Wnuczka była dla nas wszystkim

Od pięciu lat pierwszy dzień czerwca jest dla nas, jako rodziny, dniem pełnym radości. Właśnie wtedy urodziła się nasza jedyna, jak na razie, wnuczka. Dlatego ten dzień to nie tylko obchodzony przez nas Dzień Dziecka, ale również urodziny naszej Zuzi. Ja i Antek z niecierpliwością wypatrywaliśmy każdego roku tego święta. Obserwowaliśmy, jak nasza mała zdmuchiwała świeczki na swoich urodzinowych babeczkach, robiliśmy zdjęcia na pamiątkę, cieszyliśmy się tym, że mogliśmy spędzić ten czas razem, jako cała rodzina. Były to chwile naszego prawdziwego, wspólnego szczęścia. Mówię „były”, ponieważ w tym roku na naszym podwójnym święcie wnuczki, zabraknie już mojego ukochanego męża.

Odszedł od nas tak niespodziewanie. Nie mogłam pojąć, jak to możliwe, że człowiek pełen energii i radości, z którym dzieliłam blisko czterdzieści lat, mógł tak nagle odejść. Jego choroba zaczęła się jesienią poprzedniego roku, a kilka dni po Wielkanocy odszedł na zawsze. Czuję jego brak, ale wiadomo, życie toczy się dalej... Jednak na swojej skromnej emeryturze ledwo wiążę koniec z końcem. Nie chciałam narzekać przed dziećmi, mają przecież swoje problemy i swoje marzenia, które – jak dobrze wiemy – kosztują. Nie zdradziłam im nawet, że wszystkie nasze oszczędności poszły na leczenie ich ojca.

Zawsze byłam samowystarczalna, przecież już nie potrzebuję wiele jako osoba w takim wieku. Ale niepokoiły mnie nadchodzące piąte urodziny mojej Zuzi. Nie byłam w stanie pozwolić sobie na zorganizowanie dla niej naprawdę pięknego prezentu.

– Antoś, co powinnam zrobić? – zwróciłam się do swojego męża, kiedy jak zwykle w sobotę odwiedziłam jego grób, przynosząc świeże kwiaty. – Zawsze byłeś takim mądrym doradcą, więc i teraz podpowiedz mi, w końcu wiesz, że inni dziadkowie przyjadą, będą chcieli się pochwalić, na pewno przywiozą dla Zuzi coś drogiego, teraz przecież jest tyle cudownych zabawek... – oglądałam smutne oczy męża na portrecie nagrobka, patrząc na jego wyniosłe, mądre czoło. Ale co mógłby mi teraz doradzić...

Chciałam spełnić to jedno marzenie wnuczki

Wspomnienia wróciły do mnie, kiedy Antek na ostatnich urodzinach przygotował dla Zuzi zabawkowy dom, z balkonikiem i małą werandą. To on stworzył wszystkie meble, ja zaś z resztek materiałów zrobiłam miniaturki dywanów i chodników. Uszyłam też pościel do małego łóżeczka oraz atłasowe zasłonki do maleńkich okien. Przez lata byłam krawcową, więc stale coś szyłam. Zawsze miałam do obszycia jakieś zlecenie. Na strychu wciąż zalegało kilka kartonów pełnych kolorowych kawałków materiału, które zawsze można było wykorzystać do czegoś. Na przykład do tego domu dla lalek.

Kiedy wracałam z cmentarza, moja trasa prowadziła obok targu. Postanowiłam wejść między stoiska, bo miałam ochotę na kilka sezonowych owoców. Niespodziewanie zdecydowałam skręcić w jedną z bocznych uliczek, tak jakby coś mnie tam pociągało... Dostrzegłam mały stolik rozmieszczony między innymi straganami, na którym ułożone były zabawki. Zatrzymałam się, a sprzedająca, mająca wyraźny wschodni akcent, dostrzegła we mnie potencjalnego klienta i natychmiast zaczęła zachwalać swoje produkty.

Rzuciła mi się w oczy duża lalka z uroczą twarzą, błękitnymi oczami i ciemnymi, gęstymi włosami. W dziwny sposób przyszło mi do głowy, że ta lalka przypomina Zuzię, ma identyczne oczy i włosy jak ona. Wydawało mi się, że słyszę jak Antek mówi, żebym wzięłam tę zabawkę... Zdałam sobie sprawę, że to nieprawdopodobne, ale przerażona rozejrzałam się wokół. Męża jednak nigdzie nie dostrzegłam, był jedynie w mojej wyobraźni.

– Ile kosztuje? – chwyciłam lalkę, ale na dźwięk ceny, natychmiast ją odstawiłam z powrotem.

Absolutnie nie mogłam sobie pozwolić na jej zakup, więc chciałam dać sobie spokój. Jednak pani sprzedająca nie odpuściła tak prosto, zaczęła z entuzjazmem opowiadać, że ta lalka wygląda jak prawdziwa dziewczynka i że nie będę miała powodów do żalu, jeśli się na nią zdecyduję. Zauważalnie miała gorszy dzień i uparcie chciała coś upłynnić, więc szybko wręczyła mi lalkę, mówiąc, że cena jest o połowę niższa.

Gdy wróciłam do domu, od razu zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę dobrze postąpiłam, kupując tę lalkę. Nawet poczułam się trochę zła na Antka, który mnie do tego przekonał. Przecież zapłaciłam za nią całkiem sporo, choć to była tylko połowa pierwotnej ceny. Poza tym Zuzia miała już mnóstwo lalek, tych małych słodziaków, jak nazywali je rodzice, z całą gamą ubranek, takich jak śpioszki czy kaftaniki. A sukienka, którą miała na sobie moja nowa lalka, wydawała mi się trochę brzydka...

Właśnie wtedy wróciło do mnie, co moja wnuczka kiedyś mi mówiła, kiedy spacerowaliśmy do parku. Marzyła o lalce dziewczynce, która byłaby do niej podobna i której mogłaby przekładać prawdziwe ciuszki, jak sukienki, spodnie czy płaszcze.

– Nawet jesteś w stanie zrobić dla niej sweter na drutach, babciu – powiedziała wnuczka, bo pamiętała, jak dawniej coś tam majstrowałam. – Tylko brakuje mi takiej lalki dziewczynki.

Przyłapałam się na tym, jak się do siebie uśmiecham. Ta długowłosa lalka, którą nabyłam na rynku, mogła być taką dziewczynką. Musiałabym tylko dobrze ją ubrać. I poczułam, jak moje serce zaczęło szybciej bić – przecież wystarczy tylko zabrać z poddasza pudełka z resztkami tkanin, i mogę zacząć szyć. „Spokojnie wystarczy mi na te parę sukienek, koszulek, spodni czy choćby płaszczyków – rozmyślałam. – Nawet ją ubiorę na noc, zrobię szlafrok z pozostałości frotte, albo nawet zrobię sweterki na drutach!”. Miałam mnóstwo czasu, pierwszy czerwca był dopiero za dwa tygodnie.

Oni mają kasę na takie drogie zabawki!

Natychmiast zabrałam się za pracę i już po siedmiu dniach, moja lalka z kraju zza wschodniej granicy, posiadała kompletną, autentyczną garderobę, niczym prawdziwa dama. Stosiki miniaturowych ubranek pięknie poukładałam na komodzie, brakowało jedynie kilku sweterków. Jednak kiedy wyciągnęłam wełnę z pudełka, okazało się, że mam jej na tyle dużo, że dałoby radę stworzyć taki sam sweter dla Zuzi, co dla lalki.

Zrobiłam więc parę pięknych kremowych serduszek, identycznych dla nich dwóch. Następnie na strychu natknęłam się na sporą, drewnianą skrzynię z dekoracyjnym zatrzaskiem. Przy pomocy papieru ściernego, który odkryłam w starym warsztacie Antka, oczyściłam ją, ozdobiłam kolorowymi kwiatami, a na koniec pokryłam bezbarwnym lakierem. I tak oto lalka otrzymała swoją prawdziwą walizkę na ubrania.

Byłam tak z siebie zadowolona, tak podekscytowana tym pomysłem! Ale kiedy w sobotnie popołudnie weszłam do pokoju dzieci i zobaczyłam, jak Zuzia trzyma za rękę elegancką lalkę która chodzi, serce zaczęło mi bić mocniej z niepokoju. Dostrzegłam siedzących przy stole uśmiechniętych rodziców żony mojego syna, Dorotę i Jana, prawdopodobnie to oni dali jej tę chodzącą lalkę.

Choć moja lalka miała swój cały kufer ubrań, to nawet nie mogła się równać z tamtą. Poczułam się trochę niezręcznie, mając świadomość, że mój prezent jest taki przeciętny, samodzielnie zrobiony, zrobiłam z siebie po prostu głupka. Zuzia natychmiast do mnie podbiegła i mocno przytuliła, kiedy mnie zauważyła.

– Zauważyłaś, jaką lalkę dostałam, babciu? – z radością zapytała. – Uczyłam ją chodzić, bo jest tak zaprojektowana... E, a co ty mi przyniosłaś? – zaciekawiona, rzuciła okiem na dużą paczkę, którą położyłam obok na podłodze.

– Zuzia! – mama upomniała ją. – Bądź grzeczna.

– Nie przejmuj się – uśmiechnęłam się do synowej. – Przecież dzisiaj są jej urodziny, podwójne nawet – mocno uścisnęłam wnusię i złożyłam jej życzenia. – A to jest twoja nowa kumpela, jeśli zechcesz nawiązać z nią przyjaźń – wręczyłam małej paczkę.

Następnie zasiadłam przy stole, obserwując, jak maluch niecierpliwie zdejmuje kolorowy papier. Gdy jej spojrzenie padło na pudełko ozdobione kwiatami i lalkę w czerwonym aksamitnym płaszczyku z pasującym kapeluszem, nie mogła powstrzymać radosnego okrzyku.

– To prawdziwa dziewczynka! – krzyknęła. – Ma tyle pięknych ubrań, ojej, jakie one są urocze... Mama, zobacz! – zaczęła wyciągać kolejne elementy garderoby lalki.

– A ta walizka to taka autentyczna szkatułka na posag, do której niegdyś dziewczęta składały swoje ubrania – po wyrazie twarzy mojej synowej zrozumiałam, że mój prezent bardzo jej się spodobał.

Uklękła obok swojej córeczki i wspólnie przeglądały sukieneczkę, koszuleczki oraz sweterki.

– To wszystko babunia uszyła sama, co nie? – zapytała patrząc na mnie z podziwem.

– Jestem krawcową – odparłam z uśmiechem. – Całe moje życie służyłam innym jako krawcowa, przynajmniej raz mogłam stworzyć coś dla mojej własnej wnuczki.

– I dla mojej przyjaciółki! – zawołała Zuzia i z pudełka wyciągnęła dwa identyczne sweterki, jeden duży i jeden malutki. – Jakie piękne serca, najlepsze jakie kiedykolwiek widziałam! Kochana babciu! – natychmiast zaczęła próbować przymierzyć sweterek.

– To jest prezent prosto z serca twojej babci, skarbie – oznajmił mój syn, dając mi buziaka w policzek. – Ale jaką radość sprawiłaś Zuzce tą skrzynką pełną ubrań. Dla każdej kobiety to prawdziwy raj, a Zuzka już zaczyna dorastać... – dodał, szepcząc mi to do ucha, aczkolwiek na tyle głośno, że wszyscy usłyszeli jego komentarz.

W nosie miałam co myślała

Wtedy zauważyłam, jak na mój prezent patrzy matka żony mojego syna. Wydawało mi się, że z nutą zazdrości. Lalka, którą oni podarowali córeczce, spoczywała bez ruchu na podłodze, podczas gdy Zuzka próbowała na sobie coraz to nowe ubranka, nie zdejmując nawet sweterka z serduszkami. Odetchnęłam z ulgą, czując się szczęśliwa i zadowolona z mojego pomysłu.

– Słuchaj, Kamilo – nagle odezwała się druga babcia. – Od dłuższego czasu zastanawiam się, czy byś mi nie pokazała, jak działać na drutach czy szydełku... Przecież mam tak dużo wolnego czasu, z przyjemnością zająłbym się czymś takim.

Byłam wzruszona. Przyjrzałam się jej, następnie skupionej na czymś Zuzi i rozpromieniłam się w uśmiechu.

– Jasne, bardzo chętnie, bardzo chętnie! – powiedziałam. – Spotkajmy się na kawę, zapraszam do mnie, mam dużo drutów, więc nie musisz nic kupować.

– Może uda mi się zrobić coś dla malucha pod choinkę, jeśli tylko zdążę – Dorota skinęła głową, przybierając poważny wyraz twarzy. – Skoro tak bardzo lubi te rękodzieła, to dlaczego by nie... – rzuciła rozczarowane spojrzenie na swój prezent. Lalka wciąż samotnie leżała na podłodze, całkowicie zapomniana.

Spostrzegłam, jak mój syn do mnie mruga. Uśmiechnęłam się, poczuwszy ciepło w okolicach serca. Miałam wrażenie, że Antek jest tu, obok nas, przecież to on polecił mi nabyć tę lalkę. Potajemnie wytarłam łzę, a w tym czasie moja synowa przynosiła już tort, wołając Zuzię, aby przyszła zdmuchnąć świeczki...