Podobno wszystkim rządzi przypadek. Hm, jakby u mnie w robocie tak było, to ładnie bym wyglądał. Mówię to z pełną odpowiedzialnością – jestem elektrykiem w firmie, która w połowie należy do mnie. Nie siedzę jednak za biurkiem, a robię wszystko, co każdy elektryk. Praca pracą, a życie życiem. Pewnych rzeczy się nie planuje, nie spodziewa się ich, a jednak się dzieją i prowokują małą lub większą rewolucję.

Nie dbałem specjalnie o siebie

Rok temu przed świętami byłem u fryzjera. To akurat żaden przypadek, odwiedzam go regularnie… dwa razy do roku. Nie uważałem, by mojej nienachalnej męskiej urodzie czegoś brakowało – zbytnia skromność to wada nie zaleta – ale raz na pół roku warto przystrzyc owłosienie, żeby nie zarosnąć jak zwierzę. Ja strzygę się przed wakacjami, żeby podczas upałów nie ociekać potem, i na święta, żeby nie robić za etatowego Świętego Mikołaja, bo od razu też zarządzam golenie. Jakbym miał się w domu golić, i to codziennie, to bym oszalał. Tylko brzytwa prowadzona wprawną dłonią Antka barbera daje radę. Który zresztą niemal płacze, jak mnie goli, tak mu żal mojej imponującej brody.

Wracając do roli przypadku w ludzkim życiu… Tak się jakoś złożyło, że przyjechałem na wizytę za wcześnie i musiałem poczekać na swoją kolej. Nudząc się, wziąłem do ręki kolorowe czasopismo. Otworzyło mi się na artykule o pielęgnacji męskiej urody. Czysty przypadek. Odruchowo przeczytałem nagłówek, który brzmiał: „Wyglądaj dobrze w każdym wieku. Zaufaj kosmetykom do pielęgnacji dla mężczyzn”.

Wzruszyłem ramionami. Po co mam to czytać? Przecież dobrze wyglądam, w każdym razie ja sam się sobie podobam. Zaś co do zaufania, ufam żonie i wspólnikowi, a nie jakimś kremom. Ale ziarenko zostało zasiane, chociaż sam o tym nie wiedziałem.

Potrzebna była zmiana wizerunku

Przed wakacjami mój wspólnik zaczął coś przebąkiwać o zmianie wizerunku firmy.

– Do czego pijesz? – zapytałem.

– No… mimo kryzysu nasza branża się rozwija, mamy coraz poważniejsze zlecenia, już nie dajemy rady sami tyrać na budowie, bo i lata nie te, i zdrowie nie to, co kiedyś – tłumaczył mętnie.

– Jarek, płyń do brzegu – ponagliłem go, bo byłem umówiony na moją letnią wizytę u fryzjera.

– Uważam, że powinniśmy… obaj – podkreślił to słowo – włożyć garnitury i zająć się zarządzaniem oraz swoim wyglądem – spojrzał na mnie znacząco.

– A to nie chodzi przypadkiem o kryzys wieku średniego? – zaśmiałem się.

– No może trochę – mrugnął porozumiewawczo.

W domu przejrzałem się dokładnie w lustrze i przyznałem w myślach rację kumplowi. Trzeba wziąć się za siebie i przystopować upływający czas. Pojechałem do mojego fryzjera, żeby nie tyle się ostrzyc i ogolić, co zrobić sobie ów nowy wygląd. Kiedy powiedziałem barberowi, o co mi chodzi, ten pokiwał głową i mruknął:

– Niech mi pan zaufa... oraz kosmetykom.

Zacząłem stosować kosmetyki

Przypomniał mi się artykuł, który czytałem tu u niego pół roku wcześniej, i postanowiłem zaryzykować. Wyszedłem stamtąd po dwóch godzinach. Nie miałem po prostu obciętych włosów, teraz miałem… fryzurę. Oraz brodę. Elegancko przystrzyżoną, z wąsem, ale bez baków i boków. Moja żona aż zacmokała na widok nowego mnie. A siatkę z kosmetykami do pielęgnacji zarostu uroczyście zaniosła do łazienki, gdzie zwolniła dla mnie półkę. Całą. Jakby wiedziała, że niebawem do trzech specyfików dojdą kolejne… W każdym razie zacząłem stosować specjalny olejek do brody, krem pod brodę i balsam po goleniu, bo musiałem się teraz golić codziennie. Na szczęście, tylko policzki i szyję – barber kategorycznie zakazał mi dotykać samej brody.

– Niech na razie rośnie – tłumaczył – ale następna wizyta musi być wcześniej. Za dwa miesiące? Zapisujesz się?

Zapisałem się. Nie mam pojęcia, jak on to wyliczył, ale na dzień przed następną wizytą skończył mi się olejek. Po kolejnym strzyżeniu broda wyglądała prawie idealnie. Ponieważ było to dużą zasługą owego olejku, więc wziąłem większą butelkę i postanowiłem częściej go stosować. Kto by pomyślał, że będzie mi to sprawiać taką frajdę? Do tej pory czas na poranną toaletę ograniczałem do minimum. Teraz zdarzało mi się siedzieć w łazience ponad pół godziny. Golenie specjalną maszynką, oczywiście na mokro, potem balsam, krem, na to wszystko olejek, który nie tylko zmiękczał brodę, ale także pachniał zabójczo.

Chciałem więcej

Nie przewidziałem tylko jednego: jak człowiek zacznie poprawiać sobie urodę w jednym miejscu, to jeszcze bardziej będzie widać inne miejsca, nietknięte do tej pory niczym oprócz. Postanowiłem wziąć się za twarz. Dosłownie. Do wizyty u kosmetyczki jakoś nie mogłem się zmusić, ale pogadałem sobie od serca z koleżanką, która działała w tej branży.

– Krzysiu, sprawa jest w zasadzie prosta – wyjaśniała mi Karolina. – Dobre kosmetyki nie muszą być drogie, żeby były skuteczne. Ale zadziałają tylko wtedy, kiedy będzie się je stosować regularnie i pod fachowym okiem konsultantki, czyli moim.

– Z regularnością raczej nie będzie problemu – odpowiedziałem poważnie, żadnych śmichów-chichów. – W końcu mam trochę więcej czasu dla siebie. Ale z tym okiem… to nie rozumiem? Mam cię wołać za każdym razem?

Zaśmiała się.

– Na razie wystarczy, jak przejedziemy się razem do drogerii, a potem udzielę ci krótkiego instruktażu.

Do wieczora na mojej półeczce w łazience pojawiło się kilka nowych rzeczy, a ja musiałem poświęcić dodatkowy kwadrans na pielęgnację mojej urody. Karolina uznała, że warto też zadbać o moje spracowane dłonie. Fakt, robota na budowie przy układaniu w ścianie instalacji elektrycznej jest dla dłoni fatalna. Z drugiej strony… młot i wiertarkę z udarem miałem w rękach ostatni raz rok temu. Teraz zostały mi tylko odciski, które musiały ustąpić po dwóch miesiącach pod zmasowanym działaniem kremów i kompresów.

Z twarzą było lepiej niż z dłońmi, choć jak za pierwszym razem użyłem kremu nawilżającego, to miałem wrażenie, że paruje w zetknięciu z moją skórą. Musiałem nakładać trzy razy, bo wysychał momentalnie. To się nazywa mieć suchą skórę, pomyślałem ze zgrozą. Codziennie wieczorem używałem kremu nawilżającego a rano ujędrniającego. No i sztyft. Nie żadna szminka! Męski sztyft ze specjalnym środkiem pod oczy, żeby nie mieć worów. A te miałem spore, w końcu hodowałem je przez ostatnie czterdzieści lat. Hm, nie do wiary, ale po dwóch miesiącach wyraźnie się zmniejszyły. Chemia w służbie człowieka. Więcej, w służbie mężczyzny!

Wyglądałem jak amant

Po kilku miesiącach zacząłem wyglądać jak amant. Taki z przedwojennych filmów. A później dostałem od żony prezent. Pojechała ze mną do galerii handlowej i kupiła mi dwa garnitury, kilka par spodni, cztery koszule, elegancki sweter i inne cudeńka. Ucieszyłbym się bardziej, gdyby przed wyjściem nie zrobiła mi porządku w szafie, wyrzucając prawie wszystko, w czym do tej pory chodziłem. Z trudem uratowałem dwie pary dżinsów i kilka koszulek. No i spodnie moro, które zakładam, gdy wybieram się na ryby. Reszta poszła do pojemnika z używaną odzieżą, chociaż Renia drwiła, że bardziej nadawały się do pojemnika z odzieżą zużytą. Racja, nosiły ślady eksploatacji, czasami dość intensywnej, dlatego zbytnio nie protestowałem. Za to szybciutko schowałem uratowane dżinsy i koszulki głęboko na pawlaczu, gdzie małżonka nie dosięgnie nawet z drabinki.

Sam sobie też sprawiłem prezent. Taką wisienkę na torcie! Kupiłem sobie zegarek. Szwajcarski, klasyczny, którego mechanizm czerpie energię z nakręcanej sprężyny, co oznacza, że nie ma w nim baterii. Może dziś taki zegarek to fanaberia, ale nie mogłem się powstrzymać. Następnego dnia rano, kiedy przed pójściem na kolejne ważne spotkanie, wypachniłem się, nakremowałem, przyczesałem brodę, włożyłem garnitur i… żona bez słowa zdjęła ze mnie wszystko, mało nie rozrywając marynarki i krawata. Jedynie zegarek mi zostawiła...

Nigdy nie myślałem, że zacznę stosować kosmetyki jak kobieta, ale... Życie jest jak prąd, cały czas płynie. Tego płynącego czasu nie da się zatrzymać żadnym sposobem, ale można go sobie uprzyjemnić… oraz nieco zatuszować jego wpływ na ciało i ducha. I od razu człowiek i mężczyzna czuje się lepiej, młodziej i bardziej seksownie.