– Szczerze nie pojmuję, dlaczego on ci się podoba. W końcu to jeszcze tylko małolat... – nie mogłam się nadziwić, obserwując moją koleżankę, która całkowicie zwariowała na punkcie Michała.

Co ona w nim widziała?

Nie mogłam zrozumieć, jak można się zakochać w chłopcu, który jest o trzy lata młodszy. Dla mnie taki wiekowy dystans to było jak przepaść! Zwłaszcza że Daria prezentowała się dość dojrzale jak na swoje 25 lat, pewnie przez te beznadziejne ubrania, które nosiła.

Zawsze, nawet kiedy chodziłyśmy jeszcze do szkoły, zamiast dżinsów wybierała eleganckie spódnice i buty na niskim obcasie (nie na wysokim). Wyglądała jak nauczycielka! Kiedy zaczęła pracę na poczcie, można było zauważyć, nawet po pracy, że na pewno jest nudną pracownicą biurową.

Zdarzało się, że Michał miał na sobie bluzę z kapturem i podarte jeansy. Gdy przechodzili ulicą, wyglądali jak poważna starsza siostra z rozrabiającym młodszym bratem. Na wszystkie moje uwagi Daria odpowiadała z wyrozumiałym uśmiechem:

– Zdaję sobie sprawę, że Michał jeszcze nie dorósł. I pewnie minie trochę czasu, zanim stanie się prawdziwym mężczyzną. Ale według mnie warto czekać. Dlatego będę na niego czekać, nawet jeśli zajmie to dziesięć lat!

– To twoja decyzja... – mruknęłam, choć na myśl przychodziły mi bardziej krytyczne słowa.

Złapałam pana Boga za nogi

Nie chciałam w żadnym wypadku zrobić krzywdy Darii. Uważałam ją praktycznie za własną siostrę. Mimo to nie mogę zaprzeczyć, że poczułam pewną satysfakcję, kiedy zaczęłam spotykać się z Ryśkiem. Wydawał mi się niesamowicie atrakcyjny, bardzo męski i... dorosły. To nie było zaskoczeniem – był od nas starszy o 8 lat. W porównaniu do niego Michał wyglądał jak małe, niedoświadczone kurczątko!

Gdy Rysiek oświadczył się mi, miałam wrażenie, że oszaleję z radości. Nawet nie przyszło mi na myśl, że może zrobił to zbyt szybko, w końcu znaliśmy się tylko kilka miesięcy. Miałam przecież poślubić prawdziwego mężczyznę, który posiadał swoje dwupokojowe mieszkanie i stabilną pracę w banku. Czy mogłam chcieć więcej?

Swoje wesele wspominam jak przez mgłę. Na nagraniu widać, że byłam nieobecna umysłem i nieustannie patrzyłam na męża zauroczonym wzrokiem. Kiedy teraz wspominam, jak bardzo byłam z niego dumna i gotowa podążyć za nim nawet w ogień, opanowuje mnie gniew i smutek.
Życie po ślubie ani trochę nie było takie, jak to sobie wcześniej wyobrażałam. Głównie dlatego, że mój ukochany Rysiek stracił pracę bardzo szybko, podobno z powodu błędnych decyzji dotyczących zarządzania pieniędzmi klientów.

Nie wnikałam szczegółowo, o co dokładnie chodziło. Rysiek był zły i zabronił mi pytać o cokolwiek. Powiedział, że to nie jest moja sprawa. Niedługo potem okazało się, że mieszkanie, w którym mieszkaliśmy, nie należało do niego, tylko je wynajmował. A ponieważ stracił pracę, nie miał pieniędzy na czynsz. Po prostu mnie wcześniej oszukał!

– Co teraz z nami będzie? – pytałam, pełna strachu i płacząc.

– Co jak co? Po prostu pojedziemy do moich rodziców – powiedział mój mąż pewnym tonem.

Nie zaprotestowałam i tylko Bóg wie, jak bardzo później tego żałowałam! Miał to być krótki wyjazd na wieś, na gospodarstwo rodziców Ryśka. Ale kiedy już tam dotarliśmy, okazało się, że teściowie potrzebują naszej pomocy, a Rysiek czuje się u mamy zupełnie komfortowo...

Nie ma w tym nic szczególnego, skoro mama zawsze na niego patrzyła jak na coś najcenniejszego i dbała o to, aby jej ukochany, jedyny syn nie był zbyt zmęczony! Zawsze umiała obronić go przed ojcem, nawet gdy mój mężczyzna kompletnie nic nie robił. Więc kto pracował ciężko jak dwa silne byki, a nie tylko jeden? Oczywiście Iwonka, czyli ja!

Nie mam dokąd pójść!

Jako osoba pochodząca z miasta, wychowana w blokowisku, nie miałam żadnej wiedzy o pracy na roli. A tu nagle musiałam zająć się kilkunastoma krowami dającymi mleko, których po prostu się bałam! Spadło na mnie wykonywanie wszystkich obowiązków związanych ze zwierzętami i pracą w ogrodzie. To było dla mnie wystarczająco dużo.

A to wszystko było niczym z dodatkowymi zajęciami w polu. Moi teściowie uprawiali buraki, ziemniaki i tytoń. To były całe hektary! Musiałam wstawać o trzeciej czy czwartej w nocy, żeby zacząć pracę. Chodziłam jak zombi, zmęczona, z bólem w plecach i rękach pełnych odcisków od trzymania wideł, łopaty czy motyki. O pięknych paznokciach mogłam tylko marzyć. W każdym razie Rysiek nie przepadał, gdy malowałam paznokcie lakierem, a moja teściowa jeszcze bardziej tego nie znosiła.

– Jeżeli baba nie ma zniszczonych łap, to żaden mężczyzna jej nie zechce, bo uzna, że nie umie pracować! – powtarzała nieustannie.

"A dziwne, kiedy mój mąż się we mnie zakochał, to miałam na dłoniach żelowe tipsy i był nimi oczarowany..." – zastanawiałam się. Nic jednak nie powiedziałam. Nie miałam z kim ani jak podzielić się swoimi problemami, ponieważ Rysiek stale mnie pilnował. Sprawdzał moje sms–y i historię połączeń, robił awantury, a później po prostu zabrał mi telefon.

– Po co ci ten telefon? Jeśli chcesz na mnie narzekać, to lepiej od razu wyprowadzaj się z mojego domu! – krzyczał.

Zdawał sobie sprawę, ten łajdak, że nie mam gdzie się podziać! Po tym jak mój ojciec zmarł, moja matka poślubiła potwora, który nie dawał mi spokoju. Nawet za darmo nie zdecydowałabym się wrócić pod ich dach. W dodatku moja matka też nie była zainteresowana tym pomysłem, była chorobliwie zazdrosna o swojego Henia.

Nawet na moment nie spuszczał mnie z oczu

Musiałam więc znieść to straszne małżeństwo, będąc tak udręczoną, że bardziej przypominałam automat niż istotę myślącą, zdolną do podejmowania racjonalnych decyzji. Ale o jednym pamiętałam nieustannie – robiłam wszystko, by ustrzec się przed ciążą!

Pewność, że nie chciałam mieć dzieci z tym mężczyzną, była we mnie już mocno zakorzeniona. To nie tylko kwestia tego, że nie sprawdziłby się jako tata, ale także moje szanse na powrót do niezależnego życia w takiej sytuacji całkowicie by zniknęły. Na przekór wszystkiemu, w głębi serca nadal miałam nadzieję, że jednak kiedyś zbiorę się na odwagę i porzucę życie z Ryśkiem.

Usprawiedliwiając się tym, że mam problemy z rzeczami typowo kobiecymi, odwiedzałam ginekologa. Lecz nie szukałam tam pomocy, tylko dostawałam recepty na tabletki antykoncepcyjne. Naturalnie robiłam to w sekrecie, bo gdyby Rysiek się dowiedział, pewnie by mnie zabił. A w taki sposób skończyło się tylko na pogardzie z jego strony.

– Zepsuta rura! – obrzucał mnie obelgami.

Nie potrafił sobie wyobrazić, że mogłabym go opuścić, że mógłby mnie stracić. Zawsze dbał o to, by nasze małżeństwo wydawało się perfekcyjne. Nikt nawet nie przypuszczał, jak naprawdę wygląda moja codzienność. Prawie nikt. Pewnego dnia Daria niespodziewanie wpadła do mnie, chcąc zobaczyć, co u mnie słychać.

– Masz ciągle wyłączony telefon. Zaczynałam się martwić – powiedziała. Musiałam jednak zachować pokerową twarz i udawać, że wszystko jest w porządku, ponieważ Rysiek nie odstępował nas na krok!

Nie opuścił pokoju nawet na chwilę, podczas naszej rozmowy, a herbatę przyniosła nam jego matka.

– To właśnie mnie niepokoiło... – wyznała mi Daria później. – Przecież wcześniej nie pilnował cię w taki sposób! Zawsze pozwalał nam na kobiece pogaduchy.

Byłam wdzięczna losowi za intuicję Darii i za jej wsparcie... Kiedyś przyszła z Michałem, który oczywiście już zdążył stać się jej mężem, a gdy on rozmawiał z Ryśkiem, Daria szepnęła mi na ucho:

Ukryłam dla ciebie coś pod kamieniem, obok szopy. Sprawdź, jak będziesz sama.

Znalazłam telefon i ładowarkę dokładnie owinięte w folię. A kiedy tylko udało mi się wymknąć na chwilę spod uważnego wzroku mojego męża, natychmiast zadzwoniłam do mojej przyjaciółki. Ukryłam się za stodołą i opowiedziałam jej całą historię.

– Musisz go zostawić! – powiedziała zdenerwowana. – Możesz zamieszkać z nami.

Tak, moja przyjaciółka i jej mąż mieli swoje własne mieszkanie (kupione na kredyt), nie musieli dzielić domu z teściami. To Michał zarabiał na utrzymanie, pracując jako menadżer w fabryce. Zmienił się bardzo w ciągu ostatnich lat, dorósł. Nie mogłam go rozpoznać. To już nie był ten chłopak, ten nieśmiały, z którym kiedyś chodziła Daria. Teraz był już mężczyzną.

– Wiesz, po prostu wiedziałam, że czekanie na niego przyniesie owoce – uśmiechnęła się, gdy przyznałam się jej do swoich obserwacji.

– Miałaś rację, a ja się pomyliłam. Naprawdę zrobiłam błąd... – powiedziałam z przykrością.

– Nie przejmuj się, na pewno spotkasz jeszcze kogoś wyjątkowego – Daria mnie pocieszyła.

Oj, wiele jej jestem winna!

To dzięki niej i Michałowi. Gdyby nie zwrócili uwagi na to, co ze mną się dzieje, nadal byłabym w piekle... Kiedy podjęłam decyzję o opuszczeniu męża, przyjechali po mnie i mimo gniewu Ryśka, wpakowali mnie do samochodu. Wrzeszczał, że nas skrzywdzi. Zastraszał, że zdemoluje samochód Michała.

– Bez obaw, nic nie zrobi – uspokoił nas mąż Darii, mówiąc bardzo spokojnie. – To tylko puste groźby, on nie jest silnym mężczyzną. Siła tkwi w działaniu, a nie w mówieniu.

Jego słowa okazały się prawdziwe. Gdy mój mąż zdał sobie sprawę, że nie złamię się i nie zamierzam do niego wracać, wyklął mnie, ale zgodził się na rozwód. Przez kilka miesięcy mieszkałam u Darii i Michała, zanim nareszcie zaczęłam funkcjonować samodzielnie i przestałam obawiać się, że Rysiek może się gdzieś na mnie czaić. Mimo że korzystałam z jednego z pokoi, nie wzięli ode mnie za to ani grosza.

– W tej chwili ja cię wspieram, może kiedyś ty będziesz mogła mi pomóc. Przyjaźń to coś więcej niż pieniądze, zgadzasz się? – tak mówiła do mnie Daria.

Michał natomiast, z figlarnym uśmiechem, dodał, że jeśli mam ochotę odwzajemnić się im, to mogę ugotować dla nich moje znakomite gołąbki.