Obudziłam się i pomyślałam, że to najcudowniejszy poranek w moim życiu. Morze, za którym tęskniłam, szumiało za oknem. Mąż właśnie niósł pachnącą kawę. Słońce świeciło, ptaki świergotały…

– Kochanie, nawet nie poczułam, kiedy wstałeś…

– Nie chciałem cię budzić. Pomyślałem, że najpierw załatwię kawę, a potem zafunduję ci pobudkę. 

– Jesteś kochany, ale nie zamierzam gnić w łóżku. Idziemy na plażę.

Nad morzem najmocniej czułam, że żyję. Od dawna marzyłam, by zamieszkać w nadmorskiej okolicy. Niestety na razie nie było na to widoków; razem z mężem rozwijaliśmy nasz interes… w górach. W domu, który Jacek odziedziczył po dziadkach. Coraz lepiej nam szło; czasem wyjechaliśmy na parę dni tu czy tam, ale nad morze zawsze było za daleko. Ale wreszcie tu dotarliśmy! Nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak bardzo brakowało mi szumu fal, krzyku mew, zapachu gofrów.

– Dziękuję ci, skarbie, miałeś niespodziewany, ale genialny pomysł – pochwaliłam męża.

Siedzieliśmy na wydmie, wiał lekki wiaterek, panował nietypowy jak na nadbałtyckie plaże spokój, nawet biorąc pod uwagę, że sezon się jeszcze nie zaczął. 
Od samego początku, gdy tylko Jacek zaproponował ten wypad, czułam, że coś się za tym kryje. Podejrzewałam, że chce mnie namówić na jakieś szaleństwo i obawia się, iż mogę się nie zgodzić. Pewnie chodziło o nowy samochód. Jacek miał swoje motoryzacyjne fascynacje, które niekoniecznie podzielałam. Udawałam, że niczego się nie domyślam. Niech się trochę pomęczy, bidulek.

Zobacz także:

Wyjął z plecaka nasz obiad: bagietki, ser, oliwki. Potem wygrzebał jeszcze dwa plastikowe kieliszki i moje ulubione wino. Rozczulił mnie tym. Sprawa musiała być poważna. Nie mogłam dłużej udawać, że nie widzę jego starań.

– Romantyk z ciebie. Choć pozujesz na silnego, twardego faceta, w głębi duszy jesteś czułym, troskliwym misiem, a nie żadnym macho. Kawa do łóżka rano, teraz moje ulubione wino… Umieram z ciekawości, co będzie dalej.

– Chcę, żeby było miło – mruknął.

– No dobra, dość tej zabawy. Mów, czego potrzebujesz do szczęścia. Za takie starania zgadzam się, choćby nie wiem co to miało być.

Jacek odkaszlnął. Był poważny i dziwnie spięty.

– Mów, jaką bryczkę pokochałeś tym razem. Co kupujemy? – próbowałam mu pomóc, ale dalej milczał. 

Więc to tak jest, gdy ktoś, kogo kochasz, odchodzi…

nagle przestało być miło. Straciłam apetyt, a wino zrobiło się kwaśne.

– Mów wreszcie! – pogoniłam go, zniecierpliwiona i zaniepokojona. 

– Przecież słowami mnie nie zabijesz. Widzę przecież, że coś cię gniecie. Co się stało? Zbankrutowaliśmy? Masz długi? Popełniłeś jakieś przestępstwo? Wyduś to z siebie. Lepsza najgorsza prawda od dręczącej niepewności.

Jacek zamknął oczy i… rzucił prawdziwą bombę:

Będę miał dziecko.

– Jesteś w ciąży? – zaśmiałam się nerwowo, uświadomiwszy sobie absurdalność pytania. 

Jacek zapatrzył się w morze. Nie wyglądał na rozbawionego.

– Poznałem dziewczynę, zakochałem się, teraz ona jest w ciąży…

– Aha – nie byłam w stanie zebrać myśli. Nie do końca rozumiałam, co do mnie mówi i co dokładnie oznaczają jego słowa. Będzie miał dziecko… To chyba dobrze? Ja na razie nie planowałam ciąży… Zakochał się? Ale to przecież mnie kocha, ze mną tu przyjechał, sam zaproponował ten wyjazd i sam go zorganizował. Przecież nie po to tak się wysilał, żeby mi powiedzieć o dziecku? Może to taka dziwna forma przeprosin?

– Chcę cię prosić o rozwód, taki bez scen i darcia szat.

– Aha – zacięłam się na tym słówku.

Więc tak to jest gdy ktoś, kogo kochasz jak swoje życie, zdradza cię, porzuca, odchodzi… Sama też skrzywdziłam w ten sposób człowieka, który bardzo mnie kochał. Nie przywiozłam go co prawda nad morze, żeby mu w pięknej scenerii złamać serce, ale na pewno zostawiłam za sobą podobną pustkę i ruinę.

Na imię miał Marek, a tym drugim był właśnie Jacek. Cóż, karma wraca…

– A co ze mną? 

Wzruszył ramionami.

– Chcemy wziąć ślub jeszcze przed porodem.

– Aha – jeszcze przed chwilą uważałam Jacka za chodzący ideał, teraz miałam go wręcz za diabła. – Muszę pomyśleć…

Wstałam, pozbierałam rzeczy i odeszłam. Nie obejrzałam się ani razu.

Moi rodzice od początku nie lubili Jacka. Nie podobał się im nasz związek, nie chcieli, bym zrywała zaręczyny z Markiem. Zrobiłam po swojemu i od tamtego czasu moje relacje z rodzicami bardzo się pogorszyły. W zasadzie zamarły. Jacek źle się czuł w ich towarzystwie, oni w jego, więc nie odwiedzaliśmy ich razem. Potem ja też przestałam przyjeżdżać, bo miałam dość kłótni, do jakich zawsze dochodziło. Rodzice nie umieli mi wybaczyć, że upokorzyłam i zostawiłam Marka, którego pokochali jak syna, i wybierałam „byle kogo”. Ja im zarzucałam, że bardziej dbają o mojego byłego niż o mnie i moje szczęście. 

W hotelu mechanicznie spakowałam walizkę. Nie miałam pojęcia, co ze sobą począć. Dokąd iść? Do pensjonatu w górach, którego już nie mogłam nazwać swoim domem? Do rodziców, żeby usłyszeć: „a nie mówiliśmy”?

Nogi same zawiodły mnie na dworzec. Z boku mignęła mi mapa Polski. Zatrzymałam się. Od miejscowości, w której teraz się znajdowałam, do domu Jacka wiodła prosta linia, przecinając nasz kraj na pół. Jak moje pęknięte serce… Będą potrzebne szwy, które je naprawią. Powiodłam palcem zygzakiem z góry na dół. I wtedy przyszło mi na myśl, że to będzie świetna terapia – taka podróż. 

Z każdym kilometrem moja przeszłość się oddalała

Kupiłam bilet na pierwszy odjeżdżający pociąg. 

Już w wagonie ogarnęła mnie panika. Z całą jasność dotarło do mnie, że właśnie posypało się moje życie. A ja zareagowałam kretyńsko. Dlaczego nie krzyczałam? Nie próbowałam przekonywać Jacka? Wyszło stylowo, zachowałam dumę i godność, ale co mi z tego? Teraz dopiero zaczynałam dostrzegać pełnię konsekwencji naszego rozstania. Nie mam gdzie mieszkać, nie mam pracy, mam trochę pieniędzy, ale nie wystarczą na długo. Czy dzięki tej podróży znajdę rozwiązanie tych problemów? Czy pod koniec będę wiedziała, co robić? Pomyślałam o Marku. Znowu. Wcześniej zgrabnie omijałam go myślami, a od kiedy sama zostałam porzucona, kolejny raz stanął mi przed oczami. Czy czuł się wtedy jak ja teraz? Wstyd mi się zrobiło. Jak mogłam go tak skrzywdzić…

Na wysokości Łodzi włączyło mi się logiczne myślenie. Ślepa byłam, że nie zauważałam w zachowaniu Jacka żadnych objawów zdrady. Coraz mniej miał dla mnie czasu, obnosił się z naburmuszoną miną, znikał, mówiąc, że załatwia jakieś interesy. Tłumaczyłam to sobie jego skomplikowanym charakterem, trudnościami w biznesie, a tymczasem bezczelnie mnie zdradzał. Tamta okazała się sprytna i złapała Jacka na ciążę. Dziwne, ale czułam niemal wdzięczność. Dobrze się stało. Inaczej mógłby mnie oszukiwać Bóg wie jak długo. 

Z każdym kilometrem moja przeszłość, Jacek, nasze małżeństwo i plany oddalały się, a przybliżały sprawy bieżące i istotne: nowe mieszkanie, nowa praca i oczywiście rozwód. 

Gdy pociąg zatrzymał się na stacji, wyjrzałam przez okno i zorientowałam się, że to moje rodzinne miasto. Nie miałam zamiaru odwiedzać rodziców, bo co im powiem? Że mieli rację, a ja byłam głupia? A potem jakby nigdy nic pójdę spać do mojego dawnego pokoju? Raczej nie…

A jednak zamiast jechać dalej, wysiadłam. Zawsze mogę się zatrzymać w hotelu, a odwiedzenie starych kątów dobrze mi zrobi. Widać przypadek sam mnie tu skierował. Zanim poznałam Jacka, wcale nie chciałam stąd wyjeżdżać; dopiero on zafundował mi życiową rewolucję. Tym mnie właśnie ujął: szaleństwem, spontanicznością, milionem pomysłów na minutę. Schlebiało mi, że taki facet zwrócił na mnie uwagę. Poważny i zachowawczy Marek w rywalizacji z Jackiem nie miał szans. Może też nie walczył o mnie dość usilnie, a przynajmniej ja tego nie czułam. Gdyby mu zależało na mnie jak na swoim życiu, postarałby się bardziej. Tak wtedy myślałam, tak się tłumaczyłam sama przed sobą. Jakbym nie znała Marka. Nie zmuszał mnie do miłości, nie żebrał o nią, nie zatrzymywał na siłę. Zachowałam się dokładnie tak samo. Jak ktoś cię przestaje kochać, to nie zacznie z powrotem, nawet jakbyś na kolanach błagał o wzajemność. 

A Jacek ze swej strony zafundował mi takie rozstanie, że powinien jej opatentować jako odbierające mowę i zdolność do protestów. Zaczęłam się śmiać. Nie mogłam przestać. Żeby zabrać żonę nad morze, na drugi koniec Polski, tylko po to, by powiedzieć jej o dziecku, kochance i rozwodzie. Taką ułańską fantazję mógł mieć tylko Jacek! Taki okrutny mógł być też tylko on. Obrzydził mi ukochane morze. Drań. Kochany drań…

Śmiałam się tak głośno, że ludzie przystawali. Niektórzy się uśmiechali, ktoś popukał się w głowę, a jedna starsza kobieta „zaraziła się” i też wybuchnęła śmiechem.

Dopiero zdumiony męski głos przywołał mnie do porządku:

– Aśka! Co ty tu robisz?

Marek? Niemożliwe. Akurat dziś, w chwili mojej największej porażki? Przeznaczenie. Pech. Karma. Przystojny jak zwykle, a może nawet bardziej. Szczuplejszy i poważniejszy, z zarostem, wydawał się jakby bardziej mroczny i męski. Różnił się od tamtego młodego, pogodnego faceta, którego rzuciłam kilka lat temu. Bezwiednie spojrzałam na jego lewą dłoń. Nie nosił obrączki. Ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Może miał dziewczynę, może narzeczoną, może był na etapie zakochiwania się… 

Coś ścisnęło mnie w dołku. Zazdrość? Żal? Nie miałam prawa do takich uczuć! Skoro go skrzywdziłam, powinnam się cieszyć, że zapomniał i układa sobie życie. Miał mnie kochać i cierpieć do śmierci? Oczywiście, że nie! Niemniej ze wstydem stwierdziłam, że po intensywnych latach z Jackiem spokój u boku Marka naraz wydal mi się bardzo kuszący. Podszedł do mnie i podaliśmy sobie ręce. Jak znajomi. Nim ta myśl zdążyła zaboleć, objął mnie, a ja się do niego instynktownie przytuliłam. Na chwileczkę. Jak przyjaciele. Nic więcej.

Tęskniłem za tobą

Zalała mnie fala wdzięczności. Te słowa były jak balsam. A jego objęcia jak tratwa ratunkowa. Mogłabym trwać w nich wiecznie. To tu jest mój dom, moja przystań. Musiałam ją stracić, by docenić, by zrozumieć, że…

Nie! Nie bądź bezwstydna. Miałaś swoją szansę i ją zmarnowałaś. 

Czyżbym nadal go kochała? Może tak jak przyjaciela…

Wyswobodziłam się z jego uścisku. 

– Muszę już lecieć, trochę się spieszę – skłamałam, nie patrząc mu w oczy.

Marek dotknął mojego ramienia, jakby chciał mnie zatrzymać.

– Byłem wczoraj na obiedzie u twoich rodziców, też za tobą tęsknią.

– Jakoś trudno mi w to uwierzyć. 

– Może sama sprawdź. 

Bardzo bałam się tego pytania, ale musiałam je zadać.

– A ty mi już przebaczyłeś?

Uśmiechnął się.

– To też musisz sama sprawdzić. 

Wolałam mu powiedzieć osobiście. Chyba byłam mu to winna.

– Rozwodzimy się z Jackiem. Będzie miał dziecko z inną. Taka sytuacja… Wysiadłam tu po drodze donikąd. Powspominam, prześpię w hotelu i ruszę dalej.

Na spotkanie z rodzicami nie mam siły ani odwagi. Jeszcze nie. Najpierw muszę poukładać sobie w głowie, zdecydować, co dalej

Oczy Marka błyszczały. Z radości? Ucieszył się z mojego nieszczęścia? Nie znałam go od tej strony, ale… zasłużyłam. Ma prawo czuć satysfakcję z powodu mojej porażki, skoro wyrządziłam mu tak wielką krzywdę. Nadal był zły, zraniony? Czy może już dawno przebolał? Dlatego mógł tak normalnie ze mną rozmawiać. 

I znowu ukłuł mnie ów niestosowny, bezwstydny żal. Przez kilka lat nie myślałam o Marku, a tu nagle roszczę sobie do niego jakieś prawa. Nagle jestem ciekawa, co czuje, z kim się zdaje, jakie ma plany. Czyżbym nadal go kochała? Może to przyjacielska miłość albo zwykły sentyment? Albo rozstrój nerwowy? Mój mąż zrobił dziecko innej i chce rozwodu. Po czymś takim trudno zachować równowagę emocjonalną. Niedługo znieczulenie szoku minie i będę niczym odsłonięty, nagi nerw. Boże, i co wtedy?

– Nie ma mowy o hotelu. Zabieram cię do siebie albo twoich rodziców. Wybieraj.

Wybieraj? Co to niby ma znaczy? Że mieszka sam?

Spojrzałam prosto w jego roziskrzone oczy. 

Masz kogoś?

Nie udawał, że nie wie, o co pytam. 

– Po tobie żadnej nie udało się poruszyć mojego serca. Taka sytuacja… 

– Jeszcze powiedz, że czekałeś na mnie przez cały ten czas?

Uśmiechnął się i spojrzał na mnie tak, że się zarumieniłam. 

– I co teraz będzie? – szepnęłam. 

– To zależy.

– Od czego?

– Czy potrafisz znowu się we mnie zakochać.

– A ty mnie zaufać…

Patrzyliśmy na siebie. Te zasadnicze pytania zawisły między nami. Wiele się wydarzyło. Głupotą byłoby sądzić, że będzie jak kiedyś, że się nie zmieniliśmy, że po prostu wrócimy do siebie. Jakbym nie zerwała zaręczyn i nie wyszła za mąż za innego. Może Marek podświadomie pragnął się na mnie zemścić, może ja potrzebowałam plastra dawnej miłości na świeżo zadaną ranę? Może to nie było przeznaczenie, tylko fatum? Oboje mieliśmy dużo do stracenia. Ale gdy tak patrzyliśmy na siebie, czułam, że jestem gotowa zaryzykować. Chciałam sprawdzić, co mnie do niego ciągnie.

Może pojedziemy razem nad morze i odczaruje je dla mnie?