Zaskoczył mnie jej telefon

– Hej Magda? Tutaj Hanka – usłyszałam kobiecy głos w słuchawce.

W głowie przewertowałam listę znajomych, ale nie przypomniałam sobie żadnej Hanki. Moment to musi być...

– Paja? – zapytałam zaskoczona.

– Tak, miło, że mnie rozpoznałaś.

– Pajka, cześć, jak się masz?

– W tej chwili nie mam czasu ci wszystkiego opowiedzieć. Co powiesz na to, abyśmy spotkali się w przyszłym miesiącu? Planuję zorganizować spotkanie naszej dawnej klasy. Przyjdziesz?

– Oczywiście – odparłam natychmiast.

– Wszystkie szczegóły znajdziesz na Facebooku. Muszę kończyć, mam dużo do roboty.

Zakończyłam rozmowę telefoniczną i nie potrafiłam już skupić się na niczym innym. W mojej głowie zaczęły pojawiać się różne wspomnienia... Przywołałam obraz wysokiej i szczupłej Pai, która w naszej szkole podstawowej w Suchogórce była inicjatorką wszelkich psot. Miała imponujące umiejętności przywódcze i wszyscy się jej słuchali, zarówno dziewczyny, jak i chłopcy, nawet największe rozrabiaki. Była inteligentna i pełna życia, łatwo zdobywała nowych przyjaciół, nie wywyższała się, i ciągle zachwycała nas nowymi pomysłami.

Z nią nie sposób było się nudzić

Zarażała wszystkich swoim humorem i kreatywnym podejściem do każdej, nawet najprostszej czynności. Na przykład, zamiast wchodzić do klasy przez drzwi, wolała wejść przez okno. Z Hanią zaprzyjaźniłyśmy się, kiedy w piątej klasie nasza wychowawczyni usadziła nas w tej samej ławce. Ja, z niewinną okrągłą twarzą i blond włosami jak sprężyny. Ona była wysoka, szczupła, o delikatnych rysach twarzy, z równo przystrzyżoną grzywką, spod której widać było wielkie brązowe oczy.

Pamiętam, jak Hania, którą nazywaliśmy Pają, straciła głowę dla Staszka, najbardziej błyskotliwego i przystojnego chłopaka w naszej klasie. Nie próbowała go uwodzić figlarnymi spojrzeniami czy kokieteryjnym zachowaniem, ale udowodniła mu, jaka jest inteligenta podczas różnych łamigłówek. Chciała mu pokazać, że to ona jest prawdziwym prymusem. To przyciągnęło jego uwagę i Staszek zaczął ją bezgranicznie podziwiać. Wręcz był pod jej wpływem. Choć wiele dziewczyn z naszej szkoły było w nim zakochanych, on widział tylko Hanię. W naszej klasie wszyscy mieli swoje pseudonimy. Być może wynikało to z potrzeby przypisania każdemu z nas unikalnej etykiety, która mogłaby nam towarzyszyć przez całe życie.

Być może właśnie dlatego zareagowałam, jakby od czasu zakończenia nauki w szkole podstawowej nie minęło 15 lat. Paja to zawsze była i jest Paja. Jej pseudonim związany był z naszym wychowawcą, zwanym Gulgulem, czyli panem Grzegorzem. Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, wyglądał jak chłopak z szóstej klasy. Drobne okulary z okrągłymi szkłami, jasne, rzadkie włosy i ciemnoniebieskie ubranie z nieco za krótkimi spodniami.

Pamiętam moment, kiedy pojawił się przed nami jako świeżo upieczony wychowawca, zastępując pana Adama, który przeszedł na zasłużoną emeryturę. Nie mogłam przestać wpatrywać się w jego barwny krawat. Starał się wyglądać naprawdę schludnie. To była jego pierwsza praca po studiach. Widzieliśmy, jak bardzo starał się, aby zrobić dobre pierwsze wrażenie. Kiedy przedstawił nam reguły, które miały obowiązywać w klasie, czoło miał pokryte kroplami potu, a na szkła okularów zaszły mu mgłą. Polubiliśmy go, ale jedynym sposobem, w jaki potrafiliśmy wyrazić naszą sympatię, były nieustanne psoty. Był wyjątkowo dumny z tych zasad i nakazał nam je zanotować w zeszytach.

I tak Hanka została Pają

„Staraj się żyć w taki sposób, abyś dobrze czuł się z innymi, a oni z tobą”. Czuliśmy sympatię do naszego nauczyciela, ale nie potrafiliśmy wyrazić tego inaczej, jak tylko psocąc. Dlatego szukaliśmy jego słabości. Udało się, kiedy pewnego dnia spędzaliśmy godzinę wychowawczą w szkolnym ogródku. Nasza Hania wydobyła z ziemi dżdżownicę i zaczęła nią obrzucać piszczące koleżanki.

Jakie było nasze zdumienie, kiedy ujrzeliśmy reakcję pana Grzegorza – zrobił się blady i skurczył z przerażenia. Każdy z nas to zauważył. Kiedy indziej do sali lekcyjnej wpadła pszczoła i zaczęła go atakować. Bronił się przed nią niczym bokser na ringu, używając do obrony dziennika, a my mieliśmy okazję obserwować prawdziwe show, widząc jego paniczny strach. To tylko utwierdziło nas w przekonaniu o jego słabości.

Kiedyś na początku lekcji, jak zawsze skupił się na przeglądaniu listy obecności, co zawsze wprowadzało nas w stan pełnej koncentracji. Zazwyczaj w klasie panowała wtedy cisza. Jednak tego poranka naszą uwagę przyciągnęły dwie urocze, puszyste gąsienice, które wędrowały po jego biurku. Wkrótce dotarłyby do dziennika. Nauczyciel podniósł głowę, krzyknął i odsunął się od biurka. Był wyraźnie przestraszony. Wtedy Paja przeniosła te zielone istoty do swojego piórnika – i tak to się zaczęło. Wszystko skupiło się na Hance. Stała tam jak sparaliżowana, choć to nie ona była odpowiedzialna za obecność gąsienic. Wtedy nauczyciel wrzasnął:

– Dlaczego tak patrzysz, Paja? Udajesz niewinną?

Gulgula tak naprawdę nigdy nie dało nam się poznać. Był dla nas zagadką. Przyjeżdżał rano autobusem, a po lekcjach pędził na ostatni popołudniowy kurs i znikał z naszego pola widzenia. Nie miał z nami łatwo, a grupa rozweselonych i szukających zabawy dzieciaków nie miała ochoty rezygnować z żartów i kpin, których był celem.

Gulgulem został, kiedy pewnego razu zobaczyliśmy, jak ucieka przed grupą rozzłoszczonych indyków. Nie było wiadomo, co spowodowało ich wściekłość. Uznaliśmy, że nie jest przystosowany do życia na wsi, a on sam prawdopodobnie do tego samego wniosku doszedł dużo wcześniej, bo jeszcze zanim skończyliśmy szkołę podstawową, przeniósł się do pracy w małym mieście. Pożegnanie z nim było dla nas bolesne, a dodatkowo towarzyszyło nam poczucie winy, że to przez nas podjął tę decyzję.

Oni byli małżeństwem!

Z Hanią nie widziałam się przez wiele lat. Po skończeniu szkoły średniej przeniosłam się do Warszawy na studia i tam zamieszkałam z moją matką. Nie wyszłam za mąż, zawsze mówię, że ciągle poszukuję tego jedynego, który jest mi przeznaczony. Hania powiedziała mi, że odkryła w sobie żyłkę do biznesu i prowadzi biuro rachunkowe w niedalekim miasteczku. Jest mężatką, ma dwoje dzieci. Resztę miała mi opowiedzieć na zjeździe absolwentów.

Wygląd mojej starej szkoły podstawowej uległ znacznym zmianom. Zamiast rozpadającego się drewnianego domu, stał teraz nowoczesny, murowany budynek z czerwoną dachówką. Wewnątrz wszystko było nowe, kolorowe i lśniące. I wtedy go zauważyłam. Naszego Gulgula! Stał z boku, rozmawiając z pewnym łysym panem, którego na początku nie potrafiłam zidentyfikować, ale w końcu zrozumiałam, że to Boguś, znany jako mały Bodzio. Po chwili już byli otoczeni przez grupę uczestników zjazdu. Podeszłam bliżej i stanęłam jak wmurowana.

Do Gulgula, naszego nauczyciela, podeszła Hanka, bizneswoman znana jako Paja i powiedziała coś, co mnie zszokowało:

– Kochanie, musimy im o tym powiedzieć.

Byliśmy w szoku. Pan Grzegorz wyglądał niemalże tak samo, jak dawniej, choć trzeba przyznać, że teraz był bardziej atrakcyjny niż w czasach, kiedy próbował nas czegoś nauczyć i kształtować nasze charaktery. I ten ubiór – tradycyjny, ale z klasą. Paja również mnie zaskoczyła. Muszę przyznać, że ma styl, wygląda młodo i elegancko. Siedziałyśmy obok siebie, a Paja ciągle gadała. W tej kwestii nic się nie zmieniło.

– Słuchaj, Magda – kontynuowała – bardzo dużo pracuje, obydwoje prowadzimy aktywne życie. Zbudowaliśmy duży dom. Mam nadzieję, że nas odwiedzisz.

Tego wieczora przeszłam z moim byłym wychowawcą na „ty” i w ten sposób rozpoczęłam nową erę mojej znajomości z Hanią i... jej małżonkiem. Początkowo pomyślałam, że to nieeleganckie, ale szybko mi przeszło: przecież oboje byli pełnoletni, kiedy zaczęli się spotykać.

Ja i Hanka odnowiłyśmy przyjaźń. Wysyłamy sobie e-maile, rozmawiamy przez telefon i czasami odwiedzam ich w wolne dni. Ostatnio Paja wpadła na pomysł, aby zorganizować u siebie damski wieczór, tylko „dziewczyny z naszej grupy”. Pierwsze spotkanie już za miesiąc. Cieszę się, że nasza przyjaźń została odnowiona.