Jakieś kilka dni temu zadzwonił do mnie telefon. Właśnie prasowałam ubrania, więc szybko odebrałam, nie patrząc nawet na ekran. Byłam przekonana, że to jest moja przyjaciółka. Ale nie...

– Dobry wieczór, Ewo – usłyszałam łagodny głos mojego męża w słuchawce. – Posłuchaj, nie jestem pewien, jak ci to powiedzieć... Chciałbym się z tobą spotkać, pogadać...

– Na temat rozwodu?

– Nie... niezupełnie. Ta kobieta... Słuchaj, miałaś rację, to był błąd. Chciałbym do ciebie wrócić. Wybaczysz mi to, co zrobiłem? Dasz mi kolejną szansę? – zaczął się jąkać, a ja stałam i słuchałam tego wywodu jak sparaliżowana.

Na krótką chwilę zamarłam, nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa.

– Nie jestem pewna, Rafał. Tak nagle z tym wyskoczyłeś... To nie jest rozmowa na telefon – powiedziałam i rozłączyłam się.

Zostawił mnie z dnia na dzień

Jeżeli ktoś by mi rok temu powiedział, że tak będę rozmawiać z Rafałem, popatrzyłabym na niego jak na szaleńca. Byłam totalnie pewna, że nasze małżeństwo jest szczęśliwe. Tak, to prawda, że czasami dochodziło do sprzeczek. Zdarzały się też dni, kiedy się do siebie nie odzywaliśmy, ale przecież tak jest w każdym związku, prawda? Niespodziewanie któregoś dnia Rafał przyszedł i powiedział mi, że odchodzi do innej kobiety.

– Pracujemy razem, doskonale się rozumiemy. Chciałbym z nią stworzyć rodzinę – tłumaczył.

Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo i co do mnie mówił. Moje uczucie do męża było mocne, nie umiałam sobie wyobrazić, że miałoby go nie być. Przez ponad dekadę dzieliliśmy ze sobą wszystko... Nie mogłam zrozumieć, jak można tak po prostu skreślić te wszystkie lata.

Dlatego na początku chciałam walczyć. Prosiłam, błagałam, żeby nie odchodził. Ba, nawet go straszyłam, że jeśli mnie opuści, to sobie zrobię krzywdę. Starałam się przekonać go, że ta inna kobieta to tylko coś chwilowego i nic nie znaczy. Mówiłam też, że jeśli natychmiast zakończy z nią znajomość, to ja mu wybaczę.

Ale zamiast się poprawić, sytuacja tylko się pogarszała. To, co się działo, sprawiało, że mąż mnie odpychał. Stał się zimny, arogancki, nieczuły. Jakby zapomniał o naszej dawnej, wielkiej miłości, a dopiero co wszystko wydawało się przecież być w porządku.

– Daj mi żyć i się tak nie poniżaj. To, co było między nami to już historia. Rozstańmy się w spokoju, jak cywilizowani ludzie – mówił.

A potem zabrał swoje rzeczy i po prostu odszedł...

– Nigdy nie zgodzę się na rozwód! – krzyknęłam za nim.

Szukałam winy w sobie

Na samym początku było mi bardzo trudno. Chciałam się komuś wygadać, opowiedzieć, jak źle się czuję, ale było mi głupio. Nie byłam w stanie przyznać nawet przed sobą, że przegrałam. I nie chciałam, aby ktoś widział moje łzy, cieszył się moim bólem! Uznałam więc, że schowam się w domu, nie odbierałam połączeń od nikogo. Świat zewnętrzny widziałam tylko podczas drogi do pracy, a od razu po powrocie rzucałam się na łóżko i na zmianę płakałam i wyklinałam cały wszechświat.

Była we mnie furia skierowana na męża i na tę jego kochankę. Myślałam, jak się na nim zemścić. Wpadłam na pomysł, żeby wpaść do ich biura i na głos, na oczach wszystkich, wygarnąć im, jaką krzywdę mi zrobili. A potem zaczęłam obarczać winą siebie.

"Może nie jestem wystarczająco ładna? Nie poświęcałam mu odpowiednio dużo czasu? Nie umiałam dobrze gotować?" – zastanawiałam się. Czułam się brzydka, stara i bez wartości. Przekonałam się, że już niczego nie jestem w stanie zrobić, że moje życie po prostu się zakończyło. Nie mam pojęcia, co by się ze mną stało, gdyby nie Kinga.

Koleżanka wyciągnęła mnie z dołka

Moja koleżanka nie mogła zrozumieć, że nie mam ochoty, żeby się z nią spotkać. Pewnego razu po prostu postanowiła złapać mnie po pracy. Przyczaiła się obok jedynych drzwi wyjściowych, więc mimo wielkiej chęci, nie miałam sposobu, żeby ją ominąć.

– Przyszłaś, żeby sobie popatrzeć, jak wygląda kobieta, która została porzucona? No to patrz! – zawołałam.

Chciałam, żeby się obraziła i sobie poszła. Jednak ona zignorowała ironię w moim tonie.

– Ewuniu, pogadajmy. Nie musisz się przecież kryć ze swoim bólem przede mną. Jestem twoją przyjaciółką. Razem sobie z tym poradzimy – powiedziała.

Tego dnia rozmawiałyśmy aż do późnej nocy. Później ona codziennie do mnie dzwoniła, odwiedzała mnie. Cierpliwie słuchała moich narzekań, dodawała mi otuchy.

– Zobaczysz, to wszystko zniknie. Nie wiem kiedy, ale na pewno się to stanie – tłumaczyła mi.

Kinga miała absolutną rację. Po paru miesiącach ból rzeczywiście stał się mniej intensywny. Rozmowy z nią działały na mnie jak terapia. Już nie odczuwałam takiej nienawiści do swojego męża, nie chciałam się zemścić. Ani na nim, ani na jego obecnej dziewczynie. Byłam nawet gotowa zgodzić się na rozwód, mimo że do tej pory nie złożył wniosku do sądu. To trochę mnie zaskoczyło, bo przecież mówił, że chce z tą kobietą założyć rodzinę i przeżyć resztę swojego życia.

Wiedziałam z plotek krążących po mieście, że w jego nowym związku nie układa się jakoś super, ale nie pokładałam w tym żadnej nadziei. Zaczynałam akceptować fakt, że teraz powinnam planować swoje życie bez jego obecności. A potem zadzwonił z prośbą o powrót.

To był moment na odwet

Porzuciłam prasowanie i usiadłam sobie na fotelu. Tyle razy marzyłam o tej chwili! Często wyobrażałam sobie, jak Rafał z bukietem kwiatów w ręku biegnie do mnie i z pokorą prosi o wybaczenie. Ale to były marzenia sprzed kilku miesięcy, krótko po tym jak mnie opuścił, jeszcze przed rozmowami z przyjaciółką.

Teraz stałam się już inną osobą, a dodatkowo wraz z nadejściem wiosny w moim życiu stopniowo pojawiała się równowaga. Zaczęłam ponownie się uśmiechać, wychodzić na zewnątrz i spędzać czas ze znajomymi. A teraz znów to wszystko miało się wywrócić do góry nogami?

"Nie ma mowy! Zdradził mnie i potem zostawił dla innej baby, a teraz, kiedy mu nie wyszło z tą drugą, nagle prosi o przebaczenie? I jeszcze wierzy, że go do siebie przygarną? Co za bezczelny typ!" –pomyślałam.

Nie miałam zamiaru dać Rafałowi kolejnej okazji do tego, by mnie zranić. To ja chciałam zranić jego, sprawić, żeby czuł ból – taki sam jak ja jeszcze niedawno. Wzięłam więc telefon do ręki i wybrałam numer Kingi. Musiałam podzielić się z nią tą niesamowitą wiadomością.

– Rafał chce wrócić. Przeprasza, błaga o wybaczenie – powiedziałam, kiedy tylko usłyszałam jej głos w słuchawce.

– I co planujesz zrobić? – zapytała po chwili.

– Co zrobić? Odesłać go tam, skąd przyszedł, w cholerę! Zaraz do niego zadzwonię i powiem, co myślę o jego przeprosinach – odpowiedziałam zdecydowanie.

Zaskoczyła mnie

Od dawna nie czułam takiego poczucia spełnienia. Liczyłam na to, że Kinga mnie wesprze... A jednak jej reakcja całkowicie mnie zaskoczyła.

– Poczekaj, Ewcia, spokojnie. Nie spiesz się tak... Przemyśl wszystkie argumenty "za" i "przeciw". I dopiero potem daj mu odpowiedź – doradziła mi Kinga.

– Ale co tu jest do przemyślenia po tym jak mnie zranił, upokorzył, zdradził mnie i odszedł? Chyba oszalałaś! – nie ukrywałam swojej złości.

– Nie denerwuj się tak! Po prostu na spokojnie to wszystko przemyśl. Żebyś potem nie żałowała swojej decyzji – odparła.

Początkowo nie byłam przekonana, ale w końcu uległam namowom mojej przyjaciółki. Przez kilka dni zastanawiałam się nad sytuacją. I wydaje mi się, że już podjęłam decyzję.

Nie wiem, co zrobię

Jutro zadzwonię do Rafała i umówię się z nim na rozmowę. Nie zamierzam na niego krzyczeć czy robić mu żadnych wyrzutów. Wysłucham w spokoju, co ma mi do powiedzenia. Jeżeli zauważę, że jest szczery i że naprawdę żałuje swojego zachowania, to możliwe, że mu wybaczę. Nie powiem mu tego jednak od razu, niech trochę się postara...

Możliwe, że uznacie mnie za głupią, może powiecie, że brakuje mi godności. Być może tak właśnie jest. Ale uświadomiłam sobie, że mimo wszystko, ciągle go kocham. Tylko czy to wystarczy, by znów układać sobie z nim życie?