Ta gafa mogła mnie kosztować bardzo wiele – przede wszystkim utratę renomy, na którą długo pracowałam. Stałem w korku, klnąc na czym świat stoi. Byłem już spóźniony na obiad u rodziców, a tymczasem przede mną po horyzont ciągnął się sznur samochodów, które poruszały się w iście żółwim tempie.

„Skąd o tej porze taki korek? – zachodziłem w głowę. – Jest piękna wrześniowa niedziela, wszyscy powinni być w parku na spacerze albo gdzieś poza miastem, na łonie natury, albo siedzieć spokojnie w domach, a nie tłoczyć się bez sensu w środku dnia w samochodach i dusić w oparach smogu!”.

Moja wściekłość rosła, zniecierpliwienie też

W końcu, zdenerwowany, znienacka podjąłem decyzję, że uciekam z głównej arterii, i skręciłem w boczną uliczkę. Niestety, zbyt gwałtownie. Tę dziewczynę zobaczyłem w ostatniej chwili. Zdążyła już zrobić kilka kroków 
z chodnika na ulicę; idąc, rozmawiała przez komórkę. W ułamku sekundy zrozumiałem, że ją potrącę.

Odruchowo spojrzałem na chodnik po drugiej stronie, czy nikogo na nim nie ma, i z głośnym okrzykiem: „Uwaga!” wjechałem na świeżo ułożony bruk.

Na szczęście miałem uchylone okno, więc dziewczyna usłyszała mnie i odskoczyła do tyłu, unikając potrącenia. Minąłem ją zaledwie o kilkanaście centymetrów, wjeżdżając na chodnik.

– Czy pan zwariował? – krzyknęła do mnie, gdy tylko wyhamowałem.

Nie odpowiedziałem. Wyskoczyłem z auta i podbiegłem do niej.

Zobacz także:

– Nic się pani nie stało? Proszę powiedzieć szczerze, jestem lekarzem.

– Nie wiem… Chyba nic.

Była wyraźnie w szoku. 

Siedziała oparta o krawężnik i patrzyła niezbyt przytomnym wzrokiem na swoje nogi w pięknych butach, jakby się zastanawiając, czy ich nie zniszczyłem.

– Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Powinienem był bardziej uważać, naprawdę mi przykro – stwierdziłem ze skruchą. – Ja… – zająknąłem się.

Przyjrzałem się jej uważnie. Wydawała się taka bezradna, że ogarnęła mnie dziwna fala tkliwości. I nagle, ku swojemu zaskoczeniu, zapytałem ją, czy nie miałaby ochoty gdzieś usiąść, odpocząć i napić się herbaty. Popatrzyła na mnie zaskoczona.

– To naprawdę niepotrzebne – odparła.

– Wiem, ale mimo wszystko… Bardzo proszę. Tutaj niedaleko jest doskonała cukiernia, w której podają pyszną szarlotkę. Tylko trzy minutki stąd. Będzie mi bardzo miło, jeśli się pani zgodzi – zacząłem ją żarliwie namawiać.

– No dobrze, może ma pan rację, lepiej się tak nie śpieszyć do domu i jeszcze chwilę spokojnie gdzieś posiedzieć. W końcu pan jest lekarzem – stwierdziła.

– Tylko zaparkuję. To potrwa sekundę – powiedziałem, biegnąc do swojego porzuconego samochodu. 

Wsiadłem do środka, z niepokojem zerkając we wsteczne lusterko, czy aby na pewno dziewczyna nadal na mnie czeka. Stała jednak na chodniku w blasku wrześniowego słońca i… wyglądała tak pociągająco! Miała około trzydziestu lat, była wysoka i smukła. Długie blond włosy spadały jej na twarz, ciemne brwi podkreślały piękno jej oczu.

Czym prędzej wysiadłem z samochodu i wróciłem do niej

– Nazywam się Jerzy i jestem chirurgiem – przedstawiłem się.

– Kamila, jestem prawniczką – odparła po sekundzie.

Rzeczywiście mogła być prawniczką, choć wcale nie miała na sobie ciemnego, eleganckiego kostiumu, w jakim zawsze wyobrażałem sobie kobietę tej profesji. Nawet w tych swoich kremowych spodniach i bluzce z błyszczącego materiału robiła wrażenie. „Pewnie to jedwab” – pomyślałem. – Musiał być drogi. No i te buty!”. Widać oboje mieliśmy słabość do dobrych marek.

W cukierni usiedliśmy przy stoliku skrytym za donicami białych oleandrów. Były w pełnym rozkwicie. Bałem się, że teraz zapadnie między nami kłopotliwa cisza, jak to między nieznajomymi. Tym bardziej że nie należę do osób gadatliwych, o ile rzecz nie dotyczy spraw zawodowych. Bo w życiu prywatnym jestem wręcz skryty. Na szczęście nic takiego się nie stało.

Kamila okazała się niezwykle sympatyczną rozmówczynią i tak zręcznie prowadziła rozmowę, że sam siebie zaskakiwałem erudycją i lotnością dowcipu. Dużo mówiła o operze, którą najwyraźniej lubiła. Ja, choć zasadniczo jestem miłośnikiem muzyki poważnej, do opery dotychczas podchodziłem bez zachwytu. No, włoska mogła ujść w tłoku.

Wpatrywałem się w nią jak w obraz. Nagle zapragnąłem, żeby ta chwila nigdy się nie skończyła. Na szczęście Kamila była bardzo ciekawa mnie i mojego życia, bo z zainteresowaniem wypytywała o pracę w szpitalu, pacjentów, zabiegi. W pewnym momencie, ośmielony jej ciekawością, sam zadałem jej pytanie, w której kancelarii adwokackiej pracuje.

– Jeśli to nie tajemnica – uśmiechnąłem się, kryjąc zakłopotanie.

– Ależ skąd! – stwierdziła z uśmiechem i wymieniła nazwę firmy prawniczej, o której nawet ja słyszałem.

Rozmowa wciągnęła mnie bez reszty. Mogłem tak siedzieć z Kamilą bez końca, lecz nagle zadzwoniła moja komórka i wyświetlił się numer mamy.

– Przepraszam, muszę odebrać. Nie będzie się pani gniewała? – zapytałem.

– Ależ skąd! Proszę…

– Synku, gdzie ty się podziewasz? Co się stało? Pieczeń mi całkiem wyschnie w piekarniku! – usłyszałem głos rodzicielki.

– Nie martw się, niedługo będę – uspokoiłem ją i rozłączyłem się.

– Obowiązki zawodowe czy żona? – zapytała Kamila z nutką ironii w głosie.

– Ani jedno, ani drugie – odparłem rozbawiony. – To moja mama. Czeka na mnie z niedzielnym obiadem.

– No to powinien pan już iść.

– Dobrze, ale musi mi pani obiecać, że się ze mną jeszcze spotka – poprosiłem.

Faktycznie bardzo chciałem jeszcze ją zobaczyć. Miałem nadzieję, że mi nie odmówi, bo podobnie jak ja czuje, że stało się coś ważnego. Na szczęście Kamila bez wahania podała mi numer swojej komórki, a ja skrzętnie zapisałem go w swoim telefonie. Pożegnaliśmy się jak dwoje dobrych znajomych.

– Do zobaczenia – mocno ścisnąłem jej dłoń na pożegnanie. 

Nie mogłem przestać myśleć o Kamili

Z niecierpliwością doczekałem wieczora i stwierdziłem, że dłużej nie wytrzymam. W końcu oboje jesteśmy dorośli! Przejęty wybrałem w telefonie jej numer. I tu… niespodzianka! Zamiast głosu Kamili usłyszałem nagranie z taśmy: „Nie ma takiego numeru”

Spróbowałem jeszcze kilka razy. Ale z tym samym rezultatem.

– Jasny gwint! – zdenerwowałem się. – Co za idiota ze mnie! Spotykam wspaniałą kobietę i nawet nie potrafię prawidłowo zapisać jej telefonu!

Tłukłem się wściekły po mieszkaniu, gdy dotarło do mnie, że przecież podała mi swoje nazwisko oraz nazwę kancelarii adwokackiej, w której pracuje. „Jutro mam dyżur w szpitalu dopiero po południu, więc pójdę tam rano i ją odnajdę” – postanowiłem.

W nocy nie mogłem zasnąć z emocji, przewracałem się z boku na bok. Do kancelarii pojechałem z samego rana.

– Jestem umówiony z panią Kamilą – skłamałem sekretarce. 

– Z kim? – spojrzała na mnie zdziwiona.

– Z panią mecenas! – powtórzyłem dobitniej, podając nazwisko Kamili.

– Ale… – zawahała się.

W tym momencie z sąsiedniego pokoju wyszła jakaś młoda kobieta i zapytała, w czym może pomóc.  Z pewnością nie była to Kamila, która przecież była długowłosą blondynką, a przede mną stała krótkowłosa szatynka. Ale cała reszta się zgadzała! Te same kremowe spodnie, jasna bluzka z błyszczącego jedwabiu, markowe pantofle…

Zupełnie jakby ktoś zamienił ciało osobie, z którą wczoraj piłem kawę!

Musiałem gapić się dobrą chwilę, bo kobieta lekko się zniecierpliwiła.

– Pani nie jest Kamilą G.? – upewniłem się ostrożnie.

– Mój Boże, oczywiście, że nie! – roześmiała się z taką miną, jakbym powiedział coś bardzo zabawnego.

– Ale zna ją pani? – badałem grunt.

– Być może… A o co chodzi?

„No właśnie! O to, że się w niej zakochałem jak wariat od pierwszego wejrzenia” – chciałem wykrzyczeć nieznajomej, jednak się powstrzymałem.

– Chyba podała mi zły numer telefonu, bo się do niej nie mogę dodzwonić, a byliśmy umówieni na wieczór – zablefowałem najspokojniej w świecie i zdziwiłem się bardzo, bo nagle na twarzy kobiety odmalowała się wściekłość.

– Na wieczór? To wykluczone! – warknęła. – Dzisiaj Kamila pilnuje moich dzieci i doskonale wie, że mam ważne spotkanie, z którego pod żadnym pozorem nie jestem w stanie zrezygnować!

– To może odwołam swoje, jeśli poda mi pani prawidłowy numer jej komórki. Wtedy wyznaczymy inny termin – przerwałem jej tyradę.

– Ono już jest odwołane! A co do numeru, to nie jestem do tego upoważniona. Żegnam pana! – syknęła kobieta i odwróciła się na pięcie, uznając rozmowę za zakończoną.

Wyszedłem więc z niczym

Stanąłem na chodniku, żeby sobie przemyśleć całe to dziwne zajście. Sprawa była aż nadto jasna: Kamila pracowała jako opiekunka do dzieci i z niewiadomych przyczyn podszyła się wczoraj pod swoją pracodawczynię, paradując w jej ciuchach, a potem mówiąc mi, że jest prawniczką.

Oszukała mnie, a żebym się niczego nie domyślił i nie wpadł na jej trop, podała mi fikcyjny numer komórki. Nie wzięła tylko pod uwagę jednego: że będę jej szukał.

Czułem, jak ogarnia mnie wściekłość. Z drugiej strony – wzięło mnie. Mój organizm wytwarzał już hormon miłości, który zaburzał funkcjonowanie mózgu.

Byłem już na takim etapie zakochania, że Kamila mogła się okazać nawet seryjną morderczynią, a ja i tak chciałem trzymać ją w ramionach…

Po prostu musiałem do niej dotrzeć! Miałem już nawet gotowy plan. Usiadłem w kawiarni naprzeciwko kancelarii i czekałem, aż ciemnowłosa prawniczka wyjdzie. Zamierzałem ją śledzić. Na szczęście jeździła własnym samochodem…

Po odwiedzeniu sądu i kilku innych miejsc pojechała wreszcie do domu. A ja za nią. Stanąłem niedaleko bramy wjazdowej i znowu czekałem. 

Zapadł zmrok. Po dziewiętnastej prawniczka wyszła z domu, więc zapewne Kamila została z jej dziećmi.

– Słucham? – odezwał się w domofonie znajomy mi głos, od którego na chwilę stanęło mi serce.

– Gazownia, muszę spisać stan liczników – powiedziałem, posługując się tanią sztuczką, która, o dziwo, zadziałała.
Zabrzmiał brzęczyk otwieranej furtki, wszedłem na teren posesji. W otwartych drzwiach domu pojawiła się Kamila.

Kiedy stanąłem w smudze światła, natychmiast mnie rozpoznała i wydała cichy okrzyk, zaskoczona moją wizytą.

– Przepraszam za ten podstęp, ale bardzo chciałem się z tobą zobaczyć – powiedziałem szczerze.

– Ja… – zaczęła niepewnie. – Skłamałam – przyznała się bohatersko do tego, o czym już wiedziałem.

Ciąg dalszy nastąpił, gdy dzieci pani prawnik oglądały kreskówki i można było spokojnie usiąść przy kawie.

Dlaczego to zrobiłam? – zapytała Kamila bardziej samą siebie niż mnie. – Kiedy mi się przedstawiłeś, przeraziłam się, że właściwie nie wiem, co ci powiedzieć. No bo jak by to zabrzmiało: opiekunka do dzieci… W tych drogich ciuchach, które miałam na sobie? Zdziwiony zacząłbyś mnie wypytywać, a tego przede wszystkim chciałam uniknąć. Dlatego skłamałam.

To, co mówiła, miało ręce i nogi…

– A co do tych ciuchów – ciągnęła – to wiem, że źle zrobiłam. Ale nie mogłam się oprzeć chęci sprawdzenia, jak to jest być zamożną kobietą i nosić te wszystkie piękne rzeczy. Kiedyś myślałam, że nic nie stoi na przeszkodzie, żebym i ja takie miała! Czy ja jestem od niej gorsza? Zawsze byłam wzorową uczennicą, skończyłam szkołę muzyczną… Zauważyłeś, jak kocham muzykę, prawda?

Skinąłem głową, a ona mówiła dalej ze wzrokiem wbitym w blat stołu.

– Miałam takie wspaniałe plany! – westchnęła z goryczą.

– Mów dalej – zachęciłem ją.

– Chciałam skończyć konserwatorium, marzyłam o romanistyce, bo kocham także język francuski. Wszystko legło w gruzach, gdy tata zachorował na raka kości…

W jej oczach zalśniły łzy.

– Dojazdy do szpitala i opieka po chemioterapii pochłonęły wszystkie nasze oszczędności – mówiła dalej, chociaż widziałem, że jest jej ciężko do tego wracać. 

– Po leczeniu tata już nigdy nie wrócił w pełni do zdrowia, ktoś musiał przy nim stale być. Z renty na niewiele mógł sobie pozwolić. Jestem jedynaczką, więc wszystko spadło na moje barki. Nigdy się nie skarżyłam, że robię za pielęgniarkę, ale zamiast studiować, musiałam pójść do pracy. Zostałam opiekunką do dzieci, bo to pozwalało mi do południa zajmować się tatą, kiedy mama była w pracy…

Tu przerwała i wzięła głęboki oddech. 

– Tata zmarł dwa lata temu. To był dla nas straszny cios. Chyba siłą rozpędu pozostałam w tym kieracie, w który sama się wprzęgłam. I teraz nie potrafię już robić nic innego, tylko niańczyć cudze dzieci i stroić się w cudze piórka!

– Potrafisz – uspokoiłem ją i wziąłem za rękę. – Jestem pewien, że nie jest jeszcze za późno na spełnienie twoich marzeń, Kamilo. Jesteś niesamowita, wiedziałem to od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłem. Tak, zauważyłem również twoje markowe ubrania, ale to nie one mnie zafascynowały, tylko ty.

Spojrzała na mnie z nadzieją

Nasze głowy pochyliły się ku sobie, a usta zetknęły w pierwszym pocałunku na krótką chwilę. Nie mogłem się od niej oderwać, lecz w końcu musiałem, bo odezwał się mój budzik w zegarku.

– Wybacz, że ciągle od ciebie uciekam. Głupio to wygląda, ale za pół godziny zaczynam dyżur w szpitalu – wstałem, po czym znów usiadłem przy niej. – Potem wrócę, tylko mi nie uciekaj.

– Idź, idź… – uśmiechnęła się.

– Ale teraz podasz mi już swój dobry numer? – upewniłem się.

– Tak! Zresztą, nawet gdybym chciała zniknąć, i tak byś mnie znalazł – odparła.

Kiedy spotkaliśmy się następnego dnia, po wymianie czułości, od których aż zakręciło mi się w głowie, przywołałem się do porządku i zapytałem ją.

– To co? Skoczymy na uniwersytet zapytać o studia wieczorowe?

– Tak, z ochotą. Tym bardziej że od dzisiaj nie jestem już opiekunką do dzieci u pani prawnik – odparła Kamila z przekornym uśmiechem.

Uniosłem pytająco brwi.

– Dzieci doniosły jej o naszych czułych pocałunkach, więc mnie wylała – wyjaśniła, zarzucając mi ręce na szyję.

– A więc to wszystko przeze mnie! – wykrzyknąłem szczęśliwy. – Sama widzisz, że teraz nie mam innego wyjścia, po prostu muszę się tobą zaopiekować!

Przytuliłem ją mocno, wdychając zapach jej włosów. Pachniały oszałamiająco jakimiś ziołami, aż mi się zakręciło w głowie. Dotknąłem ustami jej skroni. Odsunęła się ode mnie na chwilę i spojrzała mi w twarz. W jej oczach ujrzałem nadzieję, zaufanie i miłość. Dzisiaj mieszkamy razem. Kamila kończy pierwszy rok romanistyki. Na studia zarabia, pracując w księgarni językowej. I już nie musi nikomu podbierać markowych ubrań. Ma własne, bo rozpieszczam ją, jak tylko mogę.