Przyznam, że podeszłam do tej znajomości z wyrachowaniem. Romek w sumie sam się o to prosił. Uwodził mnie i adorował, jakbym była jakąś pięknością, a ja jestem zwyczajną kobietą w dodatku ze sporym bagażem doświadczeń. Kilka lat temu rozwiodłam się z mężem, a na swoje musiałam ciężko pracować. Nigdy nie było mi łatwo. Rodzice zmarli, gdy byłam nastolatką, więc kurs dojrzewania przeszłam szybciej niż moi rówieśnicy. Do wszystkiego dochodziłam samodzielnie, nikt nie wspierał mnie finansowo, nie łożył na rozwój i edukację. Życie mnie nauczyło, żeby mądrze kierować swoim losem i po prostu być cwaną. 

Kiedy rozstałam się z mężem, przez pewien czas wynajmowałam pokój u obcych ludzi. „Jak długo można tak mieszkać, kątem?” – zastanawiałam się podczas wielu bezsennych nocy, aż w końcu podjęłam decyzję: wezmę kredyt i kupię mieszkanie. Nie zarabiałam zbyt wiele, więc w grę wchodził tylko rynek wtórny. Gdy już dokonałam wyboru, wpłaciłam zaliczkę, a potem wniosłam swoje walizki na drugie piętro, wreszcie poczułam, że jestem u siebie. Moje szczęście nie miało granic. Jednak mieszkanie było w opłakanym stanie. Generalnego remontu wymagał pokój i kuchnia. W łazience wystarczyło kupić nową armaturę i jakoś dało się żyć.

Gotowa byłam zrobić wiele

Właśnie wtedy pomyślałam o Romanie. Miał firmę budowlaną i z tego, co wiedziałam, podejmował się też mniejszych remontów. Tylko on mógł mnie uratować!

– Tobie policzę jedynie za materiał – obiecał, bo chyba miał nadzieję, że dzięki tej przysłudze zbliży się do mnie.

Ja jednak postanowiłam sprytnie wykorzystać nadarzającą się okazję i wycisnąć z tej znajomości, ile tylko się da. „Może to i moralnie naganne, ale nie stać mnie na fachowców za pełną cenę” – tłumaczyłam sobie w myślach, gotowa kokietować Romka byle remont wyszedł mnie taniej.

Byłam kobietą niezależną. Takiego też chciałam mieć partnera. „W dodatku dobrze, gdyby był przystojny, wykształcony i miał niezły dochód, bo z mojej urzędniczej pensji na nic mnie nie stać” – wyliczałam w myślach cechy mojego wymarzonego kandydata na męża numer dwa.

– A ten Romek? Niczego mu nie brakuje – dopytywała moja mama.

Zobacz także:

W tym był cały kłopot. Niby niczego mu nie brakuje, jest zaradny i z własną firmą, ale był, krótko mówiąc, zupełnie nie w moim typie. Mnie podobali się wysocy i dobrze zbudowani panowie, a on był mojego wzrostu i raczej wątłej budowy.

– Jest za to obrotny i patrzy na ciebie jak w obraz – moja mama nie dawała za wygraną i ostrzegała, że nie jestem już młódką, żebym mogła tak wybrzydzać.

Ja jednak ciągle uważałam, że na rynku matrymonialnym nawet mimo swojej czterdziestki jestem łakomym kąskiem.

Tymczasem w mojej kawalerce trwał remont. Romek gipsował ściany w pokoju i kładł kafelki w kuchni. Uwijał się jak w ukropie.

– Świetnie ci idzie – chwaliłam go.

Cieszyłam się, że tak to wszystko sprytnie wymyśliłam i znalazłam fachowca, któremu płacę miłymi słowami, a nie gotówką. Był tak we mnie wpatrzony, że szło mi to dość łatwo. Roman przymykał oko na wiele rzeczy, a czasem nawet sam kupił jakieś drobiazgi potrzebne do prac remontowych. Byłam o parę groszy do przodu. 

Jednego tylko nie wzięłam pod uwagę…, że spędzając tyle czasu z Romanem, zacznę inaczej na niego patrzeć!

Zaczęłam dostrzegać coś więcej

Imponowało mi, że Roman ma pomysły i jest zaradny, wie, jak mnie skutecznie przekonać, gdy się mylę, a jednocześnie szanował moje zdanie. Zobaczyłam człowieka, który zwraca uwagę na to, co mówię i czego chcę. Moje oczekiwania były dla niego najważniejsze.

Co ważne dla mnie, bardzo ciepło mówił o swoich dorosłych córkach z poprzedniego małżeństwa i mamie, którą czasem się opiekował. To ładnie o nim świadczyło. Był dojrzały, odpowiedzialny i opiekuńczy, a przede wszystkim - nie ukrywam, ze dodawało mi się pewności siebie - patrzył na mnie jak na ósmy cud świata. Okazało się w dodatku, że ma sporo do powiedzenia na różne tematy. A ja brałam go za prostego budowlańca, który do dwóch nie potrafi zliczyć.

Nim remont się zakończył, Romek zupełnie podbił moje serce! Ale to nie ja obniżyłam wymagania, a po prostu Roman je wszystkie spełnił! Może poza tym, że nie jest wysoki, ale co tam! Nie muszę przecież cały czas paradować w obcasach.