Mały Kubuś od ponad dwóch godzin był nie do uspokojenia. Dałam mu specjalne krople na kolkę jelitową, trzymałam go na rękach, kołysałam, chciałam nakarmić, ale nic nie pomagało. Julek drzemał w naszej sypialni ze stoperami w uszach, a przynajmniej takie miałam wrażenie, dopóki nie pojawił się w przedpokoju, potargany i z niezadowoloną miną.

 – Która godzina? – wybełkotał zaspany, zaglądając do salonu, po którym przechadzałam się z synkiem w ramionach. – Wydaje mi się, że on tak zawodzi od dwudziestej drugiej...

– Już po drugiej w nocy – odparłam. – Chyba rosną mu ząbki... Jestem wykończona. Gdy tylko próbuję usiąść, zaczyna płakać jeszcze głośniej...

Zauważyłam, że mąż ledwo zipał ze zmęczenia. Codziennie zrywał się z łóżka przed 6 rano, a w robocie musiał być czujny i skupiony, bo obsługiwał sprzęt budowlany i jeździł ciężarówką. Ja byłam na urlopie macierzyńskim, więc opiekowałam się bobasem od rana do wieczora i oczywiście w nocy też.

Dbałam o to, żeby mój małżonek mógł się porządnie wyspać, w końcu harował na utrzymanie całej naszej rodziny, ale zdarzały się chwile, kiedy czułam żal, że on ma szansę odpocząć od brzdąca, a ja nie.

– Potrzymaj go przez moment – zwróciłam się do niego, trzymając na rękach popłakującego Kubusia. – Marzę o tym, żeby się czegoś napić i coś przekąsić.

Julek zabrał ode mnie bobasa, a ja czmychnęłam do kuchni. Chciało mi się ryczeć albo wrzeszczeć. Maluch nie dawał się położyć do łóżka, więc bez przerwy musiałam z nim chodzić po pokoju niczym lew w zoo. Jak marzyłam o tym, żeby wziąć gorący prysznic, pomalować paznokcie albo chociaż napić się herbaty bez odkładania kubka z piętnaście razy, aż w końcu zrobi się zimna! Ale cóż, mogłam jedynie… no właśnie – pomarzyć.

Małżonek zjawił się w pomieszczeniu kuchennym, zanim jeszcze czajnik zdołał zagwizdać.

– Kochanie, muszę się zdrzemnąć, choć ze trzy godziny – odezwał się błagalnie. – Zdaję sobie sprawę, że ledwo zipiesz, ale jutro czeka nas wyburzanie obiektu.

Pojęłam, o co mu chodzi. Potrzebował być w dobrej kondycji, aby wszystko poszło gładko i bezpiecznie. Bez słowa odebrałam od niego zawodzącego synka i odruchowo zaczęłam go bujać. Zrezygnowałam z parzenia naparu. I tak nie zdążyłabym go spokojnie wypić, póki był ciepły.

Maluch nareszcie przestał płakać

Zmęczona, przysnęłam z nim na kanapie. Obudziło mnie mrowiące ciało, akurat gdy mój partner szykował posiłek.

– Niedługo muszę lecieć – oznajmił, gdy mnie zobaczył. – Napijesz się kawki?

– Szczęściarz z ciebie – burknęłam. – Jasne, chętnie.

Spotkaliśmy się znowu pod wieczór i ledwo zipaliśmy ze zmęczenia. Ale przynajmniej Julek cały dzień był w towarzystwie dorosłych, zdążył wypić parę kaw, pogadać z ludźmi i mógł im ponarzekać, jak bardzo jest wykończony.

Ja natomiast latałam jak głupia od kibla do kuchni, próbując ogarnąć wszystkie zaległości, gdy mój maluch odsypiał nocne szaleństwa. W te kilka chwil musiałam upchnąć pranie, pozmywać gary, posprzątać zupkę rozsypaną przy obiedzie i oskrobać górę marchewek. Ledwo to ogarnęłam, a tu mój szkrab się budzi i cały cyrk zaczyna się od początku.

Dzień upłynął nam na krótkim spacerku i robieniu małych sprawunków. Później zadzwoniła moja mama, wytykając błędy w sposobie, w jaki zajmuję się dzieckiem. Do tego jeszcze musiałam stoczyć bój z opornym zamkiem u drzwi wejściowych, co przyprawiło mnie o solidne spocenie, a małego Kubusia o kolejną dawkę płaczu.

Te wszystkie wydarzenia tak dały mi w kość, że gdy wieczorową porą mój Julek objął mnie ramieniem i złożył całusa na mojej szyi, odruchowo się od niego odsunęłam.

 – Daj mi święty spokój! Jestem totalnie wykończona!

Dostrzegłam w jego oczach ból. Pragnął jedynie wtulić się w ramiona swojej małżonki, a później zapewne kontynuować romantyczne chwile w sypialni. Jednak nie odczuwałam chęci ani na zbliżenie, ani nawet na czułości. Odczuwałam zmęczenie ciała, ale głównie – ducha. Przygnębiała mnie świadomość, że mój los nie ulegnie zmianie przez kolejne długie miesiące. Dzień w dzień ta sama wykańczająca powtarzalność, ten sam trud…

Czułam się totalnie wykończona

W sobotę i niedzielę miałam trochę luźniej, ponieważ udało mi się pospać o godzinkę dłużej niż zwykle. Mąż z kolei zabrał naszego malucha do ogrodu. Niestety później wpadł do niego kumpel i razem popijali piwko, wylegując się na leżakach, a ja w tym czasie przygotowywałam zapiekane ziemniaki, rozmyślając o tym, kiedy ostatnio byłam na drinku z przyjaciółkami. Pod koniec dnia Julek tryskał energią, ja natomiast ledwo zipałam.

– Chodź no tutaj – zwrócił się do mnie, chwytając mnie w talii, kiedy sprzątałam naczynia ze stołu.

Usiadłam Julkowi na kolanach i dałam mu się pocałować. Miałam jednak do wyboru dwie opcje: iść z nim do łóżka albo wziąć kąpiel. Delikatnie uwolniłam się z jego objęć i wyznałam, że od dwóch dni nie miałam okazji się wykąpać.

– Wybacz… – rzuciłam, dostrzegając zawód na jego twarzy.

Następny tydzień niewiele różnił się od wcześniejszych – Kubuś ząbkował i ciągle marudził, oboje byliśmy niewyspani i padnięci, a ja zbywałam czułości mojego męża, mówiąc mu, że padam z nóg.

W ostatnią niedzielę mój mąż wybrał się do klubu bilardowego razem ze swoim kumplem. Gdy tylko przekroczył próg mieszkania po powrocie, zauważyłam na jego twarzy dość osobliwy wyraz, a przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy kolejnego dnia dorwałam się do jego komórki. Doszłam wówczas do wniosku, że to z pewnością sprawka Marcina – faceta, który ma dwójkę brzdąców na głowie – to on musiał podsunąć mu do głowy ten pomysł.

Chwyciłam telefon małżonka, by wybrać numer do siebie, gdyż gdzieś zapodziałam swój telefon. Zaglądając do rejestru ostatnio wybranych numerów przez Julka, w oko wpadł mi kontakt, pod który dzwonił dwukrotnie: „Mariola Agencja Komórka".

To wszystko było dla mnie jak grom z jasnego nieba. Nagle dotarło do mnie, że Julek należy do grona >>takich<< mężczyzn! Usprawiedliwiał zdradę tym, że ja poświęciłam się dziecku.

Ja biegam za dzieckiem, a mąż za panienkami

Przyznaję, że w ostatnim czasie odrzucałam zaloty i dwuznaczne aluzje małżonka, ale żeby od razu dziewczyna z agencji?!! Byłam pewna, że to sprawka tego całego Marcina! Od razu miałam przed oczami taką scenę: „Słuchaj stary, skoro żonka ci nie daje, to mam namiar na dyskretną pannę z agencji. Wystarczy zadzwonić, dogadać szczegóły, zapłacić i po krzyku! Wielu kolesi tak robi".

Wpadłam na pomysł, aby się spakować, chwycić synka i pojechać do matki, ale mam zupełnie inne usposobienie. Od razu muszę z siebie wyrzucić to, co mi leży na sercu. Czekałam zatem na męża, który akurat poszedł bez komórki kupić pampersy i próbowałam powstrzymać napływające do oczu łzy.

Gdy przekroczył próg domu, ja już płakałam rzewnymi łzami i drżałam na całym ciele. Perspektywa wyprowadzki napawała mnie przerażeniem! Nie wyobrażałam sobie życia w rozłące z nim! Tliła się we mnie nadzieja, że być może nie zdążył jeszcze spotkać się z tą kobietą, że do zdrady ostatecznie nie doszło! Byłam gotowa przebaczyć mu to, że zamierzał umówić się z kobietą z agencji! Uświadomiłam sobie, jak mocno kocham Julka i że nie potrafiłabym funkcjonować bez niego u boku. Całym sercem pragnęłam, aby nasza sytuacja nie była jeszcze przesądzona i abyśmy mogli to wszystko jeszcze posklejać...

Gdy mój partner przekroczył próg mieszkania, zamarł z przerażenia, spoglądając na mnie.

Co się wydarzyło? Gdzie jest nasz synek? – podbiegł w moją stronę z przestrachem wymalowanym na twarzy.

– Poszedł na przechadzkę z babcią – wydukałam, ocierając łzy. – Wpadła z wizytą i zabrała go ze sobą.

– To dlaczego szlochasz? – spytał kompletnie skonfundowany.

Zaprzeczyłam ruchem głowy i wyjawiłam mu całą prawdę

Przyznałam się, że grzebałam w jego komórce i wyszukałam kontakt do pewnej Marioli, która pracuje w agencji. Przeprosiłam go również za to, że go odtrącałam i obiecałam, że już nigdy więcej tego nie zrobię, bo nadal go pragnę, tylko po prostu padałam ze zmęczenia i...

– Agata! – wszedł mi w słowo i parsknął śmiechem. – Zdaję sobie sprawę z tego, że ostatnio byłaś wykończona. Kurcze, nie mogę uwierzyć, co ty sobie wymyśliłaś!

Z zaskoczeniem wpatrywałam się w jego twarz, na której gościł beztroski uśmiech. Dopiero po chwili zrozumiałam sens jego słów. Rzeczywiście, Mariola pracowała w agencji, ale nie była to żadna agencja towarzyska, tylko firma zajmująca się opiekunkami! Prawdą jest, że namiary na tę agencję Julek otrzymał od Marcina.

Agencja skontaktowała Julka z jedną z niań, a on z kolei wpisał ją do telefonu jako "Mariola Agencja". Wybrał taką nazwę, bo Mariola to również imię jego przełożonej i chciał uniknąć ewentualnej pomyłki.

– Tą opiekunką chciałem ci zrobić niespodziankę z okazji naszej rocznicy – zdradził swój plan. – Moim zamiarem było podarowanie ci czegoś w rodzaju wolnego czasu. Abyś mogła wyskoczyć do kosmetyczki, wybrać się do kina albo umówić z koleżankami. No i żebyśmy kiedyś we dwoje poszli na randkę… Jak w ogóle przyszło ci do głowy, że mógłbym mieć kogoś na boku?! Wiesz, teraz to zastanawiam się, czy w ogóle mam ochotę świętować naszą piątą rocznicę…

Przepraszanie go zajęło mi sporo czasu, ale ostatecznie się pogodziliśmy. Przeprosiłam go też za to, że całkowicie wyleciała mi z głowy nasza rocznica ślubu. Na szczęście udało mi się zorganizować prezent w ostatniej chwili. Gdy Mariola, nasza opiekunka, została wieczorem z małym Kubą, ja zarezerwowałam miejscówkę w karczmie pod miastem. Podczas wznoszenia toastu, spojrzałam znacząco w stronę sufitu i wyszeptałam, że na górze mają pokoje noclegowe dla gości. Spędziliśmy naszą rocznicę w bardzo przyjemny sposób!

Agata, 29 lat