Reklama

Moja ukochana to prawdziwa piękność i zawsze potrafi się świetnie ubrać. Jednak kiedy siedzimy tylko we dwójkę w naszych czterech kątach, to zazwyczaj woli nosić wygodny, luźny dres.

Reklama

– Skarbie, zapierasz dech w piersiach – wyszeptałem do mojej ukochanej gdy na moment zatrzymała się w progu pokoju dziennego, rzucając baczne spojrzenie na wnętrze niczym prawdziwa pani domu.

Wyglądała olśniewająco

Przypominała rzeźbę wykutą ręką artysty, perfekcyjnie łączącą w sobie proporcje i styl. Tego wieczoru miała na sobie kreację w odcieniu wzburzonej toni, która wspaniale współgrała z kolorem jej tęczówek; zdawało mi się, że zaraz zanurzę się w ich otchłani.

Dopasowana sukienka delikatnie opinała jej zgrabne nogi, sięgając do kolan, a dekolt w kształcie litery V zachęcał, aby zajrzeć pod materiał i odkryć, co skrywa. Kiedy Nina zerknęła w moją stronę, jednocześnie robiąc krok do przodu i stając w blasku lampy, jej uroda dosłownie zawróciła mi w głowie.

Ona tymczasem, poruszając się w takt dźwięków, popłynęła w kierunku zaproszonych osób. Gdybym tylko mógł, natychmiast pozbyłbym się wszystkich gości i pożarł ją na deser, ale nie było to możliwe, ponieważ w tym momencie trwała impreza z okazji trzydziestych urodzin mojej ślicznej małżonki.

Zobacz także

Impreza okazała się sukcesem. Kiedy po paru godzinach ostatni zaproszeni wreszcie się zebrali do wyjścia, skierowałem na Ninę taki wzrok, że mogłaby się pod nim zwinąć w kłębek. Wreszcie byliśmy sami. A ona na to:

– Ale tu nieporządek, musimy ogarnąć ten syf.

Mówiąc to jednym płynnym ruchem zsunęła z siebie kieckę, zrzuciła buty na wysokim obcasie i przeszła się do garderoby tylko w figach i staniku. Grzebiąc w stercie ciuchów na podłodze, wyciągnęła wyświechtaną, poszarpaną bluzę. Kiedy ją narzuciła na siebie, ujrzałem zupełnie inną babkę. To już nie była ta ponętna laska, lecz rozczochrana istota, w której ciężko było doszukać się nawet odrobiny dziewczęcości.

Przeszły mi chęci

– Sprzątanie poczeka, nigdzie się nie wybiera – próbowałem przekonać żonę, walcząc o ten wyjątkowy wieczór. – Poza tym już nigdy więcej nie będę miał okazji podziwiać cię w tak olśniewającej odsłonie na twoich trzydziestych urodzinach…

Moje starania spełzły jednak na niczym.

– Owszem, sprzątanie nie zniknie, ale jeśli zostawimy to do jutra, wszystko przywrze i będzie o wiele więcej roboty – ucięła dyskusję, chwytając ścierkę do ręki.

Wzdychając, udałem się do przedpokoju, aby wydobyć odkurzacz. Porządkowanie mieszkania wcale nie trwało mgnienie oka, a całą godzinę, a kiedy zakończyliśmy nasze wysiłki, Nina odczuwała takie zmęczenie, że zdołała jedynie wziąć szybki prysznic, wrzucić swoje ubrania do pralki, a do spania włożyła workowatą koszulę o barwie przypominającej pochmurny, jesienny poranek. „Ach, jaka szkoda, że nie dane mi było ujrzeć jej w bardziej czarującym wydaniu” – pomyślałem z żalem.

Nina bez wątpienia dbała o wygląd, ale nie ze względu na mnie. Gdy kładłem się spać, zdecydowałem, że poproszę ją, aby od czasu do czasu pomyślała również o swoim facecie. Moja ukochana obudziła się rankiem pełna energii niczym ptaszek, a do pracy włożyła śnieżnobiałą bluzkę oraz spódnicę, która idealnie przylegała do jej ciała. Delikatne podkreślenie urody makijażem i włosy upięte w elegancki kok sprawiały, że mogłaby z powodzeniem odgrywać rolę businesswoman w dowolnej produkcji filmowej.

Nie cierpiałem ich

Gdy wróciła po pracy do mieszkania, a ja, przygotowany na poważną rozmowę, zapytałem, co u niej, odpowiedziała w pośpiechu, że „wszystko gra” i momentalnie chwyciła z szafy dresy, które określała mianem „ukochanych”.

W mgnieniu oka stanęła przede mną odziana w ciemne portki, których nogawki były mocno wystrzępione, oraz szarą bluzę o kilka numerów za dużą, przez co jej zgrabny biust kompletnie znikał pod warstwami materiału.

– Wiesz, kochanie, dzisiaj rano i wczoraj wieczorem, gdy przyszli goście, po prostu zapierałaś dech w piersiach. Twoja uroda mogłaby powalać na kolana! – zacząłem słodko, lecz ona jedynie wymamrotała „mhm”. Potraktowałem to jako zachętę, więc kontynuowałem:

– A może po powrocie do domu nie przebierałabyś się od razu w te luźne dresy? Pozbądźmy się ich, twoja figura jest tak zjawiskowa, że aż żal ją ukrywać.

Byłem pewien, że to świetny pomysł, bo przecież każda kobieta uwielbia komplementy i piękne ciuchy, jednak Nina szybko ostudziła mój zapał:

– Oszalałeś do reszty? Po co przepuszczać kasę na nowe ciuchy, jak stare są wciąż w porządku. No i takie wygodne.

– Ale ja też miałbym ochotę od czasu do czasu ujrzeć cię gustownie wystrojoną specjalnie dla mnie! No wiesz, faceci to wzrokowcy – starałem się mimo wszystko wpłynąć na jej podejście.

Zgasiła mnie

– Ech, ty mój wzrokowcu jeden. Ciekawe, czy dalej będziesz taki, jak upaćkam jasny T-shirt, przyrządzając zupkę z pomidorów albo gdy będę szorowała podłogę w eleganckiej kiecce. Na bank będzie mi super wygodnie, ha ha.

– Nooo… – miałem zamiar wspomnieć, że można wyszukać ciuchy, które są jednocześnie komfortowe i atrakcyjne wizualnie, jakieś dopasowane dresy i bluzkę z wyciętym dekoltem w ślicznym odcieniu, ale małżonka weszła mi w słowo:

– Daj spokój, nie będziemy trwonić kasy na bzdety. Mamy ciuchy do wychodzenia do ludzi i takie do łażenia w domu. Wcale nie muszą być jakieś wystrzałowe, przecież i tak nikt nas nie ogląda.

Muszę przyznać, że planowałem wspomnieć o tym, że przecież ja ją widzę i to powinno się liczyć najbardziej, jednak gdy tylko usłyszałem, że ta gadka zaczyna działać jej na nerwy, ugryzłem się w język i zamilkłem. Gdzieś tam w środku czułem mimo wszystko, że to strasznie nie fair.

Praca to jedno, święta drugie, a dom to całkiem inna bajka. W każdym z tych miejsc panują odmienne reguły, ale faktem jest, że moja połowica stroi się, gdy wychodzi do ludzi, a mężowi funduje widok samej siebie w najgorszej odsłonie.

Kolejne doby i tygodnie wyglądały identycznie: Nina z największą starannością nakładała makijaż i dobierała ciuchy, gdy szła do pracy albo na jakieś spotkania, a po powrocie do domu zrzucała z siebie obcisłe spódniczki, dopasowane sukienki, ściągała szpilki i wskakiwała w rozciągnięte T-shirty, które spokojnie mogłyby robić za szmaty do podłogi.

Obmyśliłem plan

Zdecydowałem, że nie będę się kłócić, tylko wezmę ją na sposób i sam zacznę się tak samo odziewać, gdy jestem w domu. Po pracy przebierałem się więc z koszuli służbowej w wyblakłe koszulki, które nosiłem na uniwerku. Do porządków wygrzebałem z garażu roboczy strój, pasujący na jakiegoś grizzly. Moja lepsza połówka zerknęła na ten przyodziewek i rzuciła:

– Ekstra. Jak go zniszczysz, to nie będzie żal.

Pewnego dnia, gdy szykowałem się do porządków na strychu, przebrany w roboczy dres i fiołkowe klapki, wpadł do mnie kolega, Kuba. Jak mnie tylko zlustrował wzrokiem, zaczął się śmiać jak głupi.

– Mordo! Szykujesz się na jakąś imprezę kostiumową? – ledwo powiedział przez śmiech.

Prezentowałem się jak dziwaczna mieszanka mieszkańca innej planety i wsiowej złotej rączki.

– Nie, po prostu chcę zrazić moją żonę do tych ciuchów – burknąłem w odpowiedzi i opowiedziałem Kubie o moim genialnym planie, który spalił na panewce.

– A może tak inaczej? Odstaw fajne wyjście i zrób z siebie przystojniaka, niech baby za tobą szaleją. Zapamiętaj, nic na nie tak nie wpływa jak zazdrość. Widziałem kiedyś taki program w telewizji…

Chętnie bym poznał szczegóły na temat tego filmu i sam go obejrzał, ale Kuba musiał urwać, bo usłyszeliśmy znajome stukanie szpilek. To oznaczało, że Nina wraca z pracy.

– Świetnie się ubrałeś jak na dzień wielkiego sprzątania – tak mnie przywitała zaraz po wejściu do domu.

Kumpel miał rację

Chwilę później doszedł mnie odgłos otwierania szuflad, gdy moja ukochana ściągała zieloną garsonkę i dobraną kolorystycznie chustkę w tropikalne wzory. Nawet nie chciałem myśleć, co teraz na siebie wkłada.

Nie mam bladego pojęcia, co mi wtedy strzeliło do głowy. Może to była ta męska duma albo chęć postawienia na swoim? W każdym razie złapałem się rady kumpla jak tonący brzytwy. Za dwa tygodnie czekało nas wesele kuzynki mojej Niny.

Szykowałem się do niego po kryjomu, zupełnie jak panna młoda przed wielkim dniem. Kupiłem sobie nowiutką koszulę z lekko postawionym kołnierzykiem, a garnitur zastąpiłem modnymi rurkami i marynarką z lnu. Nina zrzędziła, że wyglądam jak drwal i przed imprezą powinienem skoczyć do fryzjera. A ja przecież doskonale wiedziałem, co robię! Postanowiłem zainwestować w siebie i już wcześniej zarezerwowałem wizytę u najdroższego barbera w całym mieście.

Poproszę o look jak z okładki – zażartowałem ponuro, a on tylko pokiwał głową, jakby doskonale wiedział, o co chodzi.

Z takim młodzieżowym lookiem wyglądałem jak naprawdę wyluzowany macho. Włosy postawione na żel na czubku, po bokach wygolone na zero i pozornie zaniedbany zarost. Tak jakbym w ogóle nie przejmował się swoim wyglądem.

Ukłuła ją zazdrość

Chyba to działało, bo laski na drodze rzucały mi pożądliwe spojrzenia, a na imprezie rządziłem parkietem. Moja żona, dumna jak paw, pilnowała, żeby żadna inna się do mnie nie zbliżyła.

– Wyglądasz nieziemsko! – wyszeptała, gdy kołysaliśmy się w rytm spokojnej melodii. Objąłem ją ciasno i usłyszałem: – Inne mogą cię porwać, więc lepiej, żebyś tak nie wyglądał zbyt często, ale ja chętnie widziałabym cię w takim wydaniu częściej – mówiła zmysłowym tonem; w długiej do ziemi sukience, opinającej górną część ciała i rozkloszowanej na dole, kojarzyła się z księżniczką.

– Wiesz co, ty również wyglądasz olśniewająco. A może zechciałabyś od czasu do czasu ubrać się specjalnie dla mnie w podobny sposób? A przynajmniej zrezygnować z noszenia na okrągło tych okropnych ciuchów do sprzątania?

– W porządku, dogadajmy się – zachichotała. – Ty zostajesz przy obecnej fryzurze, a ja pozbywam się z garderoby tych wszystkich rozciągniętych podkoszulek.

Idę we właściwym kierunku, aby odmienić moją szafę w domu. Jakoś zniosę chodzenie do kosztownego stylisty włosów. Dałbym nawet dwa razy więcej kasy, aby wreszcie wyrzucić dresy z garderoby i cieszyć się śliczną małżonką.

Reklama

Kamil, 36 lat

Reklama
Reklama
Reklama