„Znalazłem sposób, by poderwać koleżankę. Przesadziłem z amorami i stałem się pośmiewiskiem w całej firmie”
„Następnego dnia skropiłem się obficiej i nadal nic. Tylko szefowa kadr dziwnie przystawiała się do mnie w stołówce. Ale Rozalia była jak głaz! – Stary, nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale zmień wodę kolońską, której ostatnio używasz – poradził mi w końcu kumpel. – Ta jedzie, sorki za szczerość, jakimiś siuśkami!”.
- Jacek, 30 lat
Po co zaprzątać sobie głowę jakąś jedną kobietą, skoro tyle ich chodzi po świecie? – myślałem zawsze. – To przecież tak, jakby zadowalać się jedną czekoladką, kiedy można zjeść całą bombonierkę. Takie było moje życiowe motto. Dopóki nie spotkałem Rozalii.
Cały czas o niej myślałem
Najpierw poznałem jej głos, czysty i melodyjny. I cieszyłem się zawsze, kiedy to właśnie ona odbierała telefon, gdy dzwoniłem do centrali firmy. Wyobrażałem sobie, jaką musi być piękną kobietą i nie zawiodłem się. Kiedy skończyłem swój staż w innym województwie i znowu pojawiłem się w głównej siedzibie, od razu wiedziałem, że ta niewysoka szatynka z błyskiem w oczach to musi być ona. Rozalia. Nowa asystentka dyrektora. Zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Niestety, ja na niej znacznie mniejsze.
Do tej pory raczej nie miałem problemów ze zdobyciem interesującej mnie dziewczyny. Tym razem jednak czułem się zupełnie bezradny! Chodziłem jak struty, aż w końcu i kumple zauważyli, że się ze mną dzieje coś dziwnego. Oczywiście wcale nie miałem zamiaru omawiać z nimi tematu mojej miłosnej porażki, ale Paweł, który pracuje razem ze mną, wszystko im wypaplał.
Kolega miał pomysł
– Stary, a próbowałeś już feromonów? – najwyraźniej Damian, kumpel z podstawówki, przejął się moim losem.
– Czego? Chyba afrodyzjaków? – nie zrozumiałem.
– Nie, feromonów – powtórzył dobitnie. – To takie substancje wydzielane przez człowieka, które powodują, że osoba płci przeciwnej zaczyna zwracać na nas uwagę. Najogólniej mówiąc, taki seksualny wabik, potwierdzenie męskości.
– Sugerujesz mi, że produkuję ich za mało? Nie jestem dosyć męski? – poczułem wściekłość.
Już miałem zamiar wygarnąć Damianowi, że on ze swoim mikrym wzrostem bez tych sztucznych feromonów nie zdobędzie żadnej laski, gdy…
– Stary, bez urazy! – usłyszałem. – Niczego ci nie brakuje…
– Daj spokój! – fuknąłem.
Kupiłem feromony
Jednak po powrocie do domu wrzuciłem w internetową wyszukiwarkę hasło: feromony.
„Feromony to naturalnie występujące, lotne substancje chemiczne wydzielane przez organizmy żywe. Mogą one w znaczący sposób poprawić poziom komunikacji w każdej dziedzinie życia, od spraw intymnych, przez pracę do zabawy włącznie. Od niedawna są bardziej doceniane i wykorzystywane w celu zwiększenia atrakcyjności erotycznej, a nawet leczenia zaburzeń pożądania i podniecenia seksualnego” – przeczytałem.
Potem w jednym z internetowych sklepów znalazłem perfumy zawierające feromony. „A co mi szkodzi?” – pomyślałem, przypominając sobie obojętny wzrok Rozalii, którym witała mnie na co dzień. Ile ja bym dał, aby zobaczyć w jej oczach chociaż cień zainteresowania! O pożądaniu nie wspominając…Na początek dałem dwie stówki – tyle kosztował niewielki flakonik męskich perfum o orientalnie brzmiącej nazwie.
Spryskałem się nimi kontrolnie w sobotni wieczór. Pachniały obłędnie, nawet dla mnie! Nic więc dziwnego, że gdy spotkałem się w pubie z kumplami, obce dziewczyny lgnęły do mnie jak pszczoły do miodu. Wprost nie mogłem się od nich opędzić! Gdybym chciał, mógłbym mieć każdą. Każdą, tylko nie Rozalię, co dotarło do mnie już w poniedziałek.
Nie działały na nią
Pobiegłem do biura w euforii, wypachniony swoją tajną bronią. Niestety, piękny obiekt mojego pożądania pozostał obojętny. A przecież Rozalia musiała poczuć feromony – wpadałem do jej pokoju dosłownie co kilka minut, wynajdując coraz to nowe preteksty do pogawędki!
Zyskałem tylko tyle, że w końcu natknąłem się na szefa, który wrzucił mi dodatkową robotę. Wróciłem do domu załamany.
„Pewnie użyłem za małej dawki” – pomyślałem po jakimś czasie i znowu wrócił mi optymizm.
Następnego dnia skropiłem się obficiej i… nadal nic. Tylko szefowa kadr dziwnie przystawiała się do mnie w stołówce. Ale Rozalia była jak głaz!
„Już ja złamię twój opór!” – wściekłem się.
Przez kilka następnych dni pryskałem się swoimi feromonami bez opamiętania. Musiałem nawet zamówić kolejny flakonik! Już powoli przestawałem je czuć, za to inni… Nie, wcale nie rzucali się na mnie w szale pożądania. Przeciwnie, zaczęli ode mnie stronić! Myślałem nawet o tym, czy nie złożyć reklamacji, bo najwyraźniej była to jakaś ściema za ciężką kasę, ale pewnego dnia…
– Stary, nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale zmień wodę kolońską, której ostatnio używasz – poradził mi w końcu kumpel. – Ta jedzie, sorki za szczerość, jakimiś siuśkami!
Coo? Siuśkami?! No nie, tego mi już było za wiele! Jeszcze tego samego dnia napisałem reklamacyjnego maila do sklepu. Odpowiedź przyszła błyskawicznie.
„Czy przypadkiem nie używa ich Pan za dużo? Bo to daje właśnie takie efekty – odwrotne od zamierzonych. Prosimy zapoznać się z dołączoną do produktu instrukcją dawkowania”.
Instrukcja? Już dawno wywaliłem ją do kosza, uznając, że nie jestem idiotą i wiem, jak używać perfum. Najwyraźniej się pomyliłem. Znowu pogrzebałem w Internecie i faktycznie okazało się, że z tymi feromonami przedobrzyłem! Używane w nadmiarze jechały jak siuśki właśnie. Poczułem się upokorzony i załamany. Pal sześć znajomych i ludzi z biura, ale teraz byłem już pewny, że pogrzebałem swoje szanse w oczach Rozalii! Kto by chciał faceta, od którego jedzie jak z miejskiego szaletu?! Byłem na siebie wściekły.
To była moja szansa
„Najwyższy czas zapomnieć o pięknej Rozalii” – pomyślałem wreszcie zdruzgotany. Choć nie było to łatwe zadanie, dzielnie starałem się już nie szwendać koło jej pokoju. A nawet o niej nie myśleć za często. Aż któregoś dnia, gdzieś w połowie tygodnia, po całym piętrze rozszedł się paskudny smród palonych kabli. O dziwo, nie wybuchła panika; wszyscy wyszliśmy spokojnie na zewnątrz, dyskutując, co mogło być przyczyną tego swądu. Zwarcie instalacji?
– Zaraz przyjedzie straż pożarna, bo z tego może być ogień – stwierdził szef. – Proszę, zostańcie tutaj.
Właśnie wtedy zorientowałem się, że nie ma z nami Rozalii. Została w biurze?! Rzuciłem więc tylko kolegom:
– Pójdę po nią – i ruszyłem biegiem do budynku.
Wjechałem na nasze piętro, na którym śmierdziało już jak diabli. Dopadłem pokoju Rozalii i… zobaczyłem ją piszącą spokojnie na komputerze!
– Dziewczyno! Przecież ty się otrujesz! – rzuciłem. – Nie masz od tego zawrotów głowy?
Rozalia spojrzała na mnie jak na szaleńca.
– Ale o co chodzi?
– Tu śmierdzi! Palą się jakieś kable czy coś – wyjaśniłem. – Nie zauważyłaś, że wszyscy uciekli na powietrze? Jak ty tu możesz wytrzymać?
Mnie samemu zaczynało się już kręcić w głowie i marzyłem o tym, aby jak najprędzej znowu złapać haust świeżego powietrza. Poganiałem ją gestami dłoni. Tymczasem Rozalka tylko się uśmiechnęła wstydliwie.
Wyznała mi prawdę
– Nic nie czuję, bo ja nie mam węchu – wyznała, wzruszając bezradnie ramionami.
Zamarłem.
– Nie masz… węchu? – powtórzyłem za nią.
– Miałam wypadek w dzieciństwie i straciłam węch – przyznała, idąc jednak za mną posłusznie po schodach do wyjścia.
Powoli przyswajałem tę zaskakującą informację. „Skoro nie ma węchu, to znaczy, że nie ma pojęcia o tym, że dla niej śmierdziałem siuśkami!” – uświadomiłem sobie. Tak mnie to ucieszyło, że nie namyślając się wiele, spytałem:
– A umówisz się ze mną?
– Umówię! – odparła równie spontanicznie, obdarzając mnie promiennym uśmiechem.
Rany, gdybym wiedział, że to będzie takie proste, już dawno zadałbym jej to pytanie! Tego samego dnia po pracy Rozalka przyznała mi się, że tak naprawdę od dawna jej się podobałem i tylko udawała obojętność.
Poza tym tak sobie jednak myślę, że mimo wszystko pomogły mi te moje feromony. Przeczytałem bowiem niedawno w Internecie, że te związki działają na podświadomość! Nie trzeba więc wcale ich wyczuwać nosem, żeby im ulec… A co do Rozalii, to obiecaliśmy sobie, że zawsze będziemy szczerze mówić o swoich uczuciach. Żadnych gierek, udawania, podchodów!