Gdy stawałam na ślubnym kobiercu, rozpierała mnie nieziemska radość i głęboko wierzyłam, że mężczyzna, który składał mi przysięgę dozgonnej miłości, lojalności i prawości w związku, z pewnością jej dochowa. Dwadzieścia cztery miesiące później mój balonik iluzji rozprysł się w drobny mak, a ja z samego raju zleciałam wprost na samo dno otchłani. Okazało się, że mój Paweł od dłuższego czasu chodzi na boki.

To był cios

Jego serce zabiło mocniej do małżonki swojego własnego brata i wkrótce wylądowali razem w łóżku, ledwie kilka tygodni po tym, jak wzięliśmy ślub. Ten cios był dla mnie podwójnie dotkliwy, bo Jola przez cały czas grała rolę mojej oddanej przyjaciółki. Krótko mówiąc, ukochany wbił mi sztylet prosto w serce, a ona chwyciła za trzonek i dobiła mnie, obracając nim w ranie.

Mój świat runął w jednej chwili, całkiem się posypał. Na początku ogarnęła mnie furia i miałam ochotę ich rozszarpać. Sama nie wiem, jakim cudem nie wydłubałam im oczu. W takim stanie byłam gotowa zrobić każdą głupotę. Ostatecznie powrzucałam jego rzeczy na korytarz i powiedziałam, żeby się wynosił.

Jeśli dobrze mi wiadomo, to brat Pawła postąpił z dobytkiem Joli identycznie. W rodzinie rozpętała się prawdziwa afera. Szwagier, urażony do szpiku kości, odciął się całkowicie od brata, a Jolę zaczęto nazywać czarną owcą i ladacznicą. W takiej sytuacji zakochana para wynajęła sobie małe mieszkanko w drugiej części miasta.

Znienawidziłam męża

– Przepraszam. To uczucie runęło na mnie jak grom z jasnego nieba. Jolę zresztą też dopadło... Marzymy o tym, żeby być już razem do końca życia. Wiem, że wyrządziliśmy tobie i Mariuszowi krzywdę. Nie będę miał do ciebie pretensji, jeśli mnie znienawidzisz – oznajmił, pakując resztę swoich gratów.

No to go znienawidziłam z całego serca! Tę Jolkę też. Ta nienawiść dała mi siłę, by przeżyć ten koszmarny czas – nie chwyciłam za flaszkę, nie padłam w objęcia byle faceta. Zaczęłam topić smutki w urojeniach godnych umysłu psychopatki. Bujna wyobraźnia i męczarnie stworzyły warunki, by chore wizje w pełni rozkwitły.

Życzyłam im jak najgorzej

Kreowałam w głowie historie, w których Jolka zapada na ciężką chorobę, a Paweł ją porzuca. Później, dręczony poczuciem winy, popada w alkoholizm i kończy samotnie, umierając na niewydolność wątroby. Fantazjowałam o tym, że dotyka go nieodwracalna niemoc płciowa, podczas gdy Jolka wiąże się z nowym facetem, który okazuje się damskim bokserem i katuje ją od świtu do zmierzchu.

Czuję dziś ogromne zażenowanie z powodu tamtych rozmyślań, ale w czasach, gdy znosiłam katusze i szlochałam każdej nocy w poduszkę, odnajdywałam w nich ukojenie i otuchę. Nie zaliczam się do niegodziwców i nie cechuje mnie mściwość. Uważam, że był to mój sposób na radzenie sobie z napięciem, a dla mojej skrzywdzonej psychiki stanowiło to swego rodzaju terapię.

Byłam rozgoryczona

Gdy podczas rozmowy telefonicznej usłyszałam od Pawła, że zdecydował się wystąpić o rozwód, zareagowałam na tę wiadomość zaskakująco opanowana, jedynie raz określając go mianem drania.

– Naturalnie przyjmuję pełną odpowiedzialność za zaistniałą sytuację i nie mam zamiaru toczyć sporów o meble czy dom. Zostawiam ci to wszystko. Chociaż tyle mogę zrobić – dorzucił na zakończenie współczującym głosem.

Jego gest życzliwości wprawił mnie w zażenowanie, więc przez zaciśnięte zęby warknęłam, żeby spływał i dał mi święty spokój. Byłam rozgoryczona, ponieważ dzień wcześniej usłyszałam pogłoski, że planuje wyjazd z Jolką nad morze, do Jastarni. To mnie zraniło, bo sama uwielbiam polskie wybrzeże, a szczególnie Hel. Od tamtej chwili moje posępne wizje przybrały zupełnie inny, niepokojący obrót.

Zaczęłam snuć wyobrażenia, jak była przyjaciółka i mój zdradziecki małżonek razem idą na dno w morskiej toni albo jak padają ofiarą bandytów w mrocznej uliczce Jastarni, pchnięci nożem. Zdaję sobie sprawę, że to okropne myśli i nie mam nic na swoją obronę. W głębi duszy naprawdę chciałam, żeby spotkało ich jakieś nieszczęście i błagałam Boga, by zesłał na nich prawdziwe cierpienie.

Wiedziałam, że tak obsesyjne wracanie do tego tematu nic dobrego mi nie przyniesie. Miałam świadomość, że kiedy człowiek karmi się nienawiścią, prowadzi to prostą ścieżką do rozgoryczenia, manii prześladowczej i osamotnienia, ale wtedy nie umiałam inaczej postąpić. Gdybym była w stanie przewidzieć, jakie konsekwencje spowoduje ta moja osobliwa terapia na złamane serce... Nigdy bym nie pomyślała, że niegroźne z pozoru marzenia skrzywdzonej dziewczyny mogłyby przerodzić się w coś realnego i spowodować czyjąś śmierć...

Miałam w głowie mroczne sceny

W trakcie ich sierpniowego urlopu w nadmorskiej miejscowości, gdy nad krajem szalały silne nawałnice, w mojej wyobraźni zrodziła się makabryczna opowieść. Zaczęłam sobie wyobrażać, że Jola i jej ukochany zostają porażeni piorunem i umierają na miejscu. Ta scena wyglądała niezwykle autentycznie:

Nadchodziła noc, a para przechadzała się po plaży, trzymając się za ręce. Wymieniali między sobą słodkie słówka, po czym złączyli swe usta w pocałunku. Ułożyli się na piasku i... no cóż, pewne rzeczy lepiej przemilczeć. Skupieni na sobie nawzajem, nie dostrzegli, że na niebie robi się coraz ciemniej. Nie usłyszeli także odgłosów nadciągającej wielkimi krokami burzy i nie poczuli siły spadającego na nich drzewa.

Nieskończona ilość wizji tej sceny pojawiała się w mojej głowie, zupełnie jakbym układała intrygę powieści lub scenariusz do filmu. Czasem uśmiercałam ich pod osłoną nocy, gdy oddawali się miłosnym uniesieniom, a kiedy indziej w samo południe, gdy wtuleni w siebie szukali schronienia przed nawałnicą pod konarami drzewa albo jakąś przydrożną budką.

Doigrali się

Kiedy emocje biorą górę, ludziom zdarza się życzyć sobie nawzajem okropnych rzeczy: obyś gorzko pożałował, żebyś przepadł jak kamień w wodę, idź do diabła, żeby cię szlag trafił, obyś skończył marnie... Zgadza się? Ale ja nic takiego nie powiedziałam, tylko pomyślałam sobie: „Żeby was piorun strzelił!". I wiecie co? Strzelił.

W środku nocy, 19 sierpnia, odebrałam telefon od Mariusza, brata Pawła.

– Monika, nie uwierzysz – odezwał się, a potem do moich uszu dobiegł jego spazmatyczny śmiech przerywany szlochem.

Zajęło mu chwilę, zanim udało mu się z siebie wydobyć następne zdanie, które miało jakiś sens.

– Nie żyją. Paweł i Jolka. Wieczorem pływali nago w morzu. Cały dzień zapowiadało się na to, że w końcu zepsuje się pogoda i tak też się stało. Kiedy zaczęło grzmieć, wyszli z wody. No i nagle błysk, huk i… – nie dokończył. – Nawet nie mieli czasu się ubrać. Zginęli na miejscu. W krzakach nad wydmami siedzieli jacyś pijaczkowie, liczyli na darmowe porno. Od nich to wiem… To znaczy dowiedziałem się od policji, bo dziwnym trafem telefon Jolki ocalał, a ja byłem zapisany w kontaktach jako jej mąż. Więc do mnie zadzwonili.

Byłam w szoku

Całe szczęście, że leżałam w łóżku, gdyż w innym przypadku runęłabym nieprzytomna na ziemię.

– Mam nadzieję, że to tylko taki żart z twojej strony? Sam to wymyśliłeś, co? – zapytałam z nadzieją w głosie, ponieważ istniała szansa, że Mariusz nieźle się spił i po prostu miał jakieś omamy wzrokowe. Odkąd wywalił małżonkę za drzwi, każdego wieczoru traktował się paroma głębszymi, więc taki scenariusz był jak najbardziej realny.

– Mówię poważnie i od siedmiu dni nie tknąłem nawet kropli alkoholu – stwierdził, zupełnie jakby potrafił odczytać moje myśli. – To prawda, już ich nie ma... Cóż za ironia losu. Wyruszyli na poszukiwanie miłości, a spotkali śmierć.

– Wiesz co, odezwę się za jakiś czas, gdy... gdy trochę dojdę do siebie – wykrztusiłam stłumionym tonem.

Czuję się winna

Czułam, że nie mam wyboru. Oddech uwiązł mi w gardle. Spanikowana, że dostaję ataku serca, zadzwoniłam na 112. Ratownicy ocenili, że to tylko napad histerii. Ot co!

Część mnie sądzi, że to, co przydarzyło się Jolce i Pawłowi, było jedynie przykrym zbiegiem okoliczności. Jednak z drugiej strony, gdzieś w środku czuję, że mam w tym swój udział, że poniekąd przyczyniłam się do tego, co ich spotkało. Nie umiem tego racjonalnie wytłumaczyć – przecież nie parałam się nigdy czarami, nie wypowiadałam magicznych zaklęć, nie mam też żadnych nadprzyrodzonych mocy. Mimo to, nie da się zaprzeczyć twardym faktom – oni odeszli z tego świata, a ich życie zakończyło się na plaży od uderzenia pioruna. Tak właśnie to sobie wyobrażałam, dokładnie w taki sposób.

Jest mi strasznie przykro. Szczerze. Byłam na nich wściekła i miałam pełne prawo, bo zrobili z mojego serca sieczkę – ale przecież nie chciałam, żeby umarli! Słowo daję, to nie o to chodziło. Ta sytuacja powinna być dla wszystkich nauczką. Lepiej nie budzić w sobie demonów. 

Monika, 35 lat