Bardzo chciałam być babcią

Od kiedy nasze dzieci opuściły rodzinny dom, zaczęło mi brakować tego radosnego szumu. Zatęskniłam za tym całym hałasem i energią, którą wnosiły dzieciaki, a w głowie zaczęły mi się pojawiać myśli o wnukach. Gdy dowiedziałam się, że moja córka spodziewa się dziecka, nie mogłabym być bardziej szczęśliwa. Co do syna, to nie liczyłam na to, że szybko zostanie ojcem, bo żył na własnych zasadach, daleko od rodzinnego domu. Skupiał się głównie na pracy i nie miał w planie na razie się ustatkować.

Z kolei Milena, która wyszła za mąż dwa lata temu, bardzo chciała zostać mamą. Niestety, pojawiły się problemy z zajściem w ciążę. Po wielu miesiącach prób, ginekolog w końcu zaproponował jej terapię hormonalną. Parę tygodni później przyszły ekscytujące wieści – test wreszcie pokazał te dwie upragnione i oczekiwane kreski. Oboje z mężem byli przeszczęśliwi i postanowili od razu powiedzieć rodzinie, bo nie potrafili ukryć swojej radości.

Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, jak bardzo pragnęli dziecka. Gdy Milena poszła na pierwsze badanie USG, zastanawiałam się z niepokojem, czy wszystko będzie w porządku. Mój umysł podsuwał mi kolejne mroczne scenariusze, ale modliłam się, żeby się nie spełniły.

To musiało się udać!

Czekali na swoje pierwsze dziecko od tak długiego czasu, teraz wszystko powinno już pójść gładko. Strasznie się stresowałam, czekając na telefon od Mileny, kazałam jej zadzwonić, jak tylko będzie mogła. I zrobiła to od razu po spotkaniu. Była bardzo pobudzona, jej głos drżał, a ja z niepokojem czekałam na to, co mi powie. Może to ciąża pozamaciczna? A może poroniła? Albo dziecko jest chore?!

– Mamo, to będą trojaczki!

– Co?! – zaskoczenie sprawiło, że musiałam usiąść.

Nie mogłam powstrzymać śmiechu. To było niesamowite! Tak bardzo się bali, że wcale nie będą mogli mieć dzieci, a tu proszę – od razu będą trzy?!

Nie byłem pewna, czy Milena się cieszyła, czy martwiła. Sama nie jestem pewna, jak bym się czuła na jej miejscu. Ja mam dwójkę dzieci, które urodziły się w odstępie trzech lat i z trudem sobie radziłam, gdy były małe. Ale aż trójka na raz? To by mnie przerosło! Nie chciałam jednak, żeby się bez sensu stresowała, więc pogratulowałam jej, przekonałam, że wszystko pójdzie dobrze i zapewniłam, że jestem do dyspozycji.

Kiedy powiedziałam o tym mężowi, prawie się udławił jedząc kolację. Tak, ta wiadomość z pewnością zaskoczyłaby każdego, ale jednak radość mieszała się z niepewnością. Milena i Maciek mieli niezbyt wielkie, dwupokojowe mieszkanie, a ich zarobki nie były wysokie.

Martwiłam się, jak dadzą radę

Oczywiście, dla ich dwójki to było okej, ale dla rodziny z trzema dziećmi? Dobrze, że przynajmniej teraz są jakieś zasiłki na dzieci. Zastanawiałam się, jak oni sobie poradzą. Maciek musi pracować, więc ona zostanie sama z trójką bobasów. Wiedziałam, że będę musiała jej pomóc, ale jak to ogarnąć? Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to to, że powinni się do nas wprowadzić. Mamy duży dom i bez problemu mogliby zająć całe górne piętro. Proponowałam im to jeszcze przed ślubem, ale woleli zostać u siebie.

– Daj im czas na przemyślenie – mój mąż mnie uspokajał. – Sami cię poproszą, jeśli będą tego potrzebować. Narzucanie się młodym ludziom nigdy nie kończy się dobrze.

No cóż, mężczyźni! Nie mają zielonego pojęcia, jak ciężko jest siedzieć w domu z dzieckiem, a co tu mówić o całej trójce. Powiedziałam Milence, że jestem dla niej na każde zawołanie i propozycja zamieszkania u nas nadal jest aktualna. Wiedziałam, że musiała przeżywać wiele emocji, a to jest niezdrowe dla kobiety w ciąży.

Przyjeżdżali do nas na weekendy. Pierwsze miesiące ciąży Milena przechodziła naprawdę kiepsko. Ciągle czuła się źle, miała mdłości, wymioty i zawroty głowy. W drugim trymestrze poczuła się odrobinę lepiej, ale wtedy jej brzuch zaczął rosnąć w szokującym tempie.
Rósł w mgnieniu oka. W piątym miesiącu ciąży lekarz zalecił jej przejść na L4 i oszczędzać siły, ponieważ już wtedy było wiadomo, że nie da rady donosić ciąży do końca. Postanowiono wykonać cesarkę pod koniec ósmego miesiąca.

Wydatki nie miały końca

Musiała spędzić te ostatnie tygodnie w łóżku, więc zasugerowałam, że mogę przyjechać i jej pomóc. Zgodziła się, bo naprawdę nie miała innego wyboru. Maciek ciągle był w pracy, a ona nie była nawet w stanie zrobić sobie jedzenia. Milena w sklepach internetowych kupowała rzeczy dla maluchów: trzy łóżka, materace, pościel, dużo ciuchów, pieluchy, a także wanienkę. Maluchy jeszcze nie przyszły na świat, a już pochłaniały sporo kasy.

– My możemy kupić wózek! – powiedziałam.

– Będzie drogi. Przecież to wózek dla trojaczków! – ostrzegła mnie, ale zapewniłam ją, że doskonale wiem, co robię.

Tata i mama Maćka dołożyli się do zakupów. Oni też powoli przyzwyczajali się do myśli o trzech wnukach. Ale oni nadal pracują, a my jesteśmy już na emeryturze, więc mogliśmy dać więcej wsparcia. Szczerze mówiąc, było mi miło, że mogę teraz spędzić więcej czasu z córką. To były nasze ostatnie chwile, kiedy mogłyśmy spokojnie pogadać i złapać oddech przed nadchodzącym zamieszaniem.

Gdy nadszedł wreszcie czas porodu, Maciek zawiózł Milenkę do szpitala, a my siedzieliśmy w domu, czekając na wieści. Zadzwonił do nas po trzech godzinach.

– Dzieciaki są zdrowe, tylko muszą trochę poleżeć w inkubatorach, bo są naprawdę malutkie. Dwie dziewczyny i jeden chłopiec! – opowiadał podekscytowany.

Tak byłoby lepiej

Odetchnęłam. Następnego dnia pojechaliśmy do szpitala, żeby zobaczyć maluchy, rzeczywiście były malutkie i... cudowne! Zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia. Milena była wykończona, ale bardzo szczęśliwa.

– Wybraliście już dla nich imiona? – pytałam z zainteresowaniem.

– Tak. ABC. Alicja, Bartek i Celinka. Łatwiej będzie zapamiętać – zaśmiała się.

Po upływie dwóch tygodni zostali wypisani do domu. Kiedy do nich przyszłam, ledwo udało mi się zmieścić w sypialni. Łóżeczka dla niemowląt zajmowały połowę pokoju. Dzieci budziły się na zmianę. Milena na początku chciała karmić je naturalnie, ale była już strasznie zmęczona, bo ciągle któreś z nich było głodne. W końcu zdecydowała się na częściowe karmienie butelką.

– Nie mogą tam dalej mieszkać – narzekałam po powrocie. – Już teraz jest tam ciasno, a co będzie, jak dojdą jeszcze zabawki, krzesełka do karmienia i inne rzeczy. Nie zmieszczą się tam wszyscy. – Pamiętasz jeszcze, jak przez rok siedzieliśmy u twoich rodziców? To był koszmar. Nie zrobię tego swojej córce. A może byśmy się z nimi zamienili?! – w końcu głośno powiedziałam to, co od dawna mi siedziało w głowie, ale bałam się to zasugerować mężowi.

Przecież to Staszek po naszym ślubie postawił ten dom, mieszkamy tu już ponad trzydzieści lat. Mąż na chwilę zamilkł. Świetnie zdawał sobie sprawę, że teraz, jak dzieci się wyprowadziły, ten dom jest po prostu dla nas za duży. Dla naszej córki i jej męża jedno piętro z trzema pokojami to by było za mało... Wybór nie był łatwy, szczególnie z jednego powodu. Nasz syn mógł poczuć się niesprawiedliwie potraktowany w porównaniu do swojej siostry.

– Wydaje mi się, że to dobry pomysł, ale najpierw musimy pogadać z Danielem – stwierdził mój mąż.

Syn nie miał nic przeciwko

Zgodziłam się z nim. Od razu złapałam za telefon i wykręciłam numer syna. Jeszcze nie poznał swoich siostrzeńców, ale planował to zrobić w przyszłą sobotę. Bałam się, jak zareaguje na nasz pomysł. Kiedy mu o nim opowiedziałam, zaskoczył mnie swoją reakcją, była naprawdę pozytywna.

– Super pomysł!

– Nie będziesz na nas zły? W końcu to też twój spadek.

– Co wy, już się szykujecie na tamten świat, że tak o spadku gadacie? – roześmiał się i zapewnił mnie, że to mądra decyzja. Byłam z niego dumna. Po chwili jednak przyznał, że i tak nie planuje zostać w Polsce, bo dostał ofertę pracy w Nowym Jorku.

– Lecisz do Stanów? – zapytałam z żalem, choć jednocześnie byłam bardzo dumna z jego zawodowych osiągnięć.

Odpowiedział, że wylatuje za dwa miesiące. Zasugerował, że przed wylotem mógłby nam pomóc w przeprowadzce. Potem musieliśmy powiedzieć o tym pomyśle osobom, które były najbardziej zainteresowane.

Byli zszokowani prezentem

W weekend umówiliśmy się na spotkanie u Mileny i Maćka. Gdy wszyscy się już zebraliśmy, w salonie zrobiło się ciasno. To tylko utwierdziło nas, że nasza decyzja jest słuszna.

– Mamy wam coś do powiedzenia – rzekłam. – Chcielibyśmy się z wami zamienić na mieszkania. Wy wprowadzicie się do nas, a my przeniesiemy się tutaj. Co myślicie o tym?

Moje słowa musiały ich zaskoczyć, bo oboje zaniemówili. Spojrzeli na siebie, widocznie wzruszeni.

– Ja jestem na tak – odpowiedział Daniel, uśmiechając się. – A wy?

Znakiem był głośny i zgrany płacz dzieci, jakby próbowały przekonać rodziców do skorzystania z tej propozycji. Oczywiście córka z mężem z radością się zgodzili. Byli przeszczęśliwi, a my również mieliśmy powody do radości, mogąc im pomóc.

Przeprowadziliśmy się bez problemów. Milena i Maciek zarezerwowali dla nas pokój dla gości, tak żebyśmy mogli czuć się u nich komfortowo. Przez pierwsze trzy lata i tak odwiedzałam ich prawie codziennie, aby pomóc Milenie z maluchami.

Dzieciaki teraz idą do przedszkola, więc Milena wróciła do pracy, ale tylko na pół etatu, a ja wpadam, kiedy tylko jestem potrzebna. Szybko poczuliśmy się jak u siebie w nowym domu i bardzo polubiliśmy sąsiadów. Nowe pokolenie przyniosło nam prawdziwe szaleństwo, ale jak to się mówi: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”.