Kocham moją siostrę i jeśli zaistniałaby taka potrzeba, oddałabym jej szpik, nerkę a nawet połowę wątroby, jednak zaprzyjaźnić się z nią nigdy nie potrafiłam i chyba nawet nie chciałam, ponieważ nie da się pogodzić ognia z wodą.  Myślę, że praprzyczyną naszych chłodnych stosunków była różnica wieku (dziesięć lat), ale nie tylko o chodziło. Geny przodków tak jakoś dziwnie się pomieszały, że nie jesteśmy do siebie podobne ani z wyglądu, ani z charakteru. Madzia odziedziczyła po mamie piwne oczy, klasyczne rysy twarzy i słuszny wzrost, co uczyniło ją w późniejszych latach śliczną, wiotką brunetką.

Ja wrodziłam się, niestety, w babcię Emilię, bo mam krępą budowę ciała, jasne włosy, niebieskie oczy i odkąd pamiętam, walczę z nadwagą.

Jedna córeczka – chodzący ideał, druga – czarna owca

Ona od najmłodszych lat była wzorem cnót wszelakich. Uczyła się świetnie, nie sprawiała problemów wychowawczych i uparcie dążyła do jasno sprecyzowanych celów. Chciała zostać stomatologiem i tak się stało. Marzyła, żeby dobrze wyjść za mąż, i wyszła. Pragnęła otworzyć prywatną praktykę i to zrobiła. Chciała urodzić chłopca i urodziła. Do mnie zaś przylgnęła łatka czarnej owcy. 

Do galerii moich wad należy jeszcze dodać rozrywkowy charakter i pociąg do nałogów (chociaż trafniejsze byłoby nazwanie tego słabością). Madzia uważa, że jestem szurniętą, żyjącą bez zasad dewiantką. Ja nazywam ją po cichu starą, świętoszkowatą nudziarą.
Na idealnym wizerunku mojej siostry pojawiła się nagle niewielka rysa. Zamiast, jak to miała w zwyczaju, ograniczyć się przy stole do lampki wina – wypiła całą butelkę, a potem większą cześć dnia spędziła w toalecie.

Miesiąc później, gdy przez telefon zapowiedziałam jej, że pilnie odwiedzi ją w gabinecie moja koleżanka z ukruszoną jedynką, siostra wydała mi się jakaś dziwnie smutna, a przy tym podminowana.

– Hej, co jest? Jakieś problemy? – zagadnęłam ostrożnie.

– Problemy? – zdziwiła się nieszczerze. – Ależ skąd. Zmęczona po prostu jestem.

Wyczułam kłamstwo, lecz nie naciskałam, z góry wiedząc, że jeśli nie chce czegoś powiedzieć, to nie powie. Zamiast jednak gubić się w domysłach, zadzwoniłam do jej spowiednika, czyli do mamy, i ją spytałam, co się dzieje.

– Nic nie wiem i też się martwię – odpowiedziała zatroskana. – Twoja siostra zrobiła się ostatnio bardzo tajemnicza.

– Wiesz, jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

– E tam, pieniądze! Pieniędzy to ona ma w bród. Praktyka kwitnie, Antek tłucze projekt za projektem.

– To może coś ze zdrowiem? – zasugerowałam odruchowo.

I przeszedł mi po karku zimny dreszcz, bo w naszej rodzinie często zdarzały się choroby nowotworowe.

– Może… – przytaknęła matka po długim milczeniu. – Tak czy owak, nie ma co gdybać. Zaproszę ją na kawę i nie wypuszczę z mieszkania, dopóki mi się ze wszystkiego nie wyspowiada.

Jednak siostra nie uległa ani jej prośbom, ani groźbom, ani szantażowi emocjonalnemu. Z żelazną konsekwencją trzymała się wersji o przemęczeniu spowodowanym nadmiarem pracy. Wiedziałam, że nic tu więcej nie wskóramy. Tymczasem nieoczekiwanie, tydzień temu, dostałam od niej alarmującego esemesa, że musimy porozmawiać i że czeka na mnie u siebie w domu.

Urwałam się z pracy, wsiadłam w samochód i popędziłam do niej. Po drodze wyobrażałam sobie najgorsze rzeczy. Wtedy właśnie uświadomiłam sobie ze zdwojoną siłą, że ją kocham. Pamiętam, jak mocno biło mi serce, gdy poprosiła, bym usiadła w fotelu,
i wcisnęła mi w dłoń szklankę podwójnej whisky. Pomyślałam, że częstuje mnie alkoholem, żeby złagodzić ewentualny szok, i poczułam, jak włosy stają mi dęba.

– Mów, bo dostanę zwału! – zażądałam mało dyplomatycznie.

Ja tu pędzę na złamanie karku, a ona coś bredzi

Magda usiadła naprzeciw, poprawiła włosy, wydłubała z kącika oka nieistniejący paproch i spojrzała na mnie z tak potwornym przygnębieniem, że w jednej sekundzie postarzałam się o dziesięć lat.

– Antek ma inną – wyznała wreszcie dramatycznym szeptem.

We wnętrzu mojej klatki piersiowej rozległo się głośne „bum”, co znaczyło, że spadł mi z serca ogromnych rozmiarów kamień. „Siła wyższa, wrócę do domu taksówką” – zdecydowałam, wypiłam duszkiem whisky i uspokoiłam rozedrgane dłonie.

– Zgłupiałaś? Antek to wyjątkowo porządny facet – zapewniłam ją szybko. – Skąd taki pomysł? Przyłapałaś go na gorącym uczynku? Powiedziała ci o tym jakaś „serdeczna” przyjaciółka?

– Wróżka – odparła moja siostra z wyraźną niechęcią.

– Kto proszę? – nie zrozumiałam.

– Wróżka – powtórzyła i uciekła spojrzeniem gdzieś w bok. – Jakieś trzy miesiące temu przyszła do mnie z ubytkiem w siódemce i tak jakoś, od słowa do słowa, namówiła na mały seans.

– I uwierzyłaś obcej babie, która gapi się w szklaną kulę, że twój facet…

– Aldona nie wróży z kuli, tylko z tarota. Wiedziała o mnie takie rzeczy…

– Gówno wiedziała – przerwałam jej niegrzecznie. – Takie osoby znają podstawy psychologii i mają lepszy kontrwywiad niż CIA i CBŚ razem wzięte. Pewnie najpierw sprawdziła cię w sieci, pociągnęła za język twoje pacjentki, a resztę sobie sama dośpiewała. 

Magda podsunęła mi pod nos popielniczkę, ponieważ ze zdenerwowania zaczęłam palić. Domniemana zdrada męża musiała w niej wiele przewartościować, bo normalnie kazałaby mi wyjść na balkon, a potem wygłosiłaby wykład na temat raka płuc.

– Nie informuję pacjentek o prywatnych sprawach i nie można mnie wygooglować – usłyszałam. – Ta kobieta ma autentyczny dar. Widzi w kartach przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

– Nooo, to naprawdę poważna sprawa! – zakpiłam. – A zdradzisz mi może, co dokładnie tam zobaczyła?

Moja mądra siostra w to wszystko uwierzyła?

Magda poprawiła się w fotelu, a to oznaczało, że zaczynała ją denerwować moja postawa pełna zwątpienia. 

– Wyczytała z kart, że mam syna, który urodził się przez cesarskie cięcie – popatrzyła na mnie wymownie. 

W tym momencie szczęka powinna mi opaść z wrażenia, ale tak się nie stało.

– Znaczy, użyła słów, że przyszedł na świat z problemami – sprostowałam. 

– Ponadto powiedziała mi, że tata wygrał walkę ze śmiertelną chorobą, a bliska mi mi osoba, mniemam, że ty, żyje wbrew naturze – dodała.

– Zgadywała – stwierdziłam. – Statystycznie rzecz biorąc, wiele dzieci rodzi się z problemami, w każdej rodzinie ktoś choruje, a życie wbrew naturze może oznaczać wszystko i nic, jak dobrze wiesz. A co mówiła o Antku?

– Że przestał mnie kochać i ma u swojego boku inną kobietę. Dodała, cytuję: „To nie jest romans. Karty mówią, że niebawem od pani odejdzie. Zrobiłby to wcześniej, ale waha się ze względu na dziecko” – Magda prawie się rozpłakała.

– I ty uwierzyłaś w te brednie?! – nie wytrzymałam, bo tego akurat się po niej nie spodziewałam.

 Siostra skuliła ramiona i jeszcze głębiej wcisnęła się w fotel.

– Nie uwierzyłam, ale zaczęłam uważniej obserwować Antka. No i odkryłam, że coś jest na rzeczy. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi… – urwała nagle w pół zdania i wbiła wzrok w sosnę majaczącą za oknem.

– Na co nie zwracałaś uwagi?

– Że spędza dużo czasu poza domem, że nie odkłada komórki na stolik, tylko od razu chowa ją do kieszeni, że rzadziej się ze mną kocha… Raz czy dwa poczułam od niego zapach obcych perfum. Kiedyś bez przerwy szukał mojej bliskości, a to mnie pogłaskał, a to cmoknął w policzek, a teraz już tego nie robi… – usta ułożyły się jej w podkówkę.

– Nie wymagaj od faceta, żeby cię pożądał 24 godziny na dobę, i nie zapominaj, że jesteście małżeństwem od dziesięciu lat – mruknęłam. – Miodowy miesiąc dawno się skończył. Moim zdaniem szwagier zachowuje się jak normalny mąż, a to, o czym mówisz, to nie są dowody zdrady, tylko jakaś paranoja.

Powiedziałam to wszystko z pełnym przekonaniem, bo Antek naprawdę kochał Magdę jak wariat. Bardziej chyba niż syna. Pewnie zdarzało mu się skoczyć w bok, ale moja siostra i siostrzeniec byli dla niego najważniejsi na świecie.

– To nie jest paranoja. Ja to po prostu czuję – jęknęła Madzia, a w jej oczach znowu pojawiły się łzy. – Chryste, jeśli Antek odejdzie… – chlipnęła. – Przecież to miłość mojego życia! Przysięgaliśmy sobie przed ołtarzem…

– Nie waż się histeryzować, bo nie masz powodów! – podniosłam głos. – Gdzie ta cała Aldona przyjmuje?

– Niedaleko. Na Fiołkowej 12, zaraz za apteką – odpowiedziała odruchowo i lekko się zatrwożyła. – Chyba tam nie pójdziesz i nie urządzisz awantury? – spytała z obawą i uważnie mi się przyjrzała.

 Odstawiłam na ławę pustą szklankę, spojrzałam jej głęboko w oczy. Wydawało się niepojęte, że moja rozsądna, wykształcona, stąpająca twardo po ziemi siostra pozwoliła zrobić sobie wodę z mózgu. A może niesłusznie się dziwiłam? Może lęk przed utratą ukochanej osoby każdego pozbawia rozumu?

– Oczywiście, że nie pójdę – skłamałam. – A ty się uspokój i zacznij logicznie myśleć. Każdy wie, że 90 procent tych wszystkich jasnowidzów, kabalistów, numerologów i astrologów to zwykli naciągacze. Gazet nie czytasz? Telewizji nie oglądasz? A gdyby ta baba przepowiedziała, że umrzesz, to co? Napisałabyś testament, zamknęła się w czterech ścianach i spokojnie czekała na śmierć?

– No, chyba nie… – mruknęła z wahaniem Madzia.

– Właśnie – odparłam usatysfakcjonowana. – Karty to tylko kolorowe obrazki, a nie jakaś cholerna wyrocznia. Jeśli coś cię w zachowaniu Antka niepokoi, to spróbuj z nim porozmawiać. A propos, gdzie on jest? Przecież dochodzi osiemnasta… I komu sprzedałaś syna?

– Maciek jest u teściów, a Antoś pracuje po godzinach. Podobno kończy jakiś projekt dla Szwedów.

– W takim razie odpręż się, weź gorącą kąpiel i przestań szukać dziury w całym. Antek cię kocha i do żadnej baby nie odejdzie – zapowiedziałam z mocą.

–  Tak sądzisz? – spytała z nadzieją.

– Jestem tego pewna.

Nie wiem, czy ją przekonałam, ale kiedy się żegnałyśmy, wydawało się, że jest w dużo lepszym nastroju.

Natychmiast sprawdzę, co ona za jedna

Oczywiście nie pojechałam do domu, tylko udałam się spacerkiem na Fiołkową. Zamierzałam tę Aldonę zdemaskować, czyli poprosić o kabałę, włączyć ukradkiem dyktafon i nagrać brednie, które będzie mi opowiadała. Wiem, że porządny człowiek takich rzeczy nie robi, ale jak inaczej miałam udowodnić załamanej siostrze, że padła ofiarą oszustki? Musiałam przecież coś mieć na tę babę. W żyłach krążyły mi trzy podwójne whisky, serce pałało chęcią zemsty, więc uznałam plan za genialny.

Gabinet wróżki mieścił się w parterowym pawilonie handlowym, między apteką i delikatesami. W maleńkiej poczekalni, która pełniła jednocześnie rolę recepcji, siedziała młoda dziewczyna. Na dzień dobry wręczyła mi cennik usług, a potem wcisnęła czerwony guzik na telefonie stacjonarnym i wskazała palcem zamknięte drzwi po lewej.

– Pani Aldona zaprasza – powiedziała.

Pani Aldona okazała się kobietą wyjątkowej urody, co natychmiast zbiło mnie z pantałyku. Miała cudowne zielone oczy, subtelne rysy twarzy, włosy blond jak ta piosenkarka Shakira (i pewnie też farbowane), oraz figurę modelki. Zanim usiadła za „służbowym” stolikiem, uścisnęła mi serdecznie dłoń i obdarzyła czarującym uśmiechem. Przyznaję, trochę na jej widok zgłupiałam, ale trwało to zaledwie chwilę. Kiedy upłynęła, sięgnęłam do torebki, niby że po chusteczkę, i uruchomiłam dyktafon.

– Co panią do mnie sprowadza? – spytała niskim, seksownym głosem.

Wydmuchałam z nosa nieistniejącą zawartość, zrobiłam lekko zawstydzoną minę i zaczęłam łgać jak najęta, że niedawno poznałam faceta. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i bardzo chcę z nim być, tylko nie wiem, czy to możliwe, bo jest żonaty i jakoś się nie kwapi, żeby zakończyć dla mnie swoje małżeństwo. I tak dalej w tym stylu.

– Chciałabym wiedzieć, czy dalej mam o niego walczyć, czy sobie odpuścić – sapnęłam na koniec, bo od tych wszystkich kłamstw zabrakło mi oddechu.

Wróżka Aldona wyjęła z opakowania nowiutką talię kart, kazała mi ją rozłożyć na cztery kupki (lewą ręką do siebie), a potem te karty starannie przetasowała i zaczęła wykładać na stolik.

– Proszę wybaczyć osobistą uwagę, ale świetnie panią rozumiem – rzekła na wstępie dziwnie współczującym tonem. – Co my tu widzimy? – zastanowiła się po chwili i wbiła wzrok w karty. – Bardzo mi przykro, ale ten mężczyzna wcale pani nie kocha i od żony nie odejdzie. Wykorzystał panią. Chodziło mu wyłącznie o seks. Powinna pani…

Miałam straszną ochotę parsknąć śmiechem i wyznać z rozbrajającą szczerością, że nie spałam nigdy z żadnym facetem, ale zdołałam w porę się powstrzymać i wysłuchałam „przepowiedni” do końca. Pięć minut później opuściłam jej gabinet ze zdruzgotaną miną i dla lepszego efektu otarłam oko z fałszywej łzy.

Przeczucie mnie nie zawiodło

Z pani Aldony była taka wróżka jak ze mnie oddana Panu Bogu zakonnica klauzurowa. W pierwszym momencie chciałam wszystko powiedzieć Magdzie, lecz po zastanowieniu doszłam do wniosku, że wpadnę do niej następnego dnia, kiedy przyjadę odebrać samochód.
Zamiast tego weszłam do delikatesów, zrobiłam zakupy, a potem zadzwoniłam po taksówkę. I kiedy tak stałam pod wiatą sklepu, zobaczyłam coś ciekawego. 

Przy numerze 12 zatrzymało się znajomo wyglądające auto, z którego wysiadł znajomo wyglądający mężczyzna, a dwie sekundy później pojawiła przy nim znajomo wyglądająca kobieta… Tym facetem był mój szwagier, a babą – pani Aldona! Zbaraniałam na ten widok doszczętnie, bo fałszywa wróżka zawisła na Antku i obsypała go pocałunkami, a on stał jak słup soli, nie reagując na te czułości. Odblokowało go dopiero, kiedy namolna kochanka wpiła się w jego usta. Wtedy brutalnie ją od siebie odepchnął
i zaczął coś wyjaśniać, a ona w odpowiedzi na te słowa rozpłakała się.

– K… mać! – zaklęłam pod nosem, odwołałam taksówkę i ruszyłam w ich stronę niczym wściekła kobra. 

 Antek dostrzegł mnie pierwszy i zrobił się biały jak kwitnący nieopodal bez. Ona ujrzała mnie w ostatniej chwili.

– A pani tu czego?! – spytała rozeźlonym tonem i jeszcze bardziej rozmazała sobie spływający po policzkach tusz.

To jest Anka, siostra mojej żony – odezwał się szwagier.

– Ta baba? – zdziwiła się.

– Tak. Możesz zostawić nas samych?

– No to się doigrałeś! – zachichotała szatańsko i ruszyła biegiem w dół ulicy.

Antek trochę mnie znał i dobrze wiedział, że sianem się nie wykręci.

– Wpadliśmy na siebie w listopadzie, na imieninach mojego kumpla – zaczął tonem skruszonego grzesznika. – Mieliśmy trochę w czubie, ona wyraźnie na mnie leciała, więc pomyślałem: „Czemu nie?” Przespałem się z nią. Nie wiem, co mi odbiło. Niedługo potem okazało się, że to nawiedzona psychopatka. Ubzdurała sobie, że mnie kocha i że będziemy razem… Kompletne szaleństwo. Teraz nachodzi mnie w pracy, szantażuje, wymusza spotkania, grozi, że o wszystkim powie Magdzie… Pojęcia nie mam, jak z tej sytuacji wybrnąć!

– A to akurat jest proste. Musisz wyznać żonie prawdę – doradziłam. – Bo ta baba u niej już była. W charakterze pacjentki. Potem ściągnęła ją tutaj, postawiła karty i wyczytała z nich, że…

– O matko przenajświętsza! – jęknął Antek i ukrył twarz w dłoniach.

– …że mąż niedługo ją porzuci – ciągnęłam bezlitośnie. – Normalnie by w to nie uwierzyła, ale zachowujesz się inaczej niż zwykle, więc Magda dodała dwa do dwóch i wyszło jej, że pani ma rację.

To dlatego jest ostatnio taka przybita – nie pozwolił mi skończyć. – Dobra. Nawarzyłem piwa i muszę je wypić. Jeszcze dziś z nią porozmawiam.

– Koniecznie, bo jak dowie się od Aldony, to wywali cię ze swojego życia na zbity pysk. Kumasz? A teraz, z łaski swojej, odwieź mnie do domu.

Dobrze, że wygoniła chłopinę tylko na kanapę 

Może niektórym wyda się dziwne, że potraktowałam szwagra tak ulgowo, ale tak naprawdę – co innego mogłam zrobić? Nie zakochuję się w facetach, tylko z nimi przyjaźnię, stąd wiem, że każdy, nawet najporządniejszy i najbardziej w swojej kobiecie zakochany mężczyzna zdolny jest do zdrady. Taką mają konstrukcję i nic na to, drogie panie, nie poradzicie. Ale w sumie większość z nich to poczciwe, tylko niepewne siebie chłopy. Jak mój kochany szwagier.

Zadzwoniłam do Magdy trzy dni później. Chciałam dać jej czas na uporządkowanie myśli i sytuacji. Oczywiście, nie paliła się do zwierzeń. Powiedziała tylko, że wygoniła Antka z sypialni na kanapę, a teraz zastanawia się nad separacją. Cóż, to chyba dobry znak. Mam nadzieję, że kiedyś mu wybaczy. A morał z tej historii jest oczywisty: że chłopom i wróżkom nigdy wierzyć nie należy.