Byłam dwudziestodwuletnią dziewczyną, która nie zdała nawet matury. W moim rodzinnym gniazdku cały czas wybuchały awantury, które wynikały z faktu, że tata nieustannie pił, a mama nie miała z czego żyć. Często uciekałam do domu babci, gdzie łapałam chwilę oddechu i wykorzystywałam czas na naukę.

Miałam 16 lat, gdy babcia odeszła. Od tego momentu zaczęłam opuszczać szkołę, znikać z domu i uciekać w towarzystwo znajomych, dla których picie i to, czy będą mieli gdzie spać, było bardziej istotne niż nauka.

Wszystko mam dzięki ciotce

Podczas gdy moje rówieśniczki kończyły szkołę średnią, ja desperacko starałam się zwrócić uwagę jakiegoś przypadkowego faceta, który by stwierdził, że jestem w porządku. Próba zdobycia akceptacji była moim priorytetem, ale zawsze szybko mu się to nudziło i zostawałam sama. Jedyną pracą, która zapewniała mi jakiekolwiek dochody, było nocne zaopatrywanie sklepu w towar lub sprzątanie magazynu.

Gdyby nie moja ciotka, prawdopodobnie skończyłabym w jakiejś pijackiej dziurze, nadal prowadząc życie bez perspektyw. To właśnie ona zaproponowała, abym przyjechała do niej, do miasta i tam poszukała zatrudnienia. Córka ciotki wyjechała na studia, a ona została w domu sama. Bardzo chciała, abym nawiązała kontakty z ludźmi i ukończyła szkołę, nawet chodząc na zajęcia wieczorowe. Gdy zamieszkałam z ciotką, załatwiła mi pracę w sklepie u swojej znajomej. Każdy mój dzień wyglądał identycznie, od rana do późnego popołudnia przenosiłam skrzynki z magazynu, porządkowałam towary i sprzątałam.

Gdy w trakcie wykonywania mojej pracy obserwowałam rodziny z maluchami, coraz częściej w mojej głowie zaczęły pojawiać się myśli o założeniu własnej rodziny. Takiej bez przemocy, kłótni czy alkoholu. To było moje marzenie, pomimo tego, że nie miałam pojęcia o kosztach związanych z wychowywaniem dzieci czy utrzymaniem własnego domu. Przecież mieszkałam na kwaterze u mojej ciotki, nie miałam żadnego wykształcenia ani perspektywy na poprawę sytuacji. Nie było też osoby, z którą mogłabym założyć tę rodzinę, mimo że tak bardzo pragnęłam miłości...

Z Tomkiem zaprzyjaźniłam się w pracy

Przyjechał w zastępstwie kolegi, który złamał nogę. Przez następne kilka tygodni jeździł z towarem do okolicznych sklepów, a w międzyczasie staliśmy się sobie bliscy. Tak jak ja, pochodził z rodziny, w której przemoc była na porządku dziennym, więc szybko musiał się usamodzielnić i opuścić dom. Dzielił mieszkanie z kolegą, który również był dostawcą, podejmując też prace dorywcze, zwłaszcza na budowach, a tych w naszej okolicy nie brakowało.

Wieść o ciąży była dla nas zaskoczeniem, choć chyba w głębi duszy byliśmy na to przygotowani. Gdy zaczęło być widać mój stan, chociażby po rosnącym brzuchu, zwierzyłam się w końcu mojej ciotce. Ona wyraziła nadzieję, że tata malucha sprosta temu wyzwaniu.

Rozumiałam, co sugeruje. Nie chciałam jej dłużej siedzieć na głowie, zwłaszcza że czasami w weekendy odwiedzała ją jej córka, a wtedy ja musiałam się przenieść do pokoju dla gości. Nie mogłam bez końca mieszkać u ciotki, zwłaszcza że od jakiegoś czasu czułam, że moja obecność jest dla niej coraz mniej komfortowa. Wiedziałam, że te niewielkie kwoty, które dorzucam do czynszu, nie pokrywają wielu wydatków, a stan zdrowia mojej wybawicielki pogarszał się, co oznaczało, że coraz więcej pieniędzy przeznaczała na lekarstwa.

Kiedy oznajmiłam Tomkowi, że nadszedł czas na moją wyprowadzkę, zasugerował, że mogłabym zamieszkać u niego.

Ostatecznie zamieszkałam z matką Tomka

Pomysł mieszkania w małym lokalu z dwiema innymi osobami, szczególnie gdy niedługo miała pojawić się jeszcze jedna nowa osóbka, wydawał się niemożliwy do zrealizowania. Ale mój luby miał na myśli nie tę kawalerkę, którą dzielił z kolegą, ale dom, w którym dorastał. Zapewnił mnie, że jego tata właśnie przebywa na terapii odwykowej, a co do jego mamy – mimo że czasami lubi sobie wypić, da się z nią porozumieć.

Tomek poleciał do Anglii z myślą o zarobieniu na naszą rodzinę i na jakieś miejsce, które moglibyśmy wynajmować we troje, jak dziecko się urodzi. W dodatku nie mogłam już pracować w sklepie ze względu na swoją sytuację i zostałam praktycznie bez środków do życia. Liczyłam na to, że łatwiej przeżyję ten czas bez niego, ale czułam się fatalnie. Fundusze, które nam wysyłał, pozwalały utrzymać skromny standard życia, ale moje stosunki z jego matką okazały się dużo bardziej skomplikowane, niż przypuszczaliśmy. Nieustannie zarzucała mi, że kradnę, bo z jej lodówki znikają produkty, które, w jej mniemaniu, zjadam ja. 

Kontakt z Tomkiem urwał się, gdy byłam w ósmym miesiącu ciąży. Mimo świadomości, że jego praca była wymagająca, nurtowały mnie obawy, że może tam spotkać kogoś innego i już do mnie nie wrócić. Gdy na świat przyszła nasza mała dziewczynka, nie miałam z nim żadnego kontaktu. Nawet nie mogliśmy wspólnie wybrać dla niej imienia.

Byłam zupełnie osamotniona

Gdy wróciłam ze szpitala do zimnego domu, nie mogłam liczyć na matkę Tomka. Częściej zaczęła spać aż do południa, a w nocy skarżyła się, że dziecko nie pozwala jej zasnąć. Ojciec mojej małej obiecał, że wróci do Polski, zanim nasza córeczka przyjdzie na świat, ale ulotnił się z mojego życia. Nie widziałam innej opcji...

Nie chciałam, aby moja córka dorastała w domu, gdzie nieustanne kłótnie i alkohol są na porządku dziennym, mimo iż tak bardzo ją kochałam i wiązałam z nią nadzieje. Byłam przekonana, że to ona przyniesie zmianę w moim życiu. Nigdy przedtem nie przypuszczałabym, że jestem zdolna do podjęcia tak drastycznej decyzji, a mimo to zdecydowałam się.

Ubrałam małą najcieplej, jak potrafiłam i owinęłam ją w kocyk, kiedy spała. Pod kocem ulokowałam kartkę z napisem „Hania”, bo takie imię dla niej wybrałam. Dołączyłam do tego mój medalik z grawerem, który dostałam jako dziecko podczas komunii. Jakbym podświadomie chciała ją jakoś oznaczyć, licząc na to, że pewnego dnia będę mogła ją odnaleźć.

Wyszłam z nią z domu o drugiej w nocy

Idąc, oglądałam się dookoła, czy nikt mnie nie obserwuje, ani nie podąża za mną. „Okno życia” oddalone było o około pół godziny spaceru od miejsca, gdzie mieszkałam. Wewnętrznie odczuwałam presję, żeby jak najszybciej to wszystko załatwić, ale z drugiej strony nie chciałam się z nią rozstawać... Mimo to jak w transie nieustannie podążałam do przodu, ku mojemu celowi.

Na zewnątrz panował mroźny chłód, ale zdjęłam swój płaszcz, aby dodatkowo otulić małą Hanię. Wreszcie dotarłam do celu. Podeszłam do okienka, zerknęłam, żeby upewnić się, że śpi, i delikatnie pocałowałam jej niemowlęcy, mięciutki policzek. Otworzyłam drzwi i umieściłam ją w wyznaczonym miejscu. Odsunęłam się o krok, serce biło mi jak oszalałe. Jestem pewna, że gdyby ktoś był obok, też by to usłyszał. Wtedy jej płacz sprawił, że coś we mnie drgnęło. Być może to mój chłodny pocałunek ją obudził, albo fakt, że przestałam ją przytulać... Stałam i patrzyłam, jak płacze, a moje serce rozpadało się na miliony drobnych kawałków. Obawiałam się, że ktoś nas usłyszy, ale chyba jeszcze bardziej bałam się tego, co zamierzałam zrobić.

W mgnieniu oka wzięłam ją na ręce, przytulając mocno do siebie. Wyczuła mój zapach i zaczęła się uspokajać. Wydawało mi się, że jej spojrzenie pełne jest niezrozumienia: „Mamo, czemu chciałaś mnie opuścić?” Była jeszcze zbyt mała, by to pojąć. Szybko wróciłam z nią do domu, zmieniłam jej pieluchę, nakarmiłam i razem zasnęłyśmy. Rano przybyła do nas położna z okolicy, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Pokazała mi, jak przystawić ją do piersi, bo miałam z tym kłopoty. Doradziła mi również, aby skonsultować się z lekarzem, podała informacje, gdzie i kiedy mam się zgłosić na szczepienie. Zauważyła, że miejsce, w którym mieszkamy, nie jest odpowiednie dla takiego maleństwa. Prawdopodobnie wyczuła zapach alkoholu dochodzący z pokoju matki Tomka...

Odesłała mnie do ośrodka wsparcia społecznego, dostałam pieniądze na zakup niezbędnych rzeczy, odzież, którą podarowała jakaś dobra dusza i pampersy.

Parę tygodni później do drzwi zapukał Tomek

Przyznał, że nie zdążył wrócić, zanim się urodziła mała, mimo że tak ustaliliśmy. Wyszło na jaw, że miał poważny wypadek na placu budowy, po którym wymagał długiej rekonwalescencji. Jego szef starał się wykazać, że to nie była jego wina jako pracodawcy, ale ostatecznie musiał pokryć zarówno koszty leczenia, jak i wypłacić odszkodowanie.

Na emigracji prawie wszystko, co zarobił, odkładał, więc nie zjawił się bez grosza przy duszy. Znaleźliśmy małe mieszkanie i przeprowadziliśmy się do niego. Początki były ciężkie, nie mogłam się odnaleźć w nowej rzeczywistości i często obwiniałam się, że nie jestem godna bycia matką. Lęk był ogromny – obawiałam się, że mogę zaszkodzić sobie czy Hani, ale Tomek zorientował się, że coś jest nie w porządku. Był naszym wsparciem, przekonał mnie do terapii.

Od tamtych ciężkich chwil minęło już dziesięć lat. Skończyłam szkołę zaocznie, zdałam maturę, a potem zrobiłam studia pedagogiczne. Teraz pracuję jako pomoc w przedszkolu. Tomek jest kierowcą ciężarówki. Czasami musi wyjeżdżać w dłuższe trasy, ale zawsze jestem pewna, że wróci do domu. Tworzymy prawdziwą rodzinę. Pobraliśmy się i mimo że nie zawsze jest idealnie, mam dom, o którym zawsze marzyłam.

Tomek do tej pory nie wie o tamtej nocy, kiedy byłam o krok od popełnienia najgorszego błędu w moim życiu. Jeżeli nie dosłyszałabym rozdzierającego płaczu Hani, teraz nie mogłabym obserwować jej, jak dorasta, uczy się wierszyków, nawiązuje pierwsze relacje z rówieśnikami... To właśnie ten płacz doprowadził do tego, że wszystko potoczyło się w zupełnie innym kierunku.