Cieszyłam się jego zainteresowaniem

Nie przejmowałam się tym, jak wyglądam, chociaż pewnie kilka rzeczy bym u siebie zmieniła. Byłam więc zaskoczona, że taki chłopak się mną zainteresował. Oboje pracowaliśmy w innych działach tej samej firmy i widywaliśmy się każdego dnia. Zazwyczaj spotykaliśmy się podczas przerwy na lunch. Maciej siadał przy moim stoliku i zaczynał gadać. Miał duże poczucie humoru i potrafił powiedzieć kobiecie miłe rzeczy. Urzekał mnie jego sposób bycia. Bardzo mi się podobał i cieszyłam się, że się mną interesował, zwłaszcza jak dowiedziałam się, że na lunchu nie usiadł obok mnie przez przypadek. Koleżanka z biurka obok powiedziała mi, że pytał o moje godziny pracy. Anka, typowa Anka, zapytała wprost:

– Czyżbyś chodził za Sandrą?

– Chcę zrobić sobie przerwę na obiad i przy okazji ją spotkać – odpowiedział.

Anka powiedziała to nie tylko mnie, ale i oczywiście wszystkim z biura. W firmie zaczęły krążyć plotki, że coś między nami jest, choć my nadal flirtowaliśmy tylko słowami i spojrzeniami. Plotki sprawiły, że po raz pierwszy poczułam się jak prawdziwa kobieta. Zaczęłam zwracać większą uwagę na swój wygląd. Dawniej myślałam, że nie ma sensu starać się wyglądać ładnie, bo i tak nikt się mną nie zainteresuje.

Lubiłam bardziej się uśmiechać niż malować twarz. Jako że byłam miłośniczką jedzenia i nie przepadałam za uprawianiem sportów, zawsze zakładałam ciemne ubrania, które pomagały mi maskować moje krągłe kształty. W takich ciuszkach czułam się komfortowo i bezpiecznie, a co najważniejsze – niezbyt kobieco. Myślałam, że jeśli nie będę się stroić, to uniknę nieprzyjemnych komentarzy.

Jednak wszystko uległo zmianie, kiedy w moim życiu pojawił się Maciej. Zaczęłam się malować, nosić buty na koturnach, a nawet założyłam obcisłe jeansy. Po kilku tygodniach zalotów Maciej zaprosił mnie na randkę do teatru, a potem na kolację do restauracji. To był najcudowniejszy wieczór w moim życiu! Idealny, a powietrze wokół nas było jak naładowane elektrycznością, mimo że nawet nie doszło do pocałunku. Wydaje mi się, że każde z nas chciało jak najdłużej cieszyć się tymi niewinnymi momentami zauroczenia.

Później pojawiły się następne randki, wyznania uczucia, pierwszy raz... I staliśmy się parą. Czułam się, jakbym wygrała los na loterii. W skrócie: nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście.

– Powiedz, czemu się we mnie zakochałeś? – spytałam Maćka. – Gdybyś ogłosił, że szukasz dziewczyny, to pewnie zrobiłaby się długa kolejka chętnych...

Na jego twarzy pojawił się uśmiech, bo był zadowolony z komplementu.

– Dlatego, że jesteś niesamowita. Normalna, pełna radości i beztroski. Przy tobie czuję się swobodnie. Nie muszę udawać, że jestem kimś innym. Nie muszę robić wrażenia – wyjaśnił.

Zasypałam go pocałunkami. Ale kiedy później o tym myślałam, nie byłam pewna, czy rzeczywiście wtedy powiedział mi coś miłego. „Nie muszę się starać”? Czy to nie znaczy: „nie jesteś tego warta”? Czy może tylko sobie wmawiam, że coś jest nie tak?

Musiałam o siebie zadbać

Po paru miesiącach bycia razem, zaczęliśmy mieszkać pod jednym dachem. Maciek był bardzo troskliwy. Bardzo się o mnie starał, aż do momentu, gdy zaczął mnie „doskonalić”. Na starcie przekonał mnie do rzucenia palenia. Bez żadnych problemów zdecydowałam się to zrobić, bo sama od dłuższego czasu chciałam skończyć nałogiem, tylko brakowało mi motywacji.

Na początku było naprawdę ciężko. Miałam kłopoty ze skupieniem się, stałam się strasznie nerwowa i zaczęłam zajadać stres słodyczami. Nawet najmniejsza rzecz potrafiła mnie doprowadzić do łez. Przebrnęłam przez to wszystko tylko dzięki wsparciu Maćka. Kiedy zaczynałam narzekać, że tęsknię za papierosami, przytulał mnie mocno i mówił:

– Dasz radę, kochanie. Już tyle dni walczysz, nie marnuj tego. Będzie tylko lepiej. Jestem z ciebie dumny!

Faktycznie, po paru miesiącach już nie odczuwałam potrzeby palenia papierosów. Ale rzucenie tej szkodliwej używki sprawiło, że przybrałam na wadze. A przecież i tak już byłam krągła. Znowu na ratunek przyszedł mi Maciek. Zachował się bardzo delikatnie. Ani razu nie powiedział, że jestem zbyt puszysta i że powinnam zrzucić kilka kilogramów, po prostu zaczął mnie zabierać na treningi do siłowni, na jazdę na rolkach i rowerze.

Zaczął kupować tylko produkty niskokaloryczne i zdrowe, co totalnie odmieniło nasze menu. Dzięki temu szybko i bez większego wysiłku pozbyłam się nadmiaru kilogramów. Teraz ważę nawet mniej niż zanim rzuciłam fajki i czuję się naprawdę super. Ale to był tylko początek, bo mój chłopak zaplanował dla mnie jeszcze więcej zmian... Zaczął zwracać uwagę na moje małe wady, które wcześniej jakoś nie robiły na nim wrażenia. Mianowicie mawiał:

– Czy mogłabyś nie rozrzucać ciuchów po całej chacie? Czy możesz wkładać brudne naczynia do zmywarki, zamiast ustawiać z nich stosy na blatach? Czy mogłabyś nie pić takich ilości alkoholu?

Nie denerwował się, tylko pytał

Starałam się jak mogłam, by go uszczęśliwić, by zasłużyć na jego uczucie. Był tak cudownym facetem, że pragnęłam być dla niego tą jedyną. Ale niestety jednocześnie byłam przy nim ciągle zestresowana. Nieustanne oceny sprawiały, że czułam się nieswojo, jakby wróciłam do czasów szkolnych.

Fajnie było słyszeć pochwały od Maćka, ale nie były one w stanie zrekompensować mi tego ciągłego, ukrywanego strachu przed krytyką, którą w kółko wygłaszał. Wiedziałam, że coś za coś. W każdym związku są jakieś plusy i minusy. Warto czasem trochę się poświęcić, zgodzić na jakiś kompromis, żeby zasłużyć na takiego faceta. Postarałam się pozbyć tej chaotycznej, bałaganiarskiej i imprezowej mnie, ale okazało się, że to nie wystarczyło.

– Słabo, że znasz tylko jeden język i to angielski. Wypadałoby jeszcze niemiecki opanować...

– Czemu? – zapytałam.

– Żeby się rozwijać. „Stojący w miejscu, to jak cofający się” – rzucił swoim ulubionym powiedzeniem, które zaczynało mnie już denerwować.

– Może i tak. Zapiszę się na hiszpański, zawsze mi się podobało, jak on brzmi.

Myślisz jak prawdziwa kobieta – uśmiechnął się szeroko i z politowaniem. – Patrzysz na to, co ładne, a nie na to, co praktyczne. Lepiej jest się nauczyć niemieckiego.

– Ale dlaczego?

– W Hiszpanii czy w Ameryce Południowej dogadasz się bez trudu po angielsku. Ale w Niemczech to już inna bajka. Lepiej znać tamtejszy język. Wiesz, że niektórzy Niemcy udają, że nie znają angielskiego?

Kiedyś słyszałam coś podobnego na temat Francuzów, więc pomyślałam, że mój chłopak gada głupoty, ale tylko wzruszyłam ramionami.

– Nie zamierzam jechać do Niemiec, więc to mnie nie obchodzi.

– Ach, zachowujesz się jak dziecko. Myśl przyszłościowo. Umiejętność posługiwania się niemieckim zwiększy twoją atrakcyjność dla pracodawców.

I tak dalej, i tak dalej... Chciałam mu rzec, daj mi żyć, stary, to moja kasa i mój wolny czas, więc to ja powinnam zdecydować, na który kurs się wybiorę. Ale znowu odpuściłam i zapisałam się na ten przeklęty niemiecki.

Wreszcie powiedziałam dość!

Im bardziej starałam się spełniać zachcianki Maćka, tym więcej oczekiwał. To była niekończąca się historia. Moje wysiłki tylko podsycały jego chęć ciągłego doskonalenia mnie. Jego wymaganiom nie było końca. Bez względu na to, co bym zrobiła, zawsze chciał więcej i stawiał mi nowe wyzwania do pokonania. Nie dał mi spokoju nawet w sypialni.

Na starcie związku, nasze chwile intymności były pełne pożądania i spontaniczności. Ale z biegiem czasu zaczęły przypominać mi bardziej wykonywanie poleceń. Teraz zmieńmy pozę. Połóż dłonie na moich plecach. Wolniej. Szybciej. Nasza relacja, zamiast dodawać mi skrzydeł, zaczęła mnie przytłaczać. Było mi ciężko przyznać to nawet przed samą sobą, nie mówiąc już o przyjaciółkach, które uważały, że trafiła mi się świetna partia.

– Przy nim rozkwitłaś – ciągle powtarzała Anka. – Teraz wyglądasz jak laska, bo wcześniej... Wiesz, co mam na myśli.

Pamiętam, jaka byłam dawniej. W mojej pamięci to wciąż było żywe. Zdałam sobie sprawę, że ta „dziewczyna” wcale nie jest zadowolona. Maciek uczynił mnie bohaterką pewnego szalonego show o nazwie „supergirl project”. Ta nieperfekcyjna, ale pełna radości dziewczyna, w której swobodzie i normalności rzekomo się zakochał, gdzieś zniknęła. Jej już nie było, bo on ją zniszczył.

Wyrzuciłam z siebie wszystko, co mi ciążyło. Szczerze liczyłam na to, że zrozumie. Gdyby tylko pokazał chociaż trochę chęci, gdyby spojrzał na siebie, zamiast ciągle zwracać uwagę na moje błędy, pewnie dałabym mu jeszcze jedną szansę. Ale on tylko uporczywie zaprzeczał temu, co mówiłam, a potem się obraził.

I taki był początek końca naszej relacji. Ostateczne rozstanie miało miejsce miesiąc później, kiedy „nie stałam się mądrzejsza”, jak on tego chciał. Były łzy, bo zawsze jest smutno, kiedy miłość się kończy, ale poczułam wielką ulgę. Straciłam chłopaka, ale za to odzyskałam siebie. To był tylko początek zmian, które dla mnie przygotował...