W moim małżeństwie zaczęło coś zgrzytać. Irka pochłaniała jego kariera, przez którą wracał do domu wieczorami; dodatkowo, coraz częściej był wysyłany na delegacje trwające kilka dni. Ja z kolei zajmowałam się domem i naszymi bliźniaczkami, dorabiając na niepełnym etacie w sklepie znajomej, kiedy dziewczyny były w szkole.

Nadal był mi bliski

Coraz rzadziej zdarzało nam się spędzać czas tylko sam na sam, coraz mniej do powiedzenia mieliśmy sobie nawzajem. Zauważyłam, że prawie wszystkie nasze rozmowy dotyczyły naszych córek lub tego, co należy kupić bądź naprawić w domu. W sypialni również nie było różowo. Albo oboje nie byliśmy w nastroju, albo byliśmy zbyt wykończeni.

Zauważyłam, że seks przestał być dla nas priorytetem, a wręcz kompletnie zniknął z naszej listy zadań. Życie obok siebie przerodziło się w bycie współlokatorami, których łączyła sympatia. Mimo wszystko, Irek nadal był dla mnie bliską osobą... Przynajmniej tak mi się wydawało.

– Wiesz, po wielu latach spędzonych w związku, uczucia nie są już tak intensywne jak na początku – usiłowała mi wytłumaczyć starsza siostra. – Rutyna wypycha pożądanie, które z czasem zanika. A kiedy na świat przychodzą dzieci, życie rodziców zaczyna kręcić się wokół nich. To jest ta tak zwana szara rzeczywistość.

– Czy ta monotonna rzeczywistość jest rzeczywiście celem? – westchnęłam.

– Jest stała i bez ryzyka. Stabilność jest kluczowa dla rodziny – odparła Olga.

Być może miała rację. Ale z każdym dniem tęskniłam coraz bardziej za tym niewielkim elementem nieprzewidywalności, za dreszczykiem emocji. Moglibyśmy przecież razem zająć się czymś innym, nie tylko oglądaniem telewizji. Ale Irek nie wykazywał najmniejszego zainteresowania zmianami.

– Robię to wszystko dla was – oznajmił mi pewnego dnia, kiedy zwracałam mu uwagę, że zachowuje się jak gość we własnym domu, że nigdy nie wybieramy się nigdzie razem, że powinien znaleźć chwilę na coś tak prozaicznego jak seans kinowy. – Staram się, abyście miały jak najlepsze warunki życia.

– Ja również mam swoją pracę – zaznaczyłam.

– Rozumiem, rozumiem, Monika. Ale teraz muszę skupić się na pilnym zadaniu na jutro... – uśmiechnął się z przeprosinami i wrócił do pisania na klawiaturze.

Zakończyła się niepowodzeniem próba rozpalenia na nowo ognia w naszym związku. Zrezygnowana poszłam do łóżka. Następnego dnia musiałam wstawać, przygotować bliźniaczki do szkoły i iść się do sklepu Edyty. To właśnie tam spotkałam Marka. Wysokiego, atrakcyjnego mężczyznę, obok którego znowu poczułam się jak prawdziwa kobieta.

Początkowo ta sytuacja mi odpowiadała

Często pojawiał się u nas na zakupach. Gdy nie wiedział czegoś, zagadywał do mnie. Pytał, który proszek do prania powinien wybrać, jaki płyn do płukania, czy też który szampon bym mu zasugerowała.

– Hmm, chyba masz wielbiciela – zauważyła rozbawiona Edyta, po tym jak Marek przepytywał mnie przez kwadrans na temat różnych past do zębów.

– Jakiego wielbiciela! – odparłam machając ręką. – Po prostu pomagam mu w sprawach związanych z chemią i higieną. Wygląda na to, że nie jest w tych tematach zbyt obeznany.

Jednakże jego zaciekawienie sprawą dostarczało mi radości. Stopniowo zaczęliśmy prowadzić rozmowy nie tylko na temat oferty naszego sklepu, ale również na temat naszego osobistego życia. Ujawnił mi, że jest sam i zraniony po tym, jak go zdradziła dziewczyna.

Żałowałam go. Zdrada to apogeum braku lojalności; ja nigdy wcześniej nie myślałam o tym, że mogłabym być z kimś innym niż Irek... W końcu był moim mężem, moim sojusznikiem, ojcem moich dzieci. Nawet jeśli już nie był moim kochankiem, nie byłabym w stanie...

Nagle nabrzmiała we mnie niepewność, bo przyszła mi do głowy myśl, że gdyby Marek zdecydował się mnie objąć, nie jestem pewna, czy bym potrafiła go odsunąć. I wtedy, kiedy pewnego razu zaproponował spotkanie przy filiżance kawy, przyjęłam to zaproszenie.

Wybrał niewielką, przyjemną kawiarnię. Siedząc przy stoliku, prowadziliśmy rozmowę. Przyznałam, że nie jestem szczęśliwa, że czuję się osamotniona w związku małżeńskim.

– Rozumiem, jakie to ciężkie – Marek spojrzał mi wprost w twarz. – Jesteś przepiękną kobietą, nie do końca docenianą, potrzebujesz męskiej uwagi, troski...

Niepewnie dotknął mojej dłoni, a na mnie spadł przyjemny dreszcz. To nie jest zaskakujące. W końcu Irek nie miał ze mną takiego kontaktu od wielu miesięcy. Nasze popołudniowe wyjście na kawę niespodziewanie zakończyło się w domu Marka. Z jednej strony miałam poczucie winy, ale z drugiej była to niezwykła radość, relaks, satysfakcja z życia, wesołość i uśmiech. Do domu powróciłam późnym wieczorem.

– Czy to ty? – usłyszałam głos męża z pokoju.

– Tak – odrzekłam na głos.

– Dobrze.

Nie zainteresował się nawet, gdzie się podziewałam ani z jakiego powodu wróciłam tak późno.

– Mamusiu, jestem głodna – odezwała się córka zza drzwi sypialni. – Mam ochotę na jajecznicę – dodała z uśmiechem na twarzy.

– Zaraz przygotuję – odpowiedziałam.

Później przypomniał o sobie Irek. Również kierowany głodem. Kolejne dni miały podobny scenariusz. Wstawałam rano, odprowadzałam dzieci do szkoły, po zakończeniu pracy je odbierałam, wracałam z nimi do domu, gotowałam obiad. Gdy Irek wracał z pracy, ja wychodziłam do Marka.

Spłynęło to po Irku

Gdy tylko zdarzało się, że Irek przychodził późno, dzwoniłam do niego z prośbą o jak najszybszy powrót, informując, że muszę gdzieś wyjść i nie chcę, aby nasze córki nie pozostawały same. Nigdy nie pytał mnie o szczegóły. Nie wykazywał zainteresowania, dokąd idę czy z kim. Było to dość niepokojące, a nawet smutne, bo dawało mi do zrozumienia, że mojemu mężowi już na mnie nie zależy. Ale przecież miałam Marka. I tak żyłam w fałszywym odczuciu szczęścia, dopóki pewnego wieczoru nie przyszedł czas na pytanie córki:

– Mamo, czy jutro ciocia Kasia też pójdzie z nami na spacer?

– Jaka ciocia Kasia? – zapytałam zaskoczona.

– Musimy porozmawiać – dodał Irek.

Delikatnie zaniepokoiłam się, jakby przyszłe niebezpieczeństwo dawało o sobie znać. Skierowałam bliźniaki do ich pokoju i usiadłam przy kuchennym stole z Irkiem.

– Ty umawiasz się z kimś, ja również mam kogoś – oznajmił bez ogródek.

– Ciocię Kasię...

– Tak, zgadza się. Uważam, że nie musimy zachowywać tych sekretów. Nie jestem niewidomy, zauważyłem, że od jakiegoś czasu jesteś bardziej szczęśliwa, pełna radości.

Zdziwiło mnie, że w tonie męża nie dostrzegłam zarzutów czy żalu. Po prostu, stwierdził to jako fakt. Spokojnie, jakby bez emocji.

– Planujesz rozwód? – zapytałam.

– Dlaczego miałbym to robić? – zdumienie w tonie Irka było prawdziwe. – Ty umawiasz się z innym, ja z Kaśką, a wszystko jest w porządku. Po co komplikować to wszystko?

Nie umiałam nic odpowiedzieć.

– Przecież nie zniszczymy naszego małżeństwa z powodu chwilowej fascynacji. Mamy dzieci, darzymy się sympatią, rozumiemy się – kontynuował Irek, a ja czułam się coraz bardziej zakłopotana. – Mamy mieszkanie na kredyt, przed nami wiele lat wspólnego życia... A mała odskocznia może być dla każdego korzystna.

Nadal nie byłam pewna, jak powinnam zareagować.

– Wiele osób prowadzi życie w otwartych relacjach – kontynuował Irek. – To dobra metoda na walkę z monotonnym życiem. Zwróć uwagę, że zaczęłaś znowu troszczyć się o siebie, wyglądasz naprawdę atrakcyjnie – spojrzał na mnie z uznaniem.

– Nie chcę, by dziewczyny miały z nią jakiekolwiek kontakty – w końcu zdołałam wykrztusić.

– Dobrze – odpowiedział poważnie. – Nikt z zewnątrz nie zniszczy naszej rodziny. Czy więc zgadzasz się na takie warunki? – chciał się upewnić. – Ty możesz spotykać się z kimkolwiek chcesz, ja również, ale o dom i rodzinę troszczymy się razem. Zgoda?

Początkowo taki układ mi odpowiadał. Jednak po pewnym czasie Marek zaczął mnie przyciskać. Nie postrzegał naszej relacji jako tymczasowego zauroczenia. Oczekiwał decyzji.

– Czy kiedykolwiek zostawisz swojego męża? Moglibyśmy zamieszkać razem z twoimi dziewczynkami, stworzyć własną rodzinę – sugerował.

– Nie opuszczę Irka – odparłam z żalem. – Ja już mam rodzinę.

– Rodzinę? – Marek wybuchnął gorzkim śmiechem. – To nie jest prawdziwa rodzina, to żart! Ty zdradzasz swojego męża ze mną, on zdradza ciebie z innymi kobietami. Czy myślisz, że to jest istotą bycia razem?

– Prowadzimy otwarty związek – odpowiedziałam, choć sama zauważyłam, że brzmi to mało przekonująco.

W filmach czy u pretensjonalnych bogatych ludzi można spotkać takie sytuacje, ale nie w normalnym życiu. Wypowiedź Marka zasiała ziarno niepokoju w mojej głowie. Miał absolutnie rację: tak nie wygląda prawdziwa rodzina.

– Macie otwarty związek? – zadrwił. – Raczej to jest wygodne dla twojego męża. Zarabia na życie, miło spędza czas ze swoją kochanką, a w domu wszystko ma zorganizowane i podane na tacy. Nie dziwne, że mu to odpowiada. Kiedy ostatnio spędziliście razem czas? Kiedy cię przytulił, pocałował? Kiedy wybraliście się gdzieś razem, hę? Odpowiedz!

– To było dawno temu...

– A właściwie to czy chcesz być z nim, czy ze mną? Czy jestem tylko zamiennikiem czy kimś na dłuższy czas?

Nie potrafiłam zareagować. Tamtej nocy, po spotkaniu z Markiem, wróciłam do domu wcześniej. Potrzebowałam czasu, aby przeanalizować kilka kwestii. Czy na pewno pragnęłam otwartego związku? W głębi serca czułam dyskomfort, wiedząc, że Irek umawia się z innymi kobietami.

Innymi, ponieważ Kaśka przeszła już do historii. Po niej przyszły kolejne. Niektóre z nich tylko na jedno spotkanie. Każda z nich na chwilę, czy trochę dłużej, była w centrum uwagi mojego męża. Każdej z nich oferował to, czego już mi nie oferował: delikatność, bliskość, czułość. Nie mogłam mu jednak robić żadnych zarzutów, skoro sama spotykałam się z Markiem.

Spróbujmy

Zastanawiałam się, czy wciąż kochałam swojego męża? Czy on cokolwiek do mnie czuł? Co nas łączyło? Przyjaźń, miłość, nawyk, komfort? Czy to był tylko kredyt? Dlaczego więc odczuwałam taki smutek, taką apatię?

Pewnego wieczoru postanowiłam odbyć z Ireneuszem poważną rozmowę.

– Czy ty jeszcze mnie kochasz? – zapytałam, zaraz po zamknięciu drzwi do sypialni za sobą.

Spojrzał na mnie ze skupieniem.

– Wiesz, ja również ostatnio zastanawiałem się nad tym – odpowiedział.

Wyrażał niepokój swoją postawą.

– Czy coś jest nie tak? – zaniepokoiłam się.

– Nie jestem pewien, co się z nami stanie, Monika – odpowiedział. – Lecz wiem, że twój Marek mi się nie podoba. Absolutnie mi się nie podoba, mimo iż myślałem, że to dobre rozwiązanie. Nie chcę, żebyś się z nim widywała.

– A ja nie chciałabym, żebyś miał obok siebie te wszystkie kobiety! – oświadczyłam. – One mają cię dla siebie, a ja, będąc twoją żoną, nie mam cię przy sobie od bardzo długiego czasu. Takiej sytuacji nie akceptuję.

Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy razem na łóżku w ciszy, jedynie patrząc na siebie. Następnie Irek nieco niepewnie chwycił mnie za dłoń.

Zdystansowaliśmy się od siebie – wyszeptał.

Przytaknęłam, a łzy zaczęły spływać mi po policzkach.

– Myślisz, że możemy coś z tym zrobić? – zapytałam, dreszczem wypełniającym mój głos.

– Spróbujmy przynajmniej.

Długo rozmawialiśmy tamtej nocy. Jako dwoje starych znajomych, między którymi nie ma sekretów. Być może potrzebny nam był szok w postaci "otwartego związku", by uświadomić sobie, że nadal jest między nami uczucie. Nie jestem pewna.

Najgorsze jest to, że ktoś z pewnością dozna bólu. Nawet Marek. Przez to, że zdecydowaliśmy z Irkiem na ożywienie naszego małżeństwa. Poprzez odnowienie bliskości i intymności. Czy nam się to uda? Tylko czas pokaże.