Coś było nie w porządku z każdą

Moja pasja to genetyka i antropologia – w tych tematach jestem totalnie zakręcony. Dzięki zgłębianiu tajników tych nauk, łapię o co chodzi w tym całym świecie, no i oczywiście... z babkami. Chociaż przyznam szczerze, że akurat z nimi to czasem mam lekki mętlik w głowie. Moje byłe partnerki – Ola, Ewa, Marzenka, to naprawdę mądre i piękne dziewczyny. Mimo to, za każdym razem miałem wrażenie, że coś mi nie pasuje. Teraz już wiem, że moje problemy z kobietami po części wynikały z tego, jaki kierunek studiów wybrałem. Od dziecka pasjonowała mnie antropologia, ukończyłem studia na genetyce i obroniłem pracę doktorską. Zawsze analizowałem rzeczywistość z naukowej perspektywy.

Muszę przyznać, że ta przewaga nad resztą, którą zapewniała mi moja wiedza, zawsze sprawiała mi przyjemność. Niestety, ta sama wiedza bywała też dla mnie pewnym kłopotem. Opowiem wam, dlaczego. Gdy już zostałem doktorem, zdecydowałem, że pora na ślub. W wieku trzydziestu dwóch lat to już najwyższy czas. Pierwsza kandydatka na moją żonę nosiła imię Olga. Nasze drogi skrzyżowały się podczas pobytu na nartach w Zieleńcu. Przez cały tydzień spotykaliśmy się jedynie na trasie. Odziani w kombinezony narciarskie, z nartami przymocowanymi do nóg. Wpadła mi w oko, a rozmowy z nią były czystą przyjemnością. W końcu zdecydowaliśmy się wybrać razem na kolację.

Kiedy pojawiła się w zwykłej kiecce, aż mnie ciarki przeszły. Lubię zgrabne dziewczyny, jednak Olga nie była zgrabna. Była strasznie chudziutka. Poprosiła o sałatkę bez oliwy, gdyż oliwa, mimo że zdrowa, ma dużo kalorii. A ona się odchudza. Po co, skoro zamiast biustu widać żebra?! A ja tak kocham kobiece cycki… Wprost je uwielbiam, i to nie tylko ze względów wizualnych; również z naukowej perspektywy. Według mnie to archetyp. Archetyp taki podświadomy, wrodzony wzorzec.

Gdy kobieta czuje pociąg do faceta z wyrzeźbioną, muskularną sylwetką, to znaczy, że instynktownie wyczuwa, że jego geny dadzą zdrowe i silne dzieci, a on sam zapewni rodzinie ochronę. Z podobnych pobudek większość chłopaków woli laski z niemałym dekoltem, przynajmniej średniej wielkości. Ich podświadomość szepcze, że taka partnerka da radę wykarmić i odchować zdrowe potomstwo. Najwyraźniej moja podświadomość stwierdziła, że Olga to nie moja bajka.

Patrzyłem na nie jak naukowiec

Następna w kolejności była Ewa. Istna piękność o jasnych włosach. Zgrabny nosek, oczy w odcieniu błękitu i biust, o jakim marzy każdy facet. Nasze drogi skrzyżowały się w kinie. Oboje przyszliśmy bez towarzystwa. Zrządzeniem losu nasze miejsca znajdowały się obok siebie. Zaproponowałem jej wspólną kawę, a później lunch i spędziliśmy cudowne godziny razem. Przez kolejne dni wymieniliśmy wiadomości, kilka razy rozmawialiśmy przez telefon. W końcu postanowiliśmy spotkać się w weekend.

Miała na sobie coś innego niż ostatnio, co mnie trochę zaniepokoiło, ale nie potrafiłem określić, o co dokładnie chodzi. Wcześniej nosiła dopasowany sweter i zwiewną spódnicę, a teraz miała na sobie luźny sweterek i opięte jeansy. Cały wieczór głowiłem się nad tym, co jest z nią nie tak. Nic sensownego nie przychodziło mi jednak do głowy. Ale ziarno niepokoju zostało zasiane i po cichu kiełkowało gdzieś w mojej podświadomości. W pełni zakiełkowało dopiero podczas naszego trzeciego spotkania.

Ewa zjawiła się w dopasowanym golfie i przylegających dżinsach. Niby taka stylizacja miała podkreślić jej atrakcyjność. Zgrabny biuścik, płaski brzuch, kształtna pupcia... Już wiem! Ta pupa! No jasne! Malutka jak dwa migdały albo nawet połówka jednego! No tak, jasne jak słońce! Kompletnie zapomniałem!

Przecież naukowcy już tyle razy o tym gadali... Mała pupa i żadnych krągłości w pasie to znak dla faceta, że wąziutkie biodra mogą być kłopotem przy porodzie! Okej, przyznaję, ja tam na razie o dzieciakach nie myślę, ale kiedyś pewnie zacznę o tym dumać. No i matka natura już tak chłopa zaprogramowała, że ładne jest dla niego to, co pomoże mu w przedłużeniu gatunku.

Ewa to naprawdę sympatyczna dziewczyna, ale więcej się nie umówiłem. Po co iść pod prąd i robić coś wbrew sobie? Szczególnie facet, który ma taką wiedzę jak ja, powinien tego unikać. Nie chcę tutaj udawać nie wiadomo kogo. Chodzi mi o to, że każdy powinien postępować w zgodzie z tym, co mówi nauka i co podpowiada mu jego świadomość.

Następny eksperyment naukowy

Kolejną dziewczyną po Ewie była Marzenka. Od razu rzuciła mi się w oczy i zrobiła dobre wrażenie. Nie tylko na początku, ale też później. Wszystko miała jak należy – spore piersi, wcięcie w talii, okrągłą pupę. Zgrabne biodra. Figurę idealną, taką kobiecą klepsydrę. A do tego bujna czupryna, długie loki. Błyszczące. Faceci od zawsze na takie włosy lecą, bo podświadomie czują, że babka jest zdrowa. No wiecie, witaminy, minerały i te sprawy. Dawniej kobiety nacierały włosy tłuszczem, żeby się facetom spodobać i pobudzić ich najniższe instynkty.

Marzena bez wątpienia nie potrzebowała żadnych specyfików do pielęgnacji. Jej wspaniałe, płomiennorude loki przyciągały spojrzenia wszystkich mężczyzn niczym magnes. Mieliśmy okazję widzieć się kilkukrotnie, ale za każdym razem jakaś jej cecha wprawiała mnie w konsternację. Bezsennie spędzałem noce, gdyż przeczuwałem, że gdzieś tkwi haczyk, mimo iż pozornie wszystko grało. Na próżno przeglądałem dostępne mi opracowania z dziedziny antropologii.

Nie udało mi się wypatrzyć nic niepokojącego u Marzeny. Zajrzałem nawet do najnowszych opracowań wrocławskich antropologów, które zdobyłem dzięki koledze z tamtejszej szkoły wyższej. Powołują się oni na analizy, które dowodzą istnienia specjalnego wzoru na atrakcyjność seksualną. Wystarczy tylko zmierzyć kobietę, a następnie podzielić obwód w talii przez obwód w biodrach. Gdy wynik oscyluje wokół 0,7, uznaje się go za optymalny. Płeć piękna o takich proporcjach uchodzi za niezwykle pociągającą pod względem seksualnym.

Dokonałem pomiarów Marzeny. Okazało się, że jej talia ma 70 centymetrów, a biodra okrągły metr. Od razu w głowie wyliczyłem, bez sięgania po kalkulator, że daje to współczynnik równiutki 0,7. Marzenka prezentowała się zatem jako kobieta doskonała. Doszedłem do wniosku, że z naukowej perspektywy powinienem poprosić ją o rękę. Jednak gdzieś z tyłu głowy pojawiła się pewna wątpliwość.

Któregoś dnia wieczorem wybraliśmy się potańczyć do dyskoteki. Marzenka założyła krwistoczerwoną kieckę, która idealnie pasowała do jej marchewkowych loków. Gdy kręciła się na parkiecie, materiał podwijał się, prezentując jej fantastycznie wyrzeźbione łydki... Gdy opuściłem toaletę i wróciłem do naszego stolika, moim oczom ukazał się widok dwóch nieznajomych mężczyzn, którzy usiłowali się do nas przysiąść. W tym momencie dotarło do mnie, co było przyczyną mojego zaniepokojenia. To takie oczywiste!

Marzenka jest po prostu zbyt atrakcyjna! Kobieta o tak wielkiej urodzie nie da mi pewności, że oprze się wszystkim pokusom, których w dzisiejszych czasach jest na pęczki. Nigdy nie będę miał stuprocentowej gwarancji, że faktycznie jestem ojcem naszego dziecka. Nie zdajecie sobie sprawy, jak wielu facetów nie ma bladego pojęcia, że dzieciaki, które wychowują, wcale nie są ich. Natknąłem się na opracowanie naukowe dotyczące tego zagadnienia. Przytaczane tam statystyki naprawdę niepokoją. Z Marzenką nigdy nie czułbym się bezpiecznie. No i mówi się, że rude są podstępne.

To zapewne tylko taka gadka-szmatka. Ale już Darwin zauważył, że szatynki częściej stają na ślubnym kobiercu niż blondyny i rude, które dominują wśród singielek. Stąd kolor blond od zawsze królował u panienek, które nie grzeszyły cnotą. Patrząc na to z naukowej perspektywy, decyzja o poślubieniu Marzenki nie byłaby zbyt rozsądna.

Przyznaję, że to kompletnie pozbawione logiki

Po tej sytuacji doszedłem do wniosku, że przyda mi się przerwa od płci pięknej. Byłem wykończony, a ślub i robienie dzieci to zdecydowanie zbyt poważne tematy, by podchodzić do nich bez odpowiedniej dawki naukowego zacięcia, którego w tamtym momencie mi brakowało.

Kasię od samego startu brałem na luzaka, bez spinki, tak na chwilę. Fajna laska, która chodziła do nas na czwarty rok. Niczego sobie, fakt, ale fryzurę to miała krótką i prostą – zero objętości, którą szczyciła się Marzenka. Piersi co najwyżej rozmiar B, no i wcięcie w talii też nie porywało, podejrzewam, że góra 0,8. Za to bystra z niej babka była, fajnie się z nią gadało.

No to kiedyś żeśmy za dużo wypili. I zacząłem się do niej dobierać. Ale ona mnie zdecydowanie odrzuca. Jak tylko kładę swoją dłoń na jej udzie, to ona ją od razu odsuwa. Ja się, jasne, nie daję i znowu próbuję z tą ręką... W końcu ona na to do mnie:

– Odpuść sobie, Irek. Akurat dzisiaj mam dni płodne, a ty nie spełniasz moich kryteriów na potencjalnego tatę dla potomstwa. Jedno to sobie pogadać i dobrze się bawić, a drugie to z tobą dzieci robić.

– Ja nie spełniam?! A niby z jakiego powodu nie spełniam?

– Jesteś tak wysoki jak ja, czyli zbyt niski, za często sięgasz po alkohol i papierosy, nosisz okulary z mocnymi szkłami, masz wklęśnięty tors, no i sorry – twoje biodra chyba są szersze od barków. Z antropologicznej perspektywy nie pasujesz na biologicznego ojca mojego przyszłego dziecka.

Gdy to usłyszałem, poczułem się jakby ktoś wymierzył mi solidnego plaskacza. W całym swoim życiu nie spotkałem się z takim potraktowaniem... Czy wyglądam na jakiegoś honorowego dawcę nasienia, żeby w taki sposób oceniać moje atrybuty?! Poderwałem się z miejsca i opuściłem pomieszczenie, z impetem zatrzaskując za sobą drzwi. Niech ta przemądrzała babka wie przynajmniej tyle, że ręce mam krzepkie.

A później – jak to bywa – zakochałem się po uszy w Katarzynce. Kompletnie bez żadnego naukowego uzasadnienia. Zabiegałem o jej sympatię przez całe sześć miesięcy. Ostatecznie, chyba za sprawą jakiegoś zrządzenia losu, udało mi się ją do siebie przekonać, a po roku na świat przyszły nasze bliźniaki. Spore, dorodne, ocenione na dziesiątkę w skali Apgar.


Odkąd minęła tamta mroźna pora roku, zmieniłem swoje postrzeganie rzeczywistości. Przestałem analizować otoczenie pod kątem naukowym. Teraz cała otaczająca mnie rzeczywistość jawi się jako bardziej autentyczna, mniej skomplikowana i łatwiejsza w odbiorze.

Ireneusz, 34 lata