Reklama

W ostatniej klasie gimnazjum moi koledzy gapili się na dziewczyny, zastanawiali się, jak tu je zaczepić, zaprosić na randkę. A ja?

Reklama

Rodzice byli tradycjonalistami

Wychowałem się w rodzinie, w której nie było miejsca na żadne odstępstwa od normy.

To właśnie wtedy postanowiłem, że będę walczyć ze swoimi skłonnościami. Nie chciałem, żeby matka spaliła się ze wstydu, a ojciec wyrzucił z domu. Kochałem ich jak nikogo na świecie. Może gdyby byli złymi rodzicami, bili mnie, lekceważyli, pili na umór od rana do wieczora, może wtedy miałabym gdzieś, co zrobią, albo nawet sam uciekł z domu. Ale oni naprawdę o mnie dbali. Byłem ich jedynym dzieckiem. Nie mogłem ich zawieść.

Udawałem podrywacza

Dotrzymałem danego sobie słowa. Przez kolejne lata pracowałem na wizerunek mężczyzny z krwi i kości. Robiłem to, co wydawało mi się najrozsądniejsze: zmieniałem dziewczyny jak rękawiczki. Byłem przystojny, więc na brak powodzenia nie narzekałem. Wystarczyło, że skinąłem palcem, a panienki same wskakiwały mi do łóżka. Jak sobie radziłem w takich sytuacjach? O dziwo, całkiem nieźle.

Wypijałem kilka piw, zamykałem oczy i wyobrażałem sobie, że jestem z jakimś chłopakiem z moich fantazji. Kto to był? Nikt konkretny. Czasami miał twarz aktora, którego widziałem niedawno w filmie. Czasami oczy obcego faceta, którego minąłem na ulicy. Ale im bardziej nierealna była ta postać z fantazji, tym bardziej tęskniłem do kogoś, kto byłby obok mnie naprawdę. Szybko jednak odpędzałem tę myśl.

Wtedy jeszcze wmawiałem sobie ze wszystkich sił, że jestem normalny, i następnego dnia ciągnąłem do łóżka kolejną dziewczynę. W tamtym okresie zaliczyłem chyba więcej panienek niż moi „normalni” koledzy. Imponowało im to. A ja? Wypinałem dumnie pierś, a w duchu im zazdrościłem. Że nie nachodzą ich żadne zboczone myśli, że naprawdę ciągnie ich do tych dziewczyn.

Wciąż nie miałem dziewczyny

Dostałem się na politechnikę. Szło mi całkiem dobrze. W terminie zdawałem egzaminy, miałem niezłe oceny. Rodzice byli zachwyceni. Snuli plany, że gdy skończę studia, to zacznę pracować w firmie ojca, a po kilku latach stanę na jej czele. Podobał mi się ten pomysł, więc snułem te plany razem z nimi. Świetnie się wtedy dogadywaliśmy. Byłem ich nadzieją i dumą. Sen z powiek spędzała im właściwie tylko jedna rzecz – że byłem sam. Czas mijał, a ja nie przedstawiłem im żadnej dziewczyny.

– Jareczku, kiedy sobie wreszcie kogoś znajdziesz na stałe? – pytała zatroskana mama.

– No właśnie. Co sobie poszalałeś z tymi różnymi panienkami, to twoje. Ale czas już najwyższy na poważny związek. Chyba nie chcesz spędzić życia sam – dodawał ojciec.

– Pewnie, że nie, ale nie zamierzam się spieszyć. Teraz najważniejsza jest nauka, egzaminy. A poza tym nie spotkałem jeszcze tej jedynej – wykręcałem się.

Bo co miałem powiedzieć? Nie chciałem i nie umiałem stworzyć stałego związku. Panienki były mi potrzebne tylko do tego, by zachować pozory normalności. Wspólna impreza, łóżko i do widzenia! A tak naprawdę marzyłem tylko o tym, by spotkać się z jakimś chłopakiem. Wtedy już przestałem walczyć ze swoimi skłonnościami. Dawałem im nawet, że tak powiem, upust. Oczywiście w wielkiej tajemnicy. Kiedy jednak wracałem do normalnego świata, znowu wchodziłem w rolę bardzo niestałego w uczuciach macho. Coraz bardziej mnie to męczyło, ale cóż… Robiłem to dla rodziców.

Ojciec coś podejrzewał

Miałem nadzieję, że to wystarczy i zostawią mnie w spokoju. Ale oni coraz bardziej się niecierpliwili i byli coraz bardziej podejrzliwi. Miałem wrażenie, że już nie wierzą w moje tłumaczenia. Wreszcie, gdy byłem na ostatnim roku studiów, ojciec nie wytrzymał. Po obiedzie poprosił matkę, żeby poszła do kuchni, a sam wziął mnie na spytki.

– Synu, czy ty w ogóle lubisz dziewczyny? – wypalił bez ogródek.

– Słucham? – wykrztusiłem.

– No co tak wybałuszasz oczy? Ja w twoim wieku byłem już po ślubie. A ty nie masz nawet dziewczyny. A więc?

Zamarłem na chwilę. Zastanawiałem się, co zrobić. Tamtego dnia miałem niepowtarzalną okazję przyznać się do swoich skłonności. Powiedzieć: tak, tato, jestem gejem. Ale nie powiedziałem.

– Zwariowałeś? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?! Nie słyszałeś, że teraz mężczyźni nie spieszą się do małżeństwa? – wrzasnąłem.

– Przepraszam, po prostu myślałem…

– Nie obchodzi mnie, co myślałeś – zakończyłem i udając oburzenie, zamknąłem się w swoim pokoju.

– No i co? – usłyszałem zza drzwi głos matki.

– Jak go zapytałem, to się wściekł. Chyba więc wszystko z nim w porządku – odparł ojciec.

– Jesteś pewien? Bo ja nie… Oni potrafią się dobrze ukrywać i kłamać jak z nut – upierała się matka.

– Poczekamy trochę, a potem zobaczymy – warknął ojciec.

Nogi się pode mną ugięły

Dotarło do mnie, że jeśli szybko nie przyprowadzę do domu jakiejś dziewczyny, to zaczną drążyć temat. Na samą myśl, co się wtedy stanie, oblał mnie zimny pot. Tylko skąd wziąć taką dziewczynę? Te, które znałem, nie nadawały się na narzeczone. Szczęście mi sprzyjało. Jakiś tydzień później kolega zaprosił mnie na parapetówkę. To właśnie tam poznałem Agatę, studentkę trzeciego roku anglistyki. Była bardzo ładna, fajnie mi się z nią rozmawiało, więc zaprosiłem ją na randkę. Miałem nadzieję, że wytrzymam z nią dłużej niż z poprzednimi dziewczynami. I że spodoba się moim rodzicom. To było dla mnie najważniejsze.

Zaczęliśmy się spotykać. Nie miałem problemu, by namówić ją na kolejne randki. Dziewczyna zakochała się we mnie na zabój. Ponoć od pierwszego wejrzenia. Tymczasem ja od początku traktowałem ją jak przykrywkę. Owszem, lubiłem ją, byłem dla niej miły, uprzejmy, ale to nie była żadna miłość. Chciałem po prostu przekonać matkę i ojca, że ich podejrzenia są bezpodstawne.

Czy miałem wyrzuty sumienia, że tak ją oszukuję i wykorzystuję? Tak, ale wytłumaczyłem sobie, że to tylko na chwilę. I jak sytuacja w domu się uspokoi, to z nią zerwę. Nie zamierzałem łamać jej życia. Chciałem, żeby miała szansę poznać faceta, który naprawdę ją pokocha.

Rodzice byli zachwyceni

Trzy miesiące po naszym pierwszym spotkaniu zaprosiłem Agatę na niedzielny obiad. Rodzice od razu się w niej zakochali. Zwłaszcza mama. Nie minęła godzina, a już obie paplały jak stare przyjaciółki. Kiedy w pewnym momencie poszły do kuchni, postanowiłem pogadać z ojcem.

– No i jak ci się podoba moja dziewczyna?

– Pierwsza klasa! Piękna, wykształcona i inteligentna – aż cmoknął z zachwytu.

– A widzisz? Mówiłem ci, że nie jestem żadnym zboczeńcem. Po prostu czekałem na tę jedyną – uśmiechnąłem się zadowolony, że mój plan tak świetnie się sprawdza. Ale ojciec nagle spoważniał.

– To rzeczywiście ta jedyna?

– Pewnie. A czemu pytasz?

– Tak na wszelki wpadek… Gdybyś chciał nagle z nią zerwać – odparł, podejrzliwie patrząc mi prosto w oczy.

– Nie martw się, nie zerwę… Kocham ją i chcę z nią być. I przestań się czepiać, bo to zaczyna już być nudne. Wszystko ze mną w porządku – uśmiechnąłem się.

A w duchu płakać mi się chciało. Zrozumiałem, że rodzice nie dadzą się oszukać i będę musiał ciągnąć ten związek.

Czuję się jak w potrzasku

Od tamtej pory minęło dwa lata. Ciągle spotykam się z Agatą. Lubię ją, mamy o czym rozmawiać, więc te nasze randki nie są tak nieprzyjemne. W łóżku też jako tako nam wychodzi. Teoretycznie powinienem więc być spokojny i zadowolony. Ale nie jestem. Czuję, że ta znajomość zmierza do jednego: małżeństwa. Tego chce moja matka, ojciec, tego chce Agata. Odparłem, że za krótko się znamy, by rozmawiać o ślubie, ale coś mi się wydaje, że będzie naciskać. Zwłaszcza że ma za sobą moich rodziców. Nieraz już wspominali, że czekają na wnuki. Uśmiecham się, mówię, że kiedyś się doczekają, a tak naprawdę płakać mi się chce ze strachu. Mam wrażenie, że staczam się w jakąś czarną otchłań, z której nie ma wyjścia.

Reklama

Mam udawać i okłamywać Agatę przez całe życie?

Reklama
Reklama
Reklama