Z Tomaszem łączyła nas więź od najmłodszych lat. Jako dzieciaki ganialiśmy za piłką na podwórku i zgłębialiśmy sekrety naszego osiedla. Dopiero w ogólniaku nasze relacje stały się zażyłe i bardzo naturalnie przerodziły się w związek. Przeżyliśmy wspólnie szalone czasy studenckie, a niedługo po ich zakończeniu postanowiliśmy się pobrać.

Nie wyobrażałam sobie życia bez Tomka u mojego boku i taka sytuacja w pełni mi pasowała. Uważałam, że jesteśmy zgranym duetem i wspólnymi siłami poradzimy sobie z każdym wyzwaniem. Gdyby wtedy ktoś stwierdził, że to ja doprowadzę do rozpadu naszej relacji, parsknęłabym śmiechem.

Mąż stracił pracę

Po 5 latach małżeństwa przyszło nam zmierzyć się z poważnymi trudnościami. Wzięliśmy spory kredyt na nasz wymarzony dom i zakasaliśmy rękawy, aby własnymi siłami go wyremontować. Ledwo co skończyliśmy remont, a Tomek został bez pracy. Nie poddał się i z optymizmem szukał nowego zajęcia. Upływały miesiące, a on wciąż przesiadywał w domu, z dnia na dzień coraz bardziej wątpiąc, że ktokolwiek go zatrudni. Za wszelką cenę starałam się dodawać mu otuchy, ale równocześnie musiałam sama robić nadgodziny, żebyśmy mieli za co żyć i regularnie spłacać nasze długi.

Oczywiście nasza relacja bardzo na tym cierpiała. Musieliśmy ograniczyć wspólnie spędzane chwile, co doprowadziło do tego, że zaczęliśmy się od siebie oddalać. Częstym powodem naszych nieporozumień były moje dodatkowe godziny pracy oraz podróże służbowe. Irytowało mnie, że Tomek ma do mnie o to żal, bo przecież nie czerpałam z tego żadnej przyjemności.

Moim celem było po prostu utrzymanie nas na powierzchni, gdy on miał problem ze znalezieniem zatrudnienia. Tomek z kolei odczuwał bezsilność i czuł się niepotrzebny, co sprawiało, że zaczął wyładowywać swoje frustracje na mnie. Ciągle powtarzałam sobie, że to przejściowe, jednak los miał wobec nas zupełnie inne plany.

Miał do mnie pretensje

– Kolejny raz lecisz w siną dal na nie wiadomo jak długo, a ja mam tutaj sterczeć i kwiatuszki podlewać? Ile czasu byłaś w chacie w poprzednim miesiącu? Monika do jasnej cholery, kiedy to wreszcie się skończy? – Tomek zareagował nerwowo, gdy usłyszał, że ponownie ruszam na koniec świata w delegację.

Wiadomo, że miał rację, w sumie ostatnie trzy tygodnie spędziłam w ciągłych rozjazdach. Łapałam każdą dodatkową robotę, jaką tylko mogłam, żeby jakoś związać koniec z końcem. Tomek, choć zdawał sobie sprawę z naszej kiepskiej sytuacji, miał tego wszystkiego serdecznie dość.

– Słuchaj Tomek, przecież wiesz, że wcale nie sprawia mi to radości. Dopóki nie znajdziesz zatrudnienia, to ja muszę pracować, żeby spłacić kredyt i zadbać o dom. Chyba nie zapomniałeś, że pieniądze same nie przyjdą – odpowiedziałam zbyt szorstko, ale już nie miałam siły i chciałam dać mu do zrozumienia, co o tym myślę.

– Wiem, że popełniłem błąd, ale nie sądziłem, że akurat ty będziesz mi to wypominać – odparł ze smutkiem Tomek, po czym chwycił kurtkę i opuścił mieszkanie.

Obraził się na mnie

Zdaję sobie sprawę, że to było moim obowiązkiem, ale zabrakło mi energii, by go gonić i błagać o wybaczenie. Zwłaszcza, że czekało mnie jeszcze pakowanie rzeczy i wylot w ten sam wieczór. Mój znajomy z roboty, Marcin, podjechał po mnie jakoś po siódmej wieczorem, a Tomasz wciąż nie wrócił. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie reagował na telefony, więc szybciutko wystukałam mu SMS-a z przeprosinami i informacją, że niestety muszę ruszać w drogę.

Kolejnego dnia Tomek także nie raczył odebrać mojego telefonu. Wysłał mi jedynie wiadomość, że na ten moment nie ma ochoty ze mną gadać. Cały dzień chodziłam zdenerwowana i odliczałam minuty do zakończenia wszystkich zaplanowanych spotkań. Marcin zauważył, że coś mnie gryzie, więc gdy pożegnaliśmy ostatniego klienta, zasugerował wypad do baru. Nie paliłam się zbytnio do tego pomysłu, ale perspektywa gapienia się na komórkę w hotelowej klitce wydawała mi się jeszcze mniej zachęcająca.

Poszłam na drinka z kolegą

Trafiliśmy do najbliższego baru i poprosiliśmy o drinki. Nie miałam wcześniej szansy, żeby poznać Marcina poza godzinami pracy. Okazało się, że to naprawdę dowcipny i bystry gość, przy którym czas mija błyskawicznie. W miarę jak piliśmy kolejne drinki, zapomniałam o kłopotach w domu i po prostu dobrze się bawiłam. Nawet nie zauważyłam, kiedy kelner przyniósł tequilę. Wiedziałam, że już jestem wstawiona, ale to tylko uśpiło moją czujność i z uśmiechem na ustach wychylałam kolejne kieliszki.

Mam mgliste wspomnienia drogi do hotelu. Potykałam się, idąc u boku Marcina i nucąc pod nosem ukochane kawałki z dawnych lat. On chichotał bez przerwy, mówiąc mi, że jestem najbardziej zwariowaną i najcudniejszą kobietą, z jaką miał do czynienia. Odprowadził mnie pod same drzwi pokoju, a potem wszedł ze mną do środka, chcąc mieć pewność, że dotrę do łóżka. Wyczuwałam jego silne ręce na moim ciele i w jednej chwili ogarnęła mnie chęć, by go pocałować. No to po prostu to zrobiłam.

Puściły mi hamulce

Przestraszony niespodziewanym obrotem spraw, Marcin początkowo odsunął się ode mnie na niewielką odległość. Szybko jednak przylgnął do mnie z jeszcze większą intensywnością i zaczął obdarzać mnie gorącymi pocałunkami, równocześnie usiłując pozbyć się moich ubrań. Nie było już możliwości, by zawrócić z obranej ścieżki.

Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, do czego to doprowadzi, ale żadne z nas nie zamierzało przerywać tej chwili. Mimo że byłam pod wpływem alkoholu, odniosłam wrażenie, jakbym nagle wytrzeźwiała, ponieważ doskonale pamiętam każdą sekundę uniesienia, jakie wtedy przeżyłam. Czułam się wspaniale i pragnęłam, by ta chwila trwała wiecznie.

Po przebudzeniu następnego dnia ogarnęło mnie przerażenie. Uświadomiłam sobie, co zrobiłam i poczułam obrzydzenie do samej siebie. Marcin od razu to wyczuł i przeprosił za swój brak opanowania, choć przecież nie ponosił za to winy. Oboje doszliśmy do wniosku, że popełniliśmy ogromną głupotę i postanowiliśmy o tym nie myśleć. Po paru tygodniach wyszło jednak na jaw, że ta pomyłka niesie ze sobą poważne skutki.

Zaszłam w ciążę

Moja relacja z Tomaszem niestety nie poprawiła się. Bardzo mocno się oddaliśmy, ale wciąż miałam nadzieję na lepsze jutro. Od poniedziałku Tomasz zaczynał nową robotę i byłam pewna jak nic, że teraz w naszym małżeństwie będzie tak, jak dawniej. Jednak niepokoił mnie fakt, że okres mi się spóźniał i bałam się choćby myśleć, co to może znaczyć.

Niestety test, który zrobiłam, wyszedł dodatni, a wizyta u lekarza tylko potwierdziła moje najgorsze przypuszczenia. Byłam w ciąży... z Marcinem. Totalnie mnie zamurowało. I co teraz? Mam po cichu usunąć ciążę? Albo powiedzieć Tomkowi, że to jego dzieciak, mimo że od przynajmniej dwóch miesięcy sypiamy w osobnych pokojach?

Byłam świadoma, że usunięcie ciąży nie wchodzi w grę. Od lat marzyłam o potomstwie, ale przecież nie z Marcinem. Czułam, że muszę powiedzieć Tomkowi całą prawdę i błagać go, aby mi wybaczył. Kompletnie nie wiedziałam, jak to zrobić, żeby jak najmniej go zranić.

Czułam się podle

Sposobność nadarzyła się prędzej, niż na to liczyłam. Po dwóch tygodniach od rozpoczęcia nowej pracy, w piątkowy wieczór, Tomek zjawił się w domu z ogromną wiązanką róż. Uklęknął tuż przede mną i wręczając kwiaty, uśmiechnął się promiennie.

– Kochanie, tak strasznie mi przykro za moje zachowanie w minionych tygodniach. Byłaś dla mnie ogromnym wsparciem, a ja totalnie się nie popisałem. Mam nadzieję, że pewnego dnia mi to wybaczysz. Szczerze wierzę, że teraz nadejdą lepsze czasy, bo wciąż jestem w tobie szaleńczo zakochany i nie potrafię wyobrazić sobie przyszłości bez ciebie u mego boku – Tomek, przepełniony emocjami, wyrzucał z siebie te cudowne słowa, a ja poczułam się jak ostatnia zołza. W pewnym momencie nie dałam już rady i zalałam się łzami.

– Kochanie, ja to wszystko zniszczyłam! Tak mocno cię kocham, a mimo to... ! – płakałam, padając na kolana przed ukochanym, który kompletnie nie rozumiał, co się święci.

– No już, skarbie, co ty opowiadasz, daj spokój! Od teraz czeka nas tylko to, co dobre, nie pleć głupot – pocieszał, ocierając mi łzy spływające po policzkach.

– Nic dobrego nas nie czeka. Tomek... jestem w ciąży – wyszeptałam, unikając jego wzroku. – Bardzo cię za to przepraszam – dorzuciłam.

Nie wiem, czy mi wybaczy

Kiedy Tomek usłyszał moje słowa, początkowo był kompletnie zdezorientowany. Minęła chwila, nim dotarło do niego, że to dziecko nie jest jego. W tym momencie w jego spojrzeniu dostrzegłam ogromny ból. Zupełnie skołowany, podniósł się z podłogi i opadł na sofę.

– Chcę usłyszeć całą historię... Opowiedz mi, co zaszło – zwrócił się do mnie nad wyraz opanowanym tonem.

Gadaliśmy od zmierzchu do świtu, oboje roniąc potoki łez. Później nastąpił okres absolutnego milczenia, gdy Tomek rozmyślał nad tym, co powinien zrobić. Ostatecznie postanowił dać naszemu związkowi jeszcze jedną szansę. Zaznaczył jednak, że nie składa żadnych obietnic, bo sam nie wie, czy będzie w stanie temu w pełni podołać.

Od pewnego czasu regularnie uczęszczamy na spotkania z terapeutą, a nasz związek stał się dla nas najważniejszy. Jestem aktualnie w szóstym miesiącu ciąży i mimo że Tomek bardzo mnie wspiera, wciąż mam obawy przed tym, co może przynieść przyszłość. Darzę to niewinne maleństwo, które rośnie w moim brzuchu, ogromną miłością, jednak nadal nie potrafię wybaczyć sobie tego, że popełniłam taki błąd. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że jakoś uda nam się to wszystko poukładać.

Monika, 35 lat