Samochód był prawie nowy, poprzedni właściciel płakał jak go sprzedawał, trudno było oprzeć się nadarzającej się sposobności. Wypatrzył go oczywiście Maciek, miał niesamowity dryg do trafiania na takie perełki jak nasz volkswagen, potrafił wyłowić okazję w morzu innych ogłoszeń. Mówił o sobie, że jest dzieckiem szczęścia i strasznie się tym chełpił, ale nawet się na niego nie wkurzałam, bo wszystko wskazywało, że jakaś racja w tym jest. Auto sprawowało się doskonale, byliśmy z niego tak zadowoleni, że aż zaczęłam się bać, czy nie za dużo szczęścia nas spotkało. 

To był dziwny sen

Pewnie dlatego pewnej nocy przyśnił mi się koszmar. Złodzieje kręcili się w ciemności koło naszego samochodu, udało im się otworzyć drzwi i próbowali uruchomić silnik. Widziałam ich z góry, jakbym unosiła się w powietrzu, chciałam krzyknąć, zawołać Maćka na pomoc, ale jak to we śnie bywa, nie mogłam wydobyć głosu. Próbowałam raz po raz, strasznie się przy tym męcząc, aż wreszcie się obudziłam.

Uff, to był tylko sen. Fala ulgi spłynęła na mnie, ale zaraz poczułam ukłucie niepokoju. Nasz volkswagen stał przez nikogo niepilnowany na parkingu, chroniło go tylko ogrodzenie, ale nawet ja umiałabym przeleźć przez siatkę. Pomyślałam, że sen mara, jednak nie zaszkodzi, jak się nim podzielę z Maćkiem. Scena na parkingu była taka realistyczna, że dałabym sobie rękę uciąć, iż rozgrywa się naprawdę.

– Wstawaj, samochód nam kradną – potrząsnęłam ramieniem chłopaka.

Natychmiast oprzytomniał, co było niezwykłym wydarzeniem, bo jak miał wstać do pracy, żaden budzik nie dawał mu rady.

– Co, gdzie?! – usiadł nieprzytomny.

Opowiedziałam mu ze szczegółami o śnie, a on wcale nie zlekceważył mojej wizji.

– Mam ciotkę, która miewa prorocze sny, czasem się sprawdzają – mruknął, zakładając spodnie. – Lepiej zobaczę, co się dzieje na parkingu, ciemno tam jak w grobie, korony drzew przesłaniają światło ulicznej latarni, nocny złodziej miałby używanie.

– Pójdę z tobą – zerwałam się z łóżka. – Co dwie osoby, to nie jedna.

– Zawsze raźniej – zgodził się Maciek. – Jakby co, ja się rzucam na złodziei, ty uciekasz i dzwonisz po pomoc.

– To się jeszcze zobaczy – narzuciłam sweter i już byłam gotowa.

Byłam pewna, że to złodziej

Parking powstał na terenie starej osiedlowej kotłowni, którą rozebrano, teren wysypano żwirem i wyznaczono stanowiska dla samochodów. Dookoła rosły wiekowe drzewa, rzucające cień, na parkingu było ciemniej niż na ulicy, liście skutecznie osłaniały teren przed światłem latarni.

– Miałaś rację, tam się ktoś kręci. – Maciek lepiej widział w mroku.

Wytężyłam wzrok i zobaczyłam poruszający się między samochodami cień.

– Tylko jeden, nie dwóch, jak w twoim śnie – zauważył cicho.

– Sny bywają symboliczne – odszepnęłam. – Jesteś pewien, że to złodziej?

– A kto? Myśl logicznie – zażądał Maciek również szeptem. – Jest druga w nocy, nikt o tej porze nie spaceruje po parkingu, nie ogląda samochodu ze wszystkich stron jak ten tutaj. O, nawet świeci latarką.

Po aucie stojącym dwa stanowiska od naszego przemknął się snop światła, omiótł go i zatrzymał się na zamku w drzwiach.

Kombinuje, jak otworzyć samochód – szepnął Maciek. – Co robimy?

– Przecież go nie napadniemy – nagle przestraszyłam się tego, co robimy, noc, pusta ulica, my i obcy człowiek na parkingu. – Jeśli to złodziej, może być uzbrojony, choćby w gaz. Nie chcę oberwać, lepiej narobić krzyku.

– I co nam z tego przyjdzie? – Maciek odniósł się krytycznie do mojej rady, ale na przekór własnym przekonaniom wrzasnął.

Nie tylko ja śniłam o kradzieży

– Co pan tam robi, to teren prywatny, wstęp wzbroniony!

– Samochód tu trzymam! – odkrzyknął złodziej, ujawniając się i podchodząc do siatki ogrodzenia. – Mam prawo… rany, Majka, to naprawdę ty?!

Teraz i ja go poznałam.

– Kuba, skąd się tu wziąłeś? – wczepiłam się palcami w oczka siatki.

– To wy się znacie? – spytał chłodno Maciek.

– To Kuba, jeszcze do niedawna z nim pracowałam, znamy się jak łyse konie. Tylko nie wiem, skąd się tu wziął.

– Niedawno przeprowadziłem się i trzymam samochód na tym parkingu – wyjaśnił zapytany. – Co za traf, nie spodziewałem się, że cię tu spotkam! Jeszcze w dzień to bym rozumiał, ale w nocy…

– Ty też nie mogłeś spać? – przerwał mu nieufnie Maciek.

– Gorzej! – zaśmiał się Kuba – Przyśniło mi się, że złodzieje namierzyli mój samochód, musiałem sprawdzić, czy nikt nie naruszył zamków. Kończyłem oglądać auto, gdy zawołałeś.

On też miał sen? Takiego zbiegu okoliczności nie należało lekceważyć, wyglądało na to, że kierowała nami siła wyższa. Spotkanie nocą na parkingu musiało się wydarzyć, tylko nie wiedziałam, w jakim celu. Przekazałam szeptem tę wiadomość Maćkowi, a on zgodził się ze mną. Nieraz zastanawialiśmy się, czym jest zbieg okoliczności, i nieodmiennie dochodziliśmy do wniosku, że jest to znak od losu, drogowskaz pokazujący właściwy kierunek, w którym należy podążać.

Nie chciałam ryzykować

Weszliśmy na parking, dając szansę losowi na dalsze działanie. Maciek, początkowo źle nastawiony do chłopaka, szybko się do niego przekonał, co nie było trudne, bo Kuba był naprawdę fajny, otwarty i szczery. Noc była ciepła, w trawie odezwał się konik polny, zza chmur wyłonił się księżyc. Odechciało nam się spać, wyciągnęliśmy z bagażnika turystyczne krzesełka i usiedliśmy, żeby pogadać. Zapewniłam Maćka, że Kuba jest na wskroś uczciwy Byłam ciekawa, co u niego słychać. Kuba zwolnił się z pracy, żeby pracować na swoim, kiedy widziałam go ostatni raz, rozkręcał firmę, chciałam dowiedzieć się, jak mu poszło.

– Radzę sobie, wolę to niż robotę w korpo – oznajmił z zadowoleniem.

Maciek wypytywał go o szczegóły działalności, Kuba chętnie udzielał informacji.

– Zajmuję się importem, moje towary schodzą jak woda – pochwalił się. – Mam nosa do zamówień, jeszcze na żadnym nie straciłem.

– Wspólnika czasem nie potrzebujesz? – rzucił od niechcenia Maciek.

– Doinwestowanie zawsze mile widziane, zyskiem można się podzielić – udzielił ostrożnej zgody Kuba.

– Nie mamy wystarczająco dużo oszczędności, niedawno kupiliśmy samochód – zgasiłam zapały Maćka.

– Zastanówcie się i odezwijcie, jak podejmiecie decyzję, jestem otwarty na współpracę – zakończył rozmowę Kuba.

Maciek namówił mnie na kredyt

Wracając do domu dyskutowaliśmy o tym, co zaszło. Zapewniłam Maćka, że Kuba jest na wskroś uczciwy, ale nie jestem pewna, czy każde jego przedsięwzięcie jest tak rentowne, jak opowiadał. Nie byłam przekonana, czy warto ryzykować to, co zostało na koncie po kupnie auta, nie chciałam zostać bez rezerwowego grosza przy duszy.

– Jesteś przesadnie ostrożna i strasznie zachowawcza. Okazję trzeba łapać w lot, bo los się obrazi i odmieni – przekonywał mnie Maciek. – Nieraz to robiłem i dobrze na tym wychodziłem, jestem dzieckiem szczęścia, pamiętasz?

Nie mogłam zaprzeczyć, że ma nieprzeciętnego farta, zgodziłam się, że sprawę trzeba gruntownie przemyśleć, najlepiej jutro. Burza mózgów trwała dwa dni, rozważaliśmy wszystkie za i przeciw, sprawdziliśmy czy to, co mówił Kuba było prawdą. Wszystko się zgadzało, jego firma miała dobre wyniki, nie była zadłużona. Maciek strasznie się napalił, ja także poczułam, że los wreszcie się do nas uśmiechnął, podsuwając nam niebywałą okazję.

Postanowiliśmy wziąć szybki kredyt, a oszczędności zostawić na czarną godzinę. Dogadaliśmy się z Kubą i kilka dni później pojechaliśmy do banku sfinalizować przedsięwzięcie. Dojeżdżaliśmy do skrzyżowania ze światłami, kiedy to się stało. Przed nami stało kilka samochodów, Maciek zagadał się ze mną, za późno wcisnął hamulec i nasze auto uderzyło lekko w zderzak suva. Szkoda była niewielka, małe wgniecenie i zadrapany lakier, ale zjechaliśmy na bok, a formalności ciągnęły się w nieskończoność. Na umówioną wizytę w banku zrobiło się za późno, wróciliśmy do domu.

Awaria goniła awarię

– Nie wiem, jak to się stało, hamulce są sprawne, a ja dobrze jeżdżę – Maciek przeżywał porażkę. – Może to znak, żeby nie brać kredytu i wykorzystać oszczędności?

Otworzył laptop, zalogował się na nasze konto i sprawdził jego stan.

– Wystarczyłoby, a nawet trochę by zostało – pokazał mi ekran komputera. – Co ty na to? Taka okazja może się nie powtórzyć, szybko się odkujemy.

Dyskutowaliśmy zawzięcie i wreszcie mnie przekonał, zgodziłam się na doinwestowanie przedsięwzięcia Kuby. I wtedy zgasł ekran laptopa.

– Co jest?! – zdenerwował się Maciek, wymuszając restart.

Komputer padł – stukałam we wszystkie klawisze. – Od dawna powinniśmy wymienić go na nowy, ten ma już swoje lata.

– Wysłużony jest, ale był sprawny.  Nie podoba mi się to, czyżby następny zbieg okoliczności?

– Który wskazuje, że nie powinniśmy topić pieniędzy w firmie Kuby – powiedziałam to, co nam obojgu chodziło po głowie.

Maciek, który do tej pory był zwolennikiem teorii mówiącej o znakach podsuwanych przez los, nagle zmarkotniał. Zbyt mu zależało na zrobieniu interesu z Kubą.

– Nie jestem przekonany, czy awaria laptopa ma coś wspólnego z tym, co planujemy, komputer jest stary i należało się spodziewać, że kiedyś odmówi posłuszeństwa. Nie można podejmować ważnych decyzji, sugerując się drobnymi wydarzeniami, codziennie coś nas spotyka, jeśli stłucze się filiżanka, czy oznacza to, że nie wolno pić kawy, bo szkodzi?

– Kawę będę piła niezależnie od wszystkiego – oznajmiłam stanowczo. – Prześpijmy się z tym problemem, rano znajdziemy dobre rozwiązanie.

To musiało coś znaczyć

Nie spałam dobrze, było mi gorąco i niewygodnie, kręciłam się, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. W końcu wstałam i poszłam do kuchni napić się wody. Przechodząc korytarzem spojrzałam w kierunku feralnego laptopa, który dał nam tyle do myślenia. Stał otwarty na stole, cichy i niemy, bezużyteczny. 

– Kupa szmelcu – pomyślałam ze złością. Niedawno zeskanowałam zdjęcia z dzieciństwa, miały bezpiecznie leżeć na dysku, a tymczasem mogłam się z nimi pożegnać, wątpiłam, żeby informatyk naprawiający laptop zdołał je odzyskać.

Nalałam wody do szklanki i przeszłam do pokoju, stanęłam przy komputerze i odruchowo nacisnęłam spację. Ekran ożył. Zdziwiłam się, ale kto pojmie cuda techniki cyfrowej! Jak laptop działa, trzeba korzystać. Na pulpicie zobaczyłam otwarte zdjęcie roześmianej dziewczynki prezentującej braki w mlecznym uzębieniu. To była jedna z fotografii zgromadzonych na dysku, zrobił mi ją dziadek, a ja obraziłam się na niego, kiedy zobaczyłam, jak wyglądam bez górnej jedynki. Długo wstydziłam się braków w urodzie, teraz patrzyłam z rozczuleniem na starą fotkę, była dla mnie bardzo cenna. 

 Wyciągnęłam z łóżka Maćka i pokazałam mu zdjęcie. Ledwie rzucił na nie okiem, ekran zgasł. Wpatrywałam się w ciemną taflę jak zahipnotyzowana.

Wiedziałam, że dziadek czuwa

– Rób tak, żebyś nigdy nie musiała płakać – powiedziałam powoli.

– Że co? – zdziwił się Maciek.

– Dziadek mi to powtarzał, on zrobił to zdjęcie. Spędzał ze mną dużo czasu, inne dzieci miały babcie, a ja tylko jego, opiekował się mną pod nieobecność rodziców, był mi bardzo bliski, traktował jak królewnę, ale uczył życia. Powtarzał, żebym dwa razy pomyślała, zanim podejmę decyzję, bo od tego zależy, czy nie będę żałowała tego, co zrobiłam.

– Nie wierzył w znaki od losu – powiedział cicho Maciek.

– Uważał, że wszystko jest w naszych rękach, jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz.

– No to teraz zmienił zdanie, bo dał ci ostrzeżenie. Z góry lepiej widać – Maćka trudno było przekonać. – Moim zdaniem to jasne, nie powinniśmy wchodzić w spółkę z Kubą.

Ja też tak czułam, miałam wrażenie, że dziadek stoi obok i chce mi coś powiedzieć. Tylko co? Wróciliśmy do łóżka, położyłam się, ale zaraz usiadłam, bo coś mi się przypomniało.

– Pamiętam ten dzień, dziadek zrobił mi zdjęcie, a zaraz potem dowiedzieliśmy się, że sąsiad miał wypadek samochodowy. Nic mu się nie stało, ale auto miało zgniecioną maskę, naprawa dużo kosztowała. A taki był z niego dumny, mówił, że stare, ale jare. Dziadek był bardzo poruszony, dlatego tak dobrze zapamiętałam tę chwilę. Mówił, że w samochodzie wysiadły hamulce i że to cud, że kierowca wyszedł z kolizji bez szwanku.

Uratował nas 

– Hamulce! Tak mi się właśnie zdawało! – teraz i Maciek usiadł jak rażony gromem. – Miałem wrażenie, że słabo zareagowały, dlatego wjechałem temu gościowi w bagażnik. Dałbym sobie głowę uciąć, że mocno wciskałem pedał, ale wszystko działo się tak szybko, że nie byłem pewien. Potem działały normalnie, więc nie zawracałem sobie tym głowy. Kiedy powiedziałaś o zdjęciu i wypadku sąsiada, wszystko wróciło. Nadal nie jestem pewien, co się stało, samochód przed kupnem sprawdzaliśmy u mechanika i wszystko było w porządku, ale skoro twój dziadek się upiera…

– Sprawdzimy auto jeszcze raz – powiedziałam stanowczo. – „Rób tak, żebyś nie musiała płakać”.

Mądrego miałaś dziadka – powiedział Maciek. – Lub nadal go masz – dodał po chwili z namysłem.

Ostrzeżenie dziadka uratowało nam zdrowie, a może i życie. Mechanik wykrył drobną usterkę w układzie hamulcowym, uprzednio przeoczoną przy przeglądzie, naprawił ją i teraz nasz samochód jest w pełni sprawny. Transport importowanych przez Kubę artykułów, w który mieliśmy zainwestować, niespodziewanie utknął na granicy i nie wiadomo, kiedy zostanie zwolniony. Znaleziono w nim nielegalne substancje, a Kuba ma kłopoty. Cieszę się, że nie mamy z tym nic wspólnego.