Nie mój wiek był przyczyną zamieszania, wiedziałem to doskonale. Emocje wzbudzał fakt, że nadal rozmawiałem z żoną. Śmieszne. Spędziliśmy ze sobą ponad pół wieku, zawsze dzieliliśmy się spostrzeżeniami i wspólnie narzekaliśmy na otoczenie, i teraz co? Mam się zamknąć i w milczeniu trawić przepływające dni? Nie mogę nawet spytać o radę w kwestii gotowania czy prania? Przecież Ela zna się na tym dużo lepiej niż ja!

– Mama nie żyje już od dwóch lat, tato! – uniósł głos Tomek.

– Tobie się wydaje, że o tym nie wiem? – spytałem z ironią. 

Młodzi wydatkują tyle energii, dając się miotać emocjom. Przyjdzie czas, że im jej zabraknie nawet na zwleczenie się z łóżka. Dopóki komplikują tylko swoje życie, proszę bardzo, ale ja w moim poukładanym świecie nie pozwolę mieszać. 

Martwimy się o ciebie, tato – przynudzał Tomek – Andżelika i ja. Sam przyznasz, że rozmowy z nieistniejącymi osobami są co najmniej dziwne.

– Nie.

– Co „nie”?!

Coś kombinowali

Niełatwo powiedzieć, bo to moje dziecko, ale chłopak nigdy nie należał do wybitnych intelektualistów. Za to ta jego Andżela… O, ta jest wygadana i ma łeb na karku. Dałbym sobie rękę uciąć, że właśnie ona jest mózgiem operacji „Uwalić ojczulka”. 

– Takie rozmowy nie są dziwne – uściśliłem i dodałem: – Podaj mi, proszę, cebulę z koszyka. Jeśli mógłbyś dodatkowo ją obrać, byłoby super. Ojczulek zaserwuje wam takie guacamole, że palce lizać.

– Co takiego? – spytał, sięgając do szafki po koszyk.

– Guacamole – powtórzyłem. – Pastę z awokado. Nie mów, że nie jadłeś.

Rany boskie, tato – Tomek wytarł oczy, które już zaczynały łzawić. – Skąd ty… – nie dokończył, bo musiał zająć się szukaniem chusteczki.

– Weź w zęby parę zapałek – poradziłem, rozgniatając widelcem miąższ awokado. – Wtedy cebula nie będzie tak szczypać w oczy.

– Skąd wiesz takie rzeczy? – spytał.

– Od mamy – odparłem i puściłem oko w stronę ulubionego fotela Eli.

Zauważył to. Niby niezborny, a zarejestrował, że mrugnąłem okiem. I od razu się zaczęło, że to nie jest normalne. On wie dobrze, że to nie był przypadkowy tik i potrzebna mi pomoc, której on i Andżelika nie mogą mi zapewnić. No to po co ta cała gadka?

Znaleźliśmy dla taty świetny pensjonat – oświeciła mnie synowa, wychodząc z łazienki. – Całodobowa opieka lekarska, luksusowe pokoje, możliwość rozwijania pasji i towarzystwo osób z taty pokolenia. Będzie można pogadać, pograć w szachy…

Byłem zaskoczony

– Hola, hola, droga panno – uniosłem dłoń. – Przystopuj trochę. Obojętnie, ile lukru użyjesz, nie zmienisz rzeczywistości. Ten cudowny pensjonat to po prostu dom starców. Myślicie, że dam się tam zamknąć?

– To nie tak, tato – jęknął Tomek. – Nikt nie chce cię nigdzie zamykać! Po prostu w twoim wieku wszystko się może zdarzyć, a my mieszkamy daleko. Daj sobie pomóc.

– Mam dopiero siedemdziesiąt lat – powiedziałem i głos mi się załamał. – To nie jest, do cholery, starość…

Przerwałem, bo czułem, jak gorzka gula podchodzi mi do gardła. Nie płakałem od pogrzebu Eluni, ale doskonale pamiętałem to uczucie – musiałem wyjść z kuchni, zanim całkiem się rozkleję. Wskazałem ręką na zastawiony stół, żeby się częstowali i umknąłem do sypialni.

– Foldery tego ośrodka leżą na łóżku – krzyknęła za mną synowa. 

Musiałem pomyśleć

Rany boskie, przecież siedemdziesiąt jeden lat to nie jest kres możliwości organizmu ludzkiego, w mojej rodzinie zdarzali się i stulatkowie! Czy naprawdę wyglądam na starca? Jasne, że ograniczenia ciała coraz bardziej dawały mi się we znaki, ale umysł miałem w doskonałej kondycji. Jak brzytwa.

– A który wariat jest świadom swojej niepoczytalności? – zachichotała Ela ze swojej połowy łóżka.

– Zawsze ceniłem twój czarny humor, kochanie – powiedziałem ponurym głosem. – Jednak tym razem sprawa jest naprawdę poważna. Smarkacze są gotowi mnie ubezwłasnowolnić i zamknąć w przytułku.

– Spójrz na te foldery, Arturze – podkpiwała Ela. – To pałac a nie przytułek. No, zobacz, jakie luksusy: w każdym pokoju telewizor!

– Zamknij się, Elka – warknąłem ze złością. – To po to wywaliłem swój, żeby mnie ktoś teraz przydziałowym uszczęśliwiał? Przecież nikt normalny nie zniesie szamba, które się z takiego pudła wylewa.

– Dobrze już, dobrze, nie denerwuj się, Arturku – powiedziała poważniejszym tonem. – Chciałam tylko trochę cię zrelaksować. Ale posłuchaj, tak przeglądam te prospekty i coś mi się przypomniało…

Ela zawsze była ciekawa świata i znała mnóstwo faktów, o których nie miałem nawet pojęcia. Po jej śmierci niewiele się w tej kwestii zmieniło, usiadłem więc na łóżku, słuchając żony. Potem sam przejrzałem foldery, kartka po kartce. 

Miałem swoje argumenty

Kiedy wróciłem do kuchni, byłem całkowicie opanowany.

– Jak smakuje guacamole? – spytałem jakby nigdy nic.

Syn i synowa spojrzeli po sobie zaskoczeni. Szykowali się na burzliwą dyskusję, wytaczanie argumentów i cytowanie autorytetów, a tu zwykłe pytanie. Andżela, zawsze taka wygadana, zdobyła się jedynie na niewyraźne chrząknięcie.

– Fenomenalne, tato, pycha – Tomek pierwszy odzyskał głos. – Koniecznie musisz mi dać przepis.

– Jasne – powiedziałem. – Wracając do tematu, który was nurtuje: przejrzałem foldery, pogłębiłem trochę wiedzę na temat tego ośrodka…

– I? – synowa wpatrywała się we mnie z niecierpliwością.

– Bardzo ładny – kontynuowałem. – Pięknie wyremontowany dworek otoczony parkiem. Świeże powietrze, spokój. Wydaje się, że spełnia wszystkie wymogi dotyczące takich placówek, a nawet, odnoszę wrażenie, celuje w wyższy standard. Musi być drogi, ale to na razie sprawa drugorzędna. Niepokoi mnie kierownictwo zakładu.

– A to z jakiego powodu? – Andżela nie była gotowa na cios z tej strony. – O co właściwie tacie chodzi?

Usiadłem i spokojnie nałożyłem na kromkę chleba porcję guacamole. Faktycznie, wyszło całkiem niezłe. Rozkoszując się smakiem świeżego awokado, wyłuszczyłem młodym, co i jak. 

– Ten ośrodek funkcjonuje od niedawna – powiedziałem, a kiedy synowa skinęła głową, kontynuowałem: – Prowadzi go para w średnim wieku, oboje o bardzo miłej aparycji i wysokiej kulturze osobistej, prawda?  

– A jakże, to prawda – zgodziła się ze mną Andżela. – Bardzo mili ludzie. Rozmawiali ze mną osobiście. Oboje są wysoko wykwalifikowani.

Skinąłem głową, zgadzało się. 

Teraz ja ich zaskoczyłem

– A wiecie, że jako właściciel i szef całego interesu figurowała jedynie ona. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że cztery lata wcześniej ta sama para, lecz w innej części kraju, prowadziła podobny dom opieki, a szefem był on. Tamtą placówkę zamknięto, bo dopatrzono się poważnych uchybień w opiece nad pensjonariuszami. Został wniesiony pozew wobec kierownictwa, sprawa jest w toku, a w tym czasie oni przenoszą się do nowego obiektu i kontynuują działalność, zamieniając się miejscami. Tym razem on jest zwykłym pracownikiem, a ona właścicielką i dyrekcją w jednym. Nadal się upieracie, bym oddał się w ręce „fachowców”? – zapytałem.

– Jezu, tato, nie wiedziałem… – wyjąkał Tomek.

– A skąd tata ma takie informacje? – najwyraźniej Andżela była nastawiona bardziej bojowo.

– Z internetu – powiedziałem, sięgając po kolejną kanapkę.

Synowa wyjęła z torebki telefon i nerwowo zaczęła przeglądać internetowe strony. Tomek zaglądał jej przez ramię, a ja modliłem się, żeby choć część z rewelacji, które opowiadałem, była prawdziwa.

– Cholera – syknęła synowa. – Rzeczywiście, coś tu nie gra – dodała, studiując kolejne artykuły.

Syn z niedowierzaniem kręcił głową. 

– Wygląda na to – powiedział w końcu – że miałeś rację. Opinie o tych ludziach są dość paskudne. Naprawdę bardzo cię przepraszamy, tato. Powinniśmy byli sami to sprawdzić.

Andżela długo nie mogła uwierzyć w to, co przeczytała. Chyba wietrzyła jakiś podstęp z mojej strony. W końcu i ona uznała, że dom starców, który mi tak gorąco polecali, nie jest tym, na co wyglądał. Żeby zatuszować złe wrażenie, syn z synową zmienili temat i do końca wizyty nie wspomniano już o tej żenującej historii. Nie byłem na tyle naiwny, by wierzyć, że wygrałem wojnę, ale jedną bitwę na pewno – jakiś czas młodzi będą siedzieć z podkulonymi ogonami. 

To żona mi pomogła

Po półgodzinnej wymianie luźnych spostrzeżeń o pogodzie Andżelika stwierdziła, że muszą już wracać, więc pożegnaliśmy się czule i w końcu wyszli. Już miałem odetchnąć z ulgą, kiedy drzwi się uchyliły i zobaczyłem głowę Tomka.

– Tato, przecież ty nie masz internetu w telefonie – powiedział. – A komputer stał w dużym pokoju… Skąd to wszystko wiedziałeś?

Przez chwilę się wahałem, ale tylko przez chwilę.

Mama mi powiedziała – przyznałem się wreszcie.

– Jezu, tato, przestań – drzwi zamknęły się trochę głośniej niż powinny, ale nie słyszałem, by Tomek schodził po schodach.

Po chwili znowu był w środku.

– Ej, pozdrów mamę ode mnie – powiedział. – Nie wiem, co jest grane, ale pozdrów ją, kiedy będziecie rozmawiali, dobrze?

Skinąłem głową, a on tym razem cicho zamknął za sobą drzwi i po chwili słychać było, że zbiega po schodach. Obejrzałem się za siebie, ale Ela też gdzieś zniknęła. Może wyszła na dwór, pomachać dzieciakom na pożegnanie?