Ja i moja siostra bardzo kochałyśmy mamę. A ona kochała nas. Tyle że to była miłość, która więziła i nie pozwalała głębiej oddychać. Mama twierdząc, że chroni nas przez złem świata, ograniczała naszą samodzielność. Sprawdzała zeszyty, grzebała w szufladach, akceptowała lub nie koleżanki i chłopaków. A nawet wyznaczała nam cele życiowe „bo młodzi ludzie nie wiedzą, czego naprawdę chcą, a ja was znam lepiej, niż wy siebie”.

Miała swoją wizję macierzyństwa

Oczywiście, próbowałyśmy się buntować. Walczyć o siebie, o własne marzenia. Niewiele z tego nam przyszło, tylko poczucie winy i przeświadczenie, że jesteśmy złe i niewdzięczne. Za każdym razem musiałyśmy wysłuchiwać, że mama przecież wszystko robi dla naszego dobra. Poświęciła się dla nas, odrzuciła karierę, żebyśmy miały prawdziwy dom. A czy pamiętamy, jak ona traktowała swoją własną matkę, a naszą babcię?

– Wasza babcia wszystko poświęciła dla mnie i moich braci. Oni wypięli się na nią – w głosie mamy dźwięczała pogarda – wyjechali dorabiać się za granicą i zapomnieli o swoich powinnościach. Ale ja zostałam. I tak jak wcześniej przez całe życie słuchałam jej mądrego głosu bez protestu, tak potem, gdy zachorowała, opiekowałam się nią do samego końca. I na takie dzieci ja was chcę wychować – gdy mama dochodziła do tego punktu przemowy, patrzyła na nas wzrokiem pełnym oczekiwania. A także pewności, że postąpimy jak należy.

Lata wychowania robiły swoje i kiwałyśmy głową, że tak. Będzie, jak ona zechce. Ja zostanę księgową. Danka kucharką. I obie będziemy pracować w rodzinnej restauracji. Jak należy. Przecież nie możemy zawieść mamy, która wszystko dla nas poświęciła.

Musiałyśmy kłamać

Myślałyśmy, że jak wyjdziemy za mąż, będzie inaczej. Ale nie było. Nieustanne wtrącanie się mamy w moje małżeństwo sprawiło, że mąż odszedł ode mnie po trzech latach. Całe szczęście, że nie zdążyłam zajść w ciążę. Mówiłam mamie, że jakoś nie wychodzi, a łykałam tabletki antykoncepcyjne. Ja i Danka często okłamywałyśmy mamę, wspierając się wzajemnie, bo tylko wtedy mogłyśmy robić to, na czym nam zależało. To smutne, że część mojego życia oparta była na kłamstwie, które stało się furtką do ukrytej wolności.

Kiedy miałam trzydzieści sześć lat poznałam i pokochałam Rafała. Po pół roku spotykania się poprosił mnie o rękę. Ale ja odmówiłam. Odmówiłam też wspólnego mieszkania.

– Nie chcę cię stracić – powiedziałam. – Kiedy mama wyczuje, że wejdziesz do rodziny, zacznie się. Z najlepszych intencji zadusi ciebie i mnie swoją uwagą i miłością. Może wytrzymasz rok, może pięć lat. Ale w końcu uciekniesz ode mnie.

– Żenię się z tobą, nie z twoja matką – sprzeciwił się.

– W tym wypadku się mylisz. Uwierz mi.

– To po prostu postaw granice  – poradził mi odkrywczo. – Powiedz, że kochasz ją, ale jesteś dorosła i chcesz żyć na swój sposób. Że będziesz się nią opiekować, ale potrzebujesz przestrzeni.

Psychologiczne pierdoły. Znałam je doskonale i próbowałam zastosować kilka razy. I za każdym razem wychodziłam ze zderzenia poobijana emocjonalnie. Z poczuciem, że jestem niewdzięczną gnidą. Oczywiście mama tak mnie nie nazywała, tylko ja sama. Mama była zbyt delikatna. Krucha i jednocześnie zbudowana ze stali.

– Ona nikogo nie słucha – wyjaśniłam Rafałowi, kiedy pewnej nocy leżeliśmy w łóżku w jego mieszkaniu. – Jedynie jej matka była dla niej autorytetem. Umarła, kiedy miałam siedem lat, ale pamiętam, że tak było. Że kiedy nie mogłam dogadać się z mamą, biegłam do babci. I wystarczyło jedno zdanie, żeby mama ulegała. Nie, kochany. Jeśli chcę wolności, to muszę z nią zerwać. Wyjechać. Zdradzić. A nie jestem w stanie. Rozumiesz? Kocham ją. Ona na to nie zasługuje. Spaliłabym się w piekle własnego sumienia.

Rafał miał pomysł

Rafał przez dłuższą chwilę milczał.

– Skoro twoja matka słuchała się tylko własnej matki, to trzeba je znów skonfrontować – powiedział.

– Babcia nie żyje od prawie trzydziestu lat. Mówiłam ci.

– Pamiętam. Ale mam taki pomysł… A co, gdyby zrobić taki udawany seans spirytystyczny i wezwać jej ducha? Podczas twoich urodzin, że niby to taki prezent ode mnie, żebyś mogła pogadać z Elvisem. Ile będzie osób? Siedem, tak? Akurat.

Parsknęłam śmiechem.

– Dlaczego Elvis? Wolałabym Grechutę.

– Cokolwiek sobie zażyczysz. Ale poważnie. Zamiast Elvisa czy tam kogoś innego, odezwie się twoja babcia. I powie twojej mamie, żeby dała rodzinie spokój.

– Spirytystka na to pójdzie? Na takie oszustwo grubymi nićmi szyte?

– To nie będzie prawdziwe medium. Mam koleżankę, aktorkę teatralną. Kiedyś grała medium w angielskiej sztuce, i świetnie jej to wyszło. Powiesz Zosi, co powinna wiedzieć. Co ty na to?

Mama nie da się nabrać. Poza tym, nawet nie wierzy w duchy. Ja też nie.

– Każdy z nas w głębi duszy wierzy, bo chce wierzyć, że nasze istnienie nie kończy się wraz ze śmiercią ciała. Może wystarczy choćby zasianie wątpliwości w nieomylność? A poza tym, masz jakiś inny pomysł?

To miała być niewinna zabawa

Przyjaciółka Rafała, Zofia, okazała się przemiłą starszą panią, którą od razu polubiłam. Powiedziałam jej parę szczegółów z życia mamy. Nie byłam do końca przekonana, że to wypali. Mama nie była naiwna. Ale gdzieś w głębi mnie buzowała desperacja.
Przyjęcie urodzinowe było udane, a kiedy Rafał obwieścił, że zamówił medium i seans spirytystyczny, nawet mama wyglądała na podekscytowaną.

– Wiem, że to tylko zabawa – wyszeptała do mnie, gdy siadałyśmy wokół stołu, a Rafał pomagał „medium” rozkładać tablicę ouija i zapalać świecę. – Ale mimo to czuję się tak jakoś inaczej. Jakbym stała na progu nieznanego – westchnęła i pokręciła głową.

– Jakież to nasze życie musi być nudne, skoro nawet takie zabawy wnoszą powiew przygody.

Usiedliśmy wokół stołu, zgasło światło, przestrzeń oświetlały tylko palące się świece na stole. Wzięliśmy się za ręce. Ja wcześniej poprosiłam o próbę wezwania ducha mojego ulubionego piosenkarza, Marka Grechuty. Pani Zofia zamknęła oczy, zamruczała coś śpiewnie, a potem zawołała „nawiedzonym” głosem:

– Duchu, duchu, któryś za życia nosił imię Marek, a nazwisko Grechuta, wzywam cię. Okaż się, przybądź i daj znak, że jesteś.

Zachciało mi się śmiać. Faktycznie, było to teatralne. Spojrzałam na mamę, jej usta też wyginał uśmiech. I nagle wyraz jej twarzy zmienił się. Zmarszczyła brwi. Spojrzałam na panią Zofię. Siedziała wyprostowana jak struna. Sposób, w jaki trzymała głowę, coś mi przypominał. Kogoś. Otworzyła oczy i spojrzała prosto na mamę.

Mama była przerażona

– Twoje czyny nie zostaną zapomniane, córko. Ani tu, ani tam.

Przez ciało przebiegł mi dreszcz. Dłoń mamy zacisnęła się boleśnie na mojej ręce, paznokcie wpiły się w ciało. Nie dziwiłam się – łagodny głos aktorki gdzieś zniknął. W jego miejsce usłyszałam mocny, charakterystyczny alt mojej babci. Medium kontynuowało, wpatrując się w mamę płonącymi oczami:

– Wychowałam cię na uczciwą i posłuszną córkę. Poświęciłam ci całe moje życie. Karierę. Odrzuciłam miłość mężczyzny, którego kochałam, bo nie byłby dobrym ojcem. Opiekowałam się tobą i twoimi córkami w chorobie. Prowadziłam przez życie prostą drogą. A ty jak mi się odwdzięczyłaś?

– Nie... – wychrypiała obok mnie mama.

Jej twarz była maską sprzeciwu, zdumienia i strachu. Próbowała wyrwać dłoń z mojej ręki, przerwać krąg, ale się nie dało. Czułam, jakbyśmy były złączone ze sobą potężną siłą. Sklejone. Nie widziałam twarzy innych, ale pewnie wszyscy byliśmy wstrząśnięci.

– Zaczęłam ci przeszkadzać. Ty niewdzięczna… – głos babci spotężniał, skądś przyleciał zimny podmuch wiatru, który smagnął nas jak biczem. 

Niszczyłaś mnie! – krzyknęła nagle mama. – Nie pozwalałaś myśleć, decydować, zrobić samodzielnego kroku. Zgadzałam się na to, bo byłam wdzięczna za twoją miłość. Milczałam, gdy przegoniłaś mojego męża, ojca dzieci. Ale zaczęłaś odbierać mi córki. Wychowywać po swojemu. Zaprzeczać moim decyzjom. A one były moje. Tylko moje. A ty nie chciałaś tego zrozumieć. – I mama rozpłakała się, patrząc na mnie żałośnie.

– Mamo – szepnęłam. 

Spojrzałam na panią Zofię. Miała zamknięte oczy. Jej ciało rozluźniło się i opadło na stół. Nagle mogliśmy już przerwać krąg i Rafał podskoczył do aktorki, by nie osunęła się na podłogę.

To urodzinowe przyjęcie stało się naszą rodzinną tajemnicą. Wstrząsnęło nami wszystkimi, a najbardziej moją mamą. Wycofała się z życia, skazała na samotność. To była jej kara, a my to uszanowałyśmy. Nie ukrywam, że kiedy z czasem nasz ból osłabł, obie z siostrą mogłyśmy się wreszcie cieszyć wolnością. Do