, to zabawne i straszne zarazem, jak mało o nim wiedziałam, i jak niewiele wiedziałam o sobie. Maciek wyzwolił mnie z ograniczeń. Pomógł pokonać wstyd. Nauczył otwartości w wyrażaniu siebie i swoich pragnień.
Seks z mężem to było przedszkole
Z Maćkiem, mimo że tylko przez internet, to były doktorat i habilitacja razem wzięte. W pewnym momencie zapragnęłam spotkać się z nim w realu, doświadczyć wszystkiego na żywo, dlatego któregoś wieczoru mu to zakomunikowałam.
– Nie. To absolutnie wykluczone – odparł chłodnym tonem. – Masz poukładane życie i nie wolno tego burzyć. Bardzo cię lubię, uwielbiam spędzać z tobą czas, ale uważam, że pogłębienie tej znajomości nikomu na dobre nie wyjdzie. Nigdy o tym, co prawda, nie rozmawialiśmy, ale wydawało mi się, że uważasz podobnie, i że nie jesteś zainteresowana romansem w realu…
– Ale ja wcale nie mówię o schadzce, tylko o koleżeńskim spotkaniu – skłamałam szybko. – Chcę cię poznać, zobaczyć, uścisnąć ci dłoń. Tyle.
– Przestań, Domiś – żachnął się. – Dobrze wiesz, że to będzie schadzka, i że wcześniej czy później wylądujemy w łóżku. Zbyt wiele się między nami zadziało do tej pory.
– I co z tego?
– A to, że ja nie nadaję się na kochanka, a ty masz męża i dzieci. Nie wpakuję się w związek bez przyszłości, za stary na to jestem. I ty też nie powinnaś. Bardzo cię lubię, zależy mi na tobie, i gdybyś była singielką, siedziałbym w tej chwili w pociągu relacji Suwałki – Zielona Góra. Ale w obecnej sytuacji… Sama rozumiesz. Nie powinniśmy poznawać się w realu, bo nic dobrego z tego nie wyniknie – albo się sobą rozczarujemy i skończą się romantyczne wieczory przy laptopach, albo jeszcze mocniej sobą zauroczymy i będziemy cholernie tęsknić. Dlaczego nie zostawić tego jak jest i dalej się niezobowiązująco bawić?
Pamiętam, że wygłoszona przez Maćka tyrada zasmuciła mnie i zdenerwowała
Wynikało z niej bowiem, że nie traktuje mnie poważnie – że jestem tylko fajną laską z netu, z którą miło spędza czas i uprawia wirtualny seks, a ja chciałam być kimś więcej. Nie wiedziałam kim – jednak przyjacielskie bara-bara w sieci nagle przestało mi odpowiadać.
– Nie, to nie – mruknęłam nabzdyczonym tonem, wymówiłam się pukaniem do drzwi i przerwałam połączenie.
Musiałam to zrobić, bo z oczu ciekły mi łzy, a głos zaczął się załamywać.
Pamiętam, że gniewałam się wtedy całe dwa dni i przez te dwa dni zdążyłam sobie uświadomić, że uzależniłam się od Maćka jak od narkotyku. Miałam typowy zespół odstawienia – dygotało mi serce i wnętrzności, warczałam na dzieci, po prostu wszystko mnie bolało. Oddałabym pięć lat życia, żeby móc z nim przez chwilę porozmawiać, ale zranione uczucia nie pozwoliły mi zadzwonić. To on odezwała się do mnie trzeciego dnia.
– I po co te fochy? – spytał miękko.
Na dźwięk jego głosu ścisnęło mnie w dołku, złość minęła jak ręką odjął, za to w gardle urosła wielka klucha wzruszenia. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Mogłam tylko oddychać.
– Złościsz się, bo nie chcę się z tobą spotkać? – kontynuował Maciek, niezrażony moim milczeniem. – To nie tak, że nie chcę, tylko… zwyczajnie się boję.
Zamilkł, a po chwili, ciszej dodał:
– Boję się, że się w tobie zakocham, i że złamiesz mi serce.
Wzięłam głęboki oddech.
– Nie złamię ci serca, bo nie potrafię bez ciebie żyć! – wypaliłam bez zastanowienia; musiałam to w końcu z siebie wyrzucić.
Po drugiej stronie zapadła trwająca wieczność cisza. Oparłam się plecami o ścianę, bo miałam wrażenie, że za moment zemdleję. Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie czułam.
– Spotkajmy się, ale daj mi trochę czasu, dobrze? – odezwał się wreszcie Maciek. – Potrzebuję kilka tygodni, żeby się z tą myślą oswoić.
– Ile tylko potrzebujesz – wyszeptałam z ulgą, wzruszona do głębi.
Miesiąc później ustaliliśmy datę schadzki na pierwszy weekend września
Żeby nie tracić czasu na podróże, umówiliśmy się mniej więcej w połowie drogi, czyli w stolicy. To spotkanie ciągle jest przed nami, ale nie będzie pierwsze, lecz drugie.
Maciek przyjechał na dwa dni i przez te dwa dni praktycznie nie wychodziliśmy z łóżka. Było intensywnie i cudownie pod każdym względem, i nie tylko seks mam na myśli. Nigdy wcześniej nie otrzymałam od kogoś tyle ciepła, bliskości i miłości. Krótko mówiąc, wspólnota dusz i emocjonalna więź, o których na początku wspominałam, okazały się jak najbardziej prawdziwe.
Dziś Maciek poszedł wcześniej spać, ponieważ jutro, skoro świt, wraca do domu. Ja spać nie mogę, bo już za nim tęsknię.
Zakochałam się na amen i wiem, że i on mnie kocha. Nie wiem natomiast, co z tą miłością zrobimy. Na rozmowę o przyszłości przyjdzie czas, kiedy emocje trochę opadną. Na razie to wszystko jest zbyt świeże i zupełnie szalone. Chyba odnalazłam swoją drugą połowę, szkoda tylko, że tak późno, i że będę budować swoje szczęście na nieszczęściu innych.
Tak więc, drogie panie i panowie, uważajcie na internetowe znajomości, romanse i przyjaźnie, bo może się zdarzyć, że pewnego dnia wywołają w waszym życiu prawdziwe trzęsienie ziemi.