Ona rządziła, a ja robiłem co mogłem, żeby wywiązywać się z obowiązków domowych. Nie jestem jakimś tam macho. Sprzątanie i gotowanie to moja działka. Paulina zazwyczaj rzucała hasło.

– Andrzej, jutro wrócę trochę po czasie, pewnie będę wykończona, bo ogarniamy półrocze. Wykombinuj coś fajnego na wieczór, okej? Mam chrapkę na te twoje buraczki z soczewicą i rukolą. Do tego może polędwiczka? Zrób tak, żeby wyszło coś pysznego. A, i pamiętaj o dobrym winie. Może Brunello? Dasz radę na siódmą?

– No jasne, że dam, czemu miałbym nie dać!

Pozornie zasięga mojej opinii, wstawiając znaki zapytania tu i ówdzie, jednak natychmiast udziela odpowiedzi – co, z czym i na kiedy ma być gotowe.

Nie widzę w tym żadnego kłopotu

Masz ochotę na polędwicę, buraczki i lampkę Brunello? Nie ma sprawy, przygotuję. Uwielbiam gotować i robię to wyśmienicie. To czas, kiedy mój mózg może odpocząć. Nie szarpię się, nie kombinuję. Po prostu wykonuję polecenie. Tak to wyglądało do niedawna. Ostatnio dzieje się to coraz rzadziej. Nie mam pojęcia z jakiego powodu, być może jest zmęczona pracą?

Paulina to ważna postać w sporej korporacji. Musi być przygotowana, zadbana i pełna energii. Jestem od niej starszy o szesnaście lat i od roku korzystam z uroków emerytury.

– Masz jakieś plany na jutrzejszy dzień? Sobota, to może przyrządzę coś pysznego na wieczór.

– Nie mam pojęcia, przygotuj, co chcesz. Nie wiem, kiedy wrócę, więc nie stresuj się za bardzo.

– A może wpadłbym do Krzyśka? Będzie Marcin. Zrobilibyśmy jakąś partyjkę? – pytam nieśmiało, wiedząc, że Paulina nie przepada za moimi kumplami.

Nie potrafi ich zrozumieć. Z jej perspektywy to nieroby. Zaniedbane dziwaki. Nie musi tego mówić na głos, wystarczy, że widzę jej spojrzenie, gdy natrafiamy na któregoś z nich.

– Genialny plan. Idź bez obaw – dociera do moich uszu. Zazwyczaj musiałem zaskarbiać sobie jej przychylność, błagać o przyzwolenie i zapewniać, że nie będę się zataczać, pijąc z kolegami alkohol.

Deklarowałem, że będę trzymał fason. Aby podkreślić wiarygodność moich zapewnień, ścierałem kurze z szafki pod telewizorem lub oddawałem się innej bezsensownej aktywności, by pokazać, że chwile niepohamowanej radości z pewnością nie nadwyrężą mojego moralnego kręgosłupa. A teraz słowa: „Genialny plan" rozbrzmiewają w moich uszach. Intrygujące. Niewykluczone, że zrezygnowała z ambicji czynienia ze mnie cywilizowanego człowieka albo ma gorszy dzień.

– Słuchaj, Krzysiek, wpadnę do ciebie!

– To znaczy, że Paulina dała ci zielone światło? – nie potrafił się powstrzymać przed uszczypliwym komentarzem.

– No pewnie, że tak.

– Tylko nie zapomnij schludnie poskładać swojego fartuszka w kostkę.

– Dobra, dobra, nie bądź taki mądrala. Lepiej chłodź alkohol i przetasuj talię, bo zaraz będę.

Kumple nabijali się ze mnie, ale bez złośliwości

Po prostu ich to śmieszyło, bo oni sami wiedli całkowicie odmienne żywoty. Marcin ciągle gadał o swojej „zaje******" partnerskiej relacji, a Krzychu doceniał kawalerskie życie. Gorzała była idealnie schłodzona. Krzysiek przyrządził michę makaronu z tuńczykiem z puszki. Nigdy specjalnie nie dbał o smak czy prezencję jedzenia.

– Partyjka pokera?

– No jasne.

Zazwyczaj gramy w typowego pokera, ale obstawiamy symboliczne kwoty, dlatego zdrobniona nazwa pasuje jak ulał.

– Poproszę dwie sztuki.

– Ja biorę czwórkę.

– Widzę, że grasz na bogato, rozrzutny jesteś.

– Na zdrowie, stary.

Zazwyczaj to Krzysztof zgarniał pulę. Wygląda na to, że los uśmiecha się do tych, którzy najmniej się tym przejmują. Krzysiek był wyluzowanym gościem i w pokera grał z nonszalancją artysty, często podbijając stawkę na ślepo, by nagle się wycofać. Kiedy w grze było sporo kasy, po prostu ją zgarniał. Cały on.

– Słuchajcie, wpadłem na pewien pomysł. Dzisiaj jest gala tych zawodników MMA. Może zrobimy sobie nockę ze sztukami walki?

– Nie, sorry, ale muszę wracać do domu. Nie chcę podpadać mojej Paulinie...

– Pantofel!

– Aj Andrzejku, kapeć jesteś.

– Nie ma to żadnego związku z byciem pantoflarzem...

– ...a przecież nim jesteś.

– Owszem, jestem. Ale tu po prostu chodzi o zwykłą uprzejmość. Zależy mi, żeby Paulina nie musiała się stresować. Co cię tak w tym bawi?

– Ależ nic!

– Zupełnie nic!

Nabijali się ze mnie i mojego nastawienia do małżeństwa

– Okej, starczy tych żartów. Marcin, daj spokój, bo już kawałki makaronu latają po podłodze. Idź po butelkę do lodówki. A ty się nie stresuj, tylko jak prawdziwy chłop zadzwoń do Paulinki i przekaż, że zostajesz u mnie do rana, bo będziemy całą noc oglądać walki – powiedział Krzysztof.

– Eee, trochę słabo wydzwaniać po nocy i zmieniać plany…

– Andrzej! Spójrz na zegarek, jest dopiero za dwadzieścia dziewiąta. To nie żadne po nocy. Zadzwoń, na pewno jeszcze nie poszła spać.

– Nie chcę.

– Trzymaj, masz kielona i do dzieła. Stary facet, a ciągle potrzebujesz instrukcji obsługi. Najpierw łyk, potem bierzesz porządny haust powietrza i wykręcasz numer.

– Wiesz, co powiedzieć?

– Że chodzi o mecz?

– Człowieku, o walki MMA!

Jednym haustem opróżniłem kieliszek i chwyciłem komórkę.

– Wątpię, żeby się zgodziła.

No dzwoń wreszcie!!!

– Cześć Paulinka, obudziłem cię?

– Nie, gdybym spała to bym nie odebrała.

– Słuchaj, chłopaki tu gadają, że dzisiaj w nocy leci jakaś ważna walka i wpadli na taki pomysł, żebyśmy może...

– Czyli mam rozumieć, że pojawisz się w domu dopiero z samego rana?

– Dokładnie tak.

– Okej, luz. Tylko uważaj z procentami, dobra?

– To znaczy, że mogę nocować u Krzyśka, tak?

Odpowiedź nie nadeszła. Połączenie zostało przerwane przez Paulinę.

– Jest zgoda! – wykrzyknąłem z entuzjazmem w głosie.

– No i proszę. Jak tak dalej pójdzie, to za chwilę będzie cię puszczać z nami na wakacje.

– Albo na występ Neila Younga, co ty na to?

– Ewentualnie na podryw lasek! No to wznieśmy toast, drodzy koledzy!

– Dokładnie tak, za nasze zdrówko i dobroć wszechświata!

Kocham spędzać czas z tymi chłopakami

Nasze życia toczą się zupełnie odmiennymi torami, ale momenty, kiedy jesteśmy razem, przepełnia beztroska radość i luz. Krzysiek porządkował pokera, podczas gdy ja i Marcin taszczyliśmy do salonu alkohol, szkło i popielnice.

– Trochę dziwne, że twoja Paulina od razu się zgodziła... Andrzej, nie wydaje ci się to podejrzane? – Krzysztof zaczął swoje wywody.

Może już nie jesteś numerem jeden w jej sercu? – wtrącił się Marcin. – A może ona się z kimś spotyka?

– Przecież każda tak robi!

Kumple ponownie zaczęli chichotać pod nosem. Krzysztof włączył telewizor. Na monitorze ukazały się kłęby dymu, z których wyłonił się wysportowany facet pokryty tatuażami. Przy koszmarnych rapowych dźwiękach zmierzał w stronę ringu w towarzystwie skąpo odzianych dziewczyn.

– Laski lecą na takich kolesi najbardziej.

– Że co? Na takich? Daj spokój, gadasz głupoty – zaprotestowałem.

– Stary, ty to w ogóle nie kumasz tematu. Baby jarają się agresywną siłą, spójrz tylko, jaki z niego ogier. Popatrz, jak mu się mięśnie napinają.

– Nie znacie Pauliny…

– …takimi facetami zawsze gardziła. Paulinka wzdycha jedynie do tego finezyjnego artysty od kuchenki – zaczął chichotać się Marcin.

– Do jego wymoczkowatego wyglądu – Krzyś dorzucił swoje trzy grosze.

– Oj, wygląd to dla niej sprawa drugorzędna! Paulinę oczarowuje głównie jego czułość i opanowanie.

– Do tego ta Andrzejkowa uległość.

– No i te jego intelektualne rozważania, rzecz jasna.

Jeden nakręcał drugiego, a w oktogonie dwa monstrum okładały się po gębach i kopały po kościach. Wraz z każdą kolejną odsłoną wlewaliśmy w siebie kolejną lufę.

– Spadam – z bólem dźwignąłem się z sofy – zadzwońcie po taksówkę.

– Stary, bez jaj, najlepsza walka dopiero przed nami!

– Muszę. Mam w środku taki niepokój jak myślę o kimaniu poza domem. Chcę do własnego wyra. Kiepsko się czuję.

Ciężko mi sobie przypomnieć, w jaki sposób trafiłem do mieszkania

Najpewniej wróciłem taksówką. Rzadko zdarza mi się aż tyle wypić. Mam w pamięci moment grzebania po kieszeniach, próbując odnaleźć klucze i wejść do środka. W końcu się udało. Przysiadłem na podłodze, aby pozbyć się butów. Poszedłem do kuchni napić się wody. Narobiłem trochę hałasu, ale dobrze, że nie zbudziłem Pauliny. Zdecydowałem się położyć na sofie w pokoju dziennym, żeby jej nie przeszkadzać. Przyszło mi do głowy, żeby wyszczotkować zęby, ale po chwili zastanowienia odpuściłem.

Nagle na klatce schodowej dało się słyszeć głośny huk. Odruchowo zakryłem się kocem po same uszy. Ktoś szarpał się z wejściem do mieszkania. Czyżby z naszym? Ostrożnie wychyliłem się spod okrycia, próbując namierzyć, skąd dochodzi cały ten harmider.

– Masz stuprocentową pewność, że go nie ma – dopytywał się głos.

– Tak, nie ma co panikować. Jak tylko zerwał się ze smyczy, to raczej przed dwunastą go tu nie zobaczymy. – Odpowiedział mu drugi.

Podniosłem głowę do góry. Rażące światło uderzyło mnie prosto w gały. Zacisnąłem mocno oczy, po czym powolutku zacząłem je uchylać.

W drzwiach stała Paulina z butelką wina i obcy typ

Facet miał charakterystyczną fryzurę – z boków miał ogolone włosy, a na czubku głowy coś na kształt irokeza. Na jego szyi widniał spory tatuaż przedstawiający głowę tygrysa. Chłop był naprawdę potężnej postury.

– To ja spadam... – rzucił krótko i zniknął z pola widzenia, wchodząc do przedpokoju.

– Paula...

– Cóż, może skusimy się na lampkę wina? – zasugerowała swoim typowym tonem.

Poczułem, jak robi mi się jeszcze bardziej niedobrze. Tym razem jednak przyczyną nie była ilość spożytego przeze mnie alkoholu.

Andrzej, 60 lat