Rytmiczne uderzenia kół pociągu zawsze przynosiły mi spokój. Dzisiaj jednak było inaczej. Opierając głowę na zagłówku, starałam się nie tyle zasnąć, co po prostu oderwać się od rzeczywistości. Zapomnieć o wszystkim, nie martwić się niczym. Zazwyczaj mi to wychodziło. Aż do teraz. Dzisiaj, kiedy tylko zamykałam oczy, widziałam obraz ojca, wykończonego i zmęczonego. I jego spojrzenie pełne oskarżeń, które jednak nigdy nie padły na głos.

Za kwadrans będę w domu

Zabrałam torbę z półki, wrzuciłam do kosza gazetę, którą sama nie wiem po co nabyłam na stacji i opuściłam przedział. Przez szybę na korytarzu obserwowałam peron. Przy zegarze stała osoba w płaszczu przeciwdeszczowym. To była Alicja.

– Co się stało? – zapytałam prawie bez tchu, przerażona, że coś niedobrego mogło się wydarzyć.

– Uspokój się. W końcu bym Cię powiadomiła... Jest już lepiej – odpowiedziała.

– Dlaczego w ogóle go zostawiłaś? Powinnaś była zostać z tatą. Dobrze pamiętam, jak dojechać do szpitala – gdy tylko strach minął, powróciła moja antypatia do Alicji.

– W tej chwili śpi. Pomyślałam, że zechcesz się odświeżyć lub przebrać zanim pójdziesz do szpitala. Przez całą noc byłaś w drodze – odparła spokojnie.

– Skąd wiesz, że śpi? – warknęłam. – Muszę go zobaczyć, jak najszybciej.

– Właśnie wracam od niego. Śpi. Lekarze zapewniają, że najgorsze już za nim.

– Wracasz? – zaskoczyłam się. – Teraz? O tej porze? O ósmej rano? – byłam świadoma, że mój ton brzmiał nieprzyjemnie, ale nie mogłam się powstrzymać.

– Tak. Teraz. O ósmej rano – odpowiedziała spokojnie, ale jej głos drżał. – W nocy miał kryzys – nie czekając na moją odpowiedź, odwróciła się i poszła w kierunku wyjścia z dworca.

W drodze do domu nie odzywałyśmy się do siebie. Gdy oznajmiła, że najgorsze już za nami, poczułam pewną ulgę i zaczęłam z zainteresowaniem przyglądać się okolicy. Ile to już lat mnie tutaj nie było? Zapewne około pięciu. Wiele rzeczy uległo zmianie

Zaciekawiona, rozejrzałam się po wnętrzu mieszkania. Wyglądało to wszystko tak samo, jak zawsze. Nawet te koronkowe serwetki zrobione kiedyś przez moją mamę, były na swoim miejscu.

– Na pralce jest ręcznik – powiedziała cicho Alicja, zauważając, że kieruję się w stronę łazienki.

Bez zbędnej zwłoki skorzystałam z prysznica. Z torby wyjęłam czystą bluzkę. Zatrzymałam się przy umywalce, aby umyć zęby. Spojrzałam w zaparowane lustro i nagle... poczułam, że coś jest nie tak.

Nagle przyszła mi myśl, że być może zrobiłam błąd pięć lat temu. Zdecydowałam, że nie będę o tym rozmyślać. To już się zdarzyło i nie ma sensu do tego wracać. Teraz najważniejszy jest mój ojciec. Jego stan zdrowia. Problemy z sercem to nie żarty. Muszę go odwiedzić i przekonać, żeby do nas przyjechał na kilka miesięcy. Oczywiście nie teraz, ale jak już stanie na nogi.

Opuściłam łazienkę.

Alicja tkwiła nieruchomo w fotelu, tak jak ją zostawiłam. Nie zdążyła nawet zrzucić płaszcza.

– Czy możemy ruszać? – zapytała.

– Tak, już. Może... – spojrzałam dokoła z pewnym niepokojem. – Czy powinniśmy coś zabrać? Okulary? Może jakaś książka?

– Nie. On i tak nie będzie w stanie czytać przez kilka najbliższych dni – uspokajała mnie.

Bez słowa dotarłyśmy do szpitala

Cicho zatrzymałyśmy się przed drzwiami do pokoju numer siedem.

– O, pani Alicjo, jest pani w idealnym momencie – powiedziała pielęgniarka, wyłaniająca się z dyżurki, z szerokim uśmiechem na twarzy. – Mąż właśnie się obudził. Jest w niespodziewanie dobrej kondycji. Doktor twierdzi, że to dzięki pani i mówi, że jeżeli tylko nie zapomni brać swoich leków, wszystko powinno być w porządku – uśmiechnęła się jeszcze raz i zniknęła za drzwiami.

Poczułam się niezręcznie, że zwracała się tylko do Alicji i nie pytała, kim jestem.

– Wejdź. Ja tu poczekam. Zgaduję, że chciałabyś przywitać się z nim bez obecności innych osób – moja macocha usiadła na małym krześle obok drzwi.

Czułam się zakłopotana. W końcu, to żona mojego taty. Miał zawał i teraz po raz pierwszy odzyskał świadomość. Kto powinien być przy nim, jeśli nie żona? Córka? Oczywiście, córka też. Ale nawet nie wiedziałam, że mój tata ma problemy z sercem. W końcu udało mi się nazwać to uczucie, które mnie przytłaczało, odkąd zobaczyłam Alicję na stacji. Nie ma sensu tego ukrywać – to był wstyd. Źle oceniłam tą panią i co najgorsze, nie potrafiłam się do tego przyznać. Nawet teraz.

– Isia, to ty? Przyjechałaś? – W chudej, poprzecieranej twarzy pełnej zmarszczek, zdołałam dopiero teraz rozpoznać swojego dawniej uroczego i nadal atrakcyjnego tatę. W ciągu tych kilku ostatnich miesięcy zmienił się nie do poznania. Boże, kilka miesięcy... Ostatni raz go widziałam, gdy był u nas na bierzmowaniu mojej siostry Kaliny. To było prawie rok temu.

– Isia... – powtórzył.

– Tato, czemu nie powiedziałeś mi, że masz problemy z sercem? – Pocałowałam go w policzek. Nagle poczułam, jak uczucie obcości zniknęło. Jego kilkudniowy zarost szorstko drapał moją skórę, a moje imię wypowiadane przez niego brzmiało tak samo jak zawsze.

Isia. To zdrobnienie moich dwóch poważnych imion, Maria Teresa. Przyjaciele i rodzina mieli różne warianty: Marysia, Marylka, mój mąż nazywał mnie Lilką, a jedynie tata zawsze mówił na mnie Isia. Tak jak kiedyś, tak jak zawsze.

– Dlaczego nie dałeś mi znać? – powtórzyłam z pretensją, rozglądając się za miejscem, gdzie mogłabym usiąść. Pod oknem, obok grzejnika, stało krzesło z wysokim oparciem. Przez poręcz był przewieszony koc, a na siedzeniu leżała poduszka. Przysunęłam to krzesło bliżej siebie, podniosłam poduszkę i usiadłam.

– Ale dlaczego? – zapytałam ponownie.

– Nie chciałem, żebyś się niepokoiła – wzdychając, odpowiedział. – Poza tym... Jeśli już muszę przebywać w szpitalu, to wolałbym, żeby to było tutaj, a ty na pewno chciałabyś mnie przenieść do Szczecina...

– Oczywiście, że do Szczecina – odparłam, zirytowana jak rozzłoszczony kociak. – Nie próbuj mi wmówić, że taki małomiasteczkowy szpital może równać się z kliniką. Gdybyś był pod właściwą opieką, wszystko byłoby inaczej. Powinieneś przyjmować leki, być może potrzebne jest wszczepienie by–passów – tłumaczyłam mu, jakby był dzieckiem.

– Miałem dobrą opiekę i regularnie przyjmowałem leki. Cóż, tak się zdarzyło – odpowiedział spokojnie.

– Czy Alicja została w domu? – zapytał po krótkiej ciszy. – Powinna trochę pospać. Przez cały wczorajszy dzień i noc była tutaj. Pielęgniarka mi mówiła, że zachęcały ją, aby przynajmniej na chwilę odpoczęła w dyżurce, ale się nie zgodziła. Więc przyniosły jej koc i poduszkę, chociaż tak mogły jej pomóc... Teraz niech sobie odpoczywa. Ja chyba też sobie drzemkę zrobię – uśmiechnął się. – No dobrze, idź już. Po całej nocy w pociągu, ty również zasługujesz na odpoczynek. Odwiedźcie mnie razem po południu.

 Powinnam była mu przekazać, że Alicja czeka pod drzwiami, ale nie mogłam się na to zdobyć.

– Trzymaj się mocno, tato – powiedziałam. – Chcesz coś? A może rosół? – uśmiechnęłam się na wspomnienie, że w dzieciństwie rosół był naszym uniwersalnym remedium.

Rosół brzmi dobrze – mrugnął do mnie okiem i dopiero wtedy poczułam, że niebezpieczeństwo przeszło, że wszystko będzie w porządku.

– Zasnął. Pytał o ciebie, ale myślał, że zostałaś w domu, żeby odpocząć. Nie powiedziałam mu, że tu jesteś – powiedziałam, siadając obok Alicji.

Właśnie miała wstawać z krzesła, ale zdecydowała się zasiedzieć dłużej.

– Rozumiem – odrzekła tonem, który nie wykazywał emocji.

– Co ty na to, żeby teraz wrócić do domu i dobrze się wyspać? Ja mogę porozmawiać z doktorem, załatwię kurczaka na rosół i dołączę do ciebie – zasugerowałam.

– Kurczaka i warzywa na rosół kupiłam dziś rano, zanim wybrałam się na stację.

– Rano? – zaskoczyło mnie to. – O której? Przecież pociąg dojechał o ósmej?

– Na targu. W końcu dzisiaj jest czwartek – wyjaśniła. Przestała bawić się dłońmi i podniosła się.

Zdjęła z siebie płaszcz przeciwdeszczowy i dopiero wtedy zauważyłam, jak jest ubrana. Bluzka w kolorze żółtym pokryta była błotem, a na jej płóciennych spodniach zauważyć można było ślady po trawie. Zwróciła uwagę na mój wzrok.

– Akurat spędzaliśmy czas na działce, kiedy to się wydarzyło. Nie miałam okazji się przebrać – wyjaśniła po czym skierowała się w stronę wyjścia.

Obserwowałam ją, aż do momentu, kiedy zniknęła za drzwiami, po czym poszłam szukać gabinetu lekarzy. Dobrze trafiłam. Doktor, do którego trafił mój ociec, wciąż nie skończył swojego dyżuru. Jego pierwsze zdanie uspokoiło mnie. Noc była trudna, ale prognozy są bardzo pozytywne.

– To jest zasługą pani... – zaczął, ale zamyślił się – miałem na myśli „mamy”, ale wydaje mi się, że pani matka, pani Alicja, jest zbyt młoda... – ponownie przestał mówić.

– Rzeczywiście, moja mama nie żyje. Alicja to druga żona mojego taty – wyjaśniłam. – Jest starsza ode mnie jedynie o 10 lat – dodałam, choć nie było to konieczne.

– Rozumiem. Muszę pani powiedzieć, że nie mam pojęcia, jak jej się to udało. Gdyby nie ona, sytuacja byłaby znacznie gorsza. Każda sekunda była na wagę złota.

– Ale co ona zrobiła? – wciąż nie mogłam pojąć, do czego on zmierza.

– Naprawdę pani nie powiedziała? – zaskoczył się.

– Nie mieliśmy okazji porozmawiać na spokojnie – nie miałam ochoty tłumaczyć temu nieznajomemu, że byłam przeciwna decyzji ojca o małżeństwie z kobietą o 20 lat młodszą, że nie zjawiłam się na ich weselu i że nawet gdybyśmy miały okazję spędzić razem pół dnia, najprawdopodobniej rozmawiałybyśmy jedynie o pogodzie.

– Aha, teraz widzę. Więc tak to wyglądało: pani tata zemdlał na działce. Upadł, twarzą uderzył w ziemię i na szczęście zaczęła mu cieknąć krew z nosa – wyjaśnił.

– Szczęście? – nie mogłam ukryć zdziwienia.

– Tak. Miał tak wysokie ciśnienie, że prawdopodobnie tylko ten krwotok uchronił go przed wylewem. To było bardzo wcześnie rano, kiedy na działkach oprócz nich nie było jeszcze nikogo. Twoja mama zaniosła go do drogi, próbowała zatrzymać przejeżdżające samochody i na nasze szczęście natknęła się na karetkę. I to nie była zwykła karetka transportowa, ale taka z lekarzem na pokładzie. Prawdziwy cud. Dotarli do szpitala, kiedy twój tata był w ostrym, ale jeszcze przedzawałowym stanie.

Ze wszystkich tych słów najbardziej uderzyła mnie jedna rzecz

Wiem, w jakiej okolicy znajduje się działka mojego ojca. Jak to jest możliwe, że kobieta o wzroście metr sześćdziesiąt i wadze prawdopodobnie niecałych pięćdziesięciu kilogramów zdołała przetransportować prawie kilometr mężczyznę, który jest o trzydzieści kilogramów cięższy?

– Ale... w jaki sposób ona... – zaczęłam mówić, gubiąc słowa z nerwów.

– Również się nad tym zastanawiam – nie musiałam dokończyć pytania, gdyż lekarz od razu zrozumiał, co mam na myśli. – Na pewno nie była w stanie go podnieść, musiała go ciągnąć. Człowieka nieprzytomnego, totalnie bezwładnego. Ale wie pani, w sytuacjach dużego stresu ludzie są w stanie zrobić niewiarygodne rzeczy – zakończył.

Wracałam do domu i astanawiałam się, jak będę mogła spojrzeć Alicji prosto w oczy. W końcu to dzięki niej tata nadal jest na tym świecie. Ale to nie tylko o to chodzi. Pięć lat temu, kiedy tata się z nią ożenił, nie pojawiłam się na ceremonii i przestałam ich odiwedzać. On od czasu do czasu wpadał do nas. Zawsze sam, Alicji nigdy ze sobą nie zabierał. A i to rzadko mu się zdarzało. Raz na pół roku, a może i rzadziej. A ja nigdy nie zasugerowałam, żeby przyjechali razem. Nawet podczas rozmów z tatą nie poruszałam kwestii Alicji. Dla mnie przez ostatnie 5 lat, ona po prostu nie istniała. Przynajmniej przez te ostatnie 5 lat, bo wcześniej...

Mój ojciec starał się, abyśmy się polubiły. Ja jednak... Kiedy zaczął spotykać się z Alicją, poczułam, jakby zdradził pamięć o mojej mamie. To było całkowicie bezsensowne – w końcu mama odeszła 7 lat temu. Dlaczego wówczas tego nie dostrzegałam?

Czemu nie zrozumiałam? Czy to zależało od wieku Alicji? A może od tego, jaka była? Spotkał ją w schronisku dla kobiet doświadczających przemocy, kiedy tam wymieniał instalacje elektryczne. Zaprzyjaźnili się. Opowiedziała mu o tym, jak uciekła od męża–psychopaty prosto ze szpitala.

Wówczas myślałam, że "ta kobieta" złapała na haczyk starszego mężczyznę, aby na jego koszt stworzyć sobie przytulne miejsce do życia. Nawet na chwilę nie przypuszczałam, że Alicja naprawdę kocha mojego tatę. A w stosunku do niego czułam pretensje, że o matce zapomniał. A co teraz? Teraz odczuwałam, że z wstydu gorąco mi w policzki. Z jakiego powodu chciałam skazać tatę na samotne życie? Kiedy mama odeszła, nie miał nawet 50 lat. Dlaczego uznałam, że powinien resztę swojego życia przeżyć samotnie? Przecież nie mógł polegać ani na mnie, ani na mojej siostrze. Ja mieszkałam na przeciwnym końcu Polski, a Iza była jeszcze dalej – na drugim końcu globu.

Choć moja siostra przynajmniej nie udawała urażonej damy. Gdy odkryła, że nasz ojciec ma partnerkę, natychmiast do niego zadzwoniła, składając gratulacje. Jestem pewna, że zaprosiła ich oboje do siebie do USA, nie tylko naszego tatę. A co ze mną? Ile czasu poświęcałam ojcu w okresie między śmiercią mamy a momentem, kiedy pojawiła się Alicja? Cóż, prawdopodobnie nawet nie uzbierałoby się na jeden miesiąc...

Cicho wkradłam się do mieszkania

W salonie panowała pustka. W kuchni, w dużym rondlu, żywo bulgotał rosół. Spojrzałam do sypialni. Alicja, owinięta w ciepły szlafrok, drzemała na niezaścielonym tapczanie. Z garderoby w holu wyjęłam kołdrę i delikatnie przykryłam nią Alicję. Nie czułam się na tyle zmęczona, żeby iść spać, ale gdy tylko położyłam się na sofie, moje oczy same zaczęły się zamykać.

Kawa, której aromat mnie obudził, była już gotowa. Spojrzałam na zegarek – była trzecia. Podniosłam się z łóżka. 

– Czy ja czuję kawę? – zapytałam, ale poczułam się niekomfortowo, kiedy Alicja zareagowała na mój głos tak gwałtownie.

– Słuchaj – zaczęłam niepewnie, ale przypomniałam sobie o decyzji, którą podjęłam jeszcze w pociągu. Chciałam naprawić błędy z przeszłości. Myślałam wtedy głównie o moim ojcu i naszych rzadkich spotkaniach, ale teraz... Teraz w końcu zdałam sobie sprawę, że mogę również naprawić inne, jeszcze gorsze błędy. Przynajmniej mogę spróbować.

– Posłuchaj – rzekłam ponownie. – Chciałabym... Nie, to nie jest kwestia przymusu, tylko chęci. Pragnę cię przeprosić. Ja... Zdaję sobie sprawę, że przez ten cały czas traktowałam cię bardzo źle. To było niesłuszne. Rozumiem, że to może być trudne, ale... Czy mogłabyś spróbować mi wybaczyć... – mówiłam z coraz mniejszą werwą, oczekując na jakikolwiek odzew, który jednak nie nadszedł. Alicja nadal stała tyłem do mnie. Nie zareagowała nawet najmniejszym ruchem. – Jasne – westchnęłam – Rozumiem, że to dla ciebie duże wyzwanie, ale proszę, przynajmniej spróbuj. Nie robię tego dla siebie, chociaż po raz pierwszy w moim życiu czuję się ze sobą naprawdę niedobrze. Chodzi o tatę. Spróbuj zrobić to dla niego.

Jesteś dla niego lepszą partnerką niż ja córką...

– Nie jesteśmy małżeństwem – w końcu zwróciła się do mnie. Jej twarz była mokra od łez.

– Co??? – nie mogłam zrozumieć, co właśnie powiedziała.

– Nie jestem jego żoną – powtórzyła. – Gdy wrócił od ciebie i powiedział, że nie udało mu się ciebie przekonać i że nie przyjedziesz na ślub, odwołaliśmy wszystko.

– Jak to? – zdziwiłam się. – Jak to? Dlaczego? Przecież... O mój Boże, Alicjo, ja przecież... – usiadłam przy stole i schowałam twarz w dłoniach. Co ja zrobiłam. Nigdy, nawet przez chwilę nie przyszło mi na myśl, że ojciec będzie tak zmartwiony. On, taki... Taki odpowiedzialny i taki formalny. Zawsze przecież potępiał związki "na żywioł", jak to nazywał. Mówił, że to łatwizna, unikanie odpowiedzialności za drugą osobę, że to niesprawiedliwe. A teraz sam... I to przeze mnie. Nie wiem, jak długo tak siedziałam. W końcu podniosłam głowę.

– Ubieraj się, musimy iść do szpitala – oznajmiłam. Alicja patrzyła na mnie zaskoczona i... tak, prawdopodobnie zawiedziona. Być może liczyła na to, że nasza rozmowa jeszcze się nie skończyła. Być może leżało jej na sercu jeszcze coś. Ale tutaj już nie było co tłumaczyć. W łazience szybko umyłam twarz, wzięłam termos z gotowym rosołem, który czekał na stole i szybko opuściłam dom, niemal pociągając za sobą Alicję za rękę.

Do szpitala dotarłyśmy w mgnieniu oka. Tuż przed drzwiami do pokoju z numerem siedem zatrzymałam się, by wziąć głęboki oddech. Następnie, jako pierwsza, nacisnęłam na klamkę i zdecydowałam się wejść. Mój tata nie spał. Na mój widok uśmiechnął się, podniósł rękę na powitanie i... zupełnie się rozjaśnił, kiedy dostrzegł Alicję, która stała za moimi plecami.

– Cześć, skarbie – powiedział z takim ciepłem, że coś ścisnęło mnie w sercu. Byłam pewna, że to „skarbie” było skierowane do niej, nie do mnie, ale... To mnie nie zraniło. Nie odczułam żadnego ukłucia zazdrości, nie miałam żadnych pretensji. Absolutnie nic.

– Ooo, teraz to "skarbie" – zaczęłam i wzdrygnęłam się na widok nagłego strachu w oczach taty. Ale nie zamierzałam przestać wpół drogi – Jakie to "skarbie" – kontynuowałam z wyraźnie sarkastycznym tonem. Mój ojciec zdał sobie sprawę, że robię sobie żarty, ale zauważyłam, że nie jest w stanie odgadnąć, o co mi chodzi. – Właśnie dowiedziałam się o pewnych ciekawostkach... – mówiłam dalej.

– No i? – mój ojciec kontynuował rozmowę, chociaż nadal nie miał pojęcia, o co dokładnie mi chodziło.

– Na przykład o tym, że żyjecie na kocią łapę – wykrzyknęłam, przytaczając jego ulubione powiedzenie. – Nie zamierzam już na to dłużej pozwalać, ale widzę, że muszę sama zadbać o to, żeby to się zmieniło. Gdy tylko wyjdziesz ze szpitala i trochę odpoczniesz, przyjedziecie do mnie na przynajmniej kilka tygodni – zrobiłam chwilę przerwy. – I sama zorganizuję wam ślub – dodałam już spokojniejszym głosem. Bardzo chciałam zobaczyć, jak ojciec zareaguje na moje słowa, ale równocześnie nie mogłam przestać patrzeć na twarz Alicji. Jej oczy nabrały połysku, a potem uśmiechnęła się. Po raz pierwszy uśmiechnęła się do mnie szczerze.

Niespodziewanie dobiegł do mnie dźwięk chichotu. Zerknęłam na łóżko. Mój tata, jeszcze przed chwilą zmęczony i pomarszczony, teraz wyglądał o 10 lat młodziej.