Życie rodzinne nas wykończyło

Pragnęłam przeżyć wielką, pełną pasji miłość! Moje małżeństwo przetrwało krócej niż czas, w którym mieliśmy spłacać pożyczkę zaciągniętą na zorganizowanie wystawnego przyjęcia ślubnego. Po bajecznej ceremonii i cudownych tygodniach poślubnej podróży, które spędziliśmy w tropikalnym raju, wyszło na jaw, że mój wymarzony mężczyzna nie podołał wyzwaniom, jakie niesie ze sobą życie rodzinne. Przez pewien czas tkwiłam w złudnym przekonaniu, że wszystko jest w porządku.

Miałam nadzieję, że narodziny dziecka wszystko zmienią. Sądziłam, że Konrad stanie się bardziej odpowiedzialny, poważniejszy, i że dopasuje swoje życie do nowej roli taty. Cóż, moje marzenia okazały się płonne. On dalej robił swoje, jakby nic się nie stało, a ja musiałam jakoś ogarniać zajmowanie się maluchem i resztą spraw, które miałam na głowie.

Podczas mojego urlopu wychowawczego nasza sytuacja materialna zmieniła się na gorsze. Mąż, jako jedyny pracujący w rodzinie, stał się jeszcze bardziej uparty i kategorycznie odmawiał pomocy w obowiązkach domowych. W mgnieniu oka wpadłam w błędne koło, z którego nie widziałam drogi ucieczki. Ten stan rzeczy odbił się na mojej psychice: byłam permanentnie wykończona, bez chęci do działania i, nie oszukujmy się, zaniedbana.

– Mogłabyś trochę o siebie zadbać – powtarzał Konrad, spoglądając z odrazą na zabrudzenia na mojej koszulce. – To jak w opowieści, tylko że na odwrót. Poślubiłem księżniczkę, a w zamian otrzymałem ropuchę.

Jeszcze później usłyszałam od niego wiele tekstów w stylu: „a inne kobiety to...”. Wtedy głowiłam się nad tym, skąd on może wiedzieć, co robią inne babki – czy widział je kiedyś, jak piorą ciuchy, ledwo chodzą ze zmęczenia albo miksują zupki dla dzieciaków? Sądziłam, że to tylko takie durne gadki, które mają mnie zmotywować do działania.

Szukał rozrywki u innych

Miałam nadzieję że się zmieni, ale szybko straciłam złudzenia. Wieczorami, gdy Konrad już spał, zerkałam na jego telefon. Przychodziły do niego wiadomości o treści dość kontrowersyjnej, wręcz erotycznej. Zauważyłam, że wszystkie były wysyłane z jednego numeru. Wtedy zrozumiałam, że w jego życiu pojawiła się inna. Odruchowo próbowałam ratować naszą relację, ale pomimo starań nie potrafiłam na dłużej skupić na sobie jego uwagi.

– Powiedz szczerze, czy ty mnie jeszcze kochasz? – odważyłam się spytać, licząc w duchu na to, że bez namysłu odpowie twierdząco.

On tymczasem omiótł mnie wzrokiem tak przenikliwym, że dostałam gęsiej skórki. Obserwował mnie z pogardą i oburzeniem. W jego oczach malowało się jednocześnie obrzydzenie, jak również zainteresowanie.

– Miłość do ciebie? – w jego tonie dało się wyczuć tak ogromne zaskoczenie, że dałoby się je pociąć nożyczkami. – Nie ma mowy. Dla mnie również jest zagadką, czemu nadal jesteśmy razem – na jego czole pojawiła się wyraźna bruzda, świadcząca o mozolnej pracy szarych komórek.

– No i jakie są twoje przemyślenia? – niemal błagałam o odpowiedź, mimo iż podświadomie domyślałam się, co usłyszę.

To chyba kwestia współczucia – wzruszył ramionami. – Ewentualnie niechęć do zmian. No bo wiesz, rozwód to niezła gimnastyka… – posłał mi swój rozbrajający uśmiech.

Pękłam.

– Ty gnoju! – doskoczyłam do niego z wyciągniętymi pazurami, pragnąc zetrzeć mu z twarzy ten bezczelny grymas.

No cóż, moje paznokcie od wielu tygodni nie miały okazji poczuć dotyku hybrydy, więc tak naprawdę nie wyrządziłam mu większej szkody, szczególnie że błyskawicznie chwycił moje dłonie.

– Oszalałaś?! Zawsze byłaś stuknięta, tylko ja tego nie dostrzegałem?

– Na bank mi odbiło, kiedy zgodziłam się, by za ciebie wyjść – warknęłam. – A kompletnie zwariowałam, kiedy przyzwalałam ci na romanse, upokarzanie mnie, lekceważenie moich potrzeb, a rozpieszczanie własnych, totalne olewanie domu i rodziny, łącznie z opieką nad Krzysiem, skąpienie nam pieniędzy, chociaż sobie w niczym nie odmawiasz! – wyrzucałam z siebie pretensje. – Ale już dość! Przejrzałam na oczy. W tej chwili się stąd wyniesiesz. Kolejny raz zobaczymy się dopiero w sądzie!

Słowa po prostu same płynęły z moich ust. Zupełnie nie planowałam podejmować radykalnych decyzji pod wpływem złości, ale Konrad przyjął je z dostrzegalną ulgą. Zupełnie jakby tylko wyczekiwał tej chwili.

– Skoro tak chcesz.

Poszedł w stronę garderoby. Moment później miał już spakowaną walizkę.

– A więc to ty składasz papiery? – upewnił się, stojąc już w drzwiach, a potem rozpłynął się w mroku przedpokoju.

Brakowało mi tylko jednego

Zaraz po rozwodzie miałam dużo na głowie i prawdziwe trudności i szczerze mówiąc, bez wsparcia bliskich nie dałabym sobie rady. Z czasem zrobiło się trochę lżej. Zaczęłam znowu pracować, a Krzysia oddałam najpierw do żłobka, a potem do przedszkola – jako samotny rodzic miałam pewne udogodnienia. Wtedy mogłam w końcu nacieszyć się wolnością i ciszą w mieszkaniu, na co tak długo czekałam.

Z czasem jednak czegoś zaczęło mi brakować. Byłam jeszcze młoda i marzyłam o dojrzałym partnerze, z którym mogłabym wieczorami wychodzić na miasto, śmiać się i przytulać... Te pragnienia sprawiły, że zaczęłam spoglądać na jednego z kolegów w pracy. Wydawało mi się, że traktuje mnie jakoś inaczej niż pozostałych, że jego sympatia wykracza poza zwykłą uprzejmość.

Raczej nieśmiały i opanowany, wydawał się bardzo odpowiedzialny. Zupełnie inny niż Konrad. I to było super. Zanim powolutku zaczęłam wprowadzać go do mojego życia, kilka razy wybraliśmy się razem na kolację. Polubił Krzysia, a maluch odwzajemniał to uczucie. Cudownie. Jako mama byłam przeszczęśliwa, że wszystko tak dobrze się układa.

Nie mogę powiedzieć, że straciłam głowę dla Karola, ale darzyłam go szczerą sympatią i szacunkiem. Ceniłam jego rzetelność i troskę o przyziemne sprawy. Służył mi pomocą przy drobnych pracach remontowych w mieszkaniu, interesował się tym, jak się czuję, chwalił mój wygląd i to, jak gotuję. Z anielską cierpliwością odpowiadał na niekończące się pytania zadawane przez Krzysia i fantastycznie odnajdywał się w roli wujka-tatusia. Wprowadzał chłopca w świat mężczyzn, pokazując mu, jak jeździć na rowerze i pozwalając pomagać sobie w męskich zajęciach.

Gdy poprosił o moją rękę, nie odpowiedziałam od razu „nie”. Z drugiej strony nie wybrzmiało z moich ust zdecydowane „tak”. Zamiast tego, poprosiłam o chwilę do namysłu, na co przystał bez żadnych sprzeciwów. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że po moim wcześniejszym, zakończonym fiaskiem związku małżeńskim, potrzebuję czasu by wszystko dokładnie przemyśleć.

Z czasem zaczęliśmy rozmawiać o wspólnej przyszłości. Coraz więcej rozmawialiśmy o tym, by sprzedać nasze małe mieszkania i kupić niewielki dom na przedmieściach. Kiedy w pracy zaproponowali mi podwyżkę i cykl kursów doszkalających organizowanych poza naszym miastem, mój partner gorąco zachęcał mnie, bym skorzystała z okazji, podszkoliła się i zmieniła pracę. Przekonywał, że spokojnie da sobie radę sam, gdy mnie nie będzie.

– Kochanie, daj spokój, to raptem kilka dni w miesiącu. Ja i Krzyś będziemy się razem świetnie bawić. Nawet nie poczuje twojej nieobecności i nie zdąży zatęsknić – namawiał mnie gorliwie. – Masz szansę zdobyć nowe kwalifikacje, zrobić coś tylko dla siebie, grzechem byłoby odmówić. Bardzo się cieszę, że się na to zdecydowałaś. Nie zawracaj sobie głowy tymi wszystkimi błahostkami w domu, ja to ogarnę.

Kolejny na mojej drodze

Sporo czasu minęło, zanim podjęłam decyzję. W końcu zdecydowałam się na zmianę pracy i przyjęłam nową ofertę. Pierwsze spotkanie integracyjne było dla mnie totalnym zaskoczeniem. Noclegi w ekskluzywnym centrum konferencyjnym sprawiły mi ogromną przyjemność. Ale to nie wszystko – poznałam też ciekawych ludzi, a te świeże relacje okazały się nad wyraz interesujące. Szczególnie jedna osoba przykuła moją uwagę…

Od pierwszego wejrzenia Robert przykuł mój wzrok. Nie można było nazwać go pięknisiem, ale roztaczał wokół siebie taką aurę męskości, z której często dowcipkował, nazywając ją swoim jedynym asem w rękawie, jeśli chodzi o podryw. Urzekł mnie swym urokiem i galanterią, która nie graniczyła z natręctwem, a mimo to działała na mnie jak magnes. Gdy zajęcia dobiegły końca, wybraliśmy się razem do klubu, gdzie przy koktajlach mogliśmy poznać się nico bliżej.

Bez cienia zawstydzenia przyznał, że wpadłam mu w oko od pierwszej chwili, gdy odrobinę onieśmielona przekroczyłam próg sali wykładowej, wodząc oczami w poszukiwaniu pustego krzesła.

– Prezentowałaś się wtedy wprost obłędnie – przekonywał, ledwo wyczuwalnie pieszcząc moje palce swoimi – zupełnie jakbyś przybyła z jakiejś innej rzeczywistości. Taka odmienna od tych wszystkich pewnych swego karierowiczek.

Z konferencji wyjechałam z motylami w brzuchu i nie mogłam doczekać się kolejnego wyjazdu. Karol reagował na mój brak cierpliwości z rozbawieniem.

– No, no, połknęłaś haczyk i aż chłoniesz nową wiedzę. Nie będę zdziwiony, jeśli lada moment zapiszesz się na studia podyplomowe.

Był w błędzie. Nie chodziło o chęć zdobywania nowej wiedzy. Następna podróż spowodowała zwrot w moim związku z Robertem. Łączyło nas tak potężne zauroczenie – spotęgowane przez czas rozłąki i wyczekiwania na siebie – że staliśmy się kochankami. I wciąż nimi jesteśmy...

Od nadmiaru boli mnie głowa

Mam wyrzuty sumienia, bo zdradzam Karola, ale namiętność bierze górę. W ramionach Roberta przestaję myśleć o otaczającej mnie rzeczywistości, a tego nie doświadczam przy moim facecie. Gdy opadają jednak emocje, zawsze wracam do przytulnego gniazdka, jakie stworzyłam z facetem, któremu prawie powiedziałam „tak”. Wtedy czuję się prawie szczęśliwa. Zdaję sobie sprawę, że prędzej czy później przyjdzie moment, gdy stanę przed wyborem, z którym z nich chcę być na stałe.

To był trudny wybór. Z jednej strony miałam Karola, który oferował mi stabilizację, przewidywalność i poczucie bezpieczeństwa. Wiedziałam, że przy nim moje życie będzie ułożone i poukładane. Z drugiej strony kusiła perspektywa szalonego romansu z Robertem, choć zdawałam sobie sprawę, że nasza namiętność niekoniecznie musi prowadzić do bajkowego zakończenia. Obaj byli dla mnie ważni, choć z zupełnie innych przyczyn. Jeden gwarantował spokój niczym niezawodny bank, a drugi wywoływał dreszczyk emocji i przyjemne łaskotanie w brzuchu. Kusiło mnie, aby zatrzymać ich obu w moim życiu...

Wkrótce kursy dobiegną końca i zabraknie mi wymówki, by spotykać się z Robertem. Obawiam się, że zrywając z nim, nigdy nie będę w stanie o nim zapomnieć i ciągle będę roztrząsać, jak potoczyłoby się nasze życie. Jednak rzeczywistość to nie bajka, mój pierwszy mąż boleśnie wpajał mi tę lekcję.

Żegnając Roberta, już odczuwam tęsknotę i postanawiam w duchu, że przeprowadzę rozmowę z Karolem. Ale przekraczając próg domu i widząc, jak razem z rozentuzjazmowanym Krzysiem przygotowują dla mnie posiłek, moja determinacja stopniała. Nie umiem zdecydować. Cokolwiek wybiorę, ktoś będzie nieszczęśliwy...