Odkąd mój mąż Adam zszedł z tego świata, świat wydawał mi się o wiele mniej kolorowy. Mam 70 wiosen na karku, a do jego śmierci nadal czułam się jak ta młoda Hania, która nie boi się marzeń i nowych wyzwań. Od śmierci Adama zaczęłam zupełnie usychać. Moje dni zapełniały teraz rośliny. Moja działka to moje królestwo, gdzie mogłam zapomnieć o samotności.

Obok mojej działki znajdowała się inna, równie zadbana i pełna życia. Należała do Jacka, 72-letniego wdowca, który także znalazł ukojenie w otaczaniu się zielenią. Dzielił ze mną nie tylko pasję do ogrodnictwa, ale również doświadczenie straty. Nasi małżonkowie zmarli mniej więcej w tym samym czasie. Nasze działki były naszymi schronieniami, miejscami, gdzie mogliśmy być sobą, bez potrzeby tłumaczenia się z naszego smutku czy samotności.

Często spotykaliśmy się przy płocie, który dzielił nasze małe ogrody. Rozmawialiśmy o wszystkim – o pogodzie, o roślinach, które najlepiej nam rosną, a czasem nawet o literaturze czy muzyce. Z Jackiem czułam się naturalnie, bez potrzeby udawania. Może dlatego, że obydwoje doskonale rozumieliśmy, co znaczy stracić kogoś bardzo bliskiego. Widziałam w tym nie więcej niż sąsiedzką uprzejmość.

Z biegiem dni nasza przyjaźń kwitła równie pięknie co nasze ogrody

Nie przypuszczałam, że w moim wieku można znaleźć kogoś, kto sprawi, że serce znów zacznie bić szybciej. Ale życie lubi zaskakiwać, tak jak ziemia, która niespodziewanie obdarza nas obfitością barw i zapachów.

Wiosna w tym roku przyszła wyjątkowo wcześnie. Oznaczało to też wcześniejsze rozpoczęcie regularnych spotkań z Jackiem. Słońce zaczęło przecież grzać już w marcu, co pozwoliło mi i Jackowi na wcześniejsze rozpoczęcie prac na działkach. Był to dla mnie znak, że nadchodzący sezon ogrodniczy będzie wyjątkowy. Z wielkim zapałem zabrałam się do sadzenia nowych gatunków kwiatów, które zamówiłam jeszcze zimą.

Pewnego rześkiego, ale słonecznego poranka, gdy tylko zaczęłam grabić ziemię pod nowe tulipany, zauważyłam, że Jacek już pracuje przy swoich rabatach. Kiedy zobaczył mnie, machnął radośnie ręką i podszedł do płotu.

– Dzień dobry, Haniu! Piękny dzień na start sezonu, prawda? – przywitał się, uśmiechając się szeroko.

– Dzień dobry, Jacku! O tak, w końcu możemy zacząć. Co tam masz ciekawego na ten rok? – spytałam, podchodząc bliżej.

– Myślę o posadzeniu nowych odmian róż. Co ty na to? Może zrobimy małe współzawodnictwo, kto ładniej je rozstawi? – zaproponował z iskrą w oku.

– Wyzwanie przyjęte! – odpowiedziałam ze śmiechem.

Jacek oparł się o płot, obserwując mnie dokładnie

Widziałam, że coś go trapi, coś więcej niż tylko kwestia ogrodów.

– Jacek, wszystko w porządku? – zapytałam, podchodząc bliżej. – Wyglądasz na zamyślonego.

Spojrzał na mnie, jakby nagle wrócił myślami na ziemię.

Och, to nic takiego, drobiazg. – Wzruszył ramionami, ale jego wzrok zdradzał więcej.

– Jacek, znamy się już tyle lat. Możesz mi powiedzieć, co cię trapi. Może jakoś pomóc? – zaoferowałam, starając się brzmieć jak najbardziej zachęcająco.

Przez moment milczał, jakby ważył słowa.

– Wiesz, ostatnio dużo myślę o Halinie... – zaczął powoli. Halina, jego zmarła żona, była tematem, który rzadko poruszaliśmy. – Minęło już tyle lat, a ja... czasami czuję się tak, jakby to było wczoraj.

– Rozumiem cię, Jacek. Samotność potrafi być przytłaczająca. – Moje słowa wydawały się go pocieszyć.

– Dokładnie. A ty, Haniu? Jak sobie radzisz? – spytał, spoglądając mi w oczy z troską.

– Dni są różne, wiesz? Ale wizyty na działce, nasze rozmowy... To wszystko pomaga. – Uśmiechnęłam się, próbując rozwiać ciężką atmosferę.

Jacek skinął głową, jakby moje słowa potwierdziły jego myśli

Nasze spojrzenia spotkały się, a w powietrzu unosiło się coś więcej niż zapach świeżo przekopanej ziemi. Coś, co z każdym dniem stawało się coraz trudniejsze do zignorowania.

Jacek i ja spędziliśmy całe popołudnie na sadzeniu kwiatów. Wybór padł na różnobarwne peonie i eleganckie róże, które miały stworzyć kolorowy zakątek w naszych ogrodach. Zajęcie to, choć pracochłonne, było dla nas obu terapią i sposobem na zapomnienie o codziennych problemach. Wymieniliśmy się sadzonkami.

Podczas pracy rozmawialiśmy o wszystkim, jak to zwykle bywało, ale dzisiaj nasze rozmowy przybrały bardziej osobisty ton.

Pamiętam, jak Adam zawsze mówił, że ogrodnictwo to najlepsza forma medytacji. Nie rozumiałam tego przez lata, ale teraz... teraz to moja ucieczka. – Opowiadałam, przesuwając dłonią po gładkich liściach hosty.

Jacek, który delikatnie rozłożył korzenie kolejnej rośliny, skinął głową.

– Halina zawsze miała rękę do roślin. Wiesz, była taka jak ty – pełna energii i życia, kiedy tylko była wśród kwiatów. – Jego głos zadrżał lekko.

Przerwałam na moment i usiadłam na małej ławeczce obok naszej działki.

– Jacek, wydaje mi się, że czasem to właśnie rośliny są tymi, które nas rozumieją najlepiej. Nie wymagają wiele, a dają tak wiele piękna.

Jacek usiadł obok mnie, wyraźnie poruszony.

Haniu, nie wiem, jak bym sobie poradził bez tej działki, bez tej możliwości bycia tutaj... z tobą. – W jego głosie czułam wzruszenie.

Przez chwilę patrzyliśmy tylko na wznoszące się  nad ziemią tulipany, ciesząc się tym krótkim momentem ciszy, który pozwalał nam obojgu zebrać myśli.

– Wiesz, Jacek, czasami myślę, że życie daje nam drugą szansę na szczęście, nawet jeśli przez długi czas wydawało się, że wszystko stracone. – Wypowiedziałam te słowa powoli, starając się ukryć drżenie w głosie.

Jacek spojrzał na mnie, jego oczy były pełne zrozumienia i wdzięczności.

– Może masz rację, Hanna. Może właśnie teraz jest ten czas na nowy rozdział.

Nastała chwila, kiedy obydwoje czuliśmy, że nasze rozmowy, wspólnie spędzony czas, zaczyna zmieniać nasze samotne życie w coś nowego, może nawet pięknego.

–Dziękuję, że jesteś. – Jacek wziął moją dłoń w swoje, patrząc mi głęboko w oczy.

Spojrzałam na nasze splecione i zabrudzone ziemią dłonie, czując, jak serce zaczyna bić szybciej. Czyżby to było to, czego tak długo mi brakowało? Czy on też to czuje?

Następne dni przyniosły więcej ciepła, zarówno od słońca, jak i w naszej relacji

Jacek stał się częstym gościem na mojej działce, a nasze rozmowy stawały się dłuższe i coraz bardziej osobiste. Nie ograniczały się już tylko do ogrodnictwa, ale dotykały naszych wspomnień, marzeń, a nawet strachów. Pracowaliśmy razem na naszych sąsiednich działkach, wykonując praktycznie te same prace ogrodowe. Oddzielało nas małe ogrodzenie, w którym Jacek zrobił furtkę, bo tak często przechodziliśmy do siebie nawzajem.

Pewnego pewnego popołudnia, gdy siedzieliśmy pod moją starą jabłonią, ciesząc się chwilą odpoczynku po pracy w ogrodzie, Jacek nagle zmienił ton rozmowy.

– Hanna, muszę ci się do czegoś przyznać. – Jego głos był niepewny, a spojrzenie unikało mojego.

Odłożyłam konewkę, którą właśnie napełniałam wodą, i odwróciłam się w jego stronę, starając się zachować spokój.

– Tak, Jacku? Coś się stało? – Moje serce zaczęło bić szybciej, obawiając się złych wiadomości.

Jacek głęboko odetchnął, jakby zbierał się na odwagę.

– To nie łatwe... Ale chcę, żebyś wiedziała, że te wszystkie dni, które spędziliśmy razem, znaczą dla mnie bardzo wiele. Czuję, że stałaś się dla mnie kimś więcej niż tylko sąsiadką. – Jego głos drżał, a oczy w końcu znalazły drogę do moich.

Byłam zaskoczona, ale jednocześnie coś w moim sercu zaiskrzyło. Czy to możliwe, aby Jacek czuł to samo, co ja?

– Jacek... – zaczęłam niepewnie, szukając słów. – Ja też czuję, że nasza przyjaźń przekształciła się w coś głębszego. Nie chciałam tego przyznawać, ale...

– Hanna, chciałbym, abyśmy spróbowali spędzać razem więcej czasu, nie tylko tutaj, na działkach. Może wyjdziemy kiedyś na kolację? Albo na spacer? – Jego propozycja zabrzmiała prawie jak szept, pełen nadziei i niepewności.

Spojrzałam na niego, czując, jak moje serce zaczyna bić w zupełnie nowym rytmie. Czy to była szansa na nowy rozdział w moim życiu, na który tak długo czekałam?

– Z przyjemnością Jacku. – Moje słowa były proste, ale pełne emocji.

Jacek uśmiechnął się szeroko, ulga malowała się na jego twarzy.

– Oh, Haniu. To tyle dla mnie znaczy.

Każdego dnia nasza więź stawała się coraz silniejsza

Jacek zaczął wprowadzać mnie w swoje ulubione miejsca poza działkami – małe kawiarnie z historią, tajemnicze zakątki miasteczka, które znał tylko on. Odkrywaliśmy siebie na nowo, jakbyśmy oboje zaczynali życie od początku. Czułam się jak nastolatka!

Pewnego wieczoru, kiedy słońce powoli chyliło się ku zachodowi, malując niebo na złoto i czerwień, Jacek zaproponował wyjazd na weekend do jednego z ogrodów botanicznych we Wrocławiu, które od dawna chciał odwiedzić.

Hanna, zawsze marzyłem, aby zobaczyć ten ogród jesienią. Mówią, że jest tam niesamowicie, szczególnie w październiku, kiedy wszystkie te unikalne drzewa przybierają kolorowe szaty. – Jego głos był pełen ekscytacji.

Przyjęłam jego propozycję z entuzjazmem. Wyjazd ten miał być naszym pierwszym wspólnym przedsięwzięciem poza kontekstem codziennych spotkań.

Gdy nadszedł weekend, wyruszyliśmy wczesnym rankiem. Jacek przygotował wszystko: od przekąsek, po szczegółowy plan naszej trasy. Po drodze rozmawialiśmy o wszystkim – o roślinach, które mieliśmy nadzieję zobaczyć. Unikaliśmy jednak rozmów o przyszłości.

Dotarliśmy na miejsce przed południem

Ogród botaniczny okazał się jeszcze piękniejszy, niż mogliśmy sobie wyobrazić. Setki różnych gatunków drzew i krzewów, każdy z nich mieniący się różnorodnością barw. Chodziliśmy powoli, zatrzymując się przy każdej tabliczce, czytając i ucząc się o każdej roślinie.

– Patrz, Haniu, to jest ten słynny klon japoński, o którym ci opowiadałem. Zobacz, jakie ma niesamowite, czerwone liście! – Jacek wskazywał podekscytowany.

Staliśmy tak, podziwiając jego piękno, a ja poczułam, jak Jacek bierze moją dłoń w swoją. Spojrzał na mnie z czułością, której nie widziałam wcześniej.

– Haniu, nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale jestem niesamowicie szczęśliwy, że mogę dzielić te chwile właśnie z tobą. – Jego słowa były proste, ale głębokie.

– Ja też, Jacku. Ja też jestem szczęśliwa. – odpowiedziałam, ściskając jego dłoń mocniej.

Spędziliśmy cały dzień, przechadzając się po ogrodzie, rozmawiając i śmiejąc się. Po długim dniu pełnym wspólnego odkrywania nowych roślin i wspólnych rozmów, Jacek i ja znaleźliśmy się w odległej części ogrodu botanicznego. Miejsce to było ukryte, otoczone rzadkimi odmianami drzew, które tworzyły idealny, intymny kącik.

Jacek nagle zatrzymał się i spojrzał na mnie z niezwykłą powagą w oczach.

Czułam, jak moje serce zaczyna bić szybciej, wyczekując na jego słowa

– Haniu, chciałem poczekać na odpowiedni moment, aby... – przerwał, jakby szukał odpowiednich słów. W jego rękach zobaczyłam małe pudełko. Co za szok!

Z wrażenia złapałam go za rękę, a on ujął moje dłonie w swoje, patrząc mi głęboko w oczy.

– Haniu, te miesiące spędzone z tobą, nasze rozmowy, wspólne śmiechy i milczenie... wszystko to sprawiło, że znów poczułem, iż życie jest piękne i wartościowe. Nie chcę już więcej spędzać dni samotnie. Chciałbym, abyśmy byli razem, nie tylko jako przyjaciele czy sąsiedzi działkowi. Haniu, czy zechciałabyś... – otworzył pudełko, odsłaniając delikatny, srebrny pierścionek z piękną różą – czy zechciałabyś zostać moją żoną?

Serca zabiły mi mocniej niż kiedykolwiek, a w oczach pojawiły się łzy – łzy szczęścia i wzruszenia.

Jacek, nie ma niczego, czego bym pragnęła bardziej. Tak, oczywiście, że tak! – wydusiłam z siebie te słowa, a Jacek, uśmiechając się przez łzy, wsunął pierścionek na mój palec.

Objął mnie mocno, a ja przylgnęłam do niego, czując, jak wszystkie nasze wspólne chwile składają się na nowy, wspólny rozdział w naszym życiu.

Resztę wieczoru spędziliśmy, spacerując po ogrodzie, trzymając się za ręce i snując plany na przyszłość. Obecność Jacka sprawiała, że każde marzenie wydawało się w zasięgu ręki. Nie sądziłam, że ja, 70-letnia i samotna Hanka kiedykoliwek to jeszcze poczuję.

Hanna, 70 lat