Równo miesiąc przed moimi czterdziestymi urodzinami rzucił mnie narzeczony.

– Nie nadajesz się do związku – oznajmił mi, pakując swoje walizki. – Twój były mąż miał rację, kiedy mówił, że jesteś jak ośmiornica… Jak już kogoś ucapisz, umarł w butach! Przyssiesz się na amen!

Bardzo mnie to zabolało. Mój eksmąż dzięki mnie skończył studia i wyszedł na ludzi. Ten ostatni chłopina zresztą też żył na mój koszt przez całe lata, bo praca go nudziła i szukał takiej, co będzie lżejsza od snu. Po drodze byli jeszcze inni, przelotne ptaszki karmione najlepszymi ziarenkami. Pojadły, popiły i… frrru!

Jestem sama. Mogę się jedynie upić do lustra

Nie tylko miłości mi się nie udają… Miałam dwie serdeczne przyjaciółki, takie od przedszkola. Dziś obie nie odbierają ode mnie telefonów, oplotkowały mnie i zwyzywały od najgorszych, chociaż są mi winne kasę i nie ma nadziei, żebym kiedyś te pieniądze zobaczyła. Chciałam się z nimi spotkać i spokojnie wszystko wyjaśnić. Parę razy próbowałam namówić je na pogaduchy…Nie chcą!

Mówią, że w przyjaźni jestem straszna. Nie daję odetchnąć, jak ośmiornica wpycham się w każdą, nawet najmniejszą szczelinę; wyciągam informacje, a potem je wykorzystuję. Nie rozumieją, że jeśli nawet tak zrobiłam, to tylko z troski!

Jedna z nich jest po ciężkiej operacji ginekologicznej. Całe dnie spędzałam przy niej w szpitalu, a potem opiekowałam się nią w domu, więc wiem, że powinna uważać, oszczędzać się, nie udawać chojraka. Tylko dlatego zareagowałam tak gwałtownie, kiedy tamtego dnia zobaczyłam ją na tej zimnej, wilgotnej trawie, obściskującą się z prawie nieznajomym facetem.

Byłyśmy na wakacjach

Od pierwszego dnia przyczepił się do niej taki laluś, co mu źle z oczu patrzyło. A ona – jak ślepa! 

Zobacz także:

– Cielę ma więcej rozumu niż ty! Co ty wyczyniasz? – ochrzaniłam ją od razu, a ta tylko, żeby jej tego nie psuć, bo czuje się samotna i potrzebuje kogoś bliskiego.

– Jak „samotna”? Co to znaczy: „kogoś bliskiego”? – pytałam. – Masz mnie! Jestem cały czas, nikt ci lepiej nie życzy, niż ja!

Zrobiła wtedy taką minę, jakby szczerze wątpiła, że mówię prawdę… Kiedy ich naszłam w tych zaroślach, nie wytrzymałam.

– Znowu chcesz iść pod nóż? Mało ci było? Wiesz, w jakim stanie masz wszystko tam na dole?! Lekarze mówili, żebyś uważała! A ty co wyrabiasz, dziewczyno?

Gdyby wzrokiem można było zabijać,  z pewnością byłoby już po mnie.

– Milcz! – zasyczała jak jakaś żmija. – I spadaj. Pogadamy później.

Nie dała sobie nic wytłumaczyć. Po prostu spakowała manatki i wyjechała. Od tej pory uważa mnie za największego wroga. Z tą drugą też poszło o faceta. Powiedziałam mu, że miała pięciu narzeczonych, a jeden z nich uciekł prawie sprzed ołtarza.

Ona uznała, że to podłe, a mnie chodziło tylko o jej dobro. Pamiętałam przecież, jak po tych wszystkich przejściach wpadła w depresję, długo się leczyła i była na psychotropach. Więc bałam się, że znowu zdarzy się to samo i ja będę musiała wyciągać ją z dołka i pilnować, żeby sobie czegoś nie zrobiła. No to ostrzegłam jej nowego gacha, żeby przypadkiem sam nie próbował wyciąć jakiegoś numeru. A ona?

Już zapomniała, że byłam na każde zawołanie!

Myłam ją, ubierałam, karmiłam, czesałam, prowadziłam do toalety, kiedy jej się nie chciało zwlec z łóżka. Wzięłam nawet kredyt na opłacenie dla niej dobrej terapii, do tej pory go spłacam… Nigdy nie chciałam ani grosza, pomagałam jej bezinteresownie!

Ona teraz twierdzi, że robiłam to dla siebie, żeby zaspokoić swoje potrzeby psychiczne i emocjonalne. Że to ja potrzebuję pomocy, bo muszę mieć kogoś, do kogo się przyczepię jak kleszcz! Że potrzebuję cudzego życia, bo swojego nie znoszę!

A one są lepsze? Biorą pod uwagę moje uczucia, mój strach o ich bezpieczeństwo i zdrowie, moje dobre intencje?
Wychowałam się w rozbitej rodzinie. Ojciec odszedł, jak byłam mała. Mama całe życie po nim płakała, choć jednocześnie twierdziła, że był dla niej niedobry, niewierny, leniwy i okropny krzykacz.

– Gdybym była choć trochę mądrzejsza, toby mnie nie rzucił – ubolewała cały czas. – Trzeba było zęby zacisnąć, zmilczeć, położyć uszy po sobie i lepiej pilnować… Wtedy by nie szukał przygód.

– Tylko po co? Miałaś koszmarne życie. Przecież pamiętam… – mówiłam jej.

– Co ty tam pamiętasz! – złościła się wtedy. – Gówniara byłaś. Nic nie wiesz! A potem zaczynała swoją przemowę.

– Dobrze ci radzę… Pilnuj chłopa, jak już go znajdziesz, bo każdy jest taki sam. Ogon podkuli i w nogi do innej. A baby są złodziejki. Tylko patrzą, jak by tu zwinąć cudzego kochasia. Jak nie będziesz czujna, nawet nie zauważysz, kiedy ci pryśnie!

Na razie jednak to ja chciałam jak najszybciej prysnąć z domu

Bardzo chciałam iść na swoje. Dlatego uwiesiłam się na pierwszym lepszym, który chciał się żenić. Nawet nie byłam specjalnie zakochana! Ślub brałam jako dwudziestoletnia dziewczyna.

Podobała mi się zabawa w dom, w męża i żonę. Szybko się wciągnęłam, poukładałam sobie jak w pudełku, wszystko zorganizowałam, obliczyłam, zaksięgowałam… Każdy drobiazg miałam pod kontrolą. Ja decydowałam o finansach, urlopach, rozrywkach, urządzaniu mieszkania. Mój mąż miał się dalej uczyć, bo uznałam, że fajnie jest mieć wykształconego partnera. 

O sobie zresztą nie myślałam, średnia szkoła w zupełności mi wystarczała. Stworzyłam mu dobre, wygodne, bezpieczne życie. Miał, co chciał. Każdą wymarzoną zabawkę, bo chciał tylko zabawek; nowoczesnej elektroniki, drogich zegarków, ciuchów, płyt, filmów…

W kłótni mi wykrzyczał, że w tym puchu czuł się niczym mój synek! I pewnie byłabym najszczęśliwsza, gdyby nosił kapcie w worku z muchomorkiem i tornister, a ja bym sprawdzała, czy ma czyste uszy i paznokcie! On ma tego dosyć i odchodzi.

Szkoda, że wcześniej się nie zbuntował, tylko poczekał z tym do swojego dyplomu… Za mało pilnowałam, byłam zbyt łatwowierna, gdy mi wciskał kit, że nocuje u kolegi, bo się uczą przed egzaminami. Jaka ze mnie ośmiornica? Chyba niewidoma i głucha! Nie zauważyłam innej…

Wszyscy, z którymi coś miałam, byli na jedno kopyto

Każdy kłamczuch, cwaniak, wydrwigrosz i babiarz. Tacy mi się trafiali, a może raczej ja takich szukałam…Każdy się u mnie odpasł, odespał, wykochał, obuł i ubrał…Wtedy odchodzili z hukiem. Żaden nie podziękował. Mieli pretensje, że jestem wiecznie niezadowolona i nadmiernie podejrzliwa. Jak podejrzliwa, kiedy każdemu udało się mnie oszukać, narazić na koszty i wystawić do wiatru?!

Ten ostatni zabrał mi parę ładnych lat. Zagnieździł się u mnie z jedna torbą, a wyszedł, a raczej wyjechał samochodem z górą bagaży. Niby oboje wzięliśmy auto na spłaty, ale dowód rejestracyjny jest na jego nazwisko, za to kredyt – na moje!

Tego ostatniego istotnie kontrolowałam. Sprawdzałam komórkę i mejle, wypytywałam, skąd wraca, gdzie idzie, czemu tak długo go nie było. Nic nie pomogło…

Mówił, że go osaczyłam, oplątałam. Że jestem energetyczny wampir, bo przeze mnie nie ma siły pracować, wstawać
z łóżka, wziąć się za cokolwiek. Wszystko prawda, tylko ten brak sił kończył się około czwartej po południu, kiedy wstał, wykąpał się, zjadł obiad i przejrzał strony w internecie. Wtedy ożywał.

Pyskowałam, to prawda, ale która by nie pyskowała?

Miał migreny od mojego gadania. Musiał wyjść, przewietrzyć się, odpocząć, odetchnąć świeżym powietrzem. W końcu wyszedł na dobre właśnie wtedy, kiedy ja się zastanawiałam, co mi kupi na czterdziestkę. Myślałam, że może pierścionek zaręczynowy... Wyszłabym za niego. Mimo wszystko zrobiłabym to.

Mam skazę zaszczepioną przez matkę, że bez faceta jestem nikim, więc czekałam, aż się oświadczy. Zamiast tego zwymyślał mnie od ośmiornic i trzasnął drzwiami.

Jak skończysz czterdziestkę, szybko poleci – mówiła mama. – Z górki… Ani się obejrzysz, a tu śnieg, mróz. Szast-prast i po jesieni!

Ja lubię jesień… Ta wrześniowa, październikowa jest jeszcze ciepła, złotoczerwona; pachnie astrami i chryzantemą. Poranki są mgliste, operlone rosą, wieczory chłodne, ale za to ile słodkich gruszek, rumianych jabłek, śliwek, owoców dzikiej róży i jarzębiny! Z nich się robi świetne konfitury, najlepsze do herbaty i ciasta.

Będę sama? Cóż, trudno. Ośmiornice żyją samotnie. Tylko w czasie godów walczą o partnera, czasem bardzo ostro i brutalnie. Potem to mija i znowu niemrawo spacerują po dnie albo biernie pozwalają się unosić falom.

Są bardzo inteligentne. Zagrożone bronią się toksycznym jadem albo czarną sepią. To niezwykłe, baśniowe, tajemnicze istoty niepoznane do końca i budzące tyle samo lęku, ile ciekawości. Ocenić je może tylko prawdziwy znawca. Ja widocznie na takiego nie trafiłam.