Ile można tyrać bez efektów?

Zdaję sobie sprawę z tego, że mam powodzenie u płci przeciwnej i nie widzę nic złego w tym, że czasami to wykorzystuję. Zwłaszcza w pracy przydaje mi się to, że jestem atrakcyjna. Niby wszędzie trąbią o równości kobiet i mężczyzn, ale tak naprawdę to tylko ładnie brzmi w artykułach prasowych. Realia w firmach są zupełnie inne i wcale nie jest tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać. Kto piastuje kluczowe funkcje w firmie? Oczywiście eleganccy panowie w garniturach! A kto haruje od bladego świtu do późnego wieczora, ciągle się dokształca, szlifuje swoje umiejętności językowe i od wielu lat tkwi w miejscu bez perspektyw na rozwój zawodowy? No jasne, że ja!

Nie było w moim życiu nikogo, komu mogłabym powierzyć swoje sekrety i troski. Jako 34-latka żyjąca w pojedynkę, doświadczałam braku akceptacji ze strony innych kobiet, które kompletnie ignorowały ideę "babskiej lojalności". Blondynka bez partnera u boku postrzegana jest jako ewentualne niebezpieczeństwo. Byłam dla nich zwyczajnie rywalką. Z tego powodu współpracowniczki zajmujące wyższe stanowiska również nie opowiadały się za moją promocją zawodową.

Szef mojej firmy, Juliusz (poza imieniem nie ma w nim nic z romantycznego bohatera) to wystrojony cwaniaczek, który nosi soczewki w kolorze nieba i sądzi, że kobiety powinny siedzieć w garach. Co prawda, nie skąpił mi nagród i komplementował mnie przy współpracownikach, ale nowy kontrakt wyraźnie rezerwował dla kogoś innego. Skończył już pięćdziesiąt dwa lata. U swoich przełożonych z Niemiec cieszył się sporym uznaniem. Naszą działką jest elektronika – wypuszczanie na rynek świeżutkich wyrobów od naszego producenta zza zachodniej granicy.

– Ela, co ja bym począł bez ciebie, jesteś dla mnie jak prawa ręka! – Julek często to podkreślał.

Tyle i nic poza tym. Zazwyczaj finał ograniczał się do ściskania ręki przez przełożonego i skromnej nagrody finansowej. Ale ja zasługiwałam na coś więcej! Miałam w sobie ogromny potencjał, dobre wykształcenie, pasję i oryginalne pomysły… Aż wreszcie któregoś razu, kiedy siedziałam w swoim oszklonym gabineciku i zerkałam na Julka, zaczęłam nad czymś rozmyślać:

„Ciekawe… Oczarowanie szefa, dla którego rodzina jest najważniejsza na świecie, to wyczyn godny mistrza – zastanawiałam się, spoglądając na jego nieskazitelnie wyprasowaną, białą jak śnieg koszulę. – Albo wyjątkowej kobiety. Czy ja nie jestem właśnie taka?”.

Ten awans mi się należał

Początek nie był obiecujący. Spódniczki krótsze niż zazwyczaj, spore dekolty, odmieniona fryzura – no cóż, wszyscy byli pod wrażeniem, ale nie Juliusz. Wtedy zdecydowałam się na inny plan: poświęcić się pracy bez reszty! W końcu zaraz po bliskich to właśnie praca była dla szefa najistotniejsza.

Jako jedna z ostatnich opuszczałam biuro, decydowałam się na wykonywanie dodatkowych zadań, a nawet zdecydowałam się uczestniczyć w paru szkoleniach, o czym nie omieszkałam wspomnieć przy każdej okazji. I co? Nic z tego. Kompletny brak reakcji. Żadnego zachwytu, który mógłby przerodzić się w coś głębszego. Powoli zaczynałam odczuwać coraz większą frustrację na samą siebie. Wygląda na to, że nawet takie świnki morskie jak ja mają w niebie swojego strażnika.

Raz, w sobotni poranek, musiałam skoczyć do firmy po jakieś papiery. Okazało się, że mój przełożony też tam był. W dodatku ewidentnie nie w sosie.

– Cześć, co ty tu robisz? Kobieto, ty non stop pracujesz! – powiedział zdziwiony moją obecnością.

– Po prostu kocham to, co robię – odpowiedziałam z uśmiechem, a następnie... – Proszę mi wybaczyć tę śmiałość, ale wydaje mi się, że coś pana trapi. Wszystko w porządku? – zapytałam ostrożnie, mimo że dotychczas unikaliśmy z Juliuszem tematów osobistych. Od początku naszej znajomości ustaliliśmy, że kwestie prywatne pozostawiamy poza pracą.

– Zdarza ci się czasem spojrzeć w lustro i pomyśleć: czy ja nie marnuję swojego życia? Ech, co ja plotę! – Juliusz wykonał lekceważący gest dłonią.

– Akurat pan należy do osób, które doskonale wiedzą, do czego dążą – stwierdziłam przekonana o prawdziwości swoich słów.

No i proszę! Czyżby szefa dopadły wątpliwości związane ze schyłkiem młodości? To była moja szansa!

– Nikogo to nie omija… – zaczęłam z przekonaniem, niczym wytrawny specjalista od ludzkiej psychiki.

A potem dopiero zaczęłam konfabulować! Mówiłam mu, że nie mam bliskich osób, rodzice wyemigrowali, że co wieczór przekraczam próg swojego pustego mieszkania i pół nocy spędzam na płaczu w poduszkę.

– Mam poczucie osamotnienia, bycia zbędną – ciągnęłam swój wywód, aż w końcu sama poczułam ukłucie w sercu.

Łzy spływały mi po policzkach, a w głowie kłębiły się myśli o tym, jak poradzę sobie z rozmazanymi kosmetykami na twarzy, bo zostawiłam kosmetyczkę w domu… Nagle stało się coś nieoczekiwanego! Mój przełożony poderwał się z fotela, podszedł do mnie i czule pogładził mnie po włosach.

– Daj spokój. Skoro oboje mamy dziś pechowy dzień, to może pójdziemy na gigantyczną porcję lodów? Ty nie musisz przejmować się figurą, a ja dam sobie na chwilę spokój z dietą – zasugerował.

Uff! Teraz go zdobędę! Poza pracą bez problemu potrafiłam wykorzystać swoje wdzięki i owinąć go sobie wokół małego palca. Wiem, to obrzydliwe, ale moja strategia podziałała…

Byłam jak prawdziwa femme fatale

Pewnego sobotniego popołudnia ponownie natknęłam się na Juliusza w pracy. Byłam przekonana, że zjawił się tam nieprzypadkowo, mając nadzieję na nasze spotkanie. Gdy odwoził mnie pod dom, jak zazwyczaj pożegnałam go uściskiem dłoni. Wówczas spojrzał mi prosto w oczy.

– Co ty ze mną wyprawiasz, kobieto! Co ty wyczyniasz… – wymruczał, po czym zaczął mnie namiętnie całować.

Kochaliśmy się w moim mieszkaniu niczym dwójka zakochanych nastolatków. Jednak tuż po wszystkim Juliusza dopadło poczucie winy i zaczął mi opowiadać o swojej małżonce! Jaka to ona cudowna, jak mocno ją kocha. Stałam jak wryta, nie wiedząc, czy parsknąć śmiechem, czy zalać się łzami. Nieee, to zdecydowanie nie był materiał na idealnego kochasia! Ale w sumie nie za bardzo mnie to ruszało. Byłam z nim nie bez powodu. Zwłaszcza że właśnie zwolnił się wakat na kierownika naszego biura w Gdańsku. Wystarczyłoby dobre słowo z jego strony, parę pozytywnych opinii… Przerzuciłam się więc na sugestie, że lepiej by nam było, gdybyśmy nie musieli spotykać się w biurze. Najlepiej, gdybym przeniosła się do innej miejscowości.

– Może spotykalibyśmy się trochę rzadziej, ale za to byłoby bezpieczniej. Nie oczekuję, że porzucisz małżonkę. Dla mnie liczą się przede wszystkim te ulotne momenty radości, które mi czasem zapewniasz – kręciłam jak z nut.

Szef połknął haczyk! Julek z własnej inicjatywy zagadnął, jakie mam zdanie na temat przenosin do Trójmiasta. Ledwo udało mi się opanować, żeby z wielkiej radości nie podskoczyć pod samo sklepienie, a następnie go nie wyściskać. Oczywiście bez problemu dostałam tę posadę! Dobrze, że w robocie nikt nie myślał, że przez sypialnię.

Spakowałam manatki i po trzech tygodniach zamieszkałam na Pomorzu. Został tylko jeden temat do ogarnięcia… Juliusz planował mnie odwiedzić w weekend. Okłamał swoją małżonkę, mówiąc jej, że wyjeżdża służbowo. Nie mam pojęcia, w jaki sposób, ale jego partnerka dowiedziała się o planowanej wizycie u mnie. No i wykonała do mnie telefon!

Nic na to nie poradzę

– Dowiedziałam się o waszym związku. Zamierzam złożyć wniosek o rozwód. Możesz zatrzymać go na stałe dla siebie. Nikt nigdy wcześniej mnie tak strasznie nie skrzywdził, jak on – szlochała przez telefon.

Zastygłam w bezruchu. Rozwód?! Czy ona postradała zmysły?! Nie miałam wyboru – wyjawiłam jej całą prawdę. O swoich ambicjach zawodowych, pragnieniu wspięcia się po szczeblach kariery, o tym, co zamierzałam zrobić.

– Nie masz sumienia! Życzę ci, żebyś kiedyś doświadczyła takiej krzywdy, jaką ty wyrządziłaś nam. Poświęciłaś rodzinę dla mamony! Jesteś jak jadowita żmija, bez serca i uczuć! – rzuciła na odchodne.

Pogawędka z Julkiem była znacznie bardziej przykra. Małżonka naturalnie wszystko mu wygadała... Cóż, w pełni należały mi się te wszystkie słowa potępienia i obraźliwe określenia. Zdaję sobie sprawę, że usiłował w niemieckim oddziale firmy cofnąć moją promocję. Przysłali nawet jakiegoś Niemca, żeby sprawdził co i jak. Na całe szczęście zrobiłam na facecie naprawdę niezłe wrażenie. I to nie tylko jeśli chodzi o pracę zawodową...

Nikt mnie z posady nie usunął, choć wiem, że Julek robił, co mógł. Jest na mnie cięty jak osa. Żonka nie darowała mu skoku w bok i naprawdę złożyła papiery rozwodowe. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Ale gdzieś w głębi duszy tlił się promyczek, który tłumaczy moje działanie. W pracy daję z siebie wszystko. Jedynym powodem, dla którego szef tego nie zauważał, była moja płeć. Cóż, tym razem dostał porządną lekcję.

Elżbieta, 34 lata