Zawsze się tego bałam

Mój starszy brat oglądał z kolegami horror, w którym umarli wracali do życia. Miałam wtedy z jedenaście lat, bałam się straszliwie, jednocześnie nie mogłam oderwać wzroku od ekranu. Rzecz działa się na cmentarzu, a ożywione trupy snuły się wśród nagrobków, próbując złapać i pożreć ludzi, którzy mieli nieszczęście się tam znaleźć. Nie miałam pojęcia, o co w tym filmie chodzi, ale potem, gdy leżałam w łóżku, nie mogłam zasnąć ze strachu, że jakieś zombie wedrze się do mojego pokoju i mnie zje.

Gdy zmarła babcia, byłam pierwszy raz na pogrzebie. Ona leżała w trumnie w kaplicy, ksiądz odprawiał nabożeństwo żałobne, ludzie słuchali z powagą, a ja dygotałam. Bałam się, że babcia zaraz podniesie się z mar i będzie ścigać żałobników. Patrzyłam z przerażeniem i rosnącym wstrętem, jak członkowie mojej rodziny po nabożeństwie podchodzą do trumny.

– Idź, Kasiu – mama lekko mnie popchnęła. – Pożegnaj się z babcią.

– Nie! – zaparłam się bliska histerii.

Nasłuchałam się potem od rodziców, że odstawiam cyrki na pogrzebie, ale wolałam burę niż konfrontację z kimś, kto kilka dni temu był moją babunią, ale teraz stał się zimnym trupem, który może ożyć. Od tamtej pory nigdy nie żegnam się ze zmarłymi na pogrzebach. Uczestniczę w obrządku, jeśli muszę, lecz za nic nie podejdę do otwartej trumny. W ogóle nie rozumiem tego okropnego obyczaju wystawiania zwłok na widok publiczny. Co do mnie, chcę kremacji. Popiół nie ożyje.

Zasłużył na godne pożegnanie

Jestem mężatką, mamą dwójki urwisów. Mieszkamy w małym, ale własnym domku na przedmieściach i dobrze nam się wiedzie. Pracuję w firmie transportowej, mój mąż w wielkiej firmie budowlanej. Nie narzekamy na brak pieniędzy, chociaż ostatnie wydarzenia dotknęły również nas. Wiadomość o śmierci taty nie zaskoczyła mnie specjalnie. Brat zadzwonił do mnie rano.

– Tata odszedł… Umarł we śnie.

Mówi się, że to dobra śmierć, spokojna, ale ja bym wolała odejść świadoma tego, że umieram. A jeśli tata nie wie, że nie żyje? Jak obudzi się i… wstanie? Wróciły lęki z dzieciństwa. Najchętniej bym zapomniała o wszystkim, ale to był mój tata! Nie mogłam nie wziąć udziału w pogrzebie. Więcej, to ja wraz z bratem musiałam go zorganizować, pomóc mamie. Poza tym… Tata umarł. Już go nigdy nie zobaczę. Już nigdy nie spyta: co tam, córcia? Nie mrugnie porozumiewawczo okiem. Długo płakałam w nocy, a mąż tulił mnie, aż zmorzyło mnie zmęczenie…

Zobaczyłam tatę. Ale nie żywego, jak chciałabym go spotkać, choćby we śnie. Leżał na katafalku w jakiejś ponurej krypcie, dookoła płonęły świece, czułam ich zapach, który zawsze kojarzył mi się z cmentarzem. Poza nami w krypcie nikogo nie było. Widziałam, jak dym ze świec unosi się w górę, tworząc pod sufitem fantastyczno-straszne kształty: twarze krzyczące w udręce, rogate bestie, zębate, szponiaste potwory. Z całych sił starałam się obudzić. Wiedziałam, co się może zdarzyć, a nie chciałam… Nie chcę bać się własnego ojca!
Usłyszałam cichy syk i jego pierś zaczęła się unosić.

– Tato…? Tato, to ty?

Istota na katafalku zawyła. Odruchowo zasłoniłam uszy. Żywy trup wstał, jęcząc i zawodząc. Trzęsłam się ze strachu. Stwór nie wyglądał jak mój tata. Miał jego ubranie i buty, jego włosy i krawat, ale w jego martwych oczach gorzał ogień, obwisła szczęka pokazywała sczerniałe zęby… Zerwałam się z krzykiem, budząc Adama. Znów musiał mnie tulić.

Bałam się tego pożegnania

Nazajutrz wzięłam urlop okolicznościowy i z samego rana ruszyliśmy do domu rodziców. Mama miała czerwone od płaczu oczy, przytuliłyśmy się mocno. Formalności dotyczące pogrzebu załatwiłam razem z bratem. Potem siedziałam w kuchni przy stole i starałam się nie myśleć. O niczym. Zwłaszcza o tym, że przede mną pogrzeb. Nie uniknę go. To mój tata. Trzeba będzie podejść i pożegnać się… Zdobędę się na to czy stchórzę? Mniejsza o innych, ale jak się poczuje mama? Co pomyśli? Że nie umiem się zachować? Że nie kochałam taty? Czy że kochałam go tak bardzo? Nikt nie wiedział o moim lęku przed zmarłymi, bo sama się tego wstydziłam. Może pora go wreszcie oswoić?

– Hej… – Adam usiadł obok mnie. – Jak się czujesz? Mogę ci jakoś pomóc?

Uśmiechnęłam się nieznacznie, wzruszona jego troską.

– Dziękuję. Radzę sobie. Jesteś ze mną, to wystarczy. Posiedźmy tak chwilę…

Oparłam głowę na ramieniu męża i czując jego bliskość, wsparcie, przestałam myśleć o śmierci, skupiłam się na wszystkich miłych wspomnieniach związanych z tatą. Było ich tak wiele, miałam dobre dzieciństwo, okres dorastania też przeszłam bezboleśnie, bo tata był i pozostał moim wzorem. Nie czułam potrzeby buntowania się przeciw niemu. Gdy dorosłam, wspierał mnie swoim radami, nie narzucając decyzji. Był po prostu moim tatą. To się nigdy nie zmieni. Jeśli ożyje w trumnie, to po to, by do mnie mrugnąć i spytać: „Co tam, córcia?”. Uśmiechnęłam się przez łzy.

Nazajutrz pogoda była zła. Ciemne chmury wisiały nisko nad ziemią, kropił deszcz. W trakcie mszy żałobnej patrzyłam na trumnę, w której leżał ojciec. Była zamknięta. Tak życzyła sobie mama, za co byłam jej wdzięczna. Potem ruszyliśmy za karawanem. Cmentarz wglądał dokładnie tak samo jak na tym starym, czarno-białym horrorze, który oglądałam z bratem dawno temu. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł mi po plecach. Niemal spodziewałam się, że gdzieś w tej mżawce zobaczę mroczne postacie powłóczące nogami, idące w mrocznym celu, pchane mrocznymi siłami…

– Wszystko w porządku, kochanie? – szepnął do mnie Adam.

– Tak… Tylko trochę mi słabo.

– Zrobiłaś się strasznie blada – ujął mnie pod rękę. – Może chcesz usiąść na ławce?

– Dam radę. Nie zemdleję, bez obaw. 

Wzięłam się w garść, odpędzając natrętne myśli o żywych trupach, które mogły krążyć po cmentarzu.

Musiałam to sobie ułożyć

Myślałam, że pogrzeb będzie straszny, ale stypa okazała się dużo gorsza. Niekończący się korowód krewnych, niektórych nawet nie kojarzyłam, za to swoimi kondolencjami co rusz przypominali mi, że straciłam ojca. Z trudem udało mi się dotrwać do końca. Poczułam olbrzymią ulgę, kiedy w końcu goście pojechali do swoich domów. My z Adamem też moglibyśmy wrócić, ale zdecydowałam, że tę noc spędzimy z mamą w domu rodziców.

Planowałam namówić ją, by na jakiś czas przeniosła się do mnie lub do mojego brata. Przynajmniej na kilka pierwszych tygodni żałoby. Nie chciałam, żeby była sama w tym czasie. Zrobiłam nam herbatę, powiedziałam o mojej propozycji i siedziałyśmy, popijając napar i milcząc. Domyśliłam się, że jest równie wykończona pogrzebem jak ja.

– Potrzeba ci czegoś jeszcze, mamuś? – spytałam, gdy za oknem się ściemniło.

– Dziękuję, słonko. Jestem zmęczona, pójdę się położyć. Może posłucham muzyki… Albo poczytam.

– Dobry pomysł. I zastanów się nad tym, co mówiłam.

Mama poszła, a ja siedziałam, nie bardzo wiedząc, co mam ze sobą zrobić. Nie chciało mi się spać. Trochę nawet bałam się zasnąć w domu, w którym zmarł tata. Słyszałam, jak na piętrze Adam kładzie spać nasze dzieciaki. Lekko nie było. Jak zwykle przed snem miały najwięcej do powiedzenia. Zamyśliłam się tak głęboko, że straciłam poczucie czasu. Z zadumy wyrwało mnie delikatne dotknięcie w ramię.

– Jak tam u ciebie? – Adam usiadł obok i objął mnie. – Może też się położysz? Pewnie jesteś zmęczona po całym dniu…

– Jestem bardzo zmęczona, ale raczej nie zasnę. Bez szans. Chciałabym jeszcze trochę tu posiedzieć. Wiesz… uporządkować myśli. Połóż się, odpocznij, też dostałeś w kość, niedługo przyjdę.

Adam pocałował mnie w czoło i poszedł do naszej sypialni, a ja znowu zostałam sama ze swoimi myślami. Śmierć bliskiej osoby w naturalny sposób skłania do rozważań nad kruchością ludzkiego życia, nad nieprzewidywalnością losu. Nikt nie zna dnia ani godziny. Człowiek ma plany, Bóg je zmienia. Pewna jest przeszłość. Nikt mi nie odbierze chwili spędzonych z tatą. Wspólnych zabawy, rozmów, wypraw. W młodości wszystko wydawało się prostsze. Biegaliśmy… Wspinaliśmy się po drzewach… płotach…

Coś mnie tam ciągnęło

Chyba ze zmęczenia jednak przysnęłam. Ocknęłam się nagle, wyrwana ze snu dziwnym dźwiękiem. Przetarłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Może ktoś wstał i chodził po domu? Poszłam na górę i zajrzałam do dzieci. Spały w najlepsze, Adam tak samo. Uchyliłam drzwi sypialni rodziców. Ciche pochrapywanie mamy uspokoiło mnie. Przynajmniej na moment.
Bo coś usłyszałam. Na pewno. 

Obeszłam cały dom. Sprawdziłam drzwi frontowe i tylne, wychodzące na ogród. Wszystko było w porządku. Kiedy wracałam do pokoju, zauważyłam, że drzwi prowadzące do spiżarki i piwnicy są lekko uchylone. Może to one stuknęły? Chciałam je zamknąć, ale coś mnie tknęło i je otworzyłam, zaglądając do środka.

Zejście do piwnicy tonęło w mroku, widziałam tylko trzy pierwsze stopnie. Drewniane, strasznie skrzypiące. Jako dziecko bałam się tam schodzić. Kiedy mama posyłała mnie do piwnicy, zostawiałam drzwi szeroko otwarte, pędziłam migiem po słoik lub inną rzecz, i jeszcze szybciej wracałam na górę, ścigana przez hordy demonów, których oddech czułam na karku. Okej, ale teraz byłam dorosła i od dawna nie bałam się piwnicznych straszydeł. Ten pogrzeb tak mnie rozregulował.

– Weź się w garść, głupia babo – warknęłam do siebie. – Nie rób afery z byle czego. Po prostu idź tam i sprawdź, czy okna nie są uchylone.

Postawiłam stopę na pierwszym stopniu, przełknęłam ślinę i dałam kolejny krok w ciemność. Kto w ogóle wpadł na pomysł, żeby włącznik światła umieścić na dole schodów? Z mocno bijącym sercem schodziłam w czerń, aż w końcu udało mi się dojść do pstryczka. Trzasnęłam w niego dłonią i klaustrofobiczny mrok piwnicy ustąpił pod mdłym światłem. Rozejrzałam się. Wyglądało jak zwykle. Rzędy półek ze słoikami i narzędziami, jakieś kartony z tajemniczą zawartością i mnóstwo nieużywanych sprzętów, takich jak stara maszyna do szycia, magnetofon, gramofon i nawet płyty winylowe.

Wyczułam chłodny powiew. Czyli miałam rację. Któreś okno nie zostało porządnie zamknięte, przeciąg trzasnął drzwiami piwnicy, i to mnie obudziło. Ruszyłam w stronę zachodniej ściany, bo tylko na niej były dwa okienka, gdy nagle zatrzymałam się zdjęta strachem. W piwnicy zawsze panował chłód, ale teraz to był istny ziąb, prawie jak w mroźną zimową noc.

To było zimno z zaświatów

– Co za głupota! – warknęłam, zła na samą siebie, że pozwalam wyobraźni napędzać tę spiralę strachu. – Idiotka.

Sięgnęłam po klamkę u okna i dosłownie zastygłam z uniesioną ręką. Ktoś stał w mrocznym kącie piwnicy. Widziałam ciemniejszy zarys sylwetki i zdałam sobie sprawę, że ją poznaję. Dość tęga, przechylona lekko w lewo z powodu uszkodzonej łękotki w prawym kolanie. Serce waliło mi jak oszalałe. Wbrew sobie zrobiłam krok w stronę postaci.

– Tato?

W mroku dostrzegałam słabe lśnienie. Czyżby w widmowych oczach odbijało się słabe światło realnej żarówki? Za późno na rozsądek czy przywoływanie dobrych wspomnień. Dziecięcy strach pochwycił mnie w swoje łapy i wyduszał ze mnie dorosłą, racjonalnie myślącą kobietę. Bałam się, potwornie bałam się tego, że moje lęki z dzieciństwa okażą się prawdą. Właśnie dziś, z moim tatą, co byłoby jeszcze gorsze, niż gdyby obcy nieumarły ruszył w moją stronę, powłócząc nogami, z obwisłą szczęką i poczerniałymi zębami…

Nie wytrzymałam. Z krzykiem wbiegłam na schody. Mój wrzask postawił mamę i Adama a nogi. Nie byłam zdolna wydusić z siebie słowa, wskazywałam tylko palcem w stronę piwnicy. Adam zszedł na dół. Zamknął okno. Poza tym nic podejrzanego nie znalazł.

– Coś tam było? – zapytał.

– Wydawało mi się, że kogoś widzę… – wyznałam i rozpłakałam się.

Mąż nie drążył tematu. Nazajutrz wróciliśmy do domu, a mama zabrała się z nami. Nigdy więcej nie zobaczyłam w mroku zarysu boleśnie znajomej sylwetki. I żałuję, że wtedy zawiodłam. Bo jeśli to był tata? Jeśli wrócił do domu, bo się zgubił w zaświatach? A może… nie wiedział, że umarł? Obudził się, a świat go nie poznaje, nie widzi, nie słyszy. Może błąka się wśród żywych, szukając odpowiedzi? Skoro własna córka przed nim uciekła, do kogo ma się zwrócić, dokąd iść? Ciężko mi na duszy. Lęk przed umarłymi jest niczym wobec strachu, że tata jest gdzieś tam, zupełnie sam, zagubiony… W mroku, zimnie, pustce śmierci…